piątek, 27 maja 2016

Od Disparate i Lyle CD Kaharamisa

/ Z perspektywy Lyle/
Basior przygniatał mnie pazurem. Ból był nie do zniesienia. Gdy miał już nastąpić koniec, przypomniałem sobie o mojej mocy. Teleportowałem się za łapę. Wszystko się we mnie zregenerowało. W pełni sił stanąłem obok Disp'a. Uśmiechnąłem się.
- Zabrałeś nam naszą zabawkę. Teraz my zrobimy tobie to samo - krzyknąłem.
-Lyle, co ty... - zaczął zdziwiony Disparate.
Teleportowałem siebie i towarzysza do wadery. Na początku, zanim nas dostrzegła, leżała wykończona, ale gdy zorientowała się że tam jesteśmy, zaczęła cofać się, kładąc po sobie uszy. Złapałem ją za łapę. Teleportowaliśmy się do innej jaskini. Disp od razu omotał ją liną, w taki sposób, żeby nic nie mogło uwolnić wadery.
- Dobra, żeby nie było, ujawnijmy swoje moce, żeby móc współpracować. - Odezwał się Disp.
- Ok. To ja zacznę. Teleportacja i przy okazji regeneracja. Czaromowa. Usuwanie i przywracanie wspomnień. Przejmowanie mocy.I jedna to tajemnica... Na specjalne okazje.
- Zamiana w smoka, telekineza. Zmodyfikowany szkielet, siła, zwinność, wytrzymałość i szybkość kilkakrotnie większe od zwykłych wilków, u dowolnego wilka wywoływanie choroby morskiej, iluzję że wilk znajduje się w wodzie i temu podobne, napełnianie płuc wilka wodą.
- Dobra. Co teraz z nią robimy? - Zmieniłem temat.
- To co wcześniej. I wyciągamy informacje o tym czerwonym.
Disp podszedł do 'zabawki' i trzasnął ją w pysk.
- Jak on się nazywa?
Wadera uparcie milczała. Basior rozdarł jej rany, prawdopodobnie częściowo zagojone dzięki naszemu niedoszłemu mordercy.
- Gadaj! Jak się nazywa i jakie ma moce?!
Pochylił się nad nią. Wszyscy wiedzieliśmy, co zaraz zrobi. Jednak wadera nie chciała nic wyjawić. Basior bez litości zaczął gwałtownie ruszać się w Teriyaki. Łzy zmoczyły jej sierść. Znowu.
* * *
Trwało to kilka godzin. A ona nie chciała nic powiedzieć. Disp coraz bardziej wściekły, bił waderę i ruszał się w niej. W końcu się poddała.
- Kaharamis. Tak się nazywa - wyszeptała z trudem. Disp najwyraźniej zadowolony zszedł z niej i pocałował ją. Osłabiona wadera przyjęła to bez oporów. Basior rzucił nią w kąt groty. Stęknęła i straciła przytomność.
- Pewnie teraz nie będzie chciała uprawiać z nim stosunków. Nie będą razem. Nawet szczeniąt mieć nie będą. - Zaśmiałem się drwiąco. - Ewentualnie ją zmusi. Ale bez dzieci, ich związek nie będzie mieć sensu.
Wstałem i skoczyłem na waderę. Obudziła się. Pisnęła i napięła się pod dotykiem. Jak zawsze. Zacząłem się zabawiać.
/ Z perspektywy Disparate/
Lyle torturował waderę, a ja poszedłem coś upolować. Złapałem chudego zająca dla wadery i dwa tłuste dla nas. Spacerkiem wracałem do nowego domu. Niezmącony spokój przerwał ten czerwony basior. Chyba szukał tropu. Nie widział mnie, więc szybko i bezszelestnie, pobiegłem do towarzysza.
- Idzie tu. Jest blisko - wydyszałem do przyjaciela, nadal uprawiającego stosunek. Zerwał się jak oparzony, przez co uderzył waderę, aż kaszlnęła krwią. Wywróciłem oczami - Teleportuj nas gdzieś dalej. Przy granicy, za tereny. - Poradziłem. Rzuciłem mu i jej zające - Ale najpierw zjemy. Tylko szybko.
Zjedliśmy w mig. Ona ledwo skubnęła zwierze.
- Jedź, bo wepcham ci go do gardła. - Zagroził Lyle. Posłusznie wykonała polecenie.
- Czaromowa? - Gwizdnąłem. Uśmiechnął się. Podszedł do niej i wyrwał z jej skrzydeł garść piór. Rzucił je na posadzkę. Chwilę potem byliśmy w trójkę zupełnie gdzie indziej.
- Nie powinien nas znaleźć. Chyba.

< Teriyaki, Kaharamis? >

czwartek, 26 maja 2016

Od Kaharamisa do Disparate, Teriyaki i Lyle

Poczekałem aż wyjdą i pójdą trochę dalej, po chwili jednak szybko użyłem mocy i powiększyłem się o tyle, że wszystkie wiązadła puściły z trzaskiem. Bez słowa odwiązałem Teri i zacząłem wylizywać jej rany, nie zwracając nawet uwagi, że natykam się na wydzieliny tych bestialskich niewydymańców.
- Kah... Oni nas znajdą jak uciekniemy... - wymamrotała wilczyca resztką sił.
Nie odpowiedziałem. Miałem to w czarnej d*pie.
Z rykiem w powiększonej formie wywaliłem głaz zamykający jamę i rozejrzałem się za wilkami. Nie było ich.
Widząc, że wadera nie ma sił, prędko wziąłem ją na grzbiet, przywiązałem by się trzymała i popędziłem jak najdalej od ich smrodu... Na początku szukałem drogi naokoło, by ich uniknąć jak są w trakcie polowania, ale w końcu się udało trafić do mojej skromnej nory. Tam położyłem Teri i żarzącą się łapą przypalałem jej rany...
- Boli... - syknęła, a ja uciszyłem ją pocałunkiem. Dłużącym się pocałunkiem... W trakcie poczułem wreszcie lejące się od dłuższego czasu łzy.
- Gdy cię tam zobaczyłem... - zacząłem po pewnym czasie, lecz przerwał mi ścisk w gardle. Odetchnąłem parę razy. - Nawet cię nie poznałem... w pierwszej chwili... Gdy tylko zobaczyłem, że to ty... Nawet nie wiesz, jak serce mi się kraja...
Teriyaki spojrzała na mnie pustym wycieńczonym wzrokiem, jakby utraciła w sobie wszystko, co czyniło z niej tą dawną, spokojną, przyjazną i zamkniętą wilczycę. Nic nie mówiła... Nie miała sił.
- Teri, ja... Kocham cię, rozumiesz? Nie mogłem cię tam zostawić...
To mówiąc wtuliłem się w jej struchlałe ciało, drżące od zimna i bólu. Nagle jednak usłyszałem kroki, które mnie zaniepokoiły. Pewnie zwietrzyli nasz trop...
Jeden z nich, czarny uskrzydlony, miał zajrzeć do naszej nory, więc wykorzystałem moment i nim powiedział cokolwiek towarzyszowi, jego umysł był pod moją kontrolą. Telepatycznie kazałem mu rzucić się na swojego kompana i zrobił to. Na początku tamten był zdezorientowany, lecz wreszcie zaczął się przed nim bronić. W tej chwili wybiegłem na płomienistej ścieżce i zatoczyłem kilka kół wokół nich, które zaraz przypominały ścianę ognia, na której szczycie stanąłem ja. Żar wysuszył mi łzy i nasilił wewnętrzne uczucie furii...
Wilki warknęły na mnie i wyraźnie było im gorąco. Ja bezdźwięcznie szczerzyłem kły, aż nos mnie bolał od marszczenia się. Użyłem mocy fatamorgany, by zrobiło im się jeszcze goręcej... Lecz w danej chwili zacząłem się dusić, a nawet nie mogłem wziąć oddechu! Schyliłem się i spróbowałem kaszlnąć, lecz wtem z mojego pyska popłynęła struga wody. Wytrzeszczyłem oczy na jednego z nich, który uśmiechał się podle. To pewnie była jego moc...
Zeskoczyłem ze ściany i niemal się zataczając wypluwałem coraz więcej wody. Nagle rzucili się na mnie z dwóch stron i znowu poczułem, że nie mam z nimi szans... Po odkrztuszeniu większości cieczy próbowałem brać większe oddechy, lecz moje płuca były zbyt zapchane i ciężkie. Kły i pazury wbijały się we mnie ze wszystkich stron... Jedyne na co miałem siły to na zwiększenie swojego ciała, by zmniejszyć stosunkowo ich obrażenia i ilość wody w moim układzie oddechowym. To naprawdę pomogło i już po chwili czarnego uskrzydlonego wilka miażdżyłem pod łapą.
- Disp!... Ratuj... - wydusił tylko, lecz mój wielki pazur zgniótł mu żebra, aż wszystkie powbijały mu się w serce i płuca. Przyjemne uczucie jak coś się załamuje w tym bezwartościowym mięsnym ochłapie...

(Któreś z was, kontynuacja?)

wtorek, 24 maja 2016

Od Disparate

[...] Uspokoiła się natychmiast.
- Przyzwyczaj się. To będzie teraz twoja codzienność - zaśmiałem się.
* * *
Zsunąłem się niżej. Lekko wgryzłem się w jej sutek. Z przodu rozległ się przytłumiony pisk. Zachęcony, gryzłem dalej. Schodząc coraz niżej, dotarłem do miejsca. Wstałem, mając waderę między łapami, zacząłem ruszać jej kulkę. I tak przez półgodziny. Bez ostrzeżenia wszedłem w waderę. Napięła się, biodra jej poszły w górę. Objąłem je łapami. Zacząłem się w niej ruszać, aż do jej limitu i jeszcze trochę. W końcu jednak sam się zmęczyłem. Przeniosłem się w górę. Moje przyrodzodzenie znalazło się przy jej pysku.
- Liż! - Wyciągnąłem siłą jej język i przystawiłem do czubka. Wiedziałem, że nie chce tego robić, więc podskoczyłem na jej brzuchu. Zrezygnowana ruszyła językiem. Moje nasienie wylądowało na jej pysku. Zlizałem je i przetrzymałem w policzkach. Złączyłem nasze usta w pocałunku. Jednocześnie wcisnąłem nasienie w nią. Zmusiłem by je przełknęła. Chwilę się jeszcze bawiłem, ale widziałem, że Teri już nie da rady, więc zostawiłem ją w spokoju. Wyszłem z jaskini i skierowałem się ku wodopojowi. Było już późne popołudnie. Doszłem tam i spotkałem czarnego basiora.
- Hej. Kim jesteś? - Zapytał.
- Disparate. A ty?
- Lyle. Są tu jakieś fajne wadery, chętne do stosunku? - Wypalił od razu. Uśmiechnąłem się.
- Jest. Można robić z nią co się chce. Chętny?
- Pewnie!
Napiłem się szybko i zaprowadziłem go do krwawiącej wadery. Zagwizdał.
- Fajną zabawkę sobie sprowadziłeś.
- Wiem. Ale nikt nie może się o niej dowiedzieć. Chcesz wypróbować?
Basior uśmiechnął się. Podszedł, do jeszcze bardziej przerażonej, wadery. Usiadłem pod ścianą. Lyle zabawiał się jeszcze ostrzej ode mnie. Niebieska, szerokootwartymi oczami, wypełnionymi łzami, obserwowała jego wyczyny. Widać było, że tylko dać jej chwilę, a będzie zwijać się z bólu.
- Przystopuj, koleś. Rozerwiesz moją zabawkę.
- Ech. Sory.
- Ja nie nic mówie, że nie możesz się nad nią znęcać. Tylko jej nie rozerwij.
- A mogę ją odwiązać? - Padło pytanie. Przejrzałem się Teriyaki.
- Tak. Nie powinna uciec.
Lyle mruknął krótkie "Yey" i wrócił do bzykania. Po chwili odwiązał waderę i targnął ją na duży kamień. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnąłem. Ściągnął jej kaganiec. Teri plunęła krwią. Basior złapał kość z jelenia. Okładał nią samicę, a twardy głaz, nasilał działanie. Znów zaczęła płakać. Wbił pazury w jej pysk, zostawiając głębokie rany. Właściwie, to ona nie była już niebieska, bo zakrwawiona sierść, zakrywała prawdziwy kolor. Wadera zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy.
- Nikt cie nie usłyszy, maleńka. Możesz sobie jedynie wyobrażać że jestem twoim ukochanym, jeśli wogóle go masz. - Warknął Lyle, zagłębiając się w waderze.

* kilka tygodni później*

Wadera strasznie wychudła. Ale co się dziwić, do tej pory, w pysku miała tylko skąpą rybę.. Ale nadal ją wykorzystywaliśmy. A najlepsze, że nikt o tym nie wiedział. Otarcia przez linę, kości i inne rzeczy, oraz
rany, zadane przez nasze pazury, były bardzo widoczne. A kamień stał się klasycznym miejscem stosunku. Wadera była tak wycieńczona, że wiązaliśmy ją tylko do bicia i na noc. Akurat gwał.ciłem Teri, gdy coś spostrzegłem. W wejściu do jaskini ktoś stał. I nie był to Lyle. Powoli wstałem. To musiał być ktoś ważny dla Teri. Zrozpaczona wpatrywała się w osobnika. W jej oczach zabłysły nikłe iskierki... Miłości i nadziei. Przywaliłem jej w brzuch, żeby się nie ruszyła, skoro była odwiązana. Skuliła się i spadła z kamienia, kaszląc krwią. Podeszłem powoli do czerwonego basiora. Odsłoniłem kły, warcząc na niego. Szybko podjął o co chodzi. Krążyliśmy w koło. Kątem oka zdążyłem zauważyć że moja zabawka kuli się i cofa. Po chwili jednak łapy się pod nią załamały. W tym samym momencie rzuciłem się na wilka. Nie miało znaczenia kto to był. Grunt, że odkrył mój sekret. Warknąłem, szarpiąc się z czerwonym basiorem. Gdzieś mignęły mi czarne skrzydła. Lyle wylądował obok i też rzucił się na czerwonego. Wygrana była nasza. Rzuciliśmy przegranym o ścianę, pod którą chwilę później wylądowała skrzydlata, odbijając się od skał. Związałem czerwonego, zaczepiając linę do metalowego kółka. Szarpał się niemiłosiernie. Lyle zajął się waderą. Chyba chciał ją na początku związać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Pochylił się nad nią. Rozchylił jej tylne łapy i wszedł w nią. Bez komentarza, przesuwałem głaz, by zamknąć jaskinię. Kiedy już to zrobiłem, wróciłem do niewolników.
- Co z nim zrobimy? - Zapytałem Lyle'go.
- Zobaczymy. Może się do czegoś przyda. A teraz chodź, nieopodal widziałem stadko jeleni. Kości idelanie się nadadzą.
Westchnąłem, bo dopiero co zamknąłem jaskinię, ale po kilku minutach po związaniu Teriyaki i sprawdzeniu więzłów basiora, zakneblowaniu go, bo ona nawet nie miała siły się szarpać, a co dopiero, przykładowo przegryźć linę na basiorze lub sobie, ponownym zamknięcu jaskini, szybko pobiegliśmy na polowanie, zostawiając przytomne wilki same.
< Teriyaki, Kaharamis? Tylko nie skończcie zbyt szybko tej fabuły, nie chcę jeszcze umierać xd >

poniedziałek, 23 maja 2016

Od Rary CD Caldo

- Chyba nie spotkałeś na swojej drodze zbyt wielu życzliwych wilków – zaczęłam, kiedy Caldo przestał mówić. – Tak jak ja przez większość życia… - dodałam ciszej, wbijając wzrok w ziemię.
- Co masz na myśli?
- Od zawsze byłam poniżana przez siostry, ciotka też mnie niezbyt doceniała. – Widząc pytające spojrzenie basiora, zaczęłam tłumaczyć. – Moja matka zmarła kilka dni po moich narodzinach, ojciec nie był mile widziany. Mną i moim rodzeństwem zajęła się ciocia. W sumie, ja cię ledwie znam, dlaczego mam ci opowiadać całą historię mojego życia?
- O nic nie prosiłem – odparł Caldo.
- Też prawda. W każdym razie, byłam inna, co nie pasowało pozostałym. Jak już ktoś był dla mnie miły, to chyba jedynie z powodu, że ładnie śpiewałam. Gdy dorosłam, odszukałam ojca. Życie z nim było znacznie lepsze niż to, co dotychczas. Tam wszyscy byli mili, wszyscy równi…
Urwałam, przypominając sobie te piękne kilka miesięcy. To były cudowne chwile… Nie próbowano mnie zmuszać do bycia kimś innym, tam byłam po prostu sobą… W sumie, teraz też. Spojrzałam w górę, a mój wzrok przebił się przez plątaninę liści i gałęzi. Niebo było już dość ciemne; ścieżka przed nami coraz mniej widoczna. Westchnęłam. Trzeba będzie zejść z trasy i znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Dalsza wędrówka w tych warunkach byłaby zbyt niebezpieczna. Na szczęście znałam całkiem dobrze te okolice i wiedziałam, że niedaleko rośnie drzewo, na którym można się wygodnie ułożyć. Problem w tym, czy Caldo dałby radę wdrapać się na nie. Postanowiłam jednak zaryzykować.
- Tutaj skręcamy – oznajmiłam, wchodząc między drzewa. Towarzyszący mi basior wzruszył ramionami i poszedł za mną. Po kilkunastu minutach, już niemalże po ciemku, dotarliśmy do celu. Jakoś udało się nam wdrapać na gałęzie. Dopiero leżąc na twardym, szerokim konarze, uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem zmęczona. Czułam, jak ciążą mi powieki…
***
Obudziło mnie wołanie, dość dalekie, choć doskonale słyszalne. Usiadłam zaspana, omal nie spadając przy tym z drzewa. Przez chwilę nie docierały do mnie słowa, aż w końcu doszłam do wniosku, że słyszę imiona – moje i Caldo. Basior właśnie się obudził i przez chwilę siedzieliśmy na drzewie w ciszy.
- To Anubis – powiedziałam po chwili wahania i ześlizgnęłam się po pniu. Caldo zrobił mniej więcej to samo. Wydało mi się, że łapa już go mniej boli.
- Tutaj! – krzyknęłam, słysząc dalsze nawoływania. Po kilku minut wpadł na nas Anubis i to niemal dosłownie. Kiedy trochę uspokoił oddech, zaczął mówić.
- Szukałem was wszędzie. Obawiałem się, że wy również nie żyjecie.
- Również? Co masz na myśli? – zapytał Caldo.
- Moon, Sophie i Picallo. Zamordowano ich dzisiejszej nocy. Sprawca nieznany – odparł Anubis głosem niezdradzającym emocji. – Musimy wracać.
Odwrócił się i ruszył tam, skąd przyszedł. Posnułam się smętnie za nim. Po głowie krążyło mi wiele pytań. Jak się to mogło stać? Dlaczego ktoś to zrobił? Kim jest sprawca? Czy ma on związek z tymi chmarami przerośniętych miśków? Kto w takim razie zostanie Alfą? Anubis? Co z basiorem Gamma? Kiedy…? Rozmyślania przerwał mi głos jednego z towarzyszy.
<Caldo? Anubis?>

Lyle

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_JMAFqeqftiKNkMetNj171IWpY0ywHetvbDRp5LujaexT563K5e9-xG3GySuxkYzqnjIkSO1o0l_CW7qWI3ZwMSxlnzz90Y2R9vrqFp0FGZXvE0m0Wpai758FuSElVPHs1ZjY4Djmjlc/s1600/1394d8f15d3e58fa041dd1e0b758a6ef-d34qjpr.png
Imię: Lyle
Pseudonim: Moro
Płeć: basior
Wiek: 5 lat
Charakter: Jeśli zechce, Lyle potrafi być miły i przyjacielski. Czasami miewa jednak gorsze dni, wtedy nie da się z nim wytrzymać. Czasami pożądanie bierze nad nim miarę. Wtedy staje się istnym sadystą i zboczeńcem. No, po prostu, lubi się zabawić.
Hierarchia: Basior Omega
Stanowisko: zielarz
Rasa: Mieszaniec
Moce:
~ Usuwanie lub przywracanie wspomnień
~ Mglista Czaromowa- jeśli będzie używał jej długo na jednej osobie, ta dosłownie stanie się jego robotem, aż do odwołania czaru. Umysł przeciwnika będzie zapełniać tylko czarna mgła.
~ Tajemnica
~ Tajemnica
~ Nieodkryta
~ Nie chce jej używać
Jaskinia: -
Medalion: -
Zainteresowania: zabawianie się, wadery
Historia: Co było, to było i się nie odstanie. Szkoda do tego wracać...
Rodzina: -
Partner: -
Potomstwo: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: TSG

Od Disparate

- No. - Wymruczałem - Sport na przebudzenie.
Wskoczyłem na nią. Zacząłem od całowania. Naparłem na jej usta. Naprężyła mięśnie, ale nie ruszyła się. Wkurzyło mnie to.
- Masz wrzeszczeć, dzi.wko. Lubię jak wrzeszczycie. - Sięgnąłem po kość i zszedłem z wadery. Zmusiłem ją by się podniosła. Wziąłem linę i oplotłem boki wadery, przywiązując ją do skał z dwóch stron. Nie mogła się ruszyć. Zdjąłem "kaganiec" i uniosłem kość. Przez jaskinię rozległy się echem krzyki i jęki. Wyżywałem się na niej, uderzając w nią jelenią kością po kręgosłupie, bokach, brzuchu i pewnych miejscach.
- Coo, bolą klapsy? Było trzeba być grzeczną. - syczałem. Krzyczała. Napięła się jak struna. Przywaliłem jej w szyję. Zgięła się, przód spuszczając na dół i wypinając w górę tylną część ciała. Objąłem ją i trzymałem z całej siły. Krzyknęła. Zacząłem zataczać przyrodzeniem koła. W jej wrzaskach było coraz więcej bólu. Zakończyłem czynność i powaliłem ją na ziemię.
- Mam cię tylko dla siebie... Nikt mi cię nie odbierze. - Mruczałem namiętnie, jeżdżąc pazurem po jej ciele. Wykorzystała moment i spróbowała mnie ugryźć. Szybko założyłem jej kaganiec.
- Oj, nieładnie, nieładnie. Za karę poprawiamy sport. - Ożywiłem się. Przywiązałem ją ponownie i przygwoździłem kończyny do ziemi. Na końcówki łap i skrzydeł wadery nałożyłem kamienie. Śmiałem się z jej miny i bólu w oczach. Ruszała głową, próbując się uwolnić. Usiadłem na niej, czekając aż się uspokoi. Wadera wciąż szalała. Zdenerwowany przywaliłem jej kością w głowę.

Teriyaki? albo C.D

sobota, 21 maja 2016

Od Kaharamisa CD Teriyaki

Po tym wszystkim miałem niezłe zamieszanie w głowie. To co zobaczyłem... To było straszne. Musiała wiele przeżyć i to już jako małe szczenię... I jeszcze ktoś jej bardzo bliski się zabił. Może i mam wymazaną pamięć i nie mam pojęcia jak to jest kogoś stracić, ale jakoś wewnątrz miałem przeczucie, że wiem doskonale co to za uczucie. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, poczułem się jeszcze bardziej przygnębiony...
Teri była wyczerpana i widziałem, że mocno zbiera jej się na łzy. Nie wiedziałem kompletnie co powiedzieć, więc ją przytuliłem, a ona zbroczyła mnie łzami cicho szlochając, jakby mimo wszystko nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo cierpi. Nie przeszkadzało mi to jednak, przecież to nie jest powód do wstydu...
Kilka minut siedzieliśmy tak w milczeniu, ona płakała, a ja przyciskałem łapą jej głowę do piersi. W końcu jednak otarła łzy i spojrzała mi w oczy smętnym wzrokiem. Rzuciłem jej pocieszający uśmiech.
- Pomyśl sobie, że to co było minęło i już nigdy nie wróci, więc nie będziesz musiała więcej tego przeżywać - powiedziałem do niej półszeptem z nadzieją, że chociaż jakoś ją to wesprze na duchu.
- Mam o tym pojęcie, nie musisz mnie pouczać - odparła i odwróciła wzrok.
Mina mi trochę zrzedła.
- Nie pouczam cię, tylko pocieszam - przekrzywiłem lekko głowę i opuściłem ucho. - Nie chcę, żebyś była smutna...
Wilczyca westchnęła.
- Wiem i dziękuję... Doceniam to.
Uśmiechnąłem się. Jakoś mi się ciepło na sercu zrobiło ze świadomością, że jest mi wdzięczna. Jednak nadal martwiła mnie jej przygnębiona mina. Wobec tego wpadłem na pomysł.
- Chcesz się przejść? - spytałem.
- Ale gdzie?
- Gdziekolwiek. Po prostu chodź - postarałem się ją zachęcić.
Teri się zgodziła, więc opuściliśmy jaskinię. Poza grotą panowała dosyć późna noc, a nisko na niebie jaśniało księżycowe półkole w towarzystwie migocących gwiazd. Słychać było jedynie szum wiatru i drzew oraz krakanie nocnych ptaków. Od czasu do czasu odzywał się jakiś puchacz.
Biegliśmy na wschód przez las, po czym natknęliśmy się na łąkę. Wadera myślała, że gdzieś tutaj się zatrzymamy, lecz miałem lepszy plan. Biegliśmy tak długo, aż nie natknęliśmy się na jezioro. Tutaj dopiero się zatrzymałem i odwróciłem w stronę wilczycy.
- Chciałbym ci czymś poprawić humor - zawołałem do niej zdyszany, gdy ta do mnie dobiegła. Akurat zbliżał się powoli świt, księżyc zniknął za horyzontem. - Usiądź sobie i popatrz - zaproponowałem.
- No dobrze... - Teriyaki usiadła i postanowiła popatrzeć na to, co miałem zamiar zrobić.
Użyłem mocy i poczułem żar w łapach. Zacząłem biec, a pode mną utworzyła się ścieżka z ognia. Pamiętałem, że utrzymywała się za mną zawsze przez jakieś dwie minuty, a potem znikała, więc musiałem działać szybko. Nad taflą jeziora podniosłem ścieżkę do góry i rozpędziłem się najszybciej jak potrafiłem. Następnie poprzez zawijasy jakie robiłem ogniem w powietrzu, tworzyłem powoli napis...
Od czasu do czasu patrzyłem na reakcję wilczycy. Widziałem tylko blask jej wielkich oczu i szczękę w dole. To chyba był dobry znak... Podbudowywało mnie to bardziej i już po dwóch minutach wielki napis był gotowy, więc mogłem pobiec z powrotem na brzeg. Ku mojemu szczęściu, akurat delikatnie tuż za napisem wyjrzało poranne słońce. Dobiegłem do Teri i spojrzałem na swoje dzieło zadowolony. Serce mi waliło jak szalone od biegu i emocji jakie we mnie wtedy buzowały... Ale czułem, że to wywrze pozytywne wrażenie.
- Kaharamisie... - wyszeptała tylko. - Ty...
- Teri... - przerwałem jej. - Chciałem tylko spytać... Czy ty też tego chcesz?
Na niebie ogień przedstawiał napis: "Pragnę być twoją przyszłością".

środa, 18 maja 2016

Od Poisona CD Heroiki

Ukryliśmy się za jednym z większych kamieni. Kiedy to zrobiliśmy, ostrożnie wystawiłem łeb by przyjrzeć się sytuacji. Na środku słabo oświetlonej groty stały dwa duże basiory i dwa mniejsze, które z podkulonymi ogonami odsuwały się na drugi koniec jaskini. Niedaleko basiorów siedziała Bellona przyglądając się sytuacji obojętnie. Te mniejsze wilki były na skraju wyczerpania, miały kilka większych ran. Duże basiory szykowały kolejny atak. Rzuciły się na tego słabszego, rozszarpując mu brzuch. Wilk stęknął próbując wycofać się do tyłu po  czym potknął się o swoje wypadające wnętrzności. Heroika zerwała się i zamierzała skoczyć między dwa basiory, jednak przypomniałem jej o tym, że mamy działać w ukryciu. Wadera westchnęła będąc przerażona umierającym wilkiem. W pewnej chwili Bellona powiedziała coś cicho do jednego z rosłych basiorów i wyszła korytarzem, a jakiś niewidoczny cień, wyglądający trochę jak jakiś duch, poszedł za nią. Heroika zakradła się za nimi, a ja po chwili dogoniłem towarzyszkę.
Staraliśmy się śledzić Bellonę idąc jak najciszej mogliśmy. Brązowa wadera śledziła ją ciągle wzrokiem, a ja co jakiś czas odwracałem się do tyłu i patrzyłem w ciemności.
Szliśmy przez dłuższy czas, aż dotarliśmy do korytarza który zbudowany był ze starych skał. Nagle, Bellona gwałtownie obróciła się zauważając nas. Syknąłem i zrobiłem krok do tyłu. Myślałem, że brązowo-szara wadera zamierza walczyć, ale ona tylko z całej siły uderzyła w ścianę i pobiegła korytarzem.
- Uwaga! - krzyknęła Heroika pchając mnie do przodu. Moment później fragment sufitu skruszył się akurat tam gdzie stałem jeszcze przed sekundą. Rzuciliśmy się do ucieczki. Biegliśmy szybko do przodu, a stary sufit nadal się zawalał. Próbowałem odepchnąć skały ogniem, ale to tylko pogorszyło sprawę.
Wtem zawalił się sufit przed nami. Na szczęście z tyłu przestało się walić, jednak teraz byliśmy w pułapce. Przywarłem do jednego z głazów, próbując go odepchnąć, ale to na nic się zdało.
- Masz jakiś pomysł? - spytałem niepewnie Heroiki.
<Heroika?>

wtorek, 17 maja 2016

Od Teriyaki CD Kaharamisa


- Szkoda gadać... - Burknęłam
- Proszę - Uśmiechnął się. Westchnęłam.
- Dobra... Co tu ukrywać... Pokaże ci...
Od kiedy ustępuję na prośby? A dobra... Wyczarowałam Mgłę. Kaharamis zaczął się dusić. Nie przejęłam się tym zbytnio. Klasyczny efekt uboczny. Odczekałam aż dźwięki duszenia ustaną i sama zaczęłam się zatapiać we własnym czarze. Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, nie byłam już w jaskini basiora. Wokół panowała ciemność. Kaharamis rozglądał się wokół zaskoczony. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy pojawiłam się obok.
- Teri? - Zapytał niepewnie. Wywróciłam oczami.
- Nie, kto inny.
- Co się z tobą... - Zapytał.
- Tak, wiem. Poznaj drugą mnie. - Fuknęłam. Żeby odwrócić jego uwagę od swojego wyglądu, http://magicznawataha.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/928656/files/blog_iy_4775421_8053554_tr_quazer_5.jpg ,wyszeptałam - Witaj w moim dawnym domu.
- Czyli...?
- Słyszałeś o czymś takim jak Kraina Umarłych lub po prostu Podziemie?
- Możliwe.
- To właśnie w nim jesteśmy. - Odparłam.
- To niedziwię się że miałaś koszmary.
" Nie widziałeś najgorszego" - chciałam na niego wrzasnąć, ale się powstrzymałam. Tartar jest naprawdę straszny, nawet dla mnie. Pełno jęczących dusz, potwory...
- To jeden z urywków mojego życia. - Wzięłam głęboki oddech.
- Jesteś żywym trupem? - Kaharamis zrobił głupią minę.
- Jakoś mi nie jest do śmiechu. Tutaj mam jakiś rok... Może mniej... Tuż po wojnie... - Zaczęłam wodzić szklistymi oczami w poszukiwaniu przeklętego miejsca. Namierzyłam je i ruszyłam w jego stronę. Na ziemi leżał czarny, podrośnięty szczeniak z czerwonymi oczami. Wokół niego była kałuża krwii. Sam wilczek był cały w niej. Stanęłam obok, przyglądając się dawnej sobie. Przeniosłam wzrok dalej. Dorosły wilk leżał martwy, kilka metrów dalej. Dwa demony... Kaharamis stał obok mnie i gapił się w tę scenę... Wtedy usłyszeliśmy kroki... Trzeci wilczy demon, duży, ale nadal szczeniak, szedł od strony mojej matki, rozkładając skrzydła. Potrącił młodsze szczenię. Zatrzymałam łapą Kaharamisa, który chciał się rzucić na demona.
- Jesteśmy duchami. Narobiłbyś sobie tylko kłopotów. Demony teraz mają nad nami przewagę. - Westchnęłam, obserwując dalszą scenę. Ten trzeci demon, był jednym z synów przywódcy. Który był przy okazji i moim ojcem... Mój przyrodni brat. Którego szczerze nienawidziłam i nie przyznawałam się że jego ojciec... Demon kopnął czarną siostrę... To, co czuł ten szczeniak z przeszłości, czułam teraz też ja. By powstrzymać się od krzyku, znowu zaczęłam czarować. Gdy wróciliśmy do naszego świata, ugieły się pode mną łapy. Pierwszy raz przeniosłam kogoś do Podziemia... I pokazałam urywek... Mojego życia...
- Ona popełniła samobójstwo... Moja siostra była wtedy z ojcem... W prawdziwym świecie... Nie w Podziemiu... Ja byłam za mała by jej pomóc...- wyszeptałam

< Kaharamis? No okey, wenus bracus xd >

środa, 11 maja 2016

Od Caldo CD Rary

Na początku bieg był katorgą, ale po dłuższej chwili jakoś udało mi się przywyknąć do bólu. 
- Nie ma sensu się teraz zatrzymywać - odparłem. - Jesteśmy już blisko, dam radę. Poza tym nawet nie oczekiwałem, że ktoś od was się mną zajmie. Chociaż od kiedy trafiłem na wasze tereny nieustannie coś mnie dziwi. Wielkie niedźwiedzie, wilk grzebiący przy ciele innego wilka i, najprawdopodobniej, wypijający jego krew, zapraszanie obcego na zwiad, więcej wielkich niedźwiedzi, wadera, która się wraca żeby pomóc nieznajomemu basiorowi... - Potrząsnąłem głową kończąc potok słów. I tak za dużo wygadałem, nie powinienem zdradzać, że podejrzewam Anubisa. Jeśli nie mam racji tylko mnie wyśmieje, a jeśli mam... No cóż, chyba wolałbym nie mieć.
- Chyba nie spotkałeś na swojej drodze wielu życzliwych wilków - zaczęła powoli.
...

< A jak skończyła, to już wymyśl default smiley :d Nie ma za co. 
Poza tym nie mam weny, jest 23:26, następnego dnia muszę wstać o 4.00, więc pozdrawiam. Wracam 16 maja, więc masz czas naodpowiedź default smiley ;) >

czwartek, 5 maja 2016

Od Disparate CD Poisona

- Nie, ja podziękuję. Teriyaki miała właśnie pokazać mi tereny. - Odparłem na zapytanie zielonego.
- W nocy? - Poison uniósł brew.
- Wolimy noc. - Odparłem szybko i dałem waderze znak by się zbierała. Wstaliśmy i wyszliśmy z groty. Włóczyliśmy się po terenach. Teriyaki mnie oprowadzała. Jej błękitna sierść lśniła w blasku księżyca. Wzbierało się we mnie porządanie. Gdy opowiadała, nie wytrzymałem. Doszliśmy do polanki, na której nawet nie było czuć wilków. Skoczyłem na nią i przygwoździłem do ziemi. Zaskoczona nie zdążyła zareagować. Zniżyłem się i w nią weszłem. Nie wiedziałem czy ma dni płodne, szczerze miałem to gdzieś. Coraz bardziej się w niej zagłębiałem. Gdy doszedłem do końca, ona w tym samym czasie osiągnęła limit. Pisnęła jeszcze głośniej. Wyciągnąłem i ponownie wsadziłem swoje przyrodzenie. W oczach wadery wzebrały się łzy. Usłyszałem rozmowę znajomych wilków, kilka kilometrów dalej. Muszę ją ukryć. Tylko jakby tu... Moje spojrzenie padło na linę, zostawioną przez ludzi. Uśmiechnąłem się szyderczo w stronę wadery. Złapałem ją za skórę na karku i spokojnie przeniosłem ją w głąb lasu. Była odemnie stanowczo mniejsza, co ułatwiało mi zadanie. Zaniosłem ją w ukryty zakamarek lasu, starannie maskując za sobą ślady.
- Disparate, co ty robisz?! - Krzyczała, a ja milczałem. Wypuściłem ją pyska, gdy doszliśmy w miejsce, gdzie na pewno nikt się nie pojawi. Wątpię, żeby uciekła... Na wszelki wypadek... Odplątałem linę od łapy i przywiązałem wilczycę do powalonego drzewa. Leżała, z jedną przednią i jedną tylną łapą przywiązaną do pnia. Skrępowałem jej pysk, w taki sposób, by miała go otwarty, ale nie mogła mówić ani wrzeszczeć. To samo zrobiłem z tułowiem. Po chwili wadera nie miała jak się ruszyć. Zauważyłem że kawałek dalej leży drugi pieniek. Bezpieczeństwa nigdy nie dość. Przeturlałem pieniek bliżej wadery. Sznura było jeszcze dużo, więc związałem jej pozostałe dwie łapy. Poczekałem, aż zacznie orientować się co się dzieje. Zaczęła piszczeć i próbować się wyrwać, świadoma co się zaraz stanie. Uśmiechnąłem się szeroko. Weszłem do wadery i zacząłem całować ją namiętnie. Schodziłem coraz niżej, dotarłem do miejsca intymnego. Chwilę się tym miejscem bawiłem, po czym wziąłem się do rzeczy. Wadera piszczała i jęczała. Próbowała nawet używać mocy, ale tak ją skrępowałem, że nie mogła nic zrobić. Po pięciu próbach, poddała się. Po prostu. Po półgodzinie bzykanie wadery jednak mi się znudziło. Zacząłem myśleć co by tu zrobić. Mój wzrok padł na kawałek sznurka, którego nie wykorzystałem. Odgryzłem go. Teriyaki znowu zaczęła piszczeć. Zacząłem okładać ją z całej siły. Znów się spięła. Zadowolony wróciłem i dalej się bawiłem. Ona jęczała. Wszystko idealnie. Przeniosłem się w górę. Wsadziłem moje gigantyczne jaja w jej pysk.
- No mała. Bierz się do rzeczy. - Rozkazałem. Gdy nic się nie stało, przyłożyłem pazur do jej wrażliwego miejsca. Posłusznie wykonała polecenie. Odwróciłem się. Ona robiła mi dobrze, a ja bawiłem się jej miejscem imtymnym. Znów mi się znudziło... Hm...
- Dobra koniec. - zaśmiałem się szyderczo i wyjąłem moje jaja. Ona stała się moją zabawką, robotem. Wróciłem do sznura i zacząłem ją okładać. W jej oczach wzbierały się łzy, cicho szlochała. Przejechałem pazurem po jej łapie.
-Nie waż się przy mnie płakać. Teraz to ja jestem twoim panem - wycedziłem. Wróciłem do ruchania Teriyaki. Czasami przejeżdżałem pazurem po jej ciele, zostawiając krwawy ślad, gdy zaczynała płakać. Ja jestem jej panem. Tylko ja. Przeniosłem knebel z pyska wadery. Nadal go miała, ale miała już zamkniętą buzię. Zacząłem ją zawzięcie całować w usa. Naciskałem na nią. Sapała. Dla niej nie była to przyjemność, ale dla mnie jak najbardziej. Zacząłem ją ostro ruchać. Sapała, jęczała, piszczała. Z jej pięknych, szarych oczu wypłynęło więcej łez. Przeorałem pazurami jej bok.
- Zamknij się i nie becz, ku*wo. - Ofuknąłem ją. W pewnym momencie zaczęła z nadzieją wpatrywać się w niebo.
Spojrzałem w górę i zaśmiałem się.
- Co, pewnie myślisz że wypuszczę się, jak najdzie świt, co? Próżna nadzieja. - Powiedziałem. - Ale co racja to racja. Teraz jesteś tylko moja. Trzeba cię gdzieś ukryć. Założe się że nikt nawet nie zauważy twojego zniknięcia. - Dodałem. - Poczekaj tu na mnie, kochana. - rozkazałem. Dając jej chwilę wytchnienia, odeszłem poszukać jakiejś pustej, opuszczonej jaskini. Dość szybko ją znalazłem, więc wróciłem do mojej zabawki. Próbowała się wyswowodzić, ciężko dysząc. Sznur otarł się o jej rany. Syknęła, ale dalej próbowała się wyrwać. Podbiegłem do niej.
- Nie uciekniesz odemnie. - warknąłem, przechylając jej głowę do tyłu i przystawiając do szyi pazury. - Jesteś moja.
Zacząłem rozplątywać sznur, równocześnie splatając go w coś rodzaju smyczy. Jedną część przyczepiłem do knebla wadery a drugą trzymałem w pysku. Wciąż miała związane dwie przednie łapy, żeby nie mogła mi uciec. Ale była odplątana od drzewa i jakoś stała. Myślałem że będzie próbować uciekać, ale najwyraźniej była tak wycieńczona, że tylko zwiesiła głowę i chwiała się na łapach. Sprawiała wrażenie jakby zaraz miała upaść.
- Chodź - warknąłem. Nie zareagowała. Pociągnąłem ją, by zmusić do ruszenia się. Zrobiła krok do przodu.
- Głucha jesteś? Teraz ja jestem twoim panem i masz mnie słuchać, jasne?! - Wrzasnąłem na nią.
- Tak... - powiedziała. Zadowolony, pociągnąłem ją ponownie. Ledwo utrzymując się na trzęsących łapach, ruszyła za mną. Co chwilę ciągnąłem ją.
- Przyśpiesz! - Warknąłem. Posłusznie wykonała mój rozkaz. Po chwili znowu zwolniła.
- Nie trać tempa! - Ofuknąłem ją. Pociągnęłem ją z całej siły, mocniej niż wcześniej. Poleciała do przodu i wylądowała tuż pod moimi łapami. Warknąłem głucho, karząc się jej podnieść. Nie ruszyła się. Jej bok silniej krwawił. Skorzystałem z okazji i rozchyliłem tylne łapy. Siłą otworzyłem jej pysk i wyjąłem język.
- Rób, co do ciebie należy. Może dostaniesz śniadanie. - Przeniosłem jej język do mojego członka. Dotknąłem nim czubka. Nic nie zrobiła. Westchnąłem i szarpnąłem ją w górę. Podniosła się, ze spuszczoną głową.
- Co ty sobie myślisz?! Masz mnie słuchać!
- Przepraszam...
Kiwnąłem głową. Coraz bardziej mi się to podobało.
- Idziemy. - Rozkazałem. Posłusznie ruszyła. Doszliśmy do jaskini. Była o nią oparta okrągła skała, idealnie pasująca do zamknięcia jamy.
- Pomóż mi to pchać. - Szarpnąłem za smycz. Teriyako podeszła i zaczęła napierać na skałę. Udało się jej przytoczyć głaz, aż została mała szczelina.
- Wejdź do środka. - Wydałem rozkaz. Niczym wierny piesek wskoczyła z gracją do pułapki. Uśmiechnęłem się i weszłem za nią. Przywiązałem smycz do jakiegoś metalowego kółka, pewnie zostawionego przez ludzi. Wadera stała bez ruchu. Znowu nabrała mnie ochota na figle. Przy okazji poznęcam się i pokaże kto tu rządzi. Jest taka pociągnająca... Obudzi się przynajmniej. Takk... Jestem sadystą. Przygniotłem ją do ziemi. Jej głowa uderzyła o kamień. Zobaczyłem jak jej oczy się zamykają. Spoliczkowałem ją z całej siły, zostawiając na jej policzku krwawy ślad pazurów. Od razu się obudziła. Zadowolony rozłożyłem jej tylne łapy. Położyłem się na nią, przygniatając ją całym ciałem. Musiałem jej pokazać kto tu żądzi.. Gdy poczułem że traci oddech, wstałem.
- Masz mnie słuchać. Rozumiesz? - Pokiwała głową, ciężko sapiąc. - No. Masz być grzeczną dziwką. A teraz morda w kubeł i się nie ruszaj. Jak już to drgaj i ssij lub liż.
Usiadłem na jej brzuchu. Niech wie, ile musi mieć siły. Gdy widziałem że będzie posłuszna, wziąłem się do przyjemności. Zacząłem poruszać się to w tył, to w przód, z zawrotną szybkością. Samica patrzyła na mnie przerażonymi oczami.
- Drgaj, k*.*o. - Warknąłem i znowu ją spoliczkowałem. Posłusznie drgała.
- Nooooo jesteś idealna! - Wymruczałem zadowolony - Ładna, posłuszna, dobra w seksie... Doskonała! A teraz sprawiaj mi przyjemność. - Rozluźniłem się i bardziej rozłożyłem na niej. Robiła wszystko za mnie. Ja tylko leżałem. Hehe... Moja niewolnica nagle przestała. Przywaliłem jej. Na dworze nastał już całkowity świt . A dam jej odpocząć. Będzie lepsza. Sprawdziłem linę i odszedłem. Zasunąłem za sobą głaz, dokładnie sprawdzając czy nie ma żadnej szczeliny. Zablokowałem z dwóch stron jeszcze kamieniami, by skała się nie zsunęła. Zadowolony i spełniony, poszłem zdrzemnąć się w norze.
Przeciągnąłem się i przeciągle ziewnąłem. Po nocnym seksie byłem głodny. Upolowałem sobie młodego jelenia i całego zjadłem. Skórę i kości zaciągnąłem do Teriyaki. Gdy wchodziłem, uśmiechnęłem się szyderczo. W moich oczach zaczaił się błysk. Wadera leżała, nie reagując na nic. Spała? Raczej tak. Cicho podeszłem do niej i nagle przekręciłem. Obudziła się. Zaczerwienionymi oczami, w których widać było smutek i poddanie się, spojrzała przerażona na mnie.

środa, 4 maja 2016

Od Kaharamisa CD Teriyaki

Teri skomlała przez sen... Musiała mieć koszmary.
Jako wilczyca wydaje się być bardzo niedostępna, ale jest w tym bardzo pociągająca... Czuję się przy niej tak spokojnie, że patrząc na nią walczącą ze swoimi wytworami podświadomości aż mi się serce kraja. Co robić? Ledwo się z nią znam... Ale nie mogę patrzeć jak biedna się męczy.
Podszedłem do niej i spojrzałem na zaciśnięte powieki, pod którymi szalały spanikowane oczy. Wierzchem łapy przejechałem delikatnie po jej policzku. Miała bardzo miękkie i lśniące futro... Wyglądała pięknie we śnie.
Wreszcie postanowiłem jakoś się usadowić obok niej, żeby zapewnić jej chociaż trochę ciepła, przy czym objąłem ją. Chciałem zasnąć, ale nawet nie wiedziałem jak usadowić głowę - czy na swojej drugiej łapie, czy może na jej plecach? W dodatku serce nie dawało mi spokoju, jakby dostało ADHD...
Mimo koszmarów, Teriyaki spała bardzo twardo, jakby był środek nocy, a ledwo co zasnęła. Nie wiem, ile czasu minęło... Ona za to co chwila popiskiwała, zdarzało jej się nawet podrywać nagle, jakby się czegoś momentalnie przestraszyła. Chciałem ją obudzić, ale z drugiej strony nie miałem serca. A nawet jeśli miałem, to było zbyt spanikowane bez znanego mi powodu... Gdybym chociaż trochę więcej pamiętał ze swojego poprzedniego życia, może bym wiedział, o co w tym wszystkim się rozchodzi...
W jednej sekundzie Teri zerwała się z ziemi dysząc i gwałtownie się rozglądając. Szczerze mnie przestraszyła! Poderwałem się razem z nią w niemal tym samym momencie.
- Wszystko gra? - spytałem opanowując się lekko.
Wilczyca szybko odwróciła wzrok w moją stronę. Oczy miała tak wielkie jakby zamiast mnie widziała ducha. Przymknęła je jednak i odetchnęła głęboko.
- Tak, wszystko gra... To tylko zły sen...
Uśmiechnąłem się i oklapnąłem jedno ucho.
- Oj Teri... Zdarza się w końcu - starałem się ją pocieszyć, po czym odchrząknąłem. - Co takiego ci się śniło?

<Teri?>

Od Teriyaki CD Torso

- Bla, bla, bla - mruknęłam. Ku*wa, on mi wyskakuje z jakimiś jeba*ymi morałami, nawet nie widząc nic o mojej przeszłości. Jakbym nie wiedziała, jak to jest coś stracić. Wkurzona zmieniłam się na wygląd mojej siostry. Obręcz z ogona, zmieniła się w kolczyk w przydługich uszach. Skrzydeł też już nie było, została tylko niebieska sierść. Basior spojrzał na mnie zaskoczony. Uśmiechnęłam się i dmuchnęłam w jedno z pozostałych piór. O kilogram mniej. Truchtem podbiegłam do krawędzi jeziora. Wspoczyłam do niego i zanurkowałam.
- No co tak stoisz? - Zawołałam ze środka jeziora, gdy zobaczyłam że basior wciąż stoi ma brzegu.
< Torso? Nie no nikt nie ma weny? >

wtorek, 3 maja 2016

Ostatni post Moon

Moje drogie wilczki wybaczcie że jestem nei obecna..... mam za dużo na głowie..... po prostu już nie moge...  Anubis... powieżam ci w całości niegdyś moją watahe....  jestem ci niezmiernie wdzięczna że się nią zaopiekowałeś... trafiła w dobre łapy....

Opko:


To już jest rutyna....
Wstać rano... zrobić obchód.... upolować coś do jedzenia... ....
dzięń w dzień to samo...
Ostatnio coraz żadziej widuje kogo kolwiek z watahy...
Podczas tych paru lat... przeżyłam wiele pięknych i niezaomnianych chwil... ale były też te które jak ciernie ranią me serce.... To wszystko mnie przytłacza..... w dodatku... przez ostatnie tygodnie miewam wrażenie ,że... niedługo nadejdzie koniec....  koniec mojej koegzystencji.... przynajmniej mam pewność ze gdyby żeczywiście zbliżał si emój koniec... wataha pozostanie w dobrych łapach...
Obudziłam sie oświcie... nawet ptaki jeszcze spały a słońce było jeszcze za choryzontem. Przeeciągnęłam sie leniwie i powoli wyszłam z jaskini. Pora na obchód. Ruszyłam w stronę jeziora.
Gdy już otarłam do celu usiadłam na skale i wbiłam wzrok w tafle wody....
Po chwili jednak ruszyłam dalej. Truchteem przemiarzałam las.

***

Cały dzień byłam w ruchu. Wieczorem wruciłam do jaskini,..... wycieńczona.....
Położyłam sie na swoim legowisku i zamknęłam oczy....  powoli zaczęłam zasypiać.

***

W środku nocy obudził mnie jakiś głos.... " Moon... proszę obudź się" .....znajomy głos... tylko... czyi ?.... podniosłam łeb i rozejzałam się po jaskini..... Nic...
Wstałam i powoli wyszłam z jaskini.
-Halo? jest tu kto ? - mówiąc to nerwowo się rozglądałam i nasłuchiwałam.
- Kochanie to ja.... Gard..... -Głos dochodził jakby z nikąd.
- Gard?! - Byłam w szoku... może... może to mi sie tylko przesłyszało... ugh...
- Tu jestem...~ -  tym razem głos dochodził z głębi lasu....
- Chyba zgłupiałam... - wyszeptałam do siebie i ruszłam za głosem.
Pędziłam tak szybko ze nawet nei poczułam tego iż ciernie poraniły moje łapy....
- Gard! Daj jakiś znak!Błagam! - krzyczałam dalej biegnąc przed siebie.
- Tutaj jestem ~
Biegłam dalej przed siebie....Coś jednak kazało mi stanąć... i zrobiłam tak...
Stanęłam na jjakiejś polanie... Rozejzałam sie.... ja znam to miejsce...  I to aż za dobrze.... Stałam właśnie na polanie... na której straciłam moją miłość... Do oczu napłynęły mi łzy...
Poczułam zapach krwi...
-Co do...
-Tutaj jestem skarbie~ - zarośla zaczęły się ruszać
-Gard?
W odpowiedzi usłyszałam śmiech... stopniowo zaczął się on zniekrztałcać....
Z zarośli wyłoniła się postać... to był Gard.... Podbiegłam i na wilczy sposób go przytuliłam.
- G-gard... tak bardzo tęskniłam...
- Gard? Jaki Gard? - jego głos był zniekrztałcony.... a wilk powoli zaczął się zmieniać... Miał czarno czerwoną sierść i skrzydła jak smok... a jegooczy były czerwone niczym krew...... to było jak najgorszy koszmar. Odskoczyłam od niego jak popażona.
-K-kim.. - wyszeptałam zdezoriętowana....
- Twoim najgorszym koszmarem.... ałaś sie tutaj zwabić tanią sztuczką.... spodziewałem się barziej rozsądnych poczynań z twojej strony Moon
-Skąd znasz moje imie?!
- To już mniej istotne moja droga...
Wilk rzucił sie na mnei i przygwoździł mnie do ziemi...rubowałam sie uwolnić ale był za silny.. a ja wyczerpana.
-Hah... to było by zbyt banalne zabić cię tak beradną... ale wiesz co ? lubie jak coś idzie szybko i sprawnie..
Nadal czułam ten swąd krwi... jednak nie czułam tylko krwi..... Picallo...Sophie... to ich zapach tu czuje... Nie błagam! Tylko nie oni!
- Hah.. widzę iż już wiesz że nie jesteś moją pierwszą ofiarą... dobrze czujesz... twoje szczeniaki dały się tak samo łatwo podjść jak ty. Żałosne...
Jego słowa uderzyły mnie jak rozpędzone auto... serce na chwile mi stanęło... wściekłoć i smutek mnie ogarnęły.... Zruciłam basiora i rzuciłam się naniego. wgryzłam się w jego szyje ale on... nawet nei zareakował...
- Myślisz ze te kiełki coś mi  zrobią? - Zaczał się śmiać a rana na jego szyi błyskawicznie się zagoiła...
Nie poddam sie... pomszcze mmoje dzieci... za wszelką cene...
Ponownie sie na niego rzuciłam... źle odmierzyłam cios... i chybiłam.
Basior mnie podciął. powalił mnie na ziemie i stanął jedną łapą na mojej głowie...
- Skończmy tę maskaradę... znudziłaś mnie - Warknał i wgryzł się w moją szyję błyskawicznie... Nie zmiażdzył mi krtani... Spojzał na mnie jak na objad... poranił mnie jeszcze tak bym nie mogła wstać... krwawiłam obficie.
Wilk bezinteresownie odszedł ..... rozpłynął sie w cieniu...
Kontem oka zaóważyłam w cieniu 2 sylwetki... moje dzici... martwe... Zaczęłam się powoli czołgać w strone Picallo i Sophie zostawiając krwawą ścieżke za sobą... Gdy już udało mi sie do nich doczołgać położyłam się przy nich... mój pysk był mokry od łez....
-Kocham was.... moje s-skarby -  Wyszeptałam...  Leżąc tak rozmyślałam o wszystkim, równeiż o moich bliskich których straciłam... Mam nadzieję że Anuis zaopiekuje się watachą...
Po paru godzinach życie całkowicie ze mnie uleciało...

~TheEnd~

Jeśli ktoś chce może naisać dalszy ciąg ...
I przepraszam za np. zjedzenie paru liter i błędy ale pisałam na telefonie....
Żegnam was moje mordki ;')

Od Torso CD Teriyaki

Wadera wzbiła się w powietrze i rozejrzała a ja czekałem ledwo wytrzymywałem sam ze sobą to okropne. Wylądowała i wskazała mi kierunek ruszyłem za nią,gdy zobaczyłem jezioro wskoczyłem bez zastanowienia. Chciałem jak najszybciej zmyć z siebie to świństwo. Szorowałem a to i tak ciężko schodziło wręcz okropnie obawiałem się że tego z siebie nie zmyje.
Kiedy tak przez na prawdę długi czas usiłowałem oczyścić futro poczułem jak uginam się i wpadam bo ktoś na mnie poleciał. Złapać chciałem powietrze ale tylko nałykałem się wody którą przez jakiś zaś usiłowałem wykrztusić z siebie ,kiedy Wadera mnie przepraszała. Zrobiłem wielkie oczy i chciałem złapać oddech wreszcie mi się to udało i odpowiedziałem jej.
-Nic się nie stało
Wziąłem kilka głębszych oddechów i wyszedłem z wody zacząłem tarzać się w piasku który całkowicie mnie oblepił. Samica przyglądała się a ja wreszcie dostrzegłem że coś nie tak jest z jej skrzydłem. Oblepiony piskiem wszedłem do wody zanurzając się cały zmyłem go z siebie i ponownie wyszedłem na brzeg aby tym razem wytarzać się w trawie. zapach nieprzyjemny zniknął. Podszedłem do niej i złapałem zębami za jej skrzydło
-Ejj!! Ałaaa
Chrupnęło tylko a ja puściłem zadowolony z siebie
-Już po wszystkim .. -oznajmiłem
-Nie lubię moich skrzydeł ja ich nie che .. -mruknęła
-Uważaj co mówisz .. -szepnąłem
-Co ??
-Bo jak je stracisz możesz żałować .. nie sądzisz,ze nie doceniamy tego co mamy dopóki tego nie stracimy ?

<Teryaki>

poniedziałek, 2 maja 2016

Od Rary CD Caldo

Pokręciłam głową, wznosząc oczy ku niebu i uśmiechając się lekko. Następnie ruszyłam biegiem za Caldo, doganiając go po chwili i dostosowując się do jego tempa. Basior spojrzał na mnie, jakby upewniając się, że to nie jakiś podejrzanie zachowujący się misiek. Potem odwrócił głowę. Przez chwilę ciszę zakłócał jedynie śpiew ptaków, dobry znak w tych dniach.
- Dziękuję. Za słowa uznania i pomoc przy miśku. Gdyby nie ty, pewnie bym już nie żyła.
- Gdyby nie ja, nie byłoby cię tutaj – odparł Caldo.
- Też prawda. Ale gdyby tak gdybać cały czas, wykreowałoby się świat doskonały. Nikt by nas nie ścigał, wataha byłaby bezpieczna, a twój przyjaciel żywy.
Towarzyszący mi basior nie skomentował mojej wypowiedzi, tylko zapatrzył się w drogę przed nami. Nie miałam jakiejś specjalnej ochoty na rozmowę, toteż znaczna część drogi przebiegła nieprzerywana przez nasze głosy. W pewnym momencie spojrzałam na swoje łapy i przypomniałam sobie, że Caldo skręcił swoją czy coś. Truchtem biegliśmy od co najmniej dwudziestu minut, a on nawet nie kulał. Niezauważalnie spojrzałam na niego i w oczy rzucił mi się ledwie widoczny grymas na pysku.
- Jesteś pewny, że nie chcesz odpocząć? Z tą łapą…
- Dam sobie radę – przerwał mi sucho basior.
- Okej, ale do mnie nie przychodź, jak to się przemieni w coś poważniejszego. Już teraz widać, jak ta łapa ci spuchła. Powinieneś ją schłodzić.
<Caldo? Wenus Bracus Totalus>