-Cho*era!- wrzasnęłam gdy znowu demony zaatakowały a Diabolo zniknął. Mały tchórz! Mówi się trudno.
-Przynajmniej nic mu nie będzie – pomyślałam robiąc uniki i wzywając duchy… Demonów było pięć , a gdy pojawiły się dwa duchy…
Po pięciu minutach wokół walało się mnóstwo złotego proszku. Kiedy te potwory i demony nauczą się że nie warto się odradzać? Proch zaczął się poruszać tworząc małe tornada. Po chwili poleciały gdzieś z wiatrem
- I co? Po nich?- usłyszałam głos zza krzaków. No takkkkk, tam się schował ten psotnik.
-Wyłaź Diable ty mój- parsknęłam- Pora ruszyć dalej
Kot niepewnie wyszedł ze swojej kryjówki i zbliżył się do mnie. Tym razem nie miał skrzydeł. Nie dziwie mu się. Sama chętnie sprawiłabym by moje skrzydła znikały … Skrzydła czasami się przydają, ale też często przeszkadzają na przykład w walce. Lecieliśmy już dobre parę dni, zatrzymując się o świcie i wyruszając wieczorem, gdy robiło się ciemno. Wtedy też „odpadają” łapy i skrzydła. Westchnęłam. Wzlecieliśmy w powietrze. Co chwile oglądałam się za siebie by pilnować Diabolo. Leciał sam ,z tyłu, a ja sprawiałam by moja obręcz świeciła. Dzięki temu orientował się gdzie jestem. Kiedy akurat nie patrzyłam na niego , wpatrywałam się w horyzont. Kątem oka zauważyłam że mój kot podleciał bliżej mnie. Nie wiedzieliśmy która jest godzina. Bałam się że Diabolo spadnie. Często zdarzało się że zasypiał w locie.
-Spokojnie, nie musimy przystawać. Dam radę- zapewnił mnie, ale widziałam że jego oczy przybierają barwę spiżu. Pierwszy krok do złotych. Jednak, jeśli chce nie będę go zatrzymywać. Jakby co usiądzie mi na karku i polecimy dalej. W dole zauważyłam wilki. Wataha? Robi się coraz ciekawiej. Może lepiej przystanąć gdzieś indziej
- Musimy przystanąć. Nie zamierzam cię łapać- mruknęłam- A twoje diabły cię nie zrobią tego za mnie.
- Mogłyby- upierał się- I nie będziesz musiała mnie łapać- rzucił się na mnie. Idealna okazja by zmusić go by zniżył lot. Zanurkowałam spiralą między drzewa. Wokół nie było żadnych wilków. Na szczęście. Wyczuwałam że kot leci tuż za mną. Wiedziałam co kombinuje. Czasami sama zapominam że potrafię czytać w myślach. Lecieliśmy tak aż Diabolo nie wyprzedził mnie i nie wleciał w koronę drzewa. Utrzymywałam się w powietrzu , chichocząc. Diabolo także zaczął się śmiać ale po chwili zamilkł. Ja też. Znajdowaliśmy się na cmentarzu. Pod nami były groby. Brr… za dużo duchów kłębiło się w okolicy. Wyczuwałam to. Niestety. Diabeł wpatrywał się w co innego niż cmentarz. Po chwili zrozumiałam. Na dole, przed jednym z grobów leżał wilk.- Trup-przemknęło mi przez myśl- Nie, on oddycha. Więc żyje. Ale co będzie jak nas zobaczy?- Ruszył się. Zanurkowałam w sąsiednie drzewo. Chyba wierzbę. Zaczął się rozglądać i utkwił wzrok w drzewie na którym byłam. Znowu chciałam przeklinać. Kolejna wada skrzydeł: jesteś bardziej zauważalny , nawet jeśli zmienisz kolor.
- Złaź z tego drzewa! Jesteś na terenie Watahy Krwawego Szafiru! – warknął. Ach. No tak wataha, całkiem zapomniałam. Chwilę się zawahałam czy nie uciekać ale przecież Diabolo… No trudno. Nie bywało się w takich sytuacjach? Niepewnie zleciałam z drzewa.Basior dalej gderał- Jestem Anubis, a tobie nic tu nie grozi, chyba, że jesteś szpiegiem. – Jego oczy błysnęły na czerwono- A więc? Czego tu szukasz?
Zaraz tam szpiegiem. Klasyczna gatka. I będzie klasyczna odpowiedz.
- Chyba logiczne czego szukam. - Mruknęłam- Świętego spokoju od wilków.
Jak na złość zleciał Diabolo. Kiedy nie trzeba to się pojawia.
- Teri,nie kłam- syknął i zwrócił się do basiora- Szukamy watahy. Znajdzie się dla nas miejsce?
- Jak się nazywacie i kim jesteście?-Zapytał Anubis. No i zaczyna się.
- Ja jestem Diabolo a to jest Ter...- zaczął kot
- Kłap tak dalej, to nie będzie mleka- warknęłam na niego w myślach. Zamilkł.
- To jak się nazywasz?
- Nie twoja sprawa.
- Ja się przedstawiłem, twój kot też więc tobie także wypada to zrobić
- Nie jestem kotem- zbuntował się Diabolo i próbował zaatakować basiora. Duch który pojawił się na moje wezwanie,przetrzymał go. Trwało to raptem kilka sekund ale kot się uspokoił. Miałam chwilę by przyjrzeć się basiorowi. Jedno oko miał niebieskie,drugie żółte.Czarna sierść. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Gdy upewniłam się że basior skupia uwagę na kocie, zmieniłam się w jego klona. Kiedy odwrócił wzrok z kota na mnie ,opadła mu szczęka.
- Co...-wydukał. Zaczęłam się śmiać. Kiedy basior "wytrzeźwiał" rzucił się na mnie.
-Upsss- mruknęłam,wracając do swojej zwykłej postaci i wlatując w powietrze. Diabolo za mną. Oboje śmialiśmy się i patrzyliśmy jak wilk wygrzebuje się z zaspy.
<Anubis? Weny za bardzo nie mam xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz