- Przejdźmy może w inne miejsce – zaproponowałam. Sasha przystała na propozycję i spacerkiem ruszyłyśmy przez las. Tu chłód nie był aż tak dotkliwy – co prawda nie padały na nas promienie słońca, ale za to byłyśmy osłonięte od wiatru. Kiedy trochę się rozgrzałyśmy, opowiedziałam Sashy o Athenie, mojej kochanej sówce. Potem zaległa cisza, która nie trwała jednak długo, gdyż dotarłyśmy w jakieś dziwne miejsce. Wiało od niego magią. Znajdowały się tam wodospady różnej wysokości otoczone porośniętymi mchem i innymi roślinkami skałami. Teren tu podnosił się, ścieżka była dobrze widoczna, wyłożona kamieniami. Wokół cisza zakłócana jedynie szumem wody. Miejsce idealne dla mnie.
- Gdzie jesteśmy? – zwróciłam się do Sashy. Po chwili namysłu odpowiedziała:
- To chyba Wodospad Zagubionych, ale nie jestem pewna, nigdy tu nie byłam.
- W takim razie chodź, rozejrzymy się – powiedziałam i ruszyłam przodem.
<Sasha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz