Podeszłam bliżej do jeziorka i zaczęłam wyciągać martwego z wody. Kto wie, jaka moc czai się w głębinach? Uznałam, że lepiej się nie narażać. Podczas gdy Sasha i Yǒn nakłaniały Anubisa, żeby przemył i opatrzył zranioną łapę, ja ułożyłam czarnego wilka na brzegu. Nagle dostrzegłam nieruchome, morskie tęczówki i już wiedziałam, z kim mam do czynienia. Basior, którego poznałam podczas walki, ponownie został omamiony i przeszedł na „ciemną stronę Mocy”. I pomyśleć, że teraz mnie zaatakował… Mój wzrok zatrzymał się na dziwnej niezapominajce. Podbiegłam do niej i zerwałam jeden z kwiatków, a potem położyłam ostrożnie na czarnym futrze basiora.
- Heroica? – pozostali dopiero teraz zauważyli moje poczynania. – Co robisz?
- Spotkałam go w trakcie bitwy. Przeszedł na naszą stronę. Ale potem coś musiało się stać i ponownie został sojusznikiem Basiora Ciemności. To Wilk Morski. A dla nich bardzo ważną rzeczą jest, by ujrzeć przed śmiercią morze. Skoro tego mu nie mogliśmy dać, niech chociaż jego ciało nie zostanie porzucone jak resztki kolejnej upolowanej zwierzyny – powiedziałam. I co najważniejsze, pozostali się ze mną zgodzili. Nie winiłam czarnego basiora za atak na mnie, on nie był jedynym, który dał omamić się potędze Basior Ciemności. W trakcie wymawiania przez nas krótkiego „spoczywaj w pokoju”, ciało przemieniło się w słoną morską wodę, która wsiąknęła w ziemię. Nikt z nas nie miał już ochoty na zabawę, więc postanowiliśmy się przejść. Rozmawialiśmy, całkiem wesoło, o różnych rzeczach, kiedy nagle Anubis zatrzymał się, węsząc.
- Krew – wyjaśnił. – Czuję świeżą krew.
Po chwili i do mojego nosa dotarł ten zapach. Nie zastanawiając się zbytnio, ruszyliśmy za wonią. Prowadziła trochę na prawo, przez gęste, splątane krzewy. Kiedy w końcu przedarliśmy się przez tą roślinną zasłonę, naszym oczom ukazał się przykry, żeby nie rzec straszny widok. Pod wysokim drzewem leżała para wilków o białym futrze, gdzieniegdzie brudnym od krwi. Oboje nie żyło, widać to było na pierwszy rzut oka. Ale nie to mnie najbardziej przeraziło. Kiedy zaglądnęłam do przytulnej jamy pod drzewem, dostrzegłam trzy szczeniaki, na oko półtoramiesięczne. Tak jak ich rodzice, nieżywe. Po wystroju mieszkania stwierdziłam, że są to Wilki Zimy z klanu Pustelników. Grupki rodzinne, czasem mieszkające na terenach innych watah. Usiadłam na śniegu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Nie potrafiłam przyjąć do myśli, że zabiła ich ta sama osoba, która przez pewien czas była nam przyjacielem. Co gorsza, przed oczami stanął mi widok Delili rozprawiającej się ze szczeniakami. Biedne, niewinne istnienia, cena za władzę. Mój oddech był ciężki, nieco nierówny, więc po chwili Sasha zapytała, czy dobrze się czuję. Kiedy nie odpowiedziałam, uznała, że potrzebna mi pomoc medyczna. Anubis i Yǒn, nie bardzo wiedząc, co robić, pomogli mi wstać i poprowadzili, sama nie wiedziałam gdzie. Nie opierałam się.
***
Posadzono mnie na jeleniej skórze w jaskini Moon. Sasha pokrótce wyjaśniła jej, co się stało. Alfa, lub też Uzdrowicielka, jak kto woli ją w tej chwili nazywać, przyjrzała mi się uważnie.
- Nic mi nie jest – burknęłam, wstając i uważnie przyglądając się obecnym w jaskini wilkom. – Po prostu w mojej rodzinnej watasze była Młoda Beta, która pozabijała większość szczeniaków. Ja i moja przyjaciółka próbowałyśmy ją zatrzymać, jako obrończynie Bet i Gamm, jednak nic nie zdołałyśmy zrobić. Z dwunastu ocaliłyśmy trzy wilczki. Niesłusznie oskarżono nas i wygnano. Zresztą, nie tylko my dwie musiałyśmy opuścić tamte ziemie – patrzyłam obecnym po kolei w oczy. – Widok tych szczeniaków po prostu mi ją przypomniał… No i doznałam załamania nerwowego – wymusiłam lekki uśmiech. Wtem jednak coś mnie tknęło. Tokya, no właśnie. Miałyśmy się spotkać wieczorem, a już było popołudnie. Zresztą, zanim dotrę w umówione miejsce… Nie zamierzałam zwlekać ani chwili dłużej.
- Muszę lecieć – oznajmiłam i wyszłam z jaskini. Jednak chyba nie przekonałam wszystkich, że wszystko ze mną w porządku, ponieważ część ruszyła za mną.
< Sasha, Anubis, Yǒn, Moon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz