DESNA
BETA SZAMANKA MATKA
SPOCZYWAJ W POKOJU
Usiadłem przed grobem i wciągnąłem zapach cmentarza, który w połączeniu z zimnym powietrzem, tworzył mieszankę przyprawiającą o dreszcze. Wiem, że duchy istnieją, a tym samym dusze wilków. Tak jak demony i inne paskudztwa. Są wilki, które uparcie twierdzą, że tego nie ma, jednak moje oczy wiedzą co widziały. Przełknąłem ślinę. Nie bałem się, tylko byłem zły. Gniew huczał w moich żyłach, gdy patrzyłem na wykute w kamieniu imię, mojej byłej przyjaciółki.
- Czego ode mnie chcesz?! - wydarłem się. Dobrze, że w pobliżu nie było żadnych wilków. - Dlaczego mi to robisz? - krzyknąłem w stronę milczącego grobu, którego nie oświetlało nawet światło księżyca. Odsłoniłem kły. - Dlaczego Desno? To moja wina, ale dlaczego musisz mnie torturować, swoim obrazem? Dlaczego nie odejdziesz jak inni? - kontynuowałem mój monolog, pełen wyrzutów w kierunku grobowca. Kiedy skończyłem, na cmentarzu panowała wręcz nienaturalna cisza, za którą nie można było obwiniać nocy. Bo nawet w tej nocnej porze coś się dzieje. Wpatrywałem się gniewnie w kamienny krzyż, aż w końcu mój wzrok złagodniał. Co ja wyprawiam? Przecież to nie ma sensu. Zwiesiłem łeb i cicho westchnąłem. Nagle zerwał się wiatr, od którego gołe gałęzie drzew, złowieszczo zaskrzypiały. Wiatr zawiał mi prosto w pysk, aż musiałem zmrużyć oczy, a pod sierścią poczułem nieprzyjemny chłód. W uszach usłyszałem nieprzyjemny gwizd, jaki zawsze niesie wichura, trochę przypominający krzyki i lamenty wilków. Teraz jednak wydawało mi się, że usłyszałem tam wyraźne słowa. Anubisie zło, idzie zło, do ciebie ... ale idzie też dobro ... nowa ... Wiatr urwał się równie nagle jak się zaczął. A ja musiałem głębiej odetchnąć by uspokoić serce, które biło szybciej niż zwykle. Co to było? Co to mogło znaczyć? Desna była szamanką. Przełknąłem ślinę, mimo, że w pysku zrobiło mi się sucho. Czyżbym otrzymał przepowiednię od zmarłej? Wbiłem wzrok w nieruchomy grub, a potem wzniosłem go wyżej do gwiazd. Gdzie mam szukać odpowiedzi? Nagle poczułem, że ogarnia mnie senność, tych wszystkich nieprzespanych nocy. Powieki zamknęły się, nim zdążyłem pomyśleć, że powinienem spać w jaskini, a nie na cmentarzu. Opadłem na śnieg tuż przed grobem Desny i zapadłem w sen. Nie śniło mi się nic, a spałem twardo jak zabity. Obudziłem się po pewnym czasie i otworzyłem oczy. Moim oczom ukazała się nocna atmosfera. Co do jasnej? Rozejrzałem się, a odpowiedź spłynęła na mnie, zupełnie jakby to ktoś odpowiedział na moje nie zadane pytanie. Spałem całą noc i cały dzień, a teraz obudziłem się o tej samej godzinie o której w tedy zasnąłem. Przełknąłem ślinę. Nigdy nie spałem tak długo, to zmarli musieli maczać w tym łapy. Potrząsnąłem głową. Nagle usłyszałem cichy szelest między bezlistnymi gałęziami, wierzby, rosnącej na skraju cmentarza. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem kształt bez wątpienia wilczy, tylko, że posiadał skrzydła. Duch? Anioł? Prychnąłem. Przecież wilki ze skrzydłami istnieją, tylko rzadko występują w okolicy. A teraz rusz się pnie wielki dowódco, wykonać swoje obowiązki! Podniosłem się na łapy. Rozpierała mnie energia, czułem się jak nowo narodzony, dzięki temu dziwnemu snu. Wbiłem wzrok dwukolorowych oczu w miejsce na drzewie i podszedłem w kierunku, jak się z bliska okazało, wadery. Ta spojrzała na mnie nieufnie i cofnęła się.
- Złaź z tego drzewa! Jesteś na terenie Watahy Krwawego Szafiru! - warknąłem w jej stronę. Moje czujne uszy dosłyszały jak przełyka ślinę, po czym lekko rozkłada skrzydła i zlatuje dwa metry prze do mnie, jakby nie była pewna kim jestem i jakie mam zamiary. No faktycznie, spałem na cmentarzu, a mój wygląd nie należy do przyjaznych, podobnie jak mój oschły ton głosu. Wadera wbiła we mnie niepewne spojrzenie. Przewróciłem oczami i usiadłem na zimnym śniegu.
- Jestem Anubis, a tobie nic tu nie grozi, chyba, że jesteś szpiegiem. - błysnąłem oczami na czerwono, dla podkreślenia wrażenia. - A więc? Czego tu szukasz? - dodałem, wbijając w nią pewne spojrzenie. Nie chciałem jej przestraszyć, ale nie chciałem też pokazać się od strony miękkiego basiora, który podlizuje się obcej osobie. O nie, nie ma mowy bym podszedł do niej z uśmiechem na pysku, puki nie dowiem się przynajmniej po co tu jest i kim jest.
<Teriyaki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz