wtorek, 30 czerwca 2015

Od Miku CD Frihet :


 Frihet najwyrażniej się zdziwił. Zresztą...kto by się nie zdziwił ?
- Spokojnie Frihet .To ja , Miku !- Ukucnęłam przed nim i uśmiechnęłam się pokazując zęby.
On jednak ciągle był w pozycjii do ataku. Co by tu w tekiej sytuacji zrobić..? Ech...
- ej , gdybym była człowiekiem , to raczej nie znałabym twojego imienia , co ?
To go chyba przekonało , bo lekko sie uspokoił.
- możesz używać jakiś sztuczek albo czarów ...
Widać że strasznie nie ufne z niego stworzenieeee... . Po chwili namysłu z powrotem zamieniłam się w wilka. Teraz stał muż na przeciwko mnie , z niedowierzeniem na pysku.
- jak...!?
-a,a,a........sama nie wiem >.<
Frihet westhnął z politowaniem , po czym odwruciła się w stronę ścieżki . Chyba chciał już iść.... Tak , jakbym miała mu pozwolić.
- a ty do kąd ?
- to nie na moje nerwy , wracam do siebie.
- nie wolno ci ...
- niby czemu ..?
Usmiechnęłam się szeroko.
- Teraz gdy znasz mój sekret , nie mogę pozwolić byś go komuś zdradził ^^
- ....co?
- no tak , jeszcze by mnie z watahy wyrzuciliiii....
- to po co mi o tym mówiłaś !?
- sam zaczołeś temat ludzi!
- to ty go zaczęłaś !
- serio ?
- ugh!....
Frihet mamrotał coś pod nosem. Bodbiegłam do niego , choć wcale nie był daleko.
- masz ochotę na spocer ?
Odwrócił się.
- nie.
- no e--------j ! nie bądż taki!
< Frihet ? ( nie szkodzi ^-^ , co zrobisz w takiej sytuacjii ? >

Od Anubisa CD Death

Tylko osiem na dziesięć, mogłem się bardziej postarać ... Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy, umysłem poszybowałem do Krainy Duchów ... Pora wyciągnąć kogoś mocnego. Napotkałem wiele wrogich "spojrzeń", nie byłem tam zbyt lubiany, bo duchy nie za bardzo lubią jak posyła je się do walki na ziemi. Nie mają jednak wyboru. W końcu napotkałem tego kogo szukałem. Nazywał się on Bazbennyber i czułem promieniującą od niego moc. Zaczepiłem się jego istnienia i wyciągnąłem z łatwością na ziemię.



Duch lodu i burzy zmaterializował się przed waderą, nie była to dusza zmarłego wilka a duch - pierwotna istota rządząca żywiołami. Rzadko uciekałem się do tej metody w walce, ale dla zabawy czemu nie? ~ Atakuj!~ rozkazałem mu myślą. Duch ryknął, a po jego futrze przeleciały błyskawice. Zaatakował waderę, która uskoczyła i skoczyła mu na grzbiet. Gdy jej łapy dotknęły ducha, poraził ją prąd - nie śmiertelnie ale boleśnie. Wadera zeskoczyła na ziemię. Duch zamachnął się łapą, wadera zawirowała i owinęła ogon wokół łapy. Pociągnęła i odrzuciła ducha dekoncentrując go. Potem wybiła się i zaatakowała jego głowę. Duch miał łeb pokryty we krwi, płonął rządzą mordu. Znowu ryknął, ale wadera była piekielnie szybka. Skoczyła i powaliła ducha, potem rozerwała go na strzępy. Wiedziałem że duch nie zginał, ale wrócił do siebie. Death posłała mi szaleńczy uśmiech, szczerząc zęby ociekające krwią ducha.
- Nieźle, dziewięć na dziesięć. - powiedziałem uśmiechając się i wstając z ziemi.

<Death?>

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Death CD Anubisa

Uderzyłam tyłkiem na ziemię.
-Pobawmy się- rzekłam pustym, słowem bez emocji
- Z miłą chęcią… - dostrzegłam szatański uśmiech
Wstałam z gracją, wyprostowałam ciało. Uniosłam wysoko głowę, le poważne spojrzenie. Zrobiłam dwa, lekkie kroki ku basiora. Wysunęłam prawą łapę, lewą zgięłam. Ułożyłam pysk jak najniżej się dało. Potocznie zwany „pokłon”.
- Przewodniczka śmierci… - wymawiając te słowa, u mojego boku martwe ciało wilka, zaczęło z trudem wychodzić z ziemi.
Ciągnęło za sobą czarną maź, która po dłuższej walce puściła. Staną on na cztery łapy. Przywołałam pierwszego lepszego zdechlaka.
http://fc06.deviantart.net/fs71/i/2014/071/7/5/time_of_dying_by_krawatorii-d79t3ck.png
- Mało imponujące… - nie zastanawiając się, rzucił się na umarlaka
Ten niczym ogromne nożyce, otworzył jak najszerzej pysk. Zanurzył go w szyi czarnego basiora. Lecz nie wydał się on za grosz obolałego. Zamiast tego oddał jeszcze mocniejszym atakiem. Wbił się tak potężnie, iż głowa poleciała na ziemię, a tułów runą na bok, szybko tracąc krew.
- Zacne rzeknę – pokiwałam głową rysując coś na ziemi
Były to dwie liczby i znak pomiędzy.
- osiem na dziesięć – wyszczerzyłam uśmiech – twoja kolej

< Anubis? >

Od Tohma C.D Sophie


- A co dokładnie mam powiedzieć?
- No nie wiem... skąd pochodzisz?
- Z odległej watahy, byłem tam synem Gamm
- Aham. Czemu opuściłeś swoją watahę?
- Ponieważ chcę a właściwie chciałem odnaleźć ojca - Odwróciłem głowę po czym wzdychnąłem
Wadera przez chwilę się nie odzywała a kiedy w końcu to spytała
- A twój charakter?
Spojrzałem się na nią
- Jest zróżnicowany. Czasem mnie ponosi ale potrafię od razu się opanować. Uwielbiam zabawę ale czasem już to mnie drażni... Czy coś jeszcze?
- Tak. Jak to się stało, że trafiłeś na moją córkę?
- Było to przez przypadek. Wędrowałem po lesie gdy nagle ona - Spojrzałem na nią tym samym wskazując na nią pyskiem - wpadła na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek i tak się poznaliśmy
Wadera wraz ze swoją córką patrzyły się na mnie. Ja zaś patrzyłem raz to na Sophie raz to na jej matkę. Zaraz po tym wadera uśmiechnęła się
- Mów mi Moon i tak, możesz dołączyć - Uśmiechnęła się
Odwzajemniłem uśmiech patrząc na nią po czym spojrzałem się z tym samym uśmiechem na Sophie

< Sophie?>

No nieee..... ;-;

Z watahy odchodzi Toro... mam nadzieję że dobrze się z nami bawiłeś :I

Od Sophie CD Thoma

- To jest Thoma. Chciał by dołączyć do naszej watahy.
- Aha. No więc Thoma powiedz coś o sobie. - Moon usiadła na kamieniu.

<Thoma> 

To najkrótsze opowiadanie w moim życiu XD

~ A ja i tak poprawiłam literówkę xD

Od Tohma C.D Sophie

- Um, no... czemu by nie...? - Uśmiechnąłem się niepewnie
Podszedłem do niej bliżej
- Aa, daleko do twojej em... mamy i lekcji?
- No, zbytnio to nie. A co? - Zapytała patrząc się na mnie przenikliwym lecz miłym spojrzeniem
- No... jak już się znamy to czemu by nie poznać się lepiej? To znaczy, chodzi mi oto, że... - Wadera przerwała mi dokańczając zdanie
- Chciałbyś mnie odprowadzić? Z chęcią - Uśmiechnęła się machając ogonem - To chodź - Skinęła głową ruszając w drogę
Uśmiechnąłem się sam do siebie po czym podbiegłem do wadery. Na początku nie odzywaliśmy się do siebie. Po kilkunastu minutach spojrzałem się na waderę
- A ty?
- Co ja? - Spojrzała się na mnie pytająco
- Jak masz na imię...?
- Ja nazywam się - Wadera przerwała wybiegając na przód
Stanęła na niskim pagórku po czym odwróciła się do mnie z uśmiechem
- Szybko chodź, już jesteśmy! Poznasz moją mamę! - Powiedziała po czym zniknęła za pagórkiem
Pokręciłem głową z uśmiechem po czym pobiegłem w ślady wadery. Po chwili dogoniłem ją. Około pięć minut później znaleźliśmy się przy jakieś jaskini. Wadera zatrzymała się i zaczęła wołać
- Mamo, maaamo!!
Podszedłem do niej wyrównując z nią kroku. Wadera zerknęła na mnie kątem oka zaś wtedy jakaś postać wyłoniła się z jaskini
- Witaj mamo - Uśmiechnęła się wadera podbiegając do wadery
- Witaj Sophie - Nagle obca wadera spojrzała się na mnie - Kto to?

<Sophie?>

Od Elektro CD Desny

Ithiru wrócił.
- Hej Elektro, Desna.
- O , Hej , masz bardzo ładną kolekcje katan.
- Dziękuję.
Usiadłem i zastanawiałem się jak można zabić nudę.
- Może napijemy się herbaty?
- Pójdę zaparzyć - Desna uśmiechnęła się i pobiegła.
Gdy wypiliśmy herbatę zapadła cisza i znudziłem się.
- Jest późno ja idę do moich przyjaciół dawno ich nie odwiedzałem. Desna czy możesz zostać? nie chciał bym żeby ci się coś stało.
Wadera spojrzała na mnie.
- Niech ci będzie..
- To pa niedługo wrócę.
Wyszedłem i powędrowałem w stronę restauracji.
Weszłam do środka.
- Bonnie! Foxy! Freddy!Chica! jesteście tu?
usłyszałem kroki.
- O jesteście.
Myślałem, że to oni ale... pomyliłem się.
- Czy tylko ja widzę tą słodką kulkę futra? - Spytał niebieski królik reszty.
- Awww.... jaki słodziak! - Kura podbiegła do mnie i chciała mnie przytulić ale zjeżyłem sierść i pokazałem kły.
- Nie zrobię ci krzywdy... - znowu odezwała się kura.
- ODEJDŹ ODE MNIE ! GDZIE JEST BONNIE I RESZTA ?!
- On mówi?!
- Tak i potrafię też gryźć!
- Spokojnie... oni są w stanie uśpienia...
- Zaprowadźcie mnie do nich....
- Oki ale jak dasz mi się przytulić.
- Niech ci będzie.
Przytuliła mnie tak mocno że myślałem że mnie zmiażdży.
- PUSZCZAJ! MIAŻDŻYSZ MNIE ! 
- Och przepraszam...
Zaprowadzili mnie do ciemnego pokoju.
Niedźwiedź zapalił światło i zobaczyłem że moi przyjaciele są zmasakrowani.
- CO IM SIĘ STAŁO?! WŁĄCZCIE ICH!
- Nie da się ich włączyć nie mają baterii.
Warknąłem na kurę i podszedłem do Bonnie.
- Hej Bon.
- Zostaw te rupiecie i pobaw się z nami.
- TO NIE SĄ RUPIECIE TO MOI PRZYJACIELE!
- Nie zostawię was tak...
Już wiem porażę go prądem!- powiedziałem sam do siebie.
- NIE RÓB TEGO!- Warknął niedźwiedź.
- A niby dlaczego?
- Bo.... oni są źli....- Kłamstwa.
Nie posłuchałem się miśka i poraziłem moich przyjaciół prądem. Otworzyli oczy.
Ale chwile po tym stało się coś czego się nie spodziewałem. Bonnie złapał mnie za szyję i zaczął dusić.
- B-Bonnie to ja Elektro!- Pisknąłem
- Elektro... - Jakby nie panował nad sobą. Puścił moją szyję i przytulił mnie.- Przepraszam ... ja-ja nie chciałem...
- Dobra dobra daj spokój wybaczam ci...
Gdyby mógł na pewno uśmiechnął by się.
Chica, Foxy i Freddy również mnie przytulili.
- G-Gdzie my jesteśmy? - Rozejżał się Freddy.
- Ja nie wiem może spytaj się tych robotów które mnie tu przyprowadziły.Znaczy , wszystko zmieniło się tak bardzo od mojej ostatniej wizyty czyli jakiś miesiąc....
- Czyli to nadal nasza pizzeria? - Chica zapytała.
- Tak - Spojrzałem na Chicę i wtedy zorientowałem się że nie ma rąk.
- Wole nie pytać co się z wami stało...
- I słusznie bo sami nie wiemy....
- Mam pomysł... tu jest tyle części, może uda nam się was naprawić?
- Było by super .
- To do roboty!
Freddy zamknął drzwi i zabraliśmy się do naprawy.
W połowie pracy wybiła 6:57.
- Musimy wracać na swoje miejsca...
- To do zobaczenia.
- Pa...
Wyszedłem z pizzeri. Ludzie zaczęli do niej wbiegać. Ble...ich szczeniaki są takie... niezdarne. Widziałem przez szybę jak biegają, potykają się, brudzą czymś co animatroniki nazywają pizza.
Gdy już miałem wyjść z miasta z zarośli wyszedł człowiek ubrany na fioletowo i był we krwi. Spojrzał na mnie.A Ja schowałem się w ślepej uliczce za jakimiś koszami. 
- Chodź piesku....Nic ci nie zrobię...
Warknąłem na niego.
- Oh , przepraszam... wilczku. Co robiłeś w pizzerii?
Skąd on wiedział, że byłem w pizzerii?!
- Nie lubię jak ktoś rozmawia z animatronikami... niegrzeczny wilczek. 
Czy to ten koleś o którym mówił mi Bonnie? i, że mam przed nim uciekać ?
Wyciągnął nóż z kieszeni i spojrzał na mnie tak jak szaleniec . Od razu wiedziałem co się Święci...
Muszę z tond uciec Ale zablokował jedyną drogę ucieczki.
Muszę zaatakować go i sam nie zostać ranny.
Już miałem na niego skoczyć gdy mnie kopnął i zaśmiał się.
- Na tyle cię stać? wiem, że wilki z tych terenów nie są zwyczajne... wiem, że macie moce. A ty pewnie jesteś wilkiem który panuje nad elektrycznością bo widziałem jak budzisz animatroniki... Nie ładnie...
Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Użyć mocy? nie.... poradzę sobie z nim.
Ponownie zaatakowałem. udało mi się ugryźć go w ramię ale mnie zrzucił i chciał dźgnąć mnie w głowę nożem.
Zarzucił mi jakąś oborze na szyję.Przywiązał mnie do jakiegoś słupa i odszedł jakby nigdy nic...
Szarpałem się ale to nic nie dawało. Nie mogę się poddać... nie mogę. Desna będzie się martwić , że nie wróciłem. Mijały godziny... ludzie przechodzili obok mnie obojętnie. Następnego ranka straciłem nadzieję , że się uwolnię. Łańcuch był zbyt mocny żebym sam go rozerwał. Straciłem również siły i upadłem na chodnik.... zasnąłem.


<Desna? Co zrobisz jak zorientujesz się że nie wróciłem do domu?>

Od Anubisa CD Death

Wadera skoczyła na mnie, przewracając na bok. Poczułem jak dookoła mojego ciała owija się jej o wiele za długi ogon. Wilczyca pochyliła się na demną i powiedziała:
- Mów mi Śmierć! - wyszczeżyła zęby w uśmiechu szaleńca. A więc to tak? Psychiczna wadera śmierci? Nie ma sprawy ...  ~ Nie zabijesz mnie. ~ odezwałem się do niej w umyśle. Wadera drgnęła zaskoczona. Kożystając z okazji, rozpłynąłem się w cień i pojawiłem obok jej ogona, teraz zaciśniętego na powietrzu.
- A więc Śmierć należysz do watahy? - spytałem wąchając powietrze.
- Tak. - odpowiedziała wadera, spoglądając na mnie czerwonymi ślepiami.
- Jestem Anubis, od egipskiego boga śmierci. - przedstawiłem się. Uśmiechnąłem się szelmowsko, pokazjąc wydłurzone kły i błysnąłem czerwonymi oczami. Wadera przekrzywiła głowę.
- Myślisz że mi tym zainponujesz? - spytała, za wszelką cenę próbując sprowokować mnie do walki. O dziwo nie czułem ani grama złości ...
- A więc jak masz naprawdę na imię? - zapytałem wracając do normalnego stanu.
- Death. - odpowiedziała i  znienacka znów na mnie skoczyła. Zrobiłem unik przed jej ogonem i wskoczyłem jej na grzbiet, tak że się przewróciła. Próbowała się podnieść, ale przytrzymałem łapami jej głowę na ziemi.
- Kolejna runda? - mruknąłem. Skoro należy do watahy to mnie nie zabije, a pojedynek zapowiadał się ciekawie. Zeskoczyłem z jej grzbietu i patrzyłem co zrobi.


<Death?>

Od Sophie CD Od Tohma

Wpadłam na jakiegoś wilka. Obydwoje byliśmy poobijani.
Podszedł do mnie.
- Wszystko w porządku?
Odwruciłam się w jego stronę.
- Tak , wybacz, że na ciebie wpadłam. Śpieszyłam się.
- A gdzie się tak śpieszyłaś ?
- Do mamy na lekcje z uzdrawiania.
- Aha
- Nie widziałam cię tu wcześniej. Kim jesteś?
- Jestem Thoma.
- Należysz do jakiejś watahy?
- Nie
- A chciał byś dołączyć do mojej watahy?

<Thoma? Jak zareagujesz na pytanie Sophie???> 


Od Desny do Sashy

Postanowiłam wybrać się na polowanie. Pogoda była taka jak lubię ....... czyli deszczowa ^^. Inni powiedzieli by ,, kto normalny poluje w deszczu !? '' otóż ja poluiję. Tak na hardkora , a co !
Udałam sie w strone polany , na której zwykle było mnustwo królików. Po drodze spotkałam niektóre wilki z naszej watahy , kilka wiewiórek na drzewie... Ale mimo to cały czas szłam w strone polany. Gdy już byłam na granicy lasu z łąką zauwarzyłam że Sasha z naszego stada wpadła na ten sam pomysł co ja. Od razu zaczełam polować! przecież nie mg być gorsza no nie ?
< Sasha ? >

Od Tohma

Odpoczywałem na łączce bez żadnych większych trosk czy zmartwień. Tylko ja i wolność... och, to takie piękne a przynajmniej do momentu. Po kilku godzinach leniwego leżenia na łączce zapowiedziało się na deszcz. I jak to by nie mogła właśnie się tak stało. Deszcz runą jak z karabinu obijając o ziemię, drzewa, pobliskie wody oraz moje ciało. Otwarłem leniwie oczy po czym wzdychnąłem przeciągle. Leżąc tak kilka minut odwróciłem się w końcu na plecy spoglądając na pochmurne niebo. Zamknąłem oczy gdy nagle ktoś na mnie wpadł. Było to tak gwałtowne uderzenie, że i ja i wilk przeturlaliśmy się kawałek dalej. Swój "lot" zakończyliśmy na twardych kamieniach blisko ściętych pni drzew. Ja zakończyłem swoją podróż na kamieniu. Wstałem z trudem ale jednak. Otworzyłem oczy i zacząłem błądzić wzrokiem za szują która ową podróż rozpoczęła. Kiedy nigdzie nie ujrzałem żadnej postury zdziwiony wyprostowałem się. Przymrużyłem oczy ponownie się rozglądając tym razem obchodząc pobliski teren czyli w zakresie pięciu metrów od mojego skończenia. Kiedy już straciłem nadzieję na wyżyciu się na wilku usłyszałem ciszy pisk. Zastrzygłem uszami po czym uniosłem głowę ponad wysoką trawę. Niedługo po tym ujrzałem czyjąś posturę. Położyłem uszy po sobie, warknąłem pokazując swoje kły i zacząłem podchodzić do postaci. Kiedy byłem zaledwie metr od postaci warknąłem ozięble
- Dlaczego na mnie wpadłeś?!
Wilk jednak nie odpowiedział. Ponownie warknąłem zaś w odpowiedź usłyszałem jakby syczenie. Przekręciłem głowę. Byłem zdziwiony bo to w końcu ja byłem ofiarą tego zdarzenia. Podszedłem trochę bliżej leżącej postaci
- Wszystko w porządku?
Wilk odwrócił sę w moją stronę. Powoli wstał po czym wyrównał swoje obolałe ciało. Patrzyłęm się na wilka z dość dużym zaciekawieniem

<Ktoś?>

Od Tohma C.D Luny

Wadera jak się zjawiła tak i szybko odeszła. Na pożegnanie uśmiechnąłem się do niej zaś ona zniknęła pośród drzew. Kiedy już całkowicie zniknęła mi z oczy odetchnąłem z ulg po czym spojrzałem się na martwe ciała wilków. - Jeżeli oni nie są stąd, to skąd? - To pytanie wciąż mnie nurtowało no ale cóż, już po sprawie. Wzdychnąłem głęboko po czym odszedłem. Szedłem przez las. Było przyjemnie, spokojnie i miło jednakże wciąż nawracało mi się jedno nurtujące uczucie tylko, że nie wiem jakie. Wróciłem do jaskini gdzie spędziłem resztę tego dnia. Kiedy następny świt nastał na niebie a promienie dostały się do mojej jaskini, otworzyłem oczy i z miejsca rozejrzałem się wokół. Wzdychnąłem głęboko a następnie wstałem ledwo utrzymując się na łapach. Ziewnąłem przeciągle wychodzą na zewnątrz. Stanąłem nad strumykiem wody który płyną koło jaskini, spojrzałem się na taflę wody po czym zatopiłem swój pysk w wodzie. Kiedy już się orzeźwiłem i kiedy napoiłem się porządnie, postanowiłem przespacerować się. Szedłem powolnym krokiem przez las rozglądając się tu i ówdzie. Nagle przy drodze na której szedłem krzaki poruszyły się. Z oddali wyglądało to na jakiegoś zająca czy też innego małego zwierza jednakże kiedy się zbliżyłem o mało nie zdrętwiałem ze strachu. Z krzaków wyskoczyła czarno-czerwona wadera. Wskoczyła wprost na mnie. Kiedy już to zrobiła przeturlaliśmy się kawałek zaś skończyliśmy w strumyku wody. Kiedy wyszedłem z wody usiadłem na brzegu dysząc. Po ty jak wadera wyszła z wody opanowałem swój oddech i spojrzałem się na nią spode łba. Warknąłem cicho lecz po chwili opanowałem się i wzdychnąłem
- Kiedy mówiłaś, że czekasz na następne spotkanie nie myślałem, że myślałaś o tym... - Spojrzałem się na waderę zimnym wzrokiem
Wadera położyła jedno ucho po sobie. Było widać, że było jej głupio przez to co się właśnie stało

<Luna?>

Od Death do Anubisa

Nowa… wataha! Pewnie, tym razem taka, która przypadła mi do gustu. Dużo miejsca, a co najważniejsze… co drugi krok nie napotykasz innego wilka. Leniwie wygryzłam ostatnie resztki mięsa. Wyszczerzyłam długi pysk, po czym ziewnęłam, ciągnąc na zębach krople krwi, oraz wywarzając język na wierzch. Przygarbiona spojrzałam to w prawa, to w lewą. „Czas na nowe znajomości!” Lekko zarżałam, a następnie żwawym krokiem wstałam z ziemi. Machnęłam nieznośnie długim ogonem w połowie w powietrzu, a drugiej na ziemi. Wybiłam się tylnymi łapskami, wprawiając w ruch całe ciało. Na twarzy ni z tond ni z nikąd pojawił się czysto, psychicznie chory uśmiech. Uważam to za normalne.
***
Nie musiałam długo biec. Nagle, z toni ciemności wyłonił się wilk o różnych odcieniach ciemności. W oczy wbiły się bandaże na łapskach i ogonie. Ogromne pazury przestraszyły by nie byle kogo. Zaczęłam machać energicznie ogonem.
- Baaaasior! – wyjęczałam zachrypniętym głosem
Wilk przystał w marszu. Odwrócił parę razy głową, po czym wystawił słodkie kły. Opuszczając łeb odparł stanowczym głosem.
- Kim jesteś?! – niby do mnie mówił, a ciągle patrzył w inne miejsce.
- Wilkiem
- Ależ pomoc… nie łkaj, a gadaj! – powtórzył
- Patrz mi w oczy, kochany – odpowiedziałam lekkim głosem.
Leżałam w na tyle ciemnym miejscu, aby widać było jedynie te krwisto czerwone oczyska.
- Podejdź, jeżeli ci życie miłe – parskną śmiechem
- ŻADEN PROBLEM… - wypowiedziałam to słowami czystego szaleńcy.
W głosie słychać było wyraźny niski ton, szum, oraz echo.
Wybijając się tylnymi łapskami, wylądowałam na basiora. Ten upadł na bok. Korzystając z okazji, owinęłam go ogonem, wypowiadając niewyraźne słowa.
- Mów mi Śmierć!

<Anubis? Zaatakujesz? <: >

Od Friheta CD Miku

Znałem tego typu wadery. Przychodzą, załatwiają co chciały, oraz odchodzą. Domyślałem się, iż wystarczy krótka rozmowa, aby pozbyć się wadery.
- Frihet – odpowiedziałem przerzucając wzrok
- To co, chcesz mnie widzieć jako człowieka? – zapytała energicznie
- … Słucham? – odpowiedziałem tym swoim niepoważnym głosem
- Czyli tak – odpowiedziała przelotnie
Wilczyca wstała na dwie tylne łapy, po czym zaczęło się dziać coś dziwnego. Tu coś wyrosło, tam coś zabrało, a wilk człowiekiem się stał.
- Ee…?! – wyjąkałem szybko odskakując od nieznajomej
Ta popatrzyła na mnie swoimi ciemno pomarańczowymi oczami. Błyskawicznie wróciłem do przytomności lekko opuszczając głowę, lecz nie odciągając jej od kierunku człowieka. Wystawiłem kły, głośno warcząc.
- Frihet.. – przejechała ręka po grzywce wykazując zdziwienie
Gdy ta, postawiła odważny krok w moim kierunku, byłem gotowy do ataku. Przygarbiłem się, nisko opuszając łeb, oraz agresywnie rozpościerając skrzydła.
Ogółem… byłem zdezorientowany całą sytuacją.
< Miku? Ja baaaardzo, bardzo przepraszam! D: Twoje opowiadanie kierowane do mnie zostało ujżane zaledwie dzisiaj ;_; ) >

Historia Miku #1

Historia Miku #1
Rok przed wstąpieniem do watahy :
Tego dnia wstałam równo ze świtem. Nie tracąc czasu pobiegłam na spotkanie. Śnieg padał ..... i padał , a słońce nie wychodziło zza chmmór już od kilku dni. Mimo to nie traciłam nadzieii. Nim się zoriętowałam byłam już na łące pełnej kwiatów , obecnie przykrytych śniegiem. Pod drzewem już czekał mój przyjaciel. Czym prędzej do niego pobiegłam.
- Oliwier !
Uśmiechnięta biegłam do niego przez zaspy śniegu . Gdzy dzielił mnie już jakiś metr od niego potknęłam się o korzeń pod sniegiem i wpadłam prosto w jego ramiona. Chłopak uśmiecjnął się do mnie.
- przyszłaś.
- Jak mogłabym nie przyjść !?
Mój przyjaciel zaśmiał się ponownie po czym wyciągnął coś z kieszeni.
- co to ? - zapytałam
- to naszyjnik. Jest dla ciebię.
- dla mnie ? - spojrzałam zdziwiona .
- tak ! będzie ci o mnie przypominać kiedy sie rozdzielimy , o naszej przyjaźni.
Byłam naprawdę szczęśliwa. Dla młodej dziewczyny cos takiego było cudownym prezętem , szczegulnie że byłam w nim zakochana. Teraz pewnie wszystkich dręczą pytania skąd wilk miał kieszenie itp. Oturz Oliwier był człowiekiem . Konkretnie młodym szesnastolatkiem o popielatych włosach i brązowych oczach . Rezem ze swoją rodzinom zajmowali się myślistwem. A teraz zdziwienie , poniewarz jestem wilkiem. Tak , jestem wilkiem . Jedną z moich mocy jest zmiana w człowieka i w ten włąśnie sposób mogę się z nim przyjażnić. On oczywiście uwarza mnie za 100%owego człowieka. A to strasznie boli. Nie moge mu powiedziec prawdy , aaa raczej nie mogłam , to w końcu opowieść z mojej przeszłości. Wracając , po tym jak dał mi naszyjnik , wdaliśmy się w orzywioną rozmowę , jak za każdym razem gdy się spotykaliśmy . Niestety temat rozmowy zmienił się na coś czego zawsze unikałam.... wilki.
- nie uwierzysz jak ci powiem co ostatnio widziałem ! to było niesamowitę... Rezem z wójem , poszliśmy na polowania. Oczekiwaliśmy jeleni , może jakiegoś dzika ..... ale znależliśmy wilki. Całą rodzinę . Stary na starcie zastrzelił ojaca , ale została jeszcze matka . Chroniła szczeniaków jak tylko mogła , ale ...
Zanim to przemyśłałam , przerwałam mu pytaniem.
- zabiłeś któregoś !?
- co ..? nie , ja tam byłem tylko rzeby patrzeć i się uczyć , czemu pytasz ?
- nie..nie warzne.- Jak zwykle zabardzo się przejmuję..
- okey , no więc staruszek dorwał również matkę i wtedy to sie stało !
- co ?
- zaczeła wyć , ale nie tak jak do księżyca czy coś.... to brzmiało jak piosenka , zupełnie jakby chciała zaśpiewać kołysankę swoim młodym i powiedzieć , że wszstko będzie dobrze. Zawsze miałem wątpliwości co do tego zawodu ...ale , z drugiej strony , można zobaczyć takie niezwykłe rzeczy....
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie długo będe musiała odejść... będzie mi go brakować , pozatym , on zawszę uwarzał wilki za fascynujące stworzenia... kiedyś nawet myłślałam czy by mu nie wyznac prawdy , ale... to by się nie udało. Byłam tu tylko po to , aby odnależć siostrę , a nie rzeby szukać sobię chłopaka. Musziałam coś zrobić , zdecydować co dalej , ale...
- hej , mam pomysł.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Oliwiera.
- tak ?
- Kiedyś , jak już weźmiemy ślub , moglibyśmy razem podrurzować . Wtedy częściej będziemy światkami takich zdarzeń...
Poprostu oniemiałam. Jak byście się czuli kiedy wasz najlepszy przyjaciel , w którym się podkochujecie i od którego wiecie , że musicie niedługo odejść , nagle powiedział , że w przyszłości będziecie małrzeństwem ? Bo ja byłam naprawdę szczęsliwa . Zdawał sobię sprawę z sytuacji w jakiej się znajduję , ale wtedy wolałam się cieszyć tą chwilą. Teraz jak o tym myślę , powinnam postąpić inaczej....
CDN

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

Wracaliśmy na nasze tereny, teraz wszystko w okół wydawało się znajome, a przynajmniej to można było odczytać z wyrazu pyska wadery. Ja nie rozpoznawałem niczego z okolicy. Chyba muszę zorganizować sobie kolejną wycieczkę rozpoznawczą. - uśmiechnąłem się w duszy do tej myśli. Yǒnggǎn rozglądała się czujnie, strzyżąc uszami i co kilka minut unosząc pysk i wąchając powietrze. Bała się że ten wilk, zaatakuje naszą watahę. Albo że czai się gdzieś tu ... Uniosłem pysk ku niebu i wciągnąłem powietrze, starając się wyczuć jego woń. Na szczęście nie wyczułem żadnego innego wilka, a tylko padlinę sarny jakiś kilometr stąd. Mdły odór śmierci drażnił mój nos, więc musiałem kichnąć by się go pozbyć. Nie było mowy by wpół zgniła sarna, wydała mi się apetyczna - żywiłem się krwią, a krew padliny już dawno wsiąkła w ziemię. Nagle gdzieś w zaroślach pękła gałązka, trzask był dość głośny by wypłoszyć srokę z gniazda i teraz ptaszysko skrzekneło nam nad głowami. Oboje z Yǒnggǎn wzdrygnęliśmy się słysząc trzask. Byłem pewien że w tym momęcie myślimy o tym samym. Czarnym wilku. Zastygliśmy bez ruchu, wpatrując się w nieruchome zarośla, a zaraz potem wilczyca rzuciła się do biegu.
- Biegnij! - krzyknęła w moją stronę, kiedy startowała. Nie miałem zbytniego wyboru, jak zaufać osądowi wadery. Biegliśmy jak dwie smugi, czarna i brązowa, przeskakując zwalone pnie i klucząc między drzewami. Adrenalina tętniła nam żyłach, przez co prawie nie czuliśmy bólu ran. Nikt nas jednak nie gonił, chyba że sam wiatr. Zatrzymaliśmy się pod krzakiem dzikich malin, spłoszeni jak małe zające. Yǒnggǎn zaczęła dyszeć.
- Nigdy więcej takiego biegu! - powiedziała a ja w milczeniu pokiwałem głową. Nie był to przyjemny bieg, tylko szaleńczy sprint na łeb na szyję, byle dalej od czegoś co złamało gałąź. Rozejrzałem się, ale nie widziałem nic znajomego w otaczającej nas gęstwinie ...
- Yǒnggǎn ... - zacząłem.
- Co? - spytała zerkając na mnie.
- Rozpoznajesz to miejsce? - dokończyłem pytanie. Wadera rozejrzała się.
- Nie. Chyba przez ten bieg zabłądziliśmy. - powiedziała.
- Cholera, cholera, cholera ... - zacząłem mruczeć pod nosem. Wadera spojrzała na mnie sceptycznie, ale nic nie powiedziała. Nagły lodowaty powiew wiatru szarpnął moim futrem. Wcześniej choć  ie zwróciłem na to uwagi, było ciepło i duszno. Zadrżałem i  spojrzałem na niebo. W naszym kierunku ciągnęły czarne chmury. W oddali uderzył piorun. Nie namyślają c się długo, wpełzłem pod krzak, a za mną Yǒnggǎn. Skuliliśmy się i czekaliśmy aż burza przejdzie nie czyniąc nam krzywdy. Miałem nadzieję że piorun nie uderzy blisko nas i nie podpali lasu ...
- Nie lepiej było by poszukać lepszej kryjówki? - spytała wadera, z powątpiewaniem patrząc na plątaninę gałęzi nad naszymi głowami.
- Tak, ale już za późno. - odpowiedziałem, gdy poczułem że na mój nos spada duża kropla wody. Zaraz potem zaczęła się prawdziwa powódź. Błyskało i grzmiało, a na dodatek lało jakby chmury chciały zatopić cały świat. Pod krzakiem było względnie sucho, choć od czasu do czasu zbłąkana kropla spadała na nas. Nagle aż poskoczyliśmy, gdy w pobliżu uderzył grom. Odetchnąłem głęboko, by się uspokoić i poczułem zapach dymu ... Spojrzałem ze strachem na Yǒnggǎn, która odpowiedziała mi równie przestraszonym wzrokiem. Zaraz potem przysunęła się bliżej i przytuliła do mnie bokiem. Nie odsunąłem się, jej futro było miękkie i pachniało domem. Przytuleni do siebie jakoś przeczekaliśmy burzę, raz zasypiając by zaraz głośniejszy grzmot nas obudził. Nie zanosiło się na to by burza skończyła się jeszcze w nocy, najpewniej będzie trwać do rana. Na szczęście ogień do nas nie doszedł. - pocieszyłem się w myślach, zamykając oczy i zasypiając.


<Yǒnggǎn?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Luny Do Tohma


Była piękna pogoda. Ciepło, nie było wiatru. Za tym tęskniłam gdy.....gdy tam byłam, uwięziona. Teraz spacerowałam po lesie, zastanawiając się czy pogadać z Moon czy nie. Sama nie wiem. Dobiegłam do skraju lasu i zobaczyłam obce wilki, nie były to wilki z watahy mojej siostry. Zbliżając się powoli by mnie nie zauważyły spostrzegłam że na kogoś warczą. Gdzieś już go widziałam. Tylko gdzie? Zauważyłam że wilki się porozumiały i zaczęły szykować się do ataku na wilka. Zaczęłam biec. Co ja do diaska robię, przecież to nie moja sprawa. Moje serce szybciej biło, krew szybciej krążyła w żyłach byłam gotowa do walki. Dlaczego ja chce mu pomóc? Jeden wilk z obcej mi watahy rzucił się na ofiarę. Znany mi wilk odkręcił się ale za późno. To był atak z zaskoczenia. Dobiegłam od razu włączając się w walkę, wszystkie wilki skoczyły na nas dwoje. Było ich za wiele jak na dwoje około dziewięciu. - Nie damy im rady - pomyślałam. Myślałam, że zaraz go rozszarpią. Obudził się we mnie mój demon. Uwielbiałam to uczucie kiedy się uwalniały moje ukryte moce. Walka trwała około 20 min. Zabiliśmy wszystkich.
-Kim ty wogóle jesteś?-Zapytał zziajany wilk.
-Luna siostra Przywódczyni watahy której są te tereny.-odpowiedziałam.
-Czyli zabiłaś swoich?-widziałam w jego oczach zdziwienie.
-Nie! Dlaczego tak mówisz?
-Bo mówili, że to ich tereny.
-Nieprawda!- zaczęłam krzyczeć, choć nie było potrzeby. Byłam po prostu sfrustrowana bo wiem,że go znam, ale nie wiem skąd.
-Czy my się znamy?-zapytałam.
-Nie wydaje mi się.-odpowiedział.
-Dlaczego się pytasz?-zapytał mnie. Nie wiedziałam co opowiedzieć był do niego tak podobny.
-Nieważne? Po prostu.....cię z kimś  pomyliłam.-odpowiedziałam i oddaliłam się.
-Mam nadzieje, że się kiedyś jeszcze spotkam.-krzyknęłam do niego z oddali. Obdarzył mnie tak serdecznym uśmiechem, że aż mnie w brzuchu zemdliło.Co się ze mną dzieje? Kto to jest? Czy to możliwe? Może on ma brata? Te myśli zaprzątały moją głowę cały czas.

Tohma?

piątek, 26 czerwca 2015

Od Yǒnggǎn CD Anubisa

- Wybacz, to moja wina, nie zatrzymałem się. – powiedział Anubis.
- Nie, ja mogłam się nie zatrzymywać. – powoli wstałam z ziemi.
Otrzepałam się z dużych kawałków ziemi i kamieni, które w czasie mojego turlania się najwyraźniej zaplątały się w moje futro.
- A na co tak się zapatrzyłaś? – zapytał, patrząc w stronę, z której się sturlaliśmy.
- Wydawało mi się, że coś tam przebiegło... Nieważne. – Mruknęłam. Nawet nie zastanawiałem się, co to mogło być.
Nigdy wcześniej nie byłam w tym miejscu. Wszystko wydawało się być takie obce, a nawet magiczne. Świetliki latały wokół, a ich światło było koloru błękitnego. Gwiazdy świeciły na niebie, a księżyc wydawał się być taki wielki. Był okrągły, pełnia.
Poszliśmy dalej, zaczynając od ponownego dostania się na górę, z której to ‘’sfrunęliśmy’’. Potem wszystko wyglądało niemalże tak samo. Drzewa i trawa, co jakiś czas krzaczki bądź grzyby i mech. Po jakimś czasie wszystko zaczęło robić się znajome, wiedziałam, że byliśmy coraz bliżej alfy.
Dalej byłam czujna. Rozglądałam się, nasłuchiwałam i węszyłam. Mój wróg miał tu zapewne wrócić, nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi. Możliwe, że jest tu nawet teraz...


< Anubis? >

Od Tohma

Wyszedłem poza jaskinię zaczerpując świeżego powietrza. Zamknąłem oczy a wtedy, dreszcze jakby mnie oblazły. Ziewnąłem i otworzyłem oczy rozglądając się naokoło. Wtedy z mojego brzucha wydobył się dziwny dźwięk. Położyłem uszy po sobie, zacisnąłem zęby i ruszyłem jak z procy leśną drogą. Biegłem szybko przez pewien czas zaś później zwolniłem do truchtu. Truchtem przemierzając przez las wypatrywałem dobrej zwierzyny łownej. Niestety. W pobliżu niczego nie było. Zatrzymałem się na pagórku wzdychając błagalnie wlepiając wzrok w ziemię. Niedługo po tym usiadłem na trawie. Nagle usłyszałem coś przede mną. Zastrzygłem uszami i powoli podniosłem głowę. Przymrużyłem oczy i zacząłem się rozglądać. Jak się okazało na łączce znajdującej się u stóp pagórka na którym siedziałem pasło się stado jeleni wraz z łaniami i młodymi. Wstałem prosto rozglądając się za idealną zdobyczą. Kiedy w końcu wybrałem sobie łanię za cel, wtem z krzaków wybiegło kilka wilków. Zatrzymując się na zboczy patrzyłem z zaciekawieniem ale i również z poirytowaniem na wilki które spłoszyły zwierzynę. Wzdychnąłem groźnie pokazując kły w ich kierunku po czym zeskoczyłem z pagóra i zacząłem biec za zwierzyną. Szybko dogoniłem wilki oraz równie szybko je przegoniłem. Zgrabnie omijając powalone pnie czy też krzaki stojące na drodze w końcu dogoniłem jelenia. Był o wiele większy jednakże żarło to żarło. Zacisnąłem zęby, wyskoczyłem po czym wylądowałem na jego grzbiecie. Wbiłem w jego ciało swoje ostre pazury zaś kły zatopiłem głęboko w jego karu przez co zwierz padł na ziemię. Odskoczyłem w idealnym momencie aby nie być przez niego przygniecionym po czym podszedłem do niego kładąc prawą przednią łapę na jego pysku. Uśmiechnąłem się złowieszczo o czym go wykończyłem. Zaraz po tym podbiegły do mnie wilki. Rzuciłem ich wzrokiem, prychnąłem po czym zabrałem się do konsumowania zdobyczy. Wilki jednak nie odeszły. Może to i dobrze? Niech patrzą na swoją porażkę. Wtedy jeden z wilków odezwał się
- To nasza zdobycz... - Mruknął a właściwie mruknęła
Nie zwracałem na to tak wielkiej uwagi. Pokręciłem ogonem wciąż jedząc zdobycz. Wiedziałem, że to im się nie spodoba i właśnie tak było
- Czy ty wiesz gdzie w ogóle jesteś?! - Warknął następny wilk - To nasza watahy a ty.. ty do niej nie należysz!
Podniosłem głowę. Kątem oka spojrzałem się na grupkę po czym wstałem i wyprostowałem się. Wzdychnąłem głęboko a następnie odwróciłem się w ich kierunku
- Szczątki są wasze a tereny? Świat jest dla wszystkich... - Powiedziałem a na koniec swojej wypowiedzi uśmiechnąłem się fałszywie

< Jakiś wilk?>

Problemy z komputerem

Drogie wilczki tekst na stronach może być trochę pomieszany bo mój komp mi go przestawia XC

Nowy wilk :D

Serdecznie witamy Tohma!
Cieszę się, że mamy nowego wilka : 3

środa, 24 czerwca 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

- Czyli musimy iść do Moon i jej wszystko powiedzieć. - powiedziałem i ruszyłem przed siebie. Sowa zostawiła nas na stromym wzgórzu na którym znajdował się mały brzozowy zagajnik. Zbocza wzgórza były za to zupełnie pozbawione drzew, skał i innych takich (przynajmniej na moje oko). Nie uszłem jednak nawet kilku kroków, gdy zobaczyłem że Yǒnggǎn zatrzymała się jak wryta. Zauważyłem to jednak za późno, wpadłem na waderę i razem sturlaliśmy się ze wzgórza. Nasze i tak pokaleczone ciała boleśnie odbijał się od ziemi. W myślach podziękowałem niebiosom za to że boki wzgórza pozbawione są drzew i skał. Dopiero na dole wyhamowaliśmy i zatrzymaliśmy się w wysokiej trawie, pośród drzew. Leżałem na waderze i nasze pyski prawie się stykały. Choroba! Zapiekły mnie czubki uszu i szybko odsunąłem się i zeszłem z wadery, która chyba była równie zakłopotana co ja.


<Yǒnggǎn? Straszny brak weny do bycia wilkiem , więc wychodzą mi bardzo dziwne sytuacje ;_; liczę na twoją wyobraźnię :3  >

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Yǒnggǎn CD Anubisa

Czułam się niepewnie. W końcu to byłe duże, a nawet wielkie stworzenie przypominające sowę! Pierwszy raz widziałam takie zwierzę na oczy. Ciekawe, co zrobiłaby, gdybym wyrwała jej pióro... Nawet nie chciałam sprawdzać. Jej duże szpony mogły mnie nawet rozszarpać. Cicho westchnęłam i ostrożnie wspięłam się po niej, aż nie ‘’usiadłam’’ na grzbiecie. Jej pióra lśniły przepięknie, a oczy... Można by powiedzieć, że świeciły, lub robiły to naprawdę. Anubis po chwili znalazł się za mną. Odetchnęłam z ulgą widząc, że nie jesteśmy już w tej mokrej jaskini. Zauważyłam, że słońce już zachodziło, a na niebie zaczęły ukazywać się gwiazdy. W samą porę zostaliśmy uratowani.
- Gotowi? – zapytała sowa wiedząc, że i tak nie mamy innego wyboru jak przytaknąć. Jej skrzydła były ogromne, zauważyłam to dopiero wtedy, gdy je wyprostowała. Po krótkiej chwili, nawet nie wiem jak, wzbiła się w powietrze. Czułam się przerażona i zarazem taka rozbawiona, że miałam ochotę krzyczeć, ale powstrzymałam się.
Chłodny wiatr teraz wydawał się być silniejszym, kiedy to sprawiał, że moje futro szalało. Nie wiedziałam, jak czuje się Anubis, bo wolałam się nie oglądać, tylko uważać by nie puścić sowy. Byliśmy już wysoko, aż nagle ta zaczęła lecieć w dół, a ja prawie się puściłam. Położyłam się na niej płasko, jakbym wczuła się w lot. Tuż przed wodą zaczęła lecieć prosto, aż wreszcie byliśmy na brzegu. Dosłownie się z niej sturlałam i zaczęłam tarzać po piasku. Stęskniłam się za nim. Po chwili wstałam, podchodząc do Anubisa dziękującego sowie.
- Ja także dziękuję! Mam u ciebie dług. – uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Ta skinęła głową, po czym ponownie wzbiła się w powietrze i zniknęła gdzieś pomiędzy drzewami. Chwilę trwała cisza, lecz ją przerwałam:
- Mam dosyć wody na tydzień albo więcej.
- Musisz pić. – zauważył basior, z lekkim uśmiechem.
- Wiem, wiem, ale odpuszczę sobie szaleństwa w jeziorach na jakiś czas.
W tym czasie zrobiło się prawie całkiem ciemno. Nagle sobie o czymś przypomniałam i spoważniałam.
- A więc... Ten wilk... Skoro nie udało mu się mnie zabić i jeżeli nie utonął... Wróci tu jeszcze. Tak jak mówiłam. Wataha jest w niebezpieczeństwie. – powiedziałam, przypominając sobie po kolei ostatnie zdażenia.

< Anubis? Wreszcie wena powróciła! :D >

wtorek, 16 czerwca 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

- Nie szkodzi. Lubię cię ratować. - odpowiedziałem, starając się poprawić humor waderze choć odrobinę. Yǒnggǎn lekko się uśmiechnęła, ale uśmiech zaraz zniknął.
- Jak my się stąd wydostaniemy? Dookoła sama woda... - powiedziała, wzdychając. Rozejrzałem się, ale moim oczom ukazał się ten sam widok co wcześniej. Woda obijała się o strzaskaną część jaskini i wlewała do środka, niosąc ze sobą chłodną bryzę. Miałem wrażenie że musimy się pośpieszyć, inaczej słońce w końcu zajdzie i będzie jeszcze gorzej.
- Może jak będziemy wołać "pomocy" to jakiś wilk nas usłyszy? - zaproponowała Yǒnggǎn. Nie widziałem innej możliwości. Podeszłem do dziury w ścianie i wydarłem się:
- Pomocy! Ratunku! Jesteśmy tu uwięzieni! Pomocy! - wrzeszczałem na cały głos. Yǒnggǎn również się dołączyła, ale żaden wilk nas nie słyszał. W końcu gardła bolały nas tak, że musieliśmy przerwać krzyczenie. Właśnie w tedy usłyszeliśmy trzepot skrzydeł tuż nad jaskinią. Nie brzmiały jak skrzydła małego ptaka, tylko czegoś większego. Może nam pomoże?
- Pomocy! - krzyknąłem starając się nie zwracać uwagi na ogień w gardle. Stworzenie sfrunęło i usiadło na brzegu dziury jaskini, wbijając czarne szpony w kamień i patrzące na nas złoto - pomarańczowymi oczami. Nie był to smok, gryf ani żadne inne znane mi stworzenie. Wyglądało jak ogromna czekoladowa sowa i kocim ogonem, zakończonym piórami. Popatrzyła na nas, świdrującymi oczami, jakby oceniała czy jesteśmy smaczni. Nie podobał mi się ten wzrok, więc cofnąłem się w głąb jaskini. Ptak wydał z siebie melodyjny gwizd.
- Wołaliście pomocy na całą okolicę! Pisklęta w gnieździe nie mogą przez was spać! - zahukała sowa. Po głosie można było poznać że jest to matka piskląt.
- Ale my tu utknęliśmy! - powiedziała Yǒnggǎn. Sowa przyjrzała nam się uważniej, dostrzegając rany moje i Yǒnggǎn. Westchnęła.
- No dobrze, pomogę wam. - powiedziała. - Wskakujcie na mój grzbiet i trzymajcie się mocno. Tylko i uważajcie by nie wyrwać mi żadnego pióra! - powiedziała. Spojrzałem na waderę i wzruszyłem ramionami. Chyba nie mieliśmy innego wyjścia.

  

<Yǒnggǎn?>

niedziela, 14 czerwca 2015

Od Yǒnggǎn CD Anubisa

Anubis zniknął mi z pola widzenia, ale chyba był tam jeszcze ktoś, bo słyszałam różne ryki. Mój przeciwnik patrzył mi prosto w oczy.
- Zdobyłem wasze tereny. Ale to nie wystarczyło. Kiedy powiem sobie, że kogoś zabiję, zrobię to! – warknął, rzucając się na mnie. Kiedy jego przednie łapy tylko mnie dotknęły, poraziłam go prądem. Wilk upadł, warcząc, ale od razu po tym wstał. Najwyraźniej to był dla niego zbyt słaby atak. Przecież nie wywołam burzy w jaskini!
Tym razem wolał nic nie mówić, od razu atakować. Zaczął biec w moją stronę, ale kiedy był tuż przede mną, odskoczył na bok, popędził dookoła mnie, zapewne bym nie zaatakowała, po czym uderzając przednimi łapami w mój bok, wgryzł mi się w kark. Poczułam wielki, nieznośny ból. Wykorzystałam to, że skupił się na gryzieniu mnie, ugryzłam go z całej siły w łapę. Nagle ona... Rozpłynęła się?! Zmieniła się w czarny dym! Wilk stanął nade mną, a kiedy go puściłam jego łapa wróciła do normalności. Zauważył, że moje oczy nagle zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, zaskoczenia i strachu. Opanowałam się i rzuciłam na niego. Poturlaliśmy się kawałek, lecz on złapał mnie ponownie za kark, lecz tym razem rzucił mną w ‘’ścianę’’ jaskini. Kiedy leżałam na wilgotnych kamieniach, z mojego pyska zaczęła lecieć krew. Powoli zaczęłam się podnosić, ale upadłam. Nawet nie mogłam wstać, poddałam się. Zamknęłam oczy pewna, że zginę. Nagle usłyszałam krzyk przeciwnika. Anubis? Potem kilkakrotnie powtarzający się huk, pluski wody i... Cisza. Czy to już koniec walki?
- Nic ci nie jest? Możesz stać? – usłyszałam głos Anubisa.
Lekko otworzyłam oczy. Ponownie spróbowałam wstać, lecz znów upadłam. Oprócz tego, że na karku miałam wiele ran, a z pyska leciała mi krew, nie stało się nic poważnego... Że chyba jestem połamana. Nie sądzę.
- Nie zdołałam go pokonać. – powiedziałam. – Dziękuje.
Lekko podniosłam głowę i popatrzyłam na swoje łapy.
- Wiem, że ciągle muszę ci to mówić. – szepnęłam.

< Anubis? Nic się nie stało. c; >

niedziela, 7 czerwca 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

Wielki czarny wilk, szczerzył kły w stronę Yǒnggǎn i mnie. Wadera wstała na łapy i stanęła obok mnie, choć wyglądała na przerażoną widokiem basiora. Nie miałem wątpliwości kim jest przybysz. Odsłoniłem długie kły i warknąłem wyzywająco, jeżąc sierść na karku. W jaskini było ciemno, ale ja i tak doskonale widziałem. Prócz naszego warkotu, słychać było tylko kapiącą wodę, a poza tym panowała martwa cisza. Basior zaatakował, jego pazury zostawiły w skale głębokie ślady, gdy odbił się do skoku. Uchyliłem się przed kłami, lecz on również uskoczył przed moimi. Miał cholernie dobry refleks i przewagę w postaci wzrostu. Na szczęście nie byłem sam. Yǒnggǎn zaatakowała go od tyłu, gdy basior skupił cała swoją uwagę na mnie. Jej kły wbiły się w tylną łapę wroga, który warknął ze złością. Jednym szarpnięciem uwolnił łapę, odrzucając waderę do tyłu. Yǒn upadła na grzbiet, a wilk doskoczył do niej by zadać śmiertelny cios. Wziąłem  rozbieg i skoczyłem na grzbiet basiora, wbijając pazury w jego futro i skórę. Ugryzłem go w ucho i oderwałem je. Dookoła polała się krew, bryzgając na podłogę i ściany, mieszając się z wodą i plamiąc nasze futra. Wilk wrzasnął wściekły, ale nie usłyszałem w tym krzyku ani jednej nuty bólu. Czyżby go nie czół?! To było by przerażające... Basior wierzgnął jak młody koń, zrzucając mnie z grzbietu. Przeleciałem dobry metr, zanim nie natrafiłem na jakąś miękko substancję, przypominającą galaretowatą skórę.
- Cholera! - warknąłem odskakując i stając oko w oko z potworem.  To był wielki czarny lew o trzech ogonach i z kłami wystającymi z paszczy. Wielkością dorównywał słoniowi, a pod skórą prężyły się muskuły. Ryknął bryzgając na mnie białą pianą z pyska. Już widzę jak z nim walczę... Zanurkowałem pod jego brzuchem, na brzuchu prześlizgując się po wilgotnej skale. Jego ogony próbowały zagrodzić mi drogę, ale zdołałem uskoczyć. W głowie zaświtała mi pewna myśl... Pobiegłem do buteleczki z dziwnym płynem. Chwyciłem ją w zęby i otworzyłem. Zawartość wylałem na głowę czarnego basiora. Wilk krzyknął z bólu, gdy płyn zaczął wyżerać mu twarz. Na jego głową zaczęła unosić się para. Lew również wrzasnął i rozbił skałę z jednego boku. Głazy spadły do wody, wzbijając fontannę kropel. Lew wskoczył prosto do wody, a w jego ślady poszedł basior. Może utoną? Nie byłem tego pewien... Tacy tak szybko nie giną... Pobiegłem w stronę Yǒnggǎn. Na szczęście żyła, choć nie umiałem powiedzieć jak bardzo jest ranna.
- Nic ci nie jest? Możesz stać? - zapytałem, czując wyrzuty sumienia. W końcu kiedy ja "walczyłem" z lwem, ona sama musiała zmierzyć się z basiorem.

<Yǒnggǎn? Przepraszam że tak długo nie odpisywałam ;_;>

środa, 3 czerwca 2015

sorka

Uwaga Uwaga . Drogie wilczy nie będzie mnie przez ok. Tydzień i bardzo proszę o wysyłanie opel i formularzy do właścicielki Anubisa.  Dziękuję za uwagę życzę wam dobrych ocen w szkole ^^