Dzięki bogu wszystko wróciło do normy. Boli mnie tylko to, że członkowie mojej watahy ucierpieli lub zginęli. (Serduszko mnie boli)
Straciliśmy obie bety i ich szczenięta. Na szczęście Anubis przejął to stanowisko. Po tym wszystkim jestem pewna, że mogę mu zaufać.
Jak zwykle wstałam rano i potruchtałam nad jezioro żeby się odświeżyć. Woda może i nie była ciepła czy letnia, ale mi to nie przeszkadzało, co cię nie zabije to cię wzmocni, czyż nie?
Wskoczyłam do wody, przez chwilkę zostałam pod wodą po czym wynurzyłam się. Zaczerpnęłam powietrza.
-Brrr... chłodno. - mruknęłam pod nosem wychodząc z wody.
Otrzepałam się i rozejrzałam.
Jakoś tak tu cicho.
Wskoczyłam na skałę i przeciągnęłam się leniwie po czym położyłam się na niej rozluźniona.
Niby nie byłam zmęczona, ale jakoś tak.... oczy same mi się zamknęły no...
***
Obudziłam się troszku później. Słońce było już wysoko na niebie.
Zeskoczyłam ze skały i potruchtałam dalej, słyszałam pojedyńczy i cichy ale jednak, świergot ptaków. To dobry znak.
Zamyśliłam się i wpadłam na drzewo.
-Ugh... niezdara ze mnie... - prychnęłam sama do siebie i wstałam.
Usłyszałam przez ułamek sekundy czyiś ... chichot? śmiech? chyba mam przesłyszenia. Tak, to na pewno od tego, że rąbnęłam o drzewo, pewnie jeszcze świszczy mi w uszach.
<Ktoś?>
Widzę iż Aseł świetnie radzi sobie bezemnie XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz