wtorek, 28 czerwca 2016

Od Teriyaki CD Disparate

Syknęłam z bólu, ale nadal próbowałam czarować.
- Dawaj, Teri, dasz radę- mruczałam cicho do siebie. Czekałam tylko aż Disp i Lyle znajdą się blisko. W końcu nadarzyła się okazja, gdy Lyle i jego towarzysz, znaleźli się w mojej pułapce. W tym momencie wzniosła się Mgła. Wciąż nie wstając, teleportowałam nas na powierzchnię. Byłam świadoma, że ten ruch może całkowicie mnie wykończyć, ale liczyła się ucieczka z KU( jaki skrót default smiley xd). Znów znaleźliśmy się na powierzchni. Niemal od razu oberwałam od Dispa. Tylko, że teraz był... inny? Znikły jego rogi i skrzydła. Zastąpiła je ciemna grzywa i biała sierść z plamkami. Nie mogłam namierzyć wzorkiem Lyle, aż nie dostrzegłam jego skrzydła za sobą. Chwycił mnie za kark. Z trudem machnęłam skrzydłami, jakbym zapomniała jak to się robi, przez co oberwał w pysk. Puścił mnie. Mój mózg zaczął pracować, jakby ciemna mgła opuściła mój mózg ( ciemna mgła, znaczy to coś, czaromowa, czy coś tam). Odwróciłam się. Trysnęła krew. Nie mogłam się już utrzymać na łapach. Upadłam, a tuż obok padł Lyle. Disparate gapił się na mnie, a potem na trupa.
- Ty... - zaczął- teraz spostrzegłam, że ma niebieski język- powoli podchodząc z kłami na wierzchu i warkiem, ale wtedy coś czerwonego rzuciło się na niego. Nie było mi dane zobaczyć co to, bo film po prostu się urwał...
< Kaheł? Disp? >

Od Disparate, Lyle CD Kaharamisa

/Disp/
Trwała niezła bójka. Ukradli ( znowu) moją zabawkę! Ale dopiero teraz coś mi się przypomniało. Imię Teriyaki i niebieska sierść, nie są przypadkiem. To jest moja siostra! Co niezmienia faktu, że mnie pociąga i nie żałuję, że zniszczyłem jej życie. W czasie walki radziłem sobie lepiej niż Lyle. Jednak ludzie się przydają. Widziałem, że Lyle teleportuje się co chwilę, i odnawia siłę. Co z tego, że oni mają przewagę liczebną? Westchnąłem. Przez chwilę nieuwagi straciłem czujność. Czyjeś kły wbiły mi się w kark. Zaklnąłem i zacząłem szarpać się z tą czerwoną cholerą.
- Co, zostawiłeś swoją ukochaną, Kaharamisie? - Zaśmiałem się. - Radziłbym to przemyśleć, ale już za późno. Ta zabawka jest nasza.
W tej chwili teleportowałem się przy pomocy Lyle do siostry. Wbiłem wzrok w jej przerażone oczy. Była sama. I wiedziała, że nie da rady z nami walczyć. Bała się nas. Już miałem ją walnąć, by spokojnie teleportować ją z Lyle gdzieś w bardziej ustronne miejsce, ale z krzaków wyskoczyła brązowa wilczyca. Poznałem ją, dawna znajoma, Heroica. Zapełniem jej płuca wodą. Zaczęła się dusić.
- Możecie pocałować nas w du.py! Ta zabawka jest tylko nasza!
Lyle wykorzystał okazję i zmaterializowaliśmy nas w miejscu, na które dałem mu namiary. W Krainie Umarłych. Naszym domie. Tutaj dostęp miały tylko demony i wybrane osoby. Gdy świat przestał się kręcić, spostrzegłem że ja i moja przyrodnia siostra stoimy na jakieś arenie. Jako dwa demony. Ona ledwo trzymała się na łapach, ale stała. Na naszych szyjach wisiały dwa identyczne naszyjniki.
- Tak myślałem - uśmiechnąłem się do niej. Czerwone oczy. Czarna sierść. Wszystko było takie, jakie u niej zapamiętałem.
/ Lyle/
Przenosiłem wzrok z Dispa, na Teriyaki. Było by trudno ich odróżnić, gdyby nie to, że wadera była czarna, a mój kolega biały. Złote, identyczne naszyjniki kołysały się lekko na szyjach. Krwistoczerwone oczy pożerały się. Potem zacząłem rozglądać się wokół. Arena, a poza nią duchy, demony i śmierć. I to ma być jego dom? Ph... Dziwne, że nie ma depresji. Ześwirowałbym tutaj. Chociaż, teraz wiadomo, czemu Disparate jest taki, a nie inny. Wracając do sytuacji, mierzyli się wzrokiem, aż w końcu basior rzucił się na osłabioną waderę. Usiadłem sobie i obserwowałem walkę. To ich sprawa, nie moja. Ja tylko wypatruję okazji, jakby to ją rżnąć.
/ Disp/
Rzuciłem się na waderę. Dość szybko zrobiła unik i wgryzła w szyję. Wtedy Lyle ruszył tyłek i skoczył na nią. Wzleciały tumany czarnego pyłu, gdy uderzyli w ziemię. Ona była pod nim. Chyba mu stanął, więc domyśliłem się co zamierza. Fakt, trzeba ją wymęczyć. Basior głośno stęknął, gdy gwałtownie się w niej ruszył. Ech... Przysiadłem i gapiłem się. Ten Kaharamis znowu ją jako tako ulczył. Ojojoj, skazał ją tylko na większe cierpienie. Lyle zszedł z wadery, gdy miał w końcu wytrysk. Jak na razie laleczka leżała w drgawkach. Podszedłem bliżej i poprosiłem Lyle, by ją przetrzymał. Rozdarłem stare rany. Przeorałem pazurami jej pysk i powiekę. Z tego drugiego zostanie niezła blizna. Odgoniłem z powrotem Lyle i położyłem się na niej. Zastanawiałem się co by tu zrobić. Jeszcze za wcześnie na walkę. Dobra, podroczę się. Albo... Zmieniłem się w smoka. Pochyliłem się nad nią. Po chwili rozległ się jej wrzask.
- Co, kotku, rozrywa cię, czy jest tak przyjemnie? - Zaśmiałem się, brutalnie ruszając się w niej. Po chwili uznałem, że zbyt nią rzuca, więc wbiłem w jej ciało pazury. Stęknąłem z przyjemności. Jednak trwało to, niestety, krótko. Po zaspokojeniu się, zmieniłem się w wilka i stanąłem przed nią.
- Wstawaj, szmato. No chyba, że chcesz zostawić swojego kochanka i zdechnąć...
Zero reakcji. Westchnąłem. - No ej, chcę się jeszcze zabawić. Walcz, zdechnij, może się poddaj i pozwól robić z siebie dziw.kę, bez zmuszania...
- Zamknij się - warknęła, podnosząc się.
- No w końcu!
W tym samym momencie rzuciłem się na nią. Przeturlaliśmy się, zawzięcie gryząc. Miałem przewagę. Ona była padnięta po rżnięciu. Zapędziłem się trochę, i gdy miałem już, już ją zabić, otworzyła pysk i wyszeptała
- Wygrałeś... Poddaję się... Rób co chcesz... - jej łeb wylądował na ziemi. Czyli już jest moja?
- Dobra. Pierwsze dobrowolne polecenie. Zrób mi loda. - Zaśmiałem się.
- Spadaj.
- Lyle! Użyjesz czaromowy? Wsparcia potrzebuję!
- Spoko. - Podszedł i wydał polecenie. Wilczyca była już jego robotem. Ta. To będzie fajne.
- Klękaj. - Wydusił Lyle, dławiąc się ze śmiechu. Teri wykonała jego polecenie. Ta czaromowa to fajna rzecz. Podsunąłem się bliżej niej. Oparłem się o skałę, tak, że stałem okrakiem, a ona była pomiędzy łapami.
- Zrób mu dobrze. - Wydukał mój przyjaciel, już się dusząc od śmiania. Poczułem ssanie.
- O tak... Widzisz, było trzeba tak od razu, nie ciepiałabyś aż tak, złotko - zaśmiałem się. Kiedy miałem dojść, obudziłem się jakby z transu przyjemności. Nasienie wylądowało w jej przełyku.
- Przełknij - wydusił Lyle, który dostał czkawkę. Zeszłem na ziemię.
- Ej, jak długo będzie pod wpływem czaru? Chcę żeby wrzeszczała - zrobiłem smutną minkę.
- Za jakąś godzinę, może pół...
- Chcesz wykorzystać?
- Jeszcze się pytasz?
Lyle podszedł do niej i wsadził swojego 'przyjaciela' w jej pysk. Sytuacja taka sama jak ze mną.
- Ty kur.wo! - zawył nagle. Oho- myślę sobie- czar przestał działać.
- Widzę, że masz jeszcze dużo siły. Wstawaj i szykuj się na śmierć.
- Bez tego mogę zdechnąć.
- Hm?
- Jeśli sama nie padnę, to się zabiję.
- Wstawaj! - Podszedłem do niej i wtedy...
< Teriyaki, Kaharamis? >

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Od Kaharamisa CD Disparate i Lyle

Ogień dodawał mi sił w łapach, lecz wycieńczał wewnętrzną magię. Niemal fizycznie czułem, jak mnie coś ssie od środka... Jakby energia przechodziła prądem od umysłu przez całe ciało, kończąc na czubkach rozżarzonych palców. Mimo to chciałem biec do upadłego, musiałem ją znaleźć, choćbym miał zdechnąć po drodze...
W międzyczasie miałem wrażenie, że zaczynam świrować. Dopadały mnie stres, adrenalina i głosy... W dodatku brzmiące jak Teri. "Kah... Jeśli mnie słyszysz... To... Zostaw mnie... Chcę umrzeć... Nie zasługuję by żyć...". Zwolniłem trochę, przeszedłem do truchtu, aż się zatrzymałem i padłem na ziemię. To brzmiało tak realnie, jakby stała obok i mówiła, a jej głos przeszywał mi mózg... Miałem tylko nadzieję, że nie zemdleję tam na miejscu. Zabrałoby to zbyt dużo czasu... Czy ona naprawdę tego chce? Pragnąłem się podnieść, lecz łapy uginały się pode mną. Nadużycie magii dawało się mocno we znaki, czułem się prawie tak, jakbym miał zaraz umrzeć... Wreszcie ułożyłem łeb na ziemi i powieki same mi się zamknęły.
Nie minęło parę godzin, a już obudziłem się opatrzony w jamie Alphy. Mozolnie podniosłem głowę i rozejrzałem się. Gdy się jednak wreszcie zorientowałem, poderwałem się z miejsca i chciałem wybiec jak najprędzej, lecz zatrzymali mnie medycy i sam wilk Alpha.
- Nie możesz stąd wyjść - orzekł Anubis. - Musisz się zregenerować, jesteś w opłakanym stanie....
Impulsywnie zamachnąłem się łapą i drapnąłem go w pysk. Natychmiast silniejsi medycy mnie chwycili i unieszkodliwili, a Alpha warknął na mnie przeciągle. Nim zdołał cokolwiek powiedzieć, zacząłem wydzierać się jak opętany.
- Idioci! Szukałem jej tak długo, a wy zaciągneliście mnie aż tutaj?! Pogięło was do reszty?! Oni ją rżną, katują, znęcają się, a wy zgarniacie MNIE i każecie się zregenerować?! Was do reszty pos*rało!!!
Wszyscy patrzyli po sobie zdumieni, a na mnie jak na wariata. Anubis odchrządknął.
- Kogo masz na myśli? Kto kogo katuje? - spytał podejrzliwie.
Chciałem już powiedzieć, ale głos mi się załamał i biadoliłem takim bełkotem, że nikt nic nie zrozumiał. Bezsilnego położyli mnie z powrotem, a ja się rozpłakałem... Nim jednak wyszli, wyjęczałem:
- Błagam.... Znajdźcie Teri... Ona... tu gdzieś... jest...
Wtedy Alpha nadstawił uszu i wysłuchał moich jęków, które opowiadały ostatnie wydarzenia. Niektóre medyczki aż zakrywały uszy, gdy przechodziłem do szczegółów... Całe szczęście zostałem wysłuchany i zrozumiany. Natychmiast zebrano grupę wojowników i zwiadowców, którzy mieli pomóc przy poszukiwaniach. Wśród wojowników pojawili się: Bloodspill, Kire, Caldo i Torso, w tym również zabójczyni Luna, a wśród zwiadowców Heroica, Mysterys i Haze. Na czele nas wszystkich stał Anubis i taką dziesięciowilczą sforą ruszyliśmy na poszukiwania mojej ukochanej...
Trwało to kilka godzin i ciągnęło się prawie bez przerwy. Co zwietrzyliśmy trop, od razu go gubiliśmy i musieliśmy błądzić jak głupi po niemal całym terenie. Kiedy nadzieja przygasała z minuty na minutę, nagle wśród gąszczu zauważyliśmy wilczą rogatą sylwetkę. To Disparate!
- Za nim! - ryknął Alpha ze mną w chórze i cała gromada rzuciła się za oprawcą.
Na przedzie gnali Luna, Caldo i Torso, ja mimo największych chęci nie miałem sił im dorównać kroku. Jedynie Heroica dotrzymywała mi towarzystwa i patrzyła, czy wszystko ze mną w porządku, a biegliśmy najbardziej z tyłu. Takim zażartym pędem dotarliśmy do ich kryjówki, gdzie przywiązana i wypięta w naszą stronę leżała skatowana Teriyaki.
- Kah, zajmij się nią, my ich załatwimy! - zawołał Caldo i kłapnął zębami koło karku Lyle'a, który ledwo uniknął tego ataku.
Tego, co się tam działo, nie jestem w stanie opisać. Wszędzie latała sierść i krew, czasem pióra i strzępy skóry, ewentualnie błysnęła czyjaś użyta moc. Ja rozgryzałem sznury, gdy wilczyca patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
- Przecież... ci mówiłam... - wyszlochała.
Zdziwiłem się.
- Co mi mówiłaś, kochanie...? - spytałem czule, lecz o tyle głośno, by mnie usłyszała orzez ten cały harmider wokół...
- Mówiłam ci... Chcę umrzeć...
Niemal poczułem jak staje mi serce. Czyli nie zwariowałem wtedy... To naprawdę był jej głos. Dalej, bez słowa, dławiony przez emocje rozerwałem wreszcie sznury, lecz nagle poczułem czyjeś zęby w lędźwiach. Krzyknąłem i odwróciłem się - to był Disp. Szybkim ruchem kłapnąłem zębiskami by go ugryźć, lecz nagle wpadł na niego Bloodspill i odciągnął ode mnie. Bez zastanowienia wziąłem szybko Teri na plecy i przecisnąłem się w ciasnym otworze wylotu jamy między innymi wilkami. Odbiegłem kawałek i położyłem poszkodowaną delikatnie na ziemi. Szybko wylizałem i przypaliłem jej nowe rany, lecz ona leżała prawie nieruchomo. Jedyne, co pozwalało mi stwierdzić, że nadal żyje, był jej ciężki oddech. Kiedy skończyłem ją opatrywać, przybiegła Heroica by być świadkiem tego, jak namiętnie pocałowałem waderę i wtuliłem się w jej szyję.
- Nigdy nie pozwoliłbym ci umrzeć... - wyszeptałem Teri do ucha. - Kocham cię... Bez względu na krzywdy, jakie ci zrobili...

(Ktokolwiek? Disp, Teri, Lyle, ktoś z grupy pomocniczej? xd)

niedziela, 19 czerwca 2016

Od Heroiki CD Poisona

Rozejrzałam się wokół. Dookoła zostało niewiele wolnej od głazów i mniejszych kamieni przestrzeni, a mimo największych wysiłków kamienie ruszyły się o może dwa milimetry. Wydawało się niemal oczywiste, że jesteśmy w pułapce bez wyjścia.
- Nie. Nie mam żadnego pomysłu, planu czy czegokolwiek innego.
Wzdychając, położyłam się na jakimś głazie, myśląc. Nie ma możliwości, żebyśmy wydostali się stąd sami. I właśnie wtedy usłyszeliśmy stukot kamienia o kamień, dochodzący ze strony, w którą uciekła Bellona. Spojrzałam w tamtą stronę, zdziwiona. Któraś ze skał sturlała się w dół, a w dziurze ukazał się pysk siostry Scarlet. Poison warknął cicho.
- Co ty robisz? – zapytał oschle.
- Ratuję wam życie – odparła wilczyca, mocując się z jakimś kamieniem. – Zaraz wam wszystko wyjaśnię, tylko musimy przedostać się w inne miejsce. Wyprowadzę was na powierzchnię.
Wyczułam w jej głosie szczerość, toteż pomogłam jej odrzucać głazy. Po chwili dołączył się Poison i po kilku minutach szliśmy już ciemny korytarzem za waderą. Minęło… w sumie nie wiem ile czasu, ale w pewnym momencie Bellona zatrzymała się i zastukała w ścianę. Ukazało się tam przejście do kolejnego tunelu. Siostra Scarlet bez chwili wahania zniknęła w jeszcze większym mroku. Po chwili zastanowienia razem z Poisonem ostrożnie ruszyliśmy za waderą. Nim minęły dwie minuty, znaleźliśmy się w niedużej sali, mieszczącej do sześciu-siedmiu wilków. Bellona zapaliła pochodnię i zatknęła ją w specjalnie w tym celu przygotowany uchwyt.
- Musiałam to zrobić – powiedziała, spoglądając na płomienie. – Chyba nie zauważyliście, ale korytarzem za wami podążała dwójka szpiegów Wolf Lady, wilków cienia. Nie mogłabym wam pomóc na ich oczach. Tak, chcę was stąd wyprowadzić – uprzedziła moje pytanie, odwracając się w naszą stronę.
- No dobrze, a co z Mirago? – zapytałam. Wadera posłała mi zaciekawione spojrzenie.
- To nasz znajomy – wyjaśnił Poison. – Został gdzieś w górnych korytarzach. Taki starszy, łaciaty pies z grupą innych wilków i psów.
- Chyba ich kojarzę. Nimi także się zajmę – stwierdziła siostra Scarlet.
- Mogłabyś opowiedzieć nam trochę więcej o Wolf Lady? Chyba nie darzysz jej sympatią – powiedziałam. Szaro-brązowa pokiwała w zamyśleniu głową.
- Macie rację. A wszystko zaczęło się kilka czy kilkanaście lat temu, kiedy w odległej krainie narodziła się dwójka szczeniąt, Wadera i Basior Światłości. Wolą ich rodziców, ówczesnych władców, było ich wspólne panowanie królestwem i utrzymywanie w nim równowagi. Ale ich syn, chciwy i chętny do zagarnięcia władzy na całym świecie, zaczął bawić się czarną magią i stworzył potężną armię złożoną ze stworzonych przez niego zwierząt. Wkrótce jego namowom uległa jego siostra. Niegdysiejszy Basior Światłości przybrał inne imię i właśnie znany pod tą nazwą zaczął atakować okoliczne ziemie, dążąc wciąż dalej i dalej. Nikt nie potrafił się mu oprzeć… Oprócz waszej watahy. Byliście pierwszą grupą, której udało się zadać jego armii tak dotkliwe rany i… zabić jego samego. Teraz Biała Wilczyca, Wilcza Pani chce się na was odegrać… Jak i Scarlet byłyśmy inne… Dlatego odeszłam. Wolf Lady była pierwszą osobą prócz siostry, która mnie doceniła… A teraz okazuje się, że po prostu zamierza zagarnąć wasze ziemie. Nie chcę jej służyć. Nie chcę służyć komuś, kto… Mniejsza z tym. Wasza Alfa jest w niebezpieczeństwie. I cała wataha. Tam na górze już dzieją się niepokojące rzeczy. Musicie wracać.
<Poison?>

piątek, 17 czerwca 2016

Od Yǒnggǎn do Anubisa

Będę pisać np. ,,pobiegła'' zamiast ,,pobiegłam'', będzie mi lepiej.

Czas mijał, a łapa Yǒn na całe szczęście przestawała boleć i w końcu wadera mogła polować, biegać i więcej się ruszać, tak jak kiedyś. Dlatego, w tym samym dniu, kiedy obudziła się i z wielkim szczęściem stwierdziła, że może już normalnie się poruszać, poszła na polowanie. Wreszcie nie musi nikogo prosić o przynoszenie dla niej jedzenia! Wtedy czuła się głupio, taka samolubna, ale przecież to nie była jej wina. Pędziła bardzo szybko, co chwilę się śmiejąc, bo bardzo tęskniła za poruszaniem się tak prędko. Kilka razy prawie się przewróciła. Nagle poczuła zapach zająca. Idealnie! Poszła za zapachem i po dłuższej chwili zobaczyła zwierzątko. Przez chwilę szukała idealnego miejsca do ukrycia się, a gdy była już schowana w jakimś krzaku, czekała na odpowiedni moment. Po chwili wyskoczyła w stronę zająca i udało jej się go złapać. Moment potem miała śniadanie. Zjadła, oblizała pysk i popatrzyła wokół, uśmiechając się. Co za piękny dzień! No dobrze... Co mogła teraz robić? No tak! Kiedy czekała, aż jej łapa wyzdrowieje, dużo czasu spędzała u siebie. Może powinna poznać więcej wilków? To byłoby świetne. Ruszyła przed siebie, ale nagle wpadła na inny pomysł. Anubis! No tak! Nie widziała go już kilka dni i bardzo tęskni! Musi go spotkać, jak najszybciej, a potem opowiedzieć o tym, że może już chodzić tak jak kiedyś!

~~~

Poszukiwania zajęły trochę czasu, ale wreszcie go zobaczyła. Nie widział jej, bo siedział odwrócony do niej grzbietem. Zaczęła biec w jego kierunku, potem zakręciła i stanęła tuż przed nim.
- Anubis! Mogę biegać, polować i robić wszystko inne tak jak kiedyś! - powiedziała wesoło, co chwilę patrząc na swoją kiedyś poranioną łapę. - Nareszcie! Tak bardzo za tym tęskniłam!

< Anubis? >

wtorek, 14 czerwca 2016

Od Teriyaki CD Kaharamisa, Disparate

- Tak! - zawołałam wesoło. Błyskawicznie poprawił mi się humor.
* dobra, bla, bla, bla, przechodzimy do cd Dispa. Mam lenia*
Miałam jedno marzenie: żeby to piekło się skończyło i się zabić. Wszystko układało się tak dobrze: znalazłam w końcu miłość, przyjaciół... Demony gdzieś zniknęły... A tu... Zaczęłam się szarpać, gdy któryś znowu do mnie podszedł. Któryś, bo widok rozmazywały mi łzy. Znów się zaczęło. Próbując zapomnieć o tym co się dzieje, myślałam dalej. Po tym jak znowu zobaczyłam Kaharamisa... Jeszcze bardziej się załamałam. Nie będę z nim już nigdy szczęśliwa... Pewnie nie chce mnie znać... Pozostaje mi śmierć...
- Kah... Jeśli mnie słyszysz... To... Zostaw mnie... Chcę umrzeć... Nie zasługuję by żyć...- Przesłałam, a raczej spróbowałam przesłać, wiadomość. Nie wiedziałam czy dotrze do niego. Znów poczułam ból. I nie tylko w sercu. Basior znów mnie spoliczkował. Zaskomlałam, bo co więcej mogłam zrobić? Sznury wbijały mi się w skórę, rany krwawiły... Do tego ciężar basiora oraz wyrzuty do samej siebie...
< Kaharamis, Disp albo Lyle? Ech... Nie nadaję się do tej fabuły default smiley xd >

środa, 8 czerwca 2016

[...] i bóg jeden wie, co się ze mną działo

Jakby to ująć ... Żyję. Tak chyba mogę to ująć, bo nie będzie to nic w stylu "Wielki Powrót Waszego Asa", "Anubis Powrócił",
Prędzej "Syn znaczy Beta Marnotrawny Wrócił do Domu".
Nadal mogę być tą od organizacji, szablonu, muzyczki i można do mnie składać modlitwy jak coś nie idzie. Nie mam was w dupie, a los tej watahy nie jest mi obojętny, mimo, że mogliście tak to odczuć kiedy zniknęłam i bóg jeden wie, co się ze mną działo.
Nie będę wciskać wam kitu. Wena mi się skończyła. Po prostu.
Jedyne co mnie tu trzyma to sentyment ... trochę kiepsko, nie? 
Ale na upartego zamierzam tu tkwić i pociągnąć jakoś tą historię.
Opka, opka ... może będę pisać, może nie ... nie wiem.
Z małym wyjątkiem - odpiszę na opa Yon - bo tak szczególnie jak będzie chciała szczeniaczki.
Aha i nie wstawiam niczego. Sorry, ale no nie da rady. Nie bez laptopa na własność i czasu.

- Anubis