- Przepraszam szanownego pana – warknęłam. Zielony basior spojrzał na mnie, jakby trochę zdziwiony moją reakcją. Posłałam mu chłodne spojrzenie. Miałam dzisiaj zły dzień i najmniejsze niepowodzenie działało na mnie drażniąco. Ale cóż, nie mój pech. Trzeba na przyszłość być odrobinę bardziej kulturalnym i milszym. Miałam zamiar się odwrócić i oddalić, kiedy do moich uszu dotarło ciche, mruknięte „przepraszam”. O, jak miło.
- Ty również wybacz za moje zachowanie. Wstałam lewą łapą – powiedziałam. – Może przejdziemy się? Nie znam jeszcze wszystkich terenów, ty pewnie też.
- Nom – odparł. – Niech ci będzie.
Posłałam mu lekki uśmiech i ruszyłam przysypaną śniegiem ścieżką. Zielony basior poszedł za mną. Zaraz, jak mu było na imię? Patrick… nie, Peter… Poison! Tak, Poison. Cóż, jak najbardziej do niego pasowało. W milczeniu przeszliśmy kilka kilometrów, obchodząc Jezioro Wschodu, a potem zagłębiając się coraz bardziej w las. Pozbawione liści drzewa o korze pokrytej mchem po zmierzchu zapewne budziłyby przerażenie, jak na razie nie zwracałam na nie większej uwagi. Coś innego zaczęło przykuwać moją uwagę coraz bardziej. Korony drzew coraz bardziej zasłaniały słoneczne światło, a podłoże robiło się jakby coraz bardziej miękkie. W końcu ścieżka zupełnie zniknęła w ciemnościach, ale my szliśmy przed siebie dalej, jakby zahipnotyzowani. Dostrzegając nagły rozbłysk niebieskawego światła, zatrzymałam się, chcąc się lepiej przyjrzeć owemu zjawisku. Przede mną, nad ścieżką, pojawił się migoczący, błękitny ognik, jakie czasem występują w baśniach, legendach i starych opowieściach. Wkrótce przed nami pojawiły się kolejne, oświetlając ścieżkę przemieniającą się w taki jakby pomost. Odwróciłam się do Poisona.
- Idziemy dalej? – zapytałam.
<Poison? Wybacz za opóźnienie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz