Dogonimy mój obiad? - zapytałem dziwnie się szczerząc. Savey roześmiała się.
- Nasz obiad - poprawiła.
- Kto pierwszy ten lepszy - mruknąłem rozglądając się za jeleniem. Po chwili szukania wadera skoczyła w krzaki. mój instynkt kazał skoczyć za nią. Zrobiłem to jak najciszej. Brr, głupie zimne krzaki. Nie lubię zimy.
Skradaliśmy się dłuższą chwilę między trawami, gdy nagle zobaczyliśmy tego samego jelenia. Robił to co robił wcześniej - jadł trawę. Tak po prostu przełykał i rozgryzał (a może raczej na odwrót) trawę wymieszaną z zamarzniętym śniegiem. Ohyda.
Chciałem się temu bardziej przyjrzeć. Wychyliłem się zza wysokiej trawy. Nagle poślizgnąłem się i wpadłem na Sav. Wadera syknęła coś pod nosem i wypadliśmy z krzaków.
Oczywiście jeleń nas zobaczył i uciekł. Savey szybko wstała i ruszyła w pogoń za zwierzęciem. Ja również byłem głodny więc postanowiłem pomóc nowej znajomej w złapaniu obiadu. Skoczyłem i pobiegłem przed siebie. Długo biegłem za beżowym ogonem wadery. Poślizgnąłem się i zwolniłem tempo. I nagle usłyszałem trzask i pisk jednocześnie. Puściłem ten dźwięk mimo uszu i skupiłem się na znalezieniu zapachu jelenia. I znalazłem. Najpierw zapach, potem całą resztę.
Savey siedziała nad martwym jeleniem, z którego ciekła czerwona maź, to znaczy krew.
- Niezła jesteś - powiedziałem gdy do niej dobiegłem.
- Jeleń się potknął - wyjaśniła wadera - Wtedy nieco zwolnił.
Popatrzyłem ze zmęczeniem na zwierze.
- Podzielisz się? - zapytałem niepewnie. Właściwie to Sav samodzielnie upolowała tego jelenia.
<Sav?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz