Powoli otwierałam oczy. Była gwieździsta noc. Ale jakoś dziwnie ciągnęło mnie na dwór. A normalnie jeszcze bym chrapała. Spojrzałam na księżyc, próbując odgadnąć godzinę. Niewątpliwie była pierwsza nad ranem. Początkowo próbowałam zasnąć, ale gdy w końcu dałam za wygraną, wstałam i poszłam przespacerować się po lesie. Krążyłam między drzewami aż potknęłam się o kamień. Wyłożyłam się jak długa i równie szybko jak upadłam z taką samą szybkością się podniosłam. Obróciłam się i zobaczyłam że nie potknęłam się o kamień, lecz wielkie, nakrapiane jajo. Z moich dawnych obserwacji, domyśliłam się do kogo należy: smoka. Postanowiłam że natychmiast je odniosę. Wsadziłam je pod skrzydło i pobiegłam drogą w stronę Smoczych Skał, legowiska smoków. Po dwóch godzinach, patrząc na księżyc, błądziłam między skałami szukając pustych smoczych gniazd. Większość smoków spała, ale niektóre powarkiwały na mnie z legowisk, ale widocznie wyczuwały jajko ponieważ nie atakowały. Czułam skrzydłem, że coś pod skorupką rusza się i w duchu modliłam się by akurat teraz nie pękło. Jednak moje modlitwy nie zostały wysłuchane ponieważ po chwili poczułam że coś, albo raczej ktoś, gryzie moje pióra. Powoli przysiadłam i wypuściłam młodego smoka spod skrzydła. Od razu rozwiną skrzydełka i poleciał w stronę białego smoka z błyszczącymi oczami. Wyglądał jakby płakał. Prędko poleciałam za czarnym smoczkiem, i zatrzymałam się przed łbem smoczej mamy.
- Twoje maleństwo się wykluło gdy próbowałam dostarczyć do ciebie twoje jajeczko , które zgubiłaś w lesie – mruczałam utrzymując się w powietrzu przy nozdrzach smoka. Nie atakował. Widocznie uwierzył mi. Upewniłam się że młody smok jest bezpieczny i odleciałam w swoją stronę. Byłam ciekawa, czy jeszcze kiedyś go spotkam i jak będzie wyglądał gdy dorośnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz