niedziela, 31 stycznia 2016

Od Heroiki - Quest "Wilczy Wybawiciel"

Z racji, iż jestem zwiadowcą oraz że dawni słudzy Basiora Ciemności wciąż pojawiają się w okolicach watahy, stanowiąc niebezpieczeństwo dla nieuważnych stworzeń, postanowiłam wybrać się na zwiad, tym razem za granicę watahy. A nuż widelec odkryję ich miejsce spotkań czy coś w ten deseń? Jak już Was na wstępie poinformowałam o moim planie na tamten dzień, tak też patrolowałam okolice granic WKD. Jak można się spodziewać, nie informowałam o tym Moon, bo po co, uważałam to po prostu za swój obowiązek. Ogólnie było mi nawet całkiem przyjemnie. Słońce co chwila wyłaniało się zza chmur i posyłało ciepłe promienie ku ziemi, wiał lekki wiatr przyjemnie plączący mi futro i strzepujący z gałęzi osiadły na nich wcześniej śnieg. Rozradowana atmosferą przestałam zwracać większą uwagę na szczegóły inne niż obecność czarnych zwierząt w zasięgu wzroku.
Po kilkunastu minutach zupełnie nie wiedziałam już, gdzie jestem. Drzewa wydawały się obce, pozbawione liści zarośla rosły jakby gęściej i wyglądały złowrogo. Po obu stronach ścieżki pojawiły się czarne, splątane krzewy, wyposażone w długie na cal ciernie. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie zawrócić. Gdyby tylko jakaś dróżka odbiegała w lewo, szybciej dotarłabym do watahy… Postanowiłam iść dalej jeszcze pięć minut, a jeśli nic się nie zmieni, zawrócić. Minęło sześćdziesiąt sekund, potem kolejne i jeszcze raz… W pewnej chwili dostrzegłam ledwie widoczną pośród gąszczu odnogę ścieżki. Nie zastanawiając się długo skręciłam. Zasypana śniegiem dróżka zaprowadziła mnie na rozległą polanę. Ruszyłam powoli i ostrożnie na drugą stronę, kiedy nagle z krzaków po mojej lewej i prawej stronie wyskoczyła sfora zdziczałych psów. Próbowałam uciec, jednak moje wysiłki były daremne. Udało mi się utworzyć wokół siebie psychobarierę, jednak wiedziałam, że zbyt długo nie wytrzymam. Jeśli będę zmęczona walką, ochrona pęknie, a psy rozszarpią mnie i następnie zjedzą. Ciekawe zakończenie życia, skończyć w kilkunastu żołądkach, nieprawdaż?
Atakujące mnie psy nie prezentowały się najlepiej. Dość chude, brudne i o skudlonej brązowej, czarnej i szarej sierści, z licznymi bliznami i innymi śladami po wzajemnych walkach. Ich pożółkłe, aczkolwiek mocne kły usiłowały mnie dosięgnąć, co nie było zbyt dobrym pomysłem zważywszy na otaczającą mnie psychobarierę. Za to moje zęby nie próżnowały. Przecięłam nimi kilku psom skórę na karku, inny dostał ode mnie łapą w pysk, a jakiś łaciaty osobnik skończył z mocno krwawiącą łapą. Mimo wszystko, jak już wspominałam, psychobariery nie mogłam utrzymać zbyt długo. Zmęczona ciągłym wysiłkiem fizycznym w pewnym momencie poczułam, jak wokół mnie pęka magiczna ochrona, chroniąca od psich zębów bańka. Chwilę potem poczułam wbijające się w okolicach mojej łopatki zęby. Jednak gdy chciałam się odgryźć, inne psy rzuciły się na mnie, niemal przewracając. Oczywiście próbowałam się bronić, któż nie robiłby tego na moim miejscu, lecz co mogłam wskórać ja jedna przeciwko kilkunastu pyskom wyposażonym w dobrą broń? Kiedy upadłam na ziemię, myśląc, że oto zginę rozszarpana przez stado zdziczałych psów, napastnicy rozstąpili się. Coś zaszeleściło w krzakach naprzeciwko mnie. Na polanę wystąpił olbrzymi czarny basior, dawny sługa naszego dawnego przeciwnika. Uśmiechnął się na mój widok, a musicie wiedzieć, że dobry uśmiech to nie był. Wstałam. Psy otoczyły nas kręgiem. Na kilka sekund zaległa zupełna cisza.
Nagle basior rzucił się w moją stronę. Wykonałam szybki unik, ale nie doceniłam umiejętności przeciwnika. Lądując odwrócił się szybko, toteż skacząc w moją stronę nie chybił. Nie minęła chwila, a stał nade mną, szczerząc śnieżnobiałe kły. Spojrzałam w jego bezlitosne oczy z przerażenie. Już miał zatopić zęby w moim gardle, gdy odwrócił się i spojrzał za siebie. Popatrzyłam w tamtym kierunku. Z krzaków wynurzyła się tajemnicza postać w brązowym, podniszczonym płaszczu z kapturem.
Przybysz wszedł na polanę. Przez moment trwała zupełna cisza, wszystkie oczy zwrócone były w stronę nieznanego wilka. Nagle buchnęło światło, a sfora psów wpierw zawarczała, potem jednak spokojny głos basiora w pelerynie kazał im odejść. Skomląc, napastnicy podkulili ogony, a następnie uciekli. Nawet mój przeciwnik, niedawny sługa Basiora Ciemności, wycofał się w gąszcz. Światło znikło, a obcy podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Odrzucił kaptur. Jego brązowe oczy zalśniły, na przyprószonym siwizną szaro-brązowym pysku pojawił się uśmiech. W łapie trzymał niedużą drewnianą laskę.
- Pustelnik – powiedziałam. Skinął głową, a potem jej ruchem przekazał mi, żebym podążała za nim. Weszliśmy w otaczający nas las, całkiem niedawno złowrogi, lecz teraz, u boku tajemniczego basiora czułam się bezpiecznie. Zdawało mi się, że minęło zaledwie kilka minut, kiedy stanęliśmy na granicy watahy. Podziękowałam mojemu wybawcy i pożegnałam się. On odpowiedział mi uśmiechem, po czym odwrócił się i odszedł.

Od Anubisa CD Teryiaki

Co to za pytanie? Fuknąłem w myślach na waderę, choć na zewnątrz moja mina i spojrzenie pozostały neutralne by nie rzec obojętne. Wadera wwiercała się we mnie spojrzeniem swoich oczu, aż w końcu westchnąłem.
- To nie ma znaczenia. - powiedziałem, odwracając od niej wzrok i patrząc w kierunku szarego nagrobka. Zimny powiew wiatru poruszył moją sierścią, a moją głowę ogarnęły wspomnienia. Nie żeby było ich jakoś niezmiernie dużo. Z Desną łączyła mnie przyjaźń, lecz wieź ta nie była niczym nadzwyczajnym. Nie była też niezastąpienie mocna. Łatwo było ją zerwać, choćby w taki sposób. Przyszedłem tu bo jej widmo nawiedzało mnie w koszmarach, a nie z tęsknoty za szamanką. Skrzywiłem się. Mimo tego całego gadania, jednak trochę brakuje mi tej optymistycznej wadery. Jednak czy była dla mnie kimś ważnym? Nie wiem. Pewnie tak, ale ... Westchnąłem wypuszczając powietrze, które rozwiało się na wietrze.
- Możemy zmienić temat? - zapytałem z lekką nadzieją. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać, a już szczególnie z "nową".
- Dlaczego? - zapytała wilczyca, zanim zdążyła ugryźć się w język. Jak widać gdy jesteśmy ciekawi, czasami wymsknie nam się mało odpowiednie pytanie. Rozumiałem to, ale mimo wszystko posłałem jej groźne spojrzenie.
- Bo ona umarła z mojej winy. Przez moją głupotę i szczenięcą naiwność. Tak samo jak cała reszta! - warknąłem i machnąłem ogonem w kierunku dość świeżych grobów. Wszystko należały do wilków, które poległy na wojnie. Przełknąłem ślinę. Nie miałem ochoty na wspominanie tego wydarzenia, ale i tak przed oczami pojawiły się obrazy.
Zbryzgana krwią ziemia. Rozszarpane trupy walające się dookoła. Wróg uderzający z każdej strony. Krzyki umierających. 
Zacisnąłem oczy i szczęki, by odpędzić to widmo.
- Wszystko w porządku? - usłyszałem głos wadery, która podeszła do mnie i położyła mi łapę na ramieniu. Otworzyłem oczy z których bił chłód.
- W jak najlepszym. - warknąłem, odtrącając łapę skrzydlatej. Ta cofnęła się o krok.

<Teryiaki?>

Anubis .... powraca (?)

Najmocniej przepraszam za moją nieobecność. 
Wiem, że przezemnie zrobiło się tu pusto, ale proszę o wybaczenie mojej niekompetencji.
Postaram się wszystko ponadrabiać w ferie, które (u mnie) się dopiero/już zaczęły.  
Jeszcze raz przepraszam.

Yato z anime "Noragami"

~ Anubis

Od Bloodspill - Quest "Trucicielka"

Jako iż byłam nowa w watasze chciałam pozwiedzać teren. Szłam powoli ciemnym lasem. Od dłuższego czasu czułam się obserwowana. Co jakiś czas słyszałam szum w krzakach. W lesie panowała dość ponura atmosfera. Moje intensywnie czerwone futro kontrastowało z ciemnym lasem. Sama myśl o tym jak jestem bardzo widoczna mnie przerażała. W takich chwilach przydałoby się zniknąć. Po chwili wędrówki napotkałam nieznaną waderę. Wyglądała dziwacznie, w sumie to nie znałam się na modzie więc istniało prawdopodobieństwo że to ja wyglądałam dziwnie. Wyglądała na dość młodą waderę. Łapy wilczycy były przyozdobione złotymi brzęczącymi bransoletami.
Głowę wadery zdobił duży fioletowy kapelusz. Jej sierść była zgniłozielona. Była nienaturalnie szczupła. Po plecach przeszły mi ciarki. Miałam wrażenie że wadera zabrała mi resztki szczęścia.
-Witaj nieznajoma przybyszko.-Powiedziała mrocznym tonem wadera.
-Witam,wiesz co ja już sobie pójdę.-Odpowiedziałam szybko po czym ruszyłam w przeciwną stronę. 
-Nigdzie nie pójdziesz.-Powiedziała oschłym tonem nieznajoma.
-Założymy się?-Odpowiedziałam ironicznie. Po chwili milczenia wadera przemówiła;
-Jestem Czarownicą z Kręgu Cienia,przychodzę do Ciebie ze specjalnym zadaniem,ale i specjalną nagrodą.-Powiedziała wadera z tajemniczym uśmiechem.
-Słucham.-Powiedziałam żartobliwym tonem.
-Zaniesiesz to swojej alfie -wadera postukała w małą fiolkę- a wtedy...-Czarownica chciała dokończyć wypowiedź jednakże jej przerwałam.
- O super fajnie, ale wiesz również mogę to rozbić na twoim pustym łbie.-Rzekłam ironicznie po czym dodałam z powagą;
- Ty serio myślisz że podałabym podejrzany napój od jakiejś wariatki z lasu
Alfie?- Wadera widocznie była poddenerwowana. W tym czasie mój wzrok przykuła mała okrągła fiolka. W środku naczynia umieszczony był napój koloru turkusowego. 
- Wysłuchaj mnie. Podasz ten śmiertelny płyn Alfie,jednakże w zamian otrzymasz nieśmiertelność.-Rzekła uspokojona już wadera. To zdanie wywołało u mnie oburzenie.
- Ty chyba masz coś nie po kolei w łbie,wolałabym umrzeć niż skazać własną Alfę na śmierć.- Powiedziałam z powagą patrząc w puste oczy wadery.
- A więc to zrobisz,umrzesz.- Czarownica zaczęła się śmiać. Nagle poczułam że ktoś wgryza mi się w szyję,odruchowo machnęłam łapą,raniąc w brzuch atakującego którym była Czarownica. Wadera odsunęła się, stała niedaleko mnie. Już miałam wtopić kły w jej szyję,jednakże wadera tajemniczo zniknęła. Zmaterializowała się i pojawiła w innym miejscu. Zdenerwowało mnie to. Przez piętnaście minut rzucałam się na waderę która za każdym razem znikała. Czarownica zaczęła się śmiać. Odwróciłam się. Za nią leżała gałąź, oświeciło mnie. Skupiłam swoją uwagę na gałęzi. 
-Idiotka.-Powiedziałam głośno, w tym samym momencie nakierowana przeze mnie gałąź łupnęła Czarownicę w tył głowy. Podbiegłam do nieznanej i rozszarpałam ją na strzępy. Po tej akcji stwierdziłam że nocą do lasu lepiej iść z kimś.

Od Savey CD Poisona

Zauważyłam, że mój towarzysz zemdlał. Nałożyłam na niego jak i na spalone kraty zaklęcie niewidzialności. Miałam mały plan ale jeśli nie wypali to zginę .Wtedy obudził się Poison.
- Psss wracaj.. - powiedziałam cicho.
- Nie ja uciekam, chodź ze mną...
Wtedy wilki spojrzały na mnie.
- Nie mogę tego zrobić - powiedziałam - uciekniemy stąd wszyscy !
Mój towarzysz wszedł do klatki i usiadł koło mnie.
- Posłuchajcie mnie - zwróciłam się do wilków.
Wszystkie spojrzały w moją stronę i podeszły do mnie.
- Tak ? - zapytał najchudszy z nich.
- Wiem jak możemy się stąd wyrwać, wszyscy.
Każdy wilk zamerdał ogonem.
- A jak zginiemy ?
- I tak nie czeka cię tutaj nic lepszego więc wolisz zginąć w męczarni czy starać się stąd uciec ? - zadałam pytanie.
- Uciekajmy więc. Mów jaki masz plan.
- A więc tak, oni składają ofiary dla jakiegoś bożka burz. Sprawimy, że stanę się ich bogiem.
- Jak ?
- Jest tutaj wilk władający burzą ?
- Ja - powiedziała jedna wadera.
- Dobrze więc, pozwolę się tam zaprowadzić a ty wtedy uderzysz piorunem pod łapy szamana. A gdy ten zapyta czego chce to każę was uwolnić . A gdy tego nie będą chcieli zrobić to zabiję tego kto powie nie.
- Jak to zrobisz ?
- Zabiję go magią od środka.
- Tak jest !
Usiedliśmy wszyscy i czekaliśmy na przybycie czarnego basiora. Poison popatrzył na mnie
- Nie rób tego !Wiesz, że pewnie z tego nie wyjdziesz.
- Zrobię by nas stąd wyciągnąć - powiedziałam i przytuliłam go.

< Poison ? >

Od Poisona CD Heroiki

Słuchałem śpiewania Heroiki w dużym skupieniu. Kiedy skończyła, zapytałem niepewnie:
- Myślisz że słudzy tego Basiora Ciemności chcą zemsty?
- Nie mam pojęcia - westchnęła brązowa wadera - Ostatnio trudno mi zasnąć.
Usiadłem na śniegu. Byłem zbyt zmęczony by myśleć. Usłyszałem szelest. Uznałem że to Heroika więc nie zwróciłem na to uwagi. Ale szelest był jakiś dziwny. To nie był ani dźwięk śniegu, ani oddech, ani krzaki. Może słyszałem to tylko w moje głowie. Chyba tracę rozum.
- Też to słyszysz? Ten szelest? - spytała Heroika. Aż podskoczyłem. Czyli to jest naprawdę. Rozejrzałem się niepewnie. Nic jednak nie zobaczyłem.
Nagle jednak coś się pojawiło. Wyglądało jak duch z Mrocznych Bagien. Ale nim nie było. Było dużo straszniejsze. Była to rudowłosa wadera którą widziałem dość niedawno. Nie zrozumcie mnie źle, nigdy nie widziałem jej jako istota żywa, ale jako duch. Heroika wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
- Twój śpiew wezwał ducha z grobu - powiedziałem ponurym głosem, kładąc nacisk na wyraz ,,śpiew".
- Przecież to tylko zbieg okoliczności - oburzyła się wadera.
- Duchy nie chodzą po świecie żywych na co dzień.
- Mam złe przeczucia - szepnęła Heroika.

<Hero?> :>>

czwartek, 28 stycznia 2016

Bloodspill


Imię: Bloodspill
Pseudonim: Blood (tylko dla przyjaciół)
Płeć: Wadera
Wiek: 4 lata
Charakter: Bloodspill ma wybuchowy temperament . Zacznijmy od tego że to postać której wolisz nie stanąć na odcisk. Jak trzeba potrafi się nieźle odgryźć. Trudno ją zrozumieć. Jest odważna, lojalna, uczciwa. Doskonale odnajduje się na znienawidzonym polu bitwy. W grupie raczej trzyma się z boku. Jak się na coś uprze to nie ma zmiłuj. Dla zapoznanych wilków jest raczej sympatyczną waderą. Wygląda na wiecznie smutną, tak też jest. Po mimo że stara się uśmiechać do świata. Coś w środku jest silniejsze, to coś nie pozwala jej na uśmiech. Miewa stany furii,co jest dziwne, ponieważ jest raczej spokojną i cichą waderą. Wszystko trzyma w środku. Nikomu nie potrafi się wyżalić. Jest niezależna od nikogo. Wywalą ją z watahy na zbity pysk?-Trudno, poradzi sobie. Przeszła wiele, właśnie historia pozbawiła ją uśmiechu. Dla niej już nie ma ratunku, życie za wiele krzywd jej wyrządziło. Nie jeden wieczór przesiedziała patrząc w niebo i płacząc. Dla wrogów watahy jest bezlitosna.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Wojownik.
Rasa: Mieszaniec: Wilk ognia, Wilk psychiczny (Starsze wilki twierdzą iż jest zapomnianą rasą zwaną Wilkiem Niezrozumienia)
Moce:
- Telekineza (podnoszenie wybranego przedmiotu siłą umysłu)
- Czytanie w myślach danego wilka
- Nienaturalna szybkość
- Trucizna w kłach
- Sokoli wrok
- Nie pali się w ogniu
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Zainteresowania: Bloodspill interesują wszelakie tajniki śmierci. Lubi uczyć
się nowych taktyk. Dużo czasu spędza błądząc po umyśle. Kocha spędzać czas na łonie natury.
Historia: Bloodspill była niechcianym dzieckiem. Jej rodzice strasznie faworyzowali jej siostrę. Mieszkała w watasze natury. Wielką furorę wywołał fakt że urodziła się ona z czarnymi znakami na pysku a nie zielonymi bądź złotymi. Od początku była inna. Traktowano ją jak piąte koło u wozu. Lubiła spędzać czas ze swoją siostrą, mimo tego że była ona faworyzowana. Swiftkill (takie imię nosiła jej siostra) nie lubiła kiedy inne wilki odtrącały Bloodspill,jednakże dla swojego dobra nie stawała w obronie siostry. Dokuczliwe zaczepki chodziły po Bloodspill przez dwa lata
jej okrutnego dzieciństwa. Teoretycznie była sama. Jedyną przyjemnością w jej życiu było polowanie z siostrą, oddalały się one w poszukiwaniu pożywienia i mogły sobie pogadać bez obaw że jakiś wilk je wyśmieje. Niestety szybko po ukończeniu dwóch lat przez Bloodspill wybuchła straszliwa wojna. Wtedy jej umiejętności się ukazały. Miała wiele licznych ran,jednakże się nie poddawała. Na wojnie zyskała szacunek rówieśników. Była wysoko postawionym generałem. Dzięki jej taktyce watasze udało się wygrać bitwę która trwała rok. Wszystkie wilki jej gratulowały. Jej życzenie się spełniło, mogła nareszcie bez obaw rozmawiać z siostrą. Wadery miały bardzo dobre kontakty. Jednakże Bloodspill musiała spotkać
się z rodzicami. Spodziewała się jakiejś pochwały. Zamiast tego usłyszała zdanie które zadecydowało o jej życiu. Matka podeszła do niej i rzekł z pogardą; To ty jeszcze żyjesz? Miałam nadzieję że zdechniesz.- Po tych słowach Bloodspill wpadła w furię. Zabiła rodziców. Gdy kończyła swój mord do jaskini weszła zapłakana Swiftkill, pełna wyrzutów śmiertelnie obraziła się na Bloodspill, wadera płakała nad ciałem rodziców. W tym samym czasie Bloodspill uciekła. Rok błąkała się po lasach siejąc strach. W wieku czterech lat dołączyła do WKS.
Rodzina: Rodziców nie chce znać. Swiftkill - siostra,losy nieznane. (może ktoś zechciałby nią być? c;)
Partner: Nie ma, nie szuka.
Potomstwo: Brak.
Pieniądze: 200WZ
Ekwipunek: Brak.
Właściciel: Ahira (Howrse)
Towarzysz: -

Od Savey CD Micky

Nie jest z watahy więc czego tutaj chce ?! Cofnęłam się o krok i popatrzyłam na niego. Ten zerknął na mnie zdziwiony a ja zaczęłam mu się przyglądać. Automatycznie wyszczerzyłam kły ale od razu zamknęłam pyszczek. Przecież gdyby chciał mi coś zrobić, już by to zrobił. Zbliżyłam się do basiora.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć ale doświadczenia wiem, że ... Nie ważne - zaśmiałam się.
Wilk uśmiechnął się do mnie a ja odwzajemniłam gest.
- A względem watahy, to aktualnie jesteś na naszym terenie bez pozwolenia - powiedziałam tajemniczo - więc może chciałbyś do nas dołączyć?
- Bardzo chętnie ! - rzekł rozradowany.
Musiał długo żyć w samotności by tak się cieszyć. Rozumiem go, gdy wstępowałam tutaj byłam szczęśliwa, że ktokolwiek mnie zaakceptował. Usłyszałam szelest i rozejrzałam się dookoła.
- Zaprowadze cię do alfy, tutaj nie jest bezpiecznie. Chodź!
Pociągnęłam nowo poznanego basiora za łapę i zaczęłam biec truchtem. Po chwili on mnie o coś zapytał:

< Micky? >

Od Feathera CD Rebeci

Ognisko Rebeci rozgrzało mnie i już prawie nie czułem chłodu.
- Pójdziemy gdzieś? - zaproponowałem.
- Okay tylko gdzie? - spytała Rebeca.
- Przed siebie!
Wybiegłem z jaskini. Niestety pech był ze mną i teraz, gdyż wpadłem w dużą zaspę śnieżną.
- Feather nic Ci nie jest? - spytała wadera podchodząc do mnie.
Skuliłem się błyskawicznie lepiąc śnieżkę i rzucając w nią. Rebeca otrzepała pysk i natychmiast postanowiła popchnąć mnie ponownie w tę samą zaspę. Wyglądałem jak bałwan. Jasna wadera zaczęła się ze mnie śmiać.
- I co cię tak śmieszy? - parsknąłem krztusząc się śniegiem.
- Przecież to ty zacząłeś - zaśmiała się Rebeca.
- Może zrobimy coś mniej ryzykownego.... - zamyśliłem się.
- Chyba mam pomysł - odparła wadera.
- ?

<Rebeca?>

Od Poisona CD Savey

Jakiś Gruby basior złapał Savey za kark. Skoczyłem w ich kierunku ale jakaś grupka nieznanych basiorów rzuciła się na mnie. Udało mi się roztopić jednego z nich ale wtedy inny podłożył mi pod nos coś śmierdzącego.
- Co do... - wydusiłem mdlejąc.
Obudziłem się bodajże po kilku godzinach. Miejsce w którym leżałem nie przypominało niczego co znałem z watahy. Zapach WKS zniknął. Leżałem w dużej klatce. Obok mnie siedziała Savey i kilka innych wychudzonych wilków. W sumie widząc znajomą waderę poczułem się lepiej. Wyjrzałem przez kraty.
Znajdowaliśmy się w jakiś ruinach porośniętych mchem. Obok dużego ołtarza siedziało kilka wilków. Miałem co do nich złe przeczucia.
Wtem nagle obok mnie pojawił się, jakby wyrósł z ziemi, jeden z tych złych wilków. Odskoczyłem z wrzaskiem. Ale on nawet na mnie nie spojrzał. Podszedł do jakiejś chudej wadery. Razem z nią teleportował się poza klatkę. Wadera zaczęła krzyczeć i się wyrywać. Została przywiązana do ołtarza. Wtedy jakiś czarny wilk poderżnął jej gardło. Savey rzuciła mi przerażone spojrzenie.
Dotknąłem krat próbując je jakoś roztopić. I prawie mi się udało.
- Zobaczą nas! - przerwała mi Savey. Puściłem tę uwagę mimo uszu i zacząłem przeciskać się przez kraty. O nie, za gruby jestem. Trzeba było schudnąć już dawno temu. Ale mimo wszystko udało mi się przecisnąć na drugą stronę. I wtedy poczułem dziwny chłód i ból. Ponownie zemdlałem.

<Sav?> Pomocy

wtorek, 26 stycznia 2016

Od Teriyaki - Quest "Król Lasu"

Szybowałam nad terenami watahy. Cieszyłam się, bo właśnie mogłam się wykazać. Otrzymałam zadanie od alfy: upolować jakiegoś tam magicznego jelenia. Zobaczyłam niewielką polankę. Wylądowałam na niej i przykucnełam, wyczekując jelenia. Był ciepły ranek. Idealnie. Jelenie i łanie zaraz przyjdą tu by się paść. Miałam szansę na złapanie Króla Lasu. Gdy było już południe, ja traciłam cierpliwość, okrążona zwykłymi łaniami, na polanę wbiegł potężny jeleń. Identyczny, zgodnie z opisem alfy. Odczekałam chwilę aż podejdzie bliżej i skoczyłam wprost na jego rogi. Moje dawne treningi nie poszły na marnę. Błyskawicznie z rógów przeszłam na szyję szarpiącego się zwierzęcia. Nagle jeleń zmniejszył się. Stał się małym, puszystym króliczkiem. Zmiana kształtu? Napewno. Mimo tego że jeleń co chwile próbował zmieniać się w najróżniejsze zwierzęta, nie wypuszczałam go. W końcu wrócił do swojej dawnej postaci, i zdesperowany, zaczął tarzać się w ziemi.
- Tylko na tyle cie stać?- mruczałam chichocząc. Tak, jestem wariatką. Ten jeleń to wie. I to bardzo dobrze. Powoli zaczynał się pocić. Tylko na to czekałam. Wgryzłam się w jego szyję. Z rany wyprysnęła krew. Zawył, jakby przeklinał, i upadł. Żył, ale go po prostu unieszkodliwiłam. Wgryzłam się w miejsce, które gdy się przecieło, po prostu mocno krwawiło i tyle. Nie chciałam mieć kolejnej śmierci na sumieniu. Chwyciłam go za rogi i zaciągnęłam do jaskini alfy. Wilki po drodze gapiły się na mnie z otwartymi pyskami. Alfa, gdy tylko zobaczyła Króla Lasu, ucieszyła się i powiedziała:
- Dziękuję, uratowałaś nasze wilki. 
- Ale po co było trzeba na niego polować? Jest taki ładny... Nie lepiej byłoby go wypędzić za tereny?- zapytałam , przeglądając się białemu zwierzęciu. Biedactwo z trudem oddychało, krew wciąż się lała strumieniem...
- Podobno jego rogi, kopyta i krew mają działanie lecznicze...
- No dobrze..- odwróciłam się i wybiegłam z jaskini. Dopiero teraz, zaczęłam zwracać uwagę na to jak piękne i szlachetne było to zwierze.... Nie mogłam patrzeć na jego śmierć..

Od Micky'ego

Kolejny dzień samotności mijał mi niezwykle spokojnie. Z samego ranka wygramoliłem się z mojego prowizorycznego szałasu i poszedłem się napić. Woda była zamarznięta, więc musiałem rozbić lód. Zacząłem skakać po strumyku, aż lód pękł i moim oczom ukazała się woda. Łapczywie napiłem się. Postanowiłem ruszyć w dalszą podróż, by znaleźć jakąś watahę. Miałem dosyć przebywania samemu i chciałem w końcu spotkać inne wilki. Wziąłem rozbieg i wzbiłem się w powietrze. Leciałem jakieś 10 metrów nad ziemią. Po około godzinie lotu strasznie zgłodniałem. Postanowiłem wypatrzyć zdobycz z powietrza i zaatakować. Po kilku minutach wypatrzyłem dorodnego jelenia. Zleciałem na ziemię. Ukryłem się w krzakach i czekałem na odpowiedni moment, by zaatakować zwierzę. W pewnej chwili usłyszałem kroki, które dobiegały z zachodu. Nie przejąłem się tym zbytnio. Kiedy jeleń podszedł wystarczająco blisko, rzuciłem się na niego. Goniłem zdobycz ile sił w łapach. W pewnej chwili tuż przed zwierzęciem pojawił się inny wilk. Spanikowana zdobycz stanęła na tylnych kończynach. Niewiele myśląc wskoczyłem jej na plecy. Obcy wilk przegryzł krtań ssaka. Zeskoczyłem na ziemię. Jeleń runął martwy na trawę. Spojrzałem na nieznajomego. Dopiero teraz zauważyłem, iż jest to wadera.
- Cześć... Jestem Micky...- powiedziałem.
- Savey.- uśmiechnęła się wadera wskazując na martwe zwierzę.- Masz zamiar to jeść?
- Inaczej bym tego nie gonił.- zaśmiałem się.
Zatopiłem kły w udzie zdobyczy. Wilczyca zabrała się za brzuch. Kiedy się najedliśmy Savey zapytała się:
- Chyba nie jesteś z Watahy Krwawego Szafiru?
Czyli, że na tych terenach jest wataha! Może uda mi się dołączyć?
- Nie, nie jestem.- powiedziałem.

Savey?

Od Savey CD Poison

Popatrzyłam na basiora zdziwiona jego pytaniem. Gdyby się nie potknął jeleń byłby jego. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
- Pois nie musisz nawet pytać.
- Ale to twoja zdobycz.
- Nasza zdobycz - powiedziałam.
Basior niepewnie podszedł do jelenia. Usiadł koło zwierzęcia i popatrzył się na mnie. Zrobiłam tak samo, po czym zatopiłam kły w zwierzęciu. Jeleń był smakowity, byłam po prostu bardzo głodna. Po dwudziestu minutach z podliny zostały same kości. Zaniepokoiły mnie natomiast odgłosy z krzaków. Popatrzyłam porozumiewawczo na Posiona i podeszłam do zarośli. Wyczułam nieznajomą mi woń basiorów. Para łap wbiła mi pazury w kark i wciągnęła w krzaki. Zobaczyłam tam gromadkę basiorów. Sama się z tego nie wyplącze ale nie chce żeby Poisonowi coś się przeze mnie stało. Wolę trochę pocierpieć niż patrzeć ba cierpienie zielonego basiora.Wilki zaczęły mnie do siebie przyciągać a ja starałam się wyrwać.
- Uciekaj - krzyknęłam błagalnie do towarzysza.

< Pois? Opiekuńczość Sav >

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Micky


Imię: Micky
Pseudonim: Nie posiada zdropnień od imienia, jednak często używa ksywki Happy.
Płeć: Jeśli ktoś nie zauważył Micky jest basiorem.
Wiek: 2 lata
Charakter: Micky jest zawsze wesołym i uśmiechniętym wilkiem. Nie ma dnia, aby się nie śmiał, czy nie zrobił czegoś głupiego, a zarazem zabawnego. Nie lubi płaczących istnień, więc zawsze je pociesza. Zawsze wszędzie go pełno i ciężko mu usiedzieć w jednym miejscu. Możesz go wyzywać, bić, poniżać, a on i tak Ci pomoże oraz będzie dla Ciebie miły. Nigdy nie odmawia pomocy. Jeśli wie, że ma małe szanse na coś, to nie poddaje się, a próbuje do końca. Można go nazwać infantylnym i właściwie, to taki jest. Uwielbia zajmować się szczeniakami, jak i starymi wilkami. Basior jest pewny siebie oraz odważny. Nie potrafi być smutny, przez co nawet w żałobie się uśmiecha. Happy jest czuły i delikatny w stosunku do wader. Bywa nadopiekuńczy, ale nie chce, aby komuś coś się stało. Nie bierze sobie do serca uwag innych i ma swoją własną ścieżkę, po której kroczy. Jeśli płacze, co jest rzadkością, musi mieć poważne zmartwienie lub kłopot. Wyjątkowo szybko przywiązuje się do innych wilków.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Informator
Rasa: Wilk Powietrza
Moce: 
○ Latanie - Micky może wznieść się na wysokość do dwóch kilometrów, lecz zazwyczaj aż tak wysoko nie lata. Moc tę kontroluje umysłem, bo jak widać, nie posiada on skrzydeł. Potrafi wzbić w powietrze wilki, które nie mają tej mocy, ale po stanięciu na ziemię, tracą ofiarowaną zdolność. Każdy wilk może ją otrzymać raz na 12 godzin.
○ Upepo Awakening - W tłumaczeniu oznacza ''Przebudzenie Wiatru''. Zdarza się to raz na kilka dni. Znaki na pysku, ogonie jak i oczy Micky'ego zaczynają świecić na niebiesko. Wilk staje się wtedy szybszy, silniejszy, bardziej wytrzymały niż zazwyczaj, a dodatkowo zyskuje moc samoregeneracji.
○ Telekineza - Przenoszenie przedmiotów umysłem.
○ Tornado - Moc, której używa bardzo rzadko. Wywołuje tornado o sile wystarczającej, by pozbawić życia całą watahę.
○ Powietrzne pociski - Tworzy strzały z powietrza, które potrafią zabić przeciwnika.
○ Niewidzialność - Happy ''zamienia się'' w powietrze, przez co, nie widać go.
Jaskinia: x
Medalion: x
Zainteresowania: Niczym szczególnym się nie interesuje...
Historia: Urodził się dość daleko stąd. Jego rodzina była wystarczająco duża, by uznać ją za watahę. Tak więc, wataho-rodzina Micky'ego składało się z wielu wilków, lecz wszyscy byli tych samych ras. Połowa była Wilkami Śmierci, a połowa Wilkami Chaosu. Jakie było zdziwienie, kiedy na świat przyszedł Micky i Donatello. Don był wilkiem Śmierci, a jego brat... Wilkiem Powietrza. Szybko odkryto, skąd wzięła się rasa malucha. Jego babcia zdradziła swojego partnera, a owocem romansu był ojciec bliźniąt. Rodzina pokłóciła się, a na jaw wyszła masa innych niemiłych faktów z przeszłości. Rodzice z bliźniętami uciekli od pozostałych i rozpoczęli samotny żywot. Kiedy maluchy podrosły zaczęły się pomiędzy nimi sprzeczki. Donatello traktował brata jak śmiecia i szantażował. Pewnego razu, gdy Micky wrócił z polowania, ujrzał martwych rodziców. Obok nich stał Donatello. Micky uciekł. Wędrował, aż trafił tutaj.
Rodzina:
○ Rodzice (http://img02.deviantart.net/d676/i/2015/202/6/b/best_friends_by_valixy-d929e8c.png) Maya i Dakoda (Nie żyją)
○ Brat (http://img05.deviantart.net/31fd/i/2015/206/1/e/what__by_valixy-d92t893.png) Donatello
Ma także wiele kuzynek, cioć, wujów...
Partner: Nie szuka na siłę.
Potomstwo: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: gabi1212 (Howrse) 
Inne zdjęcia:
  Z bratem 
Towarzysz: Nie ma

Od Rebeci CD Feathera

Chciałam trochę pobyć w samotności, aby przemyśleć parę swoich spraw i odpocząć. Tak w zasadzie to i tak nie znałam dużej większości wilków w watasze, a Ci już trochę pewniejsi akurat byli zajęci. Udałam się nad zamarznięte jezioro, wchodząc na lód i idąc po nim ostrożnymi krokami. Gdzie niegdzie lód był bardziej przezroczysty to znaczy że cieńszy. Było przez to widać w niektórych miejscach pływające pod spodem żyjątka. Wpatrzyłam się w jedną z takich dziur i nagle ktoś nadszedł mnie od tyłu.
- Em, cześć. - usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam trochę wystraszona. Wiedziłam że lód nie wytrzyma na sobie dwóch wilków, a zwłaszcza ta szczelina obok której byliśmy. Zaczęłam się cofać patrząc na wilka z przerażeniem. Nagle lód pod nim pęknął, ja zdążyłam odskoczyć, basior wpadł do lodowatej wody, po chwili się wynurzając i próbując wydostać. Lód jednak był zbyt śliski i nie mógł tego uczynić.
Czym prędzej rozejrzałam się po terenie za czymś co mogło by mi pomóc go wydostać i dostrzegłam długi kij, który szybko wzięłam.
- Złap się końca! - podałam wilkowi, a kiedy ten uczynił to co mu kazałam, zaczęłam ciągnąć go do brzegu z całych sił. Może nie byłam zbyt silna, ale się udało. Basior wszedł na ląd, cały mokry i zmarznięty. Od razu do niego podbiegłam.
- Wszystko dobrze? - zapytałam troskliwie spoglądając mu w oczy.
- T...Tak... Już tak... - odparł dygocząc z zimna. - Feather... Dziękuję. - zwrócił się do mnie z niemrawym uśmiechem.
- Rebeca. Chodźmy stąd bo się przeziębisz. Moja jaskinia jest niedaleko, chodź. - pociągnęłam go aby długo nie stał w takiej postaci. Zaprowadziłam go czym prędzej do mojej jaskini i usadowiłam w jej głębi. Na środku rozpaliłam małe ognisko w miejscu już do tego przygotowanym, aby było mu cieplej.
Ogień rozświetlił kolorowe od malowideł miejsce i nasze sylwetki.
- Przepraszam za naskok... - odparł spoglądając na mnie niepewnie.
- Nie szkodzi. Mnie tutaj nic nie wyszło na niekorzyść, co innego Ty. - posłałam mu krótki uśmieszek i podałam nieduży koc, którym miał się przykryć.
Właściwie nie wiem dlaczego miałam chęć pomagania mu. Normalnie raczej nie byłam wrażliwa na krzywdę innych, przechodziłam obok niej bez żadnych emocji... Może to przez to że po prostu jest w watasze i to (chyba) obowiązek? A może z uprzejmości? Cóż skoro już jest w mojej jaskini to powód jest mi nieważny. Dokończę co zaczęłam, może okaże się kimś kogo polubię?
- Więc też jesteś tutaj nowy, co? - zapytałam siadając obok niego, ale zachowując odległość. Jeszcze zbyt dobrze go nie znałam, więc to taki... odruch.
- Tak. - odparł w odpowiedzi i lekko machnął swoją kitą. - Skąd właściwie wiesz że jestem nowy? - zaciekawił się.
- Bo jesteś chętny na znajomości? - odpowiedziałam mu spokojnym tonem, choć trochę bardziej pytaniem.
- To ma coś do rzeczy? - przekrzywił pysk na bok. Moje oczy spojrzały w górny, prawy róg w wyrazie krótkiego zamyślenia. Wzruszyłam po chwili ramionami, ponownie na niego zerkając.

<Feather?>

Od Teriyaki - Quest "Smocze Jajo"

Powoli otwierałam oczy. Była gwieździsta noc. Ale jakoś dziwnie ciągnęło mnie na dwór. A normalnie jeszcze bym chrapała. Spojrzałam na księżyc, próbując odgadnąć godzinę. Niewątpliwie była pierwsza nad ranem. Początkowo próbowałam zasnąć, ale gdy w końcu dałam za wygraną, wstałam i poszłam przespacerować się po lesie. Krążyłam między drzewami aż potknęłam się o kamień. Wyłożyłam się jak długa i równie szybko jak upadłam z taką samą szybkością się podniosłam. Obróciłam się i zobaczyłam że nie potknęłam się o kamień, lecz wielkie, nakrapiane jajo. Z moich dawnych obserwacji, domyśliłam się do kogo należy: smoka. Postanowiłam że natychmiast je odniosę. Wsadziłam je pod skrzydło i pobiegłam drogą w stronę Smoczych Skał, legowiska smoków. Po dwóch godzinach, patrząc na księżyc, błądziłam między skałami szukając pustych smoczych gniazd. Większość smoków spała, ale niektóre powarkiwały na mnie z legowisk, ale widocznie wyczuwały jajko ponieważ nie atakowały. Czułam skrzydłem, że coś pod skorupką rusza się i w duchu modliłam się by akurat teraz nie pękło. Jednak moje modlitwy nie zostały wysłuchane ponieważ po chwili poczułam że coś, albo raczej ktoś, gryzie moje pióra. Powoli przysiadłam i wypuściłam młodego smoka spod skrzydła. Od razu rozwiną skrzydełka i poleciał w stronę białego smoka z błyszczącymi oczami. Wyglądał jakby płakał. Prędko poleciałam za czarnym smoczkiem, i zatrzymałam się przed łbem smoczej mamy. 
- Twoje maleństwo się wykluło gdy próbowałam dostarczyć do ciebie twoje jajeczko , które zgubiłaś w lesie – mruczałam utrzymując się w powietrzu przy nozdrzach smoka. Nie atakował. Widocznie uwierzył mi. Upewniłam się że młody smok jest bezpieczny i odleciałam w swoją stronę. Byłam ciekawa, czy jeszcze kiedyś go spotkam i jak będzie wyglądał gdy dorośnie…

Od Teriyaki - Quest "Trucicielka"

Biegałam po terenach watahy. Co chwilę przeskakując przez pieńki i czołgając się pod korzeniami drzew gnałam gdzie oczy mnie poniosły. Nagle na mojej drodze dosłownie wyrósł wilk. Z trudem wyhamowałam a wadera nawet nie drgnęła tylko patrzyła się na mnie. Trwało to na tyle długo by przyjrzeć się jej uważnie: była cała czarna, a jej oczy były białe. Długie pazury i zęby były zielone. Kapała z nich trucizna. Patrząc na nią przechodziły mnie ciarki. Gdy przemówiła, automatycznie się przewróciłam
- Ho ho ho! Co my tu mamy? Skrzydlata wadera! Idealnie!- warczała wadera pochylając się nade mną. Wcisnęła mi flakonik w kształcie czaszki w której pływała zielona trucizna.- Masz to podać alfie tego stada, inaczej będzie z tobą źle. A jeśli to zrobisz, obiecuję że dostaniesz coś ode mnie. Coś o czym marzysz…- kusiła. Patrzyłam na nią jak na wariatkę. Teraz byłam pewna że to czarownica. Odczekałam chwilę aż bardziej się przybliży i rzuciłam w nią flakonikiem. W kontakcie z jej pyskiem pękł a ona znikła… Węszyłam chwilę za nią ale nie czułam już tego ohydnego zapachu stęchlizny. Wyparowała? Możliwe. Ale nie chciałam sobie nią zawracać głowy. Pobiegłam prędko ostrzec alfę że ktoś czyha na jej życie...


Od Poisona CD Savey

 Dogonimy mój obiad? - zapytałem dziwnie się szczerząc. Savey roześmiała się.
- Nasz obiad - poprawiła.
- Kto pierwszy ten lepszy - mruknąłem rozglądając się za jeleniem. Po chwili szukania wadera skoczyła w krzaki. mój instynkt kazał skoczyć za nią. Zrobiłem to jak najciszej. Brr, głupie zimne krzaki. Nie lubię zimy.
Skradaliśmy się dłuższą chwilę między trawami, gdy nagle zobaczyliśmy tego samego jelenia. Robił to co robił wcześniej - jadł trawę. Tak po prostu przełykał i rozgryzał (a może raczej na odwrót) trawę wymieszaną z zamarzniętym śniegiem. Ohyda.
Chciałem się temu bardziej przyjrzeć. Wychyliłem się zza wysokiej trawy. Nagle poślizgnąłem się i wpadłem na Sav. Wadera syknęła coś pod nosem i wypadliśmy z krzaków.
Oczywiście jeleń nas zobaczył i uciekł. Savey szybko wstała i ruszyła w pogoń za zwierzęciem. Ja również byłem głodny więc postanowiłem pomóc nowej znajomej w złapaniu obiadu. Skoczyłem i pobiegłem przed siebie. Długo biegłem za beżowym ogonem wadery. Poślizgnąłem się i zwolniłem tempo. I nagle usłyszałem trzask i pisk jednocześnie. Puściłem ten dźwięk mimo uszu i skupiłem się na znalezieniu zapachu jelenia. I znalazłem. Najpierw zapach, potem całą resztę.
Savey siedziała nad martwym jeleniem, z którego ciekła czerwona maź, to znaczy krew.
- Niezła jesteś - powiedziałem gdy do niej dobiegłem.
- Jeleń się potknął - wyjaśniła wadera - Wtedy nieco zwolnił.
Popatrzyłem ze zmęczeniem na zwierze.
- Podzielisz się? - zapytałem niepewnie. Właściwie to Sav samodzielnie upolowała tego jelenia.

<Sav?>

Od Teriyaki CD Anubisa

Patrzyłam na wilka dłuższa chwilę. Trochę zamurowało mnie jego pytanie. Ale po chwili otrząsnęłam się.
-Nie, tylko lecę sobie już kilka dób i rozmawiam z jakimś wilkiem w nocy. To tyle.
-Więc Bezi…
-Nie nazywaj mnie tak.
-To powiesz jak się w końcu nazywasz? – mruknął wilk, na co ja wywróciłam oczami
-Teriyaki
-A więc Teriyaki, nie masz gdzie spać , prawda?
Ponownie wywróciłam oczami i zgarnęłam mały opal, który przed chwilą wyskoczył z ziemi. Rozejrzałam się po cmentarzu wypatrując innych przeklętych kamieni. Na szczęście większość była głęboko w ziemi a kilka przybrnęło do grobów. Anubis próbował dotknąć jednego przy najbliższym grobie, ale trzasnęłam go w łapę.
-Nie!
-Co? Dlaczego nie mogę go dotknąć?- zaczął zadawać pytania jak nakręcony. Spojrzałam mu w oczy
-Po prostu nie. No chyba że chcesz dołączyć do zmarłych, to proszę bardzo.
Basior skrzywił się
-No dobra. A gdzie twój kot?- zapytał. Ponownie się rozejrzałam. Rzeczywiście , Diabolo nigdzie nie było.
-Pewnie zwiał, często tak robi- odparłam i uśmiechnęłam się
-Okey….
Rozmowa przerwała się. Chciałam odfrunąć ale coś mnie tu trzymało. Zaczęłam wsłuchiwać się w szepty duchów.
-Czy ktoś, na kim ci zależało, został tutaj pochowany? – zapytałam, wskazując na grób , przy którym wcześniej spał...

< Anubis?>

Od Rakshy CD Anubisa Do Ktosia

Ucieszyłam się bardzo, Miałam ochotę wręcz skakać z radości, ale powstrzymałam te dziecięce zapędy i przyjęłam tę dobrą wiadomość na chłodno. Nie ma co się za bardzo podniecać, to oznaka niedojrzałości. Uśmiechnęłam się i skłoniłam przed Anubisem.
- Dziękuję, teraz znacznie to ułatwi mi służbę watasze, zważywszy na to, że moje uprawnienia znacznie się powiększyły.
- Tak, to prawda. - odpowiedział pogodnie Anubis - Postawienie cię na stanowisku szamana daje też możliwość rozwoju naszemu stadu. Z przyjemnością dałem ci tą możliwość. - kiwnął głową, chcąc potwierdzić własne słowa.
- Jeszcze raz dziękuję. - odparłam. Pożegnałam się i wyszłam, nie chciałam przeszkadzać becie w jego pracy. I tak miał już dużo na głowie. W końcu Yon musiała się jeszcze wprowadzić. Na moich wargach zagościł uśmieszek. Byli naprawdę uroczą parą.
Skoro tylko znowu znalazłam się na dworze wzleciałam w niebo i zrobiłam kilka fikołków z radości. Miałam nadzieję, że nikt tego nie widział, w końcu szamance chyba niezbyt przystoi.
Szybko znalazłam się przy swojej jaskini, chcąc zmienić napis nad nią na "szaman" i posprzątać nieco. Wkrótce pojawi się też nowe wyposażenie, ale wprowadzę je stopniowo. Właśnie zbierałam się do lądowania, kiedy zauważyłam, że przy mojej jaskini stoi jakiś wilk. Ciekawe, co go sprowadzało.

< Ktoś? default smiley :) >

Od Shogaina CD Rebeci

Roześmiałem się słysząc pytanie wadery i wyszczerzyłem się do niej.
- Aż tak bardzo strasznie się zapowiada? - spytałem, przekrzywiając łeb. Oczywiście żartowałem, nie wyglądała na bardzo przerażoną. Raczej nie dowierzała mojemu pomysłowi. Ale cóż, wilka chaosu musi być nieszablonowy. Oblizałem kufę czekając na odpowiedź.
- Ależ skąd. - Rebeca wyprostowała się dumnie. - Profilaktycznie pytam.
- Jeśli profilaktycznie to zwracam honor. - prychnąłem wesoło.
- Wróćmy do pytania. Śmiech to zdrowie, ale żeby ci przepona nie spuchła wesołku. - pokazała mi język.
- Na Emhy'ru. Jego mogę powiększyć, siebie nie dam rady. No i jako feniks ma, tak jak ptaki, kości puste w środku. - nakazałem mojemu towarzyszowi wzbić się w powietrze. Skupiłem na nim swoje myśli i już po chwili był on 10 razy większy od Rebeci. Magia chaosu na coś się jednak przydaje.
- Będzie ci wygodniej, bo jest większy. - moje kły znów błysły w uśmiechu. - To co? Zapraszam na pokład, milady. - rzuciłem udając powagę i skrzydłem zapraszając ją na grzbiet feniksa, który teraz przykucnął i wysunął własne skrzydło, by wadera mogła wejść. - Bez strachu, nie zrzuci cię. Tak mi się wydaje, to jego pierwszy raz. - mruknąłem pod nosem.

<Rebeca?>

Kasai


Imię: Kasai (z jap. Ognista)
Pseudonim: Hotto (z jap. Gorąca)
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Charakter: Czasem jest zadziorna i opryskliwa, jak mówi opis jej rasy ale stara się to w sobie zniszczyć. Strasznie łatwo się denerwuje, ale to działa też w drugą stronę. Ogólnie bardzo łatwo zmienić to co czuje, najpierw będzie szczęśliwa jak nigdy, ale można sprawić, że po chwili załamie się kompletnie. Sa momenty w których zachowuje się jak szczenię. Stara się być miła i opiekuńcza w stosunku do przyjaciół, ale czasem nawet przesadza. Jeśli wpadnie w szał jest gotowa zabić... Usiłuje zachować równowagę i ukształtować sobie jak najlepszy charakter. Swoim przyjaciołom pokazuje tylko najlepsze cechy, ale jeżeli jeszcze nie zdobyłeś jej zaufania to musisz trochę bardziej się postarać...
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Eskorta
Rasa: Wilk Ognia
Moce:
- Termometr - Jako wilk ognia jest odporna na wysokie temperatury, więc wykształciła się u niej moc dzięki której może podwyższać temperatuję wokół siebie. Zwykle używa tej mocy świadomie, ale gdy jest wściekła lub załamana zwykle nawet nie wie, że podwyższa temperaturę.
- Kontrola płomieni - Jeżeli znajdzie źródło ognia może go dowolnie kontrolować. Zwykle sie nim bawi, ale czasem używa go do walki lub obrony. Przy większym skupieniu sama może stworzyć płomienie.
- Gorący dotyk - W zależności od jej intencji może kogoś poparzyć dotykiem.
- Mur - Pod wpływem potężnej wściekłości może utworzyć ognisty mur który po jakimś czasie gaśnie. Są dwa warunki : pierwszym jest wściekłość Kasai a drugim mocne uderzenie przednimi łapami w podłoże.
Jaskinia: Uważa, zę jej nie potrzebuje. Sama kiedyś przyznała, ze woli spać w lesie albo na łące, i to robi...
Medalion: x
Zainteresowania: Kasai uwielbia patrzeć się w gwiazdy... Jedyna rzecz która tego dorówna to jej pasja do spania.
Historia: Urodziła się poza jakąkolwiek watahą, razem ze swoim bratem bliźniakiem Uzu dorastali w spokoju, gdy w końcu odkryli potworną prawdę. Mordercy z watahy ich rodziców ścigali jej rodzinę za dokonanie przez jej ojca brutanego morderstwa na Gammie. Oburzone bliźniaki rozeszły się w dwie różna strony zostawiając rodziców na pastwę losu. Wtedy przyzwyczaiła się do spania w lasach i na łąkach, i nadal robi to nawet podczas zimy. Pewnego dnia zaszła na terytorium nieznanej jej dotychczas watahy, a mianowicie Watahy Krwawego Szafiru... Może tutaj będzie jej lepiej niż w ciągłej podróży? Przekonamy się...
Rodzina: Nie chce nawet o nich słyszeć...
Partner: Może kiedyś...
Potomstwo: Brak
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: GabixPL - howrse
Inne zdjęcia: Brak
Towarzysz: Zwierzęta za nią nie przepadają...

sobota, 23 stycznia 2016

Lekcja Organizacyjna

Witam wszystkich zebranych!
Mam dobry humor, a co za tym idzie cierpliwość do babrania się w blogu i zmieniania różnych rzeczy. 

Tak więc od początku.

Lekcja

Temat: Nowa strona

Tak więc pojawia się nowa strona - Questy.
Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś chętny do wykonania jakiegoś, szczególnie, że nagrody są nieprzeciętne :3 
Napisany Quest proszę wysłać do mnie. Ja go również ocenię.
Uwaga! Questu można nie zaliczyć! 

Lekcja 

Temat: Wadera Beta

Yon awansuje na betę. Co tu więcej dodać? Ach, no tak - mamy wolne stanowiska gammy i delty. Proszę o zgłoszenie się. 
No tak, taka osoba dostaje współautora (nie admina) i może sama wstawiać sobie opka. Warunkiem jest nie pousuwanie cudzych opek i nie namieszanie w etykietach. 

Lekcja

Temat: Plany na przyszłość

Zamierzam stworzyć stronę Polecane :3 


~ Anubis

piątek, 22 stycznia 2016

Od Anubisa CD Teriyaki

Skrzydlata wadera wkurzyła mnie. Nawet becie w końcu puszczają nerwy. A w szczególności mnie. Wygrzebałem się z zaspy i otrzepałem ze śniegu, który pokrył moją czarną sierść. Wadera i jej towarzysz, unosili się w powietrzu, machając skrzydłami. Czułem ich spojrzenia na sobie i nie było to przyjemne uczucie. Obserwują mnie. Zacisnąłem szczęki ze złością, wiedząc, że nie mogę zupełnie dać się ponieść emocjom, gdyż skończy to się najpewniej źle. No i postanowiłem, że nie będę czarnym charakterem, że spróbuję nie brudzić się więcej cudzą krwią. Wziąłem dwa głębokie wdechy, dla uspokojenia i by odświeżyć umysł. Trzeba podejść do sprawy na zimno i rozważyć słowa obcej dwójki, nim podejmie się konkretne kroki. Tak. Obróciłem się do nich i spojrzałem do góry. Wrażenie, że wilczyca i kot, nie traktują mnie poważnie, zepchnąłem daleko w głąb siebie. Intuicja, intuicją, ale tym razem potrzebny mi jest rozum. Wiem, że nie jestem strategiem, ale to nie powód by zupełnie mnie skreślać. Nie jestem maszynką do mielenia mięsa, tylko myślącym wilkiem, wolną istotą, która postępuje tak jak chce i która sama kreuje swoją przyszłość. Jak więc można traktować mnie niczym nudnego szczeniaka? W sumie, niech będzie. Zaskoczenie to dobra broń, a niedocenienie przeciwnika zazwyczaj kończy się tragicznie. Zmrużyłem dwukolorowe ślepia, wbijając je w oczy wadery.
- Czyli nie chcesz współpracować? Niech będzie. Nie myśl jednak, że moja wataha potraktuje to ulgowo. - powiedziałem tonem, wypranym z emocji, tych złych jak i dobrych. Tak jakbym stwierdzał fakt.
- Przecież to ty się na nas rzuciłeś! - fuknęła nieznajoma, która nie raczyła się nawet przedstawić. Na jej słowa z moje pyska wyrwało się prychnięcie.
- Tak od razu rzuciłeś. Skoczyłeś brzmi lepiej, nie uważasz? - powiedziałem. Moje słowa tylko czasami bywają szablonowe. Przeważnie gadam jak kompletny samotnik, bądź psychopata. Jak obróci się ta sytuacja? To się okaże. Wadera na moje słowa odpowiedziała milczeniem. Delikatny uśmieszek wypełzł na mój pysk. - Może i nie mam skrzydeł, ale to nie znaczy, że jestem gorszy. - powiedziałem. - Gdybym chciał mógł bym cię zabić, ale nie mam w tym żadnego celu. - zrobiłem krótką pauzę. - Tak więc może porozmawiamy jak cywilizowane wilki, bez żadnych sztuczek? No chyba, że bardziej odpowiada ci prawo pięści i kłów. Jak tak to nie ma sprawy. Nie bez powodu jestem betą. - powiedziałem, a moje spojrzenie stało się zimne jak lód, choć kolor oczu pozostał ten sam. Potrafiłem przestawić się na coś co mogłem określić jako "tryb zabójcy". Wyprany z emocji o lodowatym spojrzeniu, przeszywającym innych na wylot. Życie w samotności i ucieczka przed innymi wilkami nauczyły mnie tego i owego. Szkoła życia jest najlepszą i najbardziej surową nauczycielką. Jeśli zawiedziesz - zginiesz. Nim dołączyłem do watahy, nie byłem milutkim i pokojowym basiorem, który odpuścił by tej obcej. Prędzej bym ją zabił. Teraz jednak zmieniło się parę rzeczy, a ja nie czuję już tego samego zewu krwi co kiedyś. Pewne cechy przychodzą z czasem i nic na to nie poradzimy. Wadera i jej koteczek w milczeniu rozważyli moje słowa. Gdyby w końcu zaczęli myśleć, dotarło by do nich, że nie wiedzą o mnie nic. Jestem niewiadomą, a walka ze mną była by ryzykowna. Nie mogą ocenić na jak wiele są w stanie sobie pozwolić. Gdy do tego dojdą da mi to przewagę. Oczywiście działa to w obie strony, tak więc walka była by ryzykiem. Jeśli oboje chcemy uniknąć konfliktu musimy zacząć ze sobą rozmawiać, a nie próbować sprowokować. To złe działanie ze złymi skutkami. Machnąłem ogonem, bardziej dla rozruszania mięśni niż w geście przyjaźni. Wadera chyba w końcu podjęła decyzję, gdyż zniżyła lot i wylądowała w znacznej odległości ode mnie. Jej kotek, za to przyglądał mi się z czymś co mogłem określić jako wyzwanie. Odpowiedziałem mu pobłażliwym spojrzeniem.
- A więc? Naprawdę mogę robić teraz coś zupełnie innego, na przykład iść do mojej wygodnej, ciepłej i przytulnej jaskini, więc możemy to przyśpieszyć? - prychnąłem. - Ja zadaję pytania wy odpowiadacie, proste? Proste. A potem ładnie się rozejdziemy w swoje strony. - powiedziałem, mając już dość. Wadera była denerwująca, a z takimi osobami chcę przebywać jak najkrócej. Szczególnie, ze dzisiejsza noc była naprawdę zimna. Wiatr zmierzwił mi futro, zabierając ze sobą porcją ciepła.
- A więc zadaj pytanie. - burknęła wadera, wyraźnie powstrzymując się od dodania czegoś jeszcze. Przewróciłem oczami.
- Jak się nazywasz? I czemu napastujesz mnie w środku nocy? - zapytałem, kryjąc błysk w oczach.
- Po co ci moje imię? - ech ... są wilki z którymi naprawdę wolał bym się nie spotkać. Westchnąłem.
- No dobrze od dziś będziesz Bezimienna. - powiedziałem. - No dobrze Bezi, odpowiesz na drugą część mojego pytania? - dokończyłem. Wadera zmarszczyła pysk, powstrzymując grymas.
- Nie mów na mnie "Bezi". - prychnęła.
- Nie przedstawiłaś się, Bezi, a więc sam wymyśliłem ci imię. - wzruszyłem ramionami. - A teraz odpowiedz, jeśli łaska. - dodałem, wbijając czarne pazury w biały śnieg.
- Jak już mówiłam, chcę świętego spokoju i tylko przelatywałam. - powiedziała, poddając się w kwestii swojego nowego imienia. Kiwnąłem głową. Nie będę tego ciągnął dłużej niż potrzeba.
- A więc trafiłaś tu przypadkiem? - zapytałem, wpatrując się z uwagą w waderę. Ta skinęła głową.
- Tak. - odpowiedziała krótko, lekko mrużąc oczy. Czyżby była zmęczona? Zamrugałem, zdając sobie sprawę z pory dnia, a właściwie nocy. No tak, skoro była tu przypadkiem, to raczej nie ma gdzie odpocząć. Choć jak na mój gust można wybrać lepsze miejsce niż obcy cmentarz.
- Jesteś zmęczona? - zapytałem prosto z mostu. Jak komuś chce się bawić w wykwintne słówka, to niech przyjdzie kiedy indziej. Wolę zachować umiar i nadal od czasu do czasu zapytać o coś wprost. Brzmi to szczerzej i lepiej. Moje spojrzenie, ani na moment nie opuszczało wadery, a kątem oka obserwowałem jej kiciusia.

<Teriyaki? Tak się właśnie zdobywa ksywki xd>

Od Heroiki CD Poisona

- Wiesz, nie potrafię dobrze opowiadać o takich rzeczach – zaczęłam. – Ale postaram się opowiedzieć o tej bitwie w miarę szczegółowo. Rozpoczęła się dzień czy dwa po moim dołączeniu do WKS. Nie znałam prawie nikogo, jedynie Moon i Anubisa. Cóż, walczyłam chyba jak każdy. Odniosłam kilka ran, zemdlałam ze dwa razy. Kiedy zapadła noc, podczas walki z czarnym ogierem, wzory na moim futrze zaczęły świecić na błękitno. Wciąż nie wiem, co to oznacza, ale wyglądało wprost magicznie. Kilka godzin później Yon zabiła Basiora Ciemności i bitwa się zakończyła. Podczas walki poznałam waderę, Scarlet, która, jak się potem dowiedziałam, spadła z urwiska. Oprócz niej tyle wilków zginęło… A ja nie miałam nawet szansy ich poznać… Ale nawet teraz dawni słudzy Basiora Ciemności wciąż przebywają w okolicy. Ostatnio napatoczyłam się na jednego kruka. A właśnie, z racji, iż jestem zwiadowcą, przydałoby się, bym odwiedziła kilka zakamarków watahy. Idziesz ze mną?
- Czemu nie – mruknął Poison. – I tak chyba nie mam ni lepszego do roboty.
Wstaliśmy z ziemi i ruszyliśmy zasypaną śniegiem ścieżką prowadzącą w stronę plaży. Panowała oczywiście cisza, toteż szybko zapomniałam o obecności Poisona. Tak jakoś, bez konkretnego celu, zaczęłam sobie nucić pod nosem jakąś melodyjkę, potem układać do niej słowa. A z racji, iż przed chwilą mówiliśmy o bitwie, miała coś z nią (niekoniecznie z tą samą) związek. To całe nucenie trwało dłuższą chwilę, toteż Poison zapytał:
- Co tam śpiewasz?
- A tam, nic takiego, tak po prostu – odparłam, co go jednak nie przekonało.
- Jesteś tego pewna? To może podzielisz się tym ze mną?
- Niby czemu miałabym ci mówić? Ale jeśli jesteś pewny, że chcesz posłuchać…
Zaczęłam cicho śpiewać:
„Tam na zboczach białych gór
Wilczy chór stał.
Śpiewając swą smutną pieśń,
Oo, gdy wiatr wył, wiał!
Wspominając poległych,
Przyjaciół z walki pól.
Choć tak szybko płynie czas,
W sercu nadal ból…”

<Poison?>

Od Rebeci CD Shogaina

Zlustrowałam przybysza zaciekawionym wzrokiem.
- Nigdy nie widziałam czarnego feniksa, to musi być rzadkość. - przyznałam zaraz po przywitaniu jego towarzysza. Był bardzo ładny, czarne pióra i błyszczące oczy. Pasowało do niego to imię.
Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc na ptaka, a później mój wzrok spoczął ponownie na Shogaina.
- Owszem, jest jedyny w swoim rodzaju. - odparł basior odwzajemniając uśmiech i kątem oka spoglądając na kare zwierzę. - A ty? Masz jakiegoś towarzysza? - zapytał zerkając na mnie ciekawie.
- Nie, niestety nie. Nigdy nie miałam okazji znaleźć swojego towarzysza, co nie oznacza że bym nie chciała go mieć. - odparłam siadając naprzeciw niego i zawijając przy tym puszysty ogon obok siebie.
- No cóż, może jeszcze jakiegoś znajdziesz. - odparł w odpowiedzi.
- Mam nadzieję. - zerknęłam ponownie na zwierzę.
Shogain przekszywił na chwilę pysk patrząc na mnie.
- Coś nie tak? Mam coś na twarzy? - zapytałam mimowolnie unosząc jedną łapę w górę.
- Nie, niezupęłnie o to mi chodziło. - zaśmiał się lekko kiwając głową na boki i przymykając na chwilę swoje ślepia.
- Miałabyś coś przeciwko temu gdybyśmy zabrali Cię na krótki przelot ponad terenami? - machnął swoją kitą patrząc na mnie pytająco.
- Ymm....No... Nigdy nie latałam. - zamrugałam długimi rzęsami w lekkiej niepewności.
- To fajne uczucie, spróbuj! - rzekł w odpowiedzi zachęcająco. - zobaczysz, nie pożałujesz.
- Oh, no dobrze... Ale to ma być krótki przelot nad terenami. - wstałam kiedy do mnie podszedł. Przyznam, nigdy nie pomyślałabym że będę kiedyś latać, nawet wydawało mi się że mogę mieć lęk wysokości, ale udało mu się mnie przekonać. Przez te chwile zdążyłam go trochę poznać, a więc można uznać że zaczynałam mu już ufać.
- To jak, wolisz lecieć na mnie czy na Emhyr'u? - jego twarz przybrała zadowolony wyraz.
- A na kim jest mniejsze prawdopodobieństwo, że spadnę? - zapytałam trochę żartem, po chwili słysząc melodyjny śmiech basiora na moje pytanie.

<Shogain?>

Od Teriyaki CD Anubisa

-Cho*era!- wrzasnęłam gdy znowu demony zaatakowały a Diabolo zniknął. Mały tchórz! Mówi się trudno.
-Przynajmniej nic mu nie będzie – pomyślałam robiąc uniki i wzywając duchy… Demonów było pięć , a gdy pojawiły się dwa duchy…
Po pięciu minutach wokół walało się mnóstwo złotego proszku. Kiedy te potwory i demony nauczą się że nie warto się odradzać? Proch zaczął się poruszać tworząc małe tornada. Po chwili poleciały gdzieś z wiatrem
- I co? Po nich?- usłyszałam głos zza krzaków. No takkkkk, tam się schował ten psotnik.
-Wyłaź Diable ty mój- parsknęłam- Pora ruszyć dalej
Kot niepewnie wyszedł ze swojej kryjówki i zbliżył się do mnie. Tym razem nie miał skrzydeł. Nie dziwie mu się. Sama chętnie sprawiłabym by moje skrzydła znikały … Skrzydła czasami się przydają, ale też często przeszkadzają na przykład w walce. Lecieliśmy już dobre parę dni, zatrzymując się o świcie i wyruszając wieczorem, gdy robiło się ciemno. Wtedy też „odpadają” łapy i skrzydła. Westchnęłam. Wzlecieliśmy w powietrze. Co chwile oglądałam się za siebie by pilnować Diabolo. Leciał sam ,z tyłu, a ja sprawiałam by moja obręcz świeciła. Dzięki temu orientował się gdzie jestem. Kiedy akurat nie patrzyłam na niego , wpatrywałam się w horyzont. Kątem oka zauważyłam że mój kot podleciał bliżej mnie. Nie wiedzieliśmy która jest godzina. Bałam się że Diabolo spadnie. Często zdarzało się że zasypiał w locie.
-Spokojnie, nie musimy przystawać. Dam radę- zapewnił mnie, ale widziałam że jego oczy przybierają barwę spiżu. Pierwszy krok do złotych. Jednak, jeśli chce nie będę go zatrzymywać. Jakby co usiądzie mi na karku i polecimy dalej. W dole zauważyłam wilki. Wataha? Robi się coraz ciekawiej. Może lepiej przystanąć gdzieś indziej
- Musimy przystanąć. Nie zamierzam cię łapać- mruknęłam- A twoje diabły cię nie zrobią tego za mnie.
- Mogłyby- upierał się- I nie będziesz musiała mnie łapać- rzucił się na mnie. Idealna okazja by zmusić go by zniżył lot. Zanurkowałam spiralą między drzewa. Wokół nie było żadnych wilków. Na szczęście. Wyczuwałam że kot leci tuż za mną. Wiedziałam co kombinuje. Czasami sama zapominam że potrafię czytać w myślach. Lecieliśmy tak aż Diabolo nie wyprzedził mnie i nie wleciał w koronę drzewa. Utrzymywałam się w powietrzu , chichocząc. Diabolo także zaczął się śmiać ale po chwili zamilkł. Ja też. Znajdowaliśmy się na cmentarzu. Pod nami były groby. Brr… za dużo duchów kłębiło się w okolicy. Wyczuwałam to. Niestety. Diabeł wpatrywał się w co innego niż cmentarz. Po chwili zrozumiałam. Na dole, przed jednym z grobów leżał wilk.- Trup-przemknęło mi przez myśl- Nie, on oddycha. Więc żyje. Ale co będzie jak nas zobaczy?- Ruszył się. Zanurkowałam w sąsiednie drzewo. Chyba wierzbę. Zaczął się rozglądać i utkwił wzrok w drzewie na którym byłam. Znowu chciałam przeklinać. Kolejna wada skrzydeł: jesteś bardziej zauważalny , nawet jeśli zmienisz kolor.
- Złaź z tego drzewa! Jesteś na terenie Watahy Krwawego Szafiru! – warknął. Ach. No tak wataha, całkiem zapomniałam. Chwilę się zawahałam czy nie uciekać ale przecież Diabolo… No trudno. Nie bywało się w takich sytuacjach? Niepewnie zleciałam z drzewa.Basior dalej gderał- Jestem Anubis, a tobie nic tu nie grozi, chyba, że jesteś szpiegiem. – Jego oczy błysnęły na czerwono- A więc? Czego tu szukasz?
Zaraz tam szpiegiem. Klasyczna gatka. I będzie klasyczna odpowiedz.
- Chyba logiczne czego szukam. - Mruknęłam- Świętego spokoju od wilków.
Jak na złość zleciał Diabolo. Kiedy nie trzeba to się pojawia.
- Teri,nie kłam- syknął i zwrócił się do basiora- Szukamy watahy. Znajdzie się dla nas miejsce?
- Jak się nazywacie i kim jesteście?-Zapytał Anubis. No i zaczyna się.
- Ja jestem Diabolo a to jest Ter...- zaczął kot
- Kłap tak dalej, to nie będzie mleka- warknęłam na niego w myślach. Zamilkł.
- To jak się nazywasz?
- Nie twoja sprawa.
- Ja się przedstawiłem, twój kot też więc tobie także wypada to zrobić
- Nie jestem kotem- zbuntował się Diabolo i próbował zaatakować basiora. Duch który pojawił się na moje wezwanie,przetrzymał go. Trwało to raptem kilka sekund ale kot się uspokoił. Miałam chwilę by przyjrzeć się basiorowi. Jedno oko miał niebieskie,drugie żółte.Czarna sierść. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Gdy upewniłam się że basior skupia uwagę na kocie, zmieniłam się w jego klona. Kiedy odwrócił wzrok z kota na mnie ,opadła mu szczęka.
- Co...-wydukał. Zaczęłam się śmiać. Kiedy basior "wytrzeźwiał" rzucił się na mnie.
-Upsss- mruknęłam,wracając do swojej zwykłej postaci i wlatując w powietrze. Diabolo za mną. Oboje śmialiśmy się i patrzyliśmy jak wilk wygrzebuje się z zaspy.

<Anubis? Weny za bardzo nie mam xd>

Od Savey CD Poison

Zaśmiałam się i popatrzyłam na nieznajomego mi basiora.
- Niech ci będzie, przepraszam, że spłoszyłam ci jedzenie - powiedziałam.
Basior zaczął mi się przyglądać, chyba mnie nie kojarzył.
- Wszystko dobrze ? - zapytałam.
- Tak ale nie kojarzę cię.
- Może dlatego, że jestem nowa - stwierdziłam - Savey.
Podałam mu łapę.
- Poison - odpowiedział i uścisnął moją łapę.
Popatrzyłam na jeszcze ruszające się liście po jelonku. Było mi głupio, że teraz będzie chodził głodny, mogłam wybrać inny teren. Zagubiona zaczęłam się rozglądać dookoła. Po chwili jednak basior uśmiechnął się i rzekł:

< Pois? >

czwartek, 21 stycznia 2016

Od Anubisa CD Moon

Byłem za ciężki, by Moon mogła mnie tak po prostu wyciągnąć. Czyżbym przytył? Nie, może co najwyżej w końcu zacząłem przypominać basiora, a nie chodzący szkielet. Z całych sil zaciskałem zęby na kiju. Nie chciałem wpaść i spotkać się oko w oko z odrażającym stworem, pokrytym czerwono - brązową skórą i oczami czerwonymi jak krew, pozbawionymi źrenic. Moje łapy ślizgały się po gładkiej ścianie, nie znajdując żadnego podparcia, dzięki któremu mógłbym się podciągnąć do góry. Nagle poczułem jak osuwam się w dół. To Moon nie mogła mnie już dłużej utrzymać i mimo zapierania się wszystkimi czterema łapami, zaczęła "jechać" w moją stronę. Cała sytuacja zaczęła przypominać jakiś porąbany sen. Nagle z tunelu pode mną dobiegł odór stwora i małe kłęby pary. Ra'zac zbliżał się, wyczuwając ciepłą krew w naszych żyłach. Z bezradnością podwoiłem wysiłek by wydostać się na zewnątrz. Przed oczami stanęła mi postać potwora. Długie, giętkie ciało i ogon, przypominający bicz. Spojrzałem na białą alfę. Nie mogłem pozwolić by to coś zabiło Moon. Nie mogę poświęcać czyjegoś życia. Nikt nie będzie za mnie ginął. Jestem wojownikiem i zamierzam umrzeć w honorze, a nie z cudzą krwią na łapach. Z resztą co ja bredzę? Przecież już wiem co zrobię, a przynajmniej mam nadzieję, że to zadziała. Rzuciłem Moon spojrzenie, które miało wyrażać "Poradzę sobie, nie ratuj mnie." i puściłem kij. Spadłem w ciemną otchłań otworu, lecz po sekundzie mój wzrok dostosował się do nowego "światła" i wszystko było wyraźne jak w słoneczny dzień. Z jękiem wylądowałem na twardej ziemi, wzbijając w powietrze kłęby kurzu i brudu. Z trudem uniosłem się na łapach i otrzepałem czarne futro. Gdy podniosłem wzrok, napotkałem spojrzenie wściekłych, szkarłatnych oczu. Wyszczerzyłem się w uśmiechu. 
- Dawno się nie widzieliśmy. - powiedziałem do stwora, uważnie lustrując już zagojone rany, po których zostały brzydkie blizny. Ra'zac warknął, a z pyska pociekła mu mieszanina śliny i krwi. Skrzywiłem się gdy dotarł do mnie jego odór. Oby mój plan wypalił. I żeby tylko Moon, nie poszła mnie ratować. 

<Moon?> 

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

- Tak. - powiedziała Yǒnggǎn, a dla mnie były to najpiękniejsze i najważniejsze słowo, jakie usłyszałem. Teraz całe moje życie obróci się o sto osięmdziesiąt stopni, ale czy to coś złego? Nie. W końcu wszystko zmienia się na lepsze, więc dlaczego miałbym żałować zmiany? Nie żałowałem, by nie rzec, że pragnąłem tego całą swoją osobą. Los skierował mnie na zupełnie inną drogę w chwili gdy po raz pierwszy spotkałem Yǒnggǎn. Kim bym był gdyby nie ona? Samotnikiem i zabójcą, któremu obojętne jest życie innych. Teraz jestem betą watahy, zaufanym doradcą alfy i partnerem najcudowniejszej wadery na świecie. Czy mógłbym chcieć czegoś więcej? Z pewnością gwiazdy szykują dla mnie jakieś przeznaczenie, ale nie narzekam jeśli jest to spędzenie reszty życia u boku Yǒnggǎn. Wadera wypuściła mnie z objęć i spojrzała mi w oczy.
- To ... idziemy na spacer? - zapytała z promiennym uśmiechem, który odwzajemniłem.
- Jasne. - powiedziałem z lekkim żalem przerywając tą chwilę. Jednak nic się nie skończyło, to wciąż trwa i będzie trwać. Magia tej chwili w której wyznaliśmy sobie miłość, pozostanie z nami na zawsze. Wstałem w tej samej chwili co delta ... a przepraszam, wadera beta. - A więc chodźmy. - powiedziałem, a Yǒnggǎn skinęła głową. Ruszyliśmy razem przed siebie, idąc po skrzącym się w bladym słońcu śniegu. Szedłem blisko wadery, tak, że prawie stykaliśmy się bokami, co całkiem mi odpowiadało. Rześkie powietrze zapowiadało w miarę ładny dzień, choć nie pozbawiony surowego uroku zimy. W każdym razie nie zbierało się na żadną odwilż w najbliższych tygodniach. Przymknąłem dwukolorowe oczy. Teraz mogłem poczuć co znaczy być naprawdę szczęśliwym.

<Yǒnggǎn? Przepraszam jeśli moje opo jest ... nie takie jak być powinno, ale jestem osobą która na miłości się zupełnie nie zna, nie czyta ani nie ogląda romansów, więc tego ... nie mam z czego czerpać xD>

Od Poisona Do Savey

Mały jeleń jadł trawkę. Tak sobie jadł trawkę spokojnie, że nie zauważył zielonego wilka skradającego się w jego kierunku. Skulony otrzepałem swoje zielone futro. Z każdym krokiem byłem coraz bliżej mej ofiary. Jeszcze sekunda... . i nagle jeleń się spłoszył. Warknąłem pod nosem podnosząc się z krzaków i nie czekając ani chwili skoczyłem za niedoszłym posiłkiem. Poślizgnąłem się na śniegu i wpadłem na jakąś waderę.
- Auć - syknęła.
- Przepraszam - mruknąłem pomagając jej wstać.
- Spłoszyłeś mi obiad - powiedziała wadera.
- Nieprawda, to był mój obiad - zaprzeczyłem a nieznana wadera się roześmiała.

<Savey?>

wtorek, 19 stycznia 2016

Od Poisona CD Yǒnggǎn

- Już mi lepiej - westchnąłem gładząc śnieg - Co ci się stało z łapą?
- Nic takiego - odparła Yǒnggǎn.
Zmęczony położyłem się na śniegu patrząc w niebo.
- Pójdziemy gdzieś? - spytałem ponuro (jak mam w zwyczaju), ale nie znałem jeszcze terenów.
- Może Plaża Marzeń?
Kiwnąłem głową. Ruszyliśmy powolnym krokiem. Dotarcie na plaże nie zajęło nam dużo czasu. Powierzchnie wody pokrywała lekka warstwa lodu.
Postanowiłem, że nie będziemy tak siedzieć bezczynnie, więc zacząłem:
- Yǒn, co lubisz robić?

<Yǒnggǎn?>

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Od Savey

Zbudził mnie krzyk, przeraźliwy krzyk czyjegoś przerażenia. Odruchowo wstałam i wybiegłam z jaskini. Ruszyłam w stronę jeszcze mi nieznaną ale nie przejmowałam się tym. Czyjeś wycie dobiegało znad Smoczych Skał. Moje łapy same wyrywały się do przodu przyśpieszając tępo biegu. Zwinnie omijałam przeszkody i skakałam przez przewrócone drzewa. Wybiegając z lasu na polanę przed legowiskami smoków zauważyłam małego szczeniaka a tuż przed nim skradającego się gada. Po chwili do szczeniaka podbiegł biały basior. Wyskoczyłam z lasu i w parę sekund znalazłam się przy basiorze i wilczku. Nieznajomy mi wilk stanął nad czarnym szczeniakiem i wyszczerzył kły.
- O proszę wasz bachor ? - zapytał czarny smok oblizując się.
- Słucham ? - zapytałam.
- Oj księżniczko nie dasz mi takiego smakowitego kąska ?
- Nie ! - warknął biały.
- Obrońca się znalazł !
- Zamknij pysk bo pożałujesz ! - syknęłam.
- Że ty mi niby coś zrobisz ?! Bardzo śmieszne !!!
Popatrzyłam na basiora a ten zaczął odciągać małego od niebezpieczeństwa. Zagadywałam smoka by wilk z watahy zabrał małego w bezpieczne miejsce. Gdy znaleźli się w lesie zaczęłam się cofać.
- Gdzie moja przekąska ?!
- Nie dostaniesz jej !
- Suka !
- Ant ! - przywołałam towarzysza.
Gad zamachnął się łapą i uderzył mnie, sprawiając, że odleciałam na paręnaście metrów przy tym uderzając w drzewo.Oczy zaczęły mi się same zamykać. Jedyne co pamiętam to biały wilk biegnący w moją stronę i nadlatujący srebrny smok.

< Logan ? >

Savey


Imię: Savey.
Pseudonim: Sav, Khalia ( Na hw radze pisać Sav ).
Płeć: Wadera.
Wiek: 5 lat 6 miesięcy.
Charakter: Sav jest miłą waderą choć z pozoru może wydawać się zadziorna i chamska. To tylko maska która odstrasza by nie podchodzić do niej jak ma się złe zamiary. Od samego początku rodzice uczyli ją by walczyć w obronie słabszych i nie bawić się czyimiś uczuciami. Ma też gorsze dni ale najczęściej wtedy zaszywa się gdzieś i nie wychodzi. Wie co to jest miłość, dobro i współczucie i to chyba jedne z najważniejszych jej cech. Gdy bardzo cię polubi będzie stała nieugięcie w twojej obronie i będzie w stanie oddać za ciebie życie. Ale uważaj, jak ją bardzo zranisz jako pierwszego wystawi cię pod strzał. Nieugięta i uparta co w niektórych sytuacjach jest bardzo pomocne, poza tym honorowa i trochę romantyczna. Odważna i lekko porywcza wojownicza. Wiele osób uważa, że przez jej przeszłość nie powinno się w ogóle z nią rozmawiać. Gdy usłyszy takie słowa potrafi komuś po prostu przywalić albo odejść niewzruszona, niestety zależy to od jej humoru. Ciężko jest jej komuś zaufać, ufa tylko tym kogo darzy miłością bądź przyjaźnią. Poza tym jest ona bardzo inteligentna, zawsze znajduje wyjście z niekorzystnej sytuacji.
Hierarchia: Omega.
Stanowisko: Szpieg.
Rasa: Wilczyca Psychiczna.
Moce:
| Zabójczy wzrok – gdy wpatruje się w przeciwnika z początku może zadawać mu tylko nieznaczny ból jak i łamać kości, po głębszym „znęcaniu” się zabija go od środka.|
| Panuje nad umysłem i ciałem przeciwnika na wszystkie możliwe sposoby, co daje jej również możliwość przewidywania jego ruchów |
| Tupnięciem łapy sprawia, że przeciwnik przestaje się ruszać |
| Odporna na wszelką magię |
| Szał bojowy – staje się o wiele silniejsza ale również i większa niż z początku jest |
| Zamiana w strażnika Psychicznego – staje się wtedy elfem, i panuje nad żywiołami lecz w tym wypadku woli ona strzelać z łuku |
Jaskinia: x
Medalion: x
Zainteresowania: Uwielbia zabawę i nowe wyzwania. Poza tym lubi uczyć się nowych zdolności oraz doskonalić się w postaci strażnika. Interesuje ją wszystko co jest związane z podróżami oraz poznawaniem nowych miejsc oraz postaci. Lubi podglądać zachowania innych zwierząt.
Historia: Urodziła się w niedużej watasze i od razu znalazła przyjaciół. Piękne czasy się skończyły gdy miała około roku. Wataha w której się urodziła została zupełnie zmieciona a przy życiu zostały tylko wadery, dorosłe jak i te w wieku szczenięcym. Najeźdźcy potrzebowali jednej wadery z której zrobią zabójczynię idealną. Oczywiście padło na Sav która od razu kazała uciec swojej matce i siostrze gdyż usłyszała od zwycięzców, że wszystkie inne wadery zostaną zneutralizowane. Lecz pewnie zapytacie gdzie jej ojciec i brat oraz dlaczego ich nienawidzi ? Odpowiedź jest bardzo prosta, spodziewali się ataku i uciekli z podkulonymi ogonami jak panienki. Reszta jej rodziny również uciekła na jej prośbę i od tamtej pory ich już nie widziała. Zabrano ją do cechu wilka i tam rozpoczęto szkolenie. Była pod nadzorem lekarzy oraz trenerów więc nie miała najmniejszych szans na ucieczkę, mimo to próbowała i to nie raz. Rok po przybyciu na nowy teren była już nie do pokonania, nauczono ją walczyć bronią ale i znęcać się nad innymi magią, zmieniła się nie do poznania ale tylko z zewnątrz. W środku pozostała Savey z dobrym sercem pełnym miłości, jednak nie dawała po sobie tego poznać. Podczas jednej z misji poznała pewnego smoka imieniem Antander i nie pojawiła się ponownie w watasze. Zaczęła nowe życie podróżując z towarzyszem i poznając cały świat lecz nastaw w jej życiu taki czas, że postanowiła się ustatkować. Szukała wiele tygodni ale nigdzie nie chcieli jej przyjąć ze względu na to jaka była i kim była. W końcu trafiła tutaj i coś mi się wydaje, że zostanie tutaj na zawsze.
Rodzina:
| Matka – Zayna |
| Siostra – Shina |
| Ojciec – Bimer |
| Brat – Mirtnen |
Partner: Oj szuka.
Potomstwo: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak.
Właściciel: Kita59 ( howrse )
Inne zdjęcia: Jako strażnik
Towarzysz: Antander .

Od Yǒnggǎn CD Poisona

- Nieważne. - odpowiedziałam. - Już ci lepiej?
Mogliśmy się czymś zająć, żeby mu się polepszyło. Co mu się działo? Może lepiej, żebym nie wiedziała. W końcu to jego sprawa, nie moja. Usiadłam, żeby odpocząć. Nie mogłam się przemęczać ze względu na złamaną, bolącą łapę. Popatrzyłam na nią. Była na niej duża blizna po kłach mrocznego basiora, która pewnie pozostanie tam na zawsze. W końcu ta rana była tak poważna, że nie wiadomo było, czy przeżyję. Jeszcze do tego inne rany i użycie wszystkich mocy na raz - to było tak ryzykowne, że było możliwe, że mimo pokonania wrogów, ja skończyłabym tak jak dawna szamanka. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę mogła poruszać się jak dawniej. W każdym razie warto było. Uratowałam wiele ważnych dla mnie wilków i naszą watahę. Gdybym zginęła, to nie na marne.

< Poison? >

Od Yǒnggǎn CD Anubisa

Przez chwilę znów nie wiedziałam co powiedzieć. Nic nie mówiłam, jakbym oczekiwała, że Anubis wyczyta moje myśli.
- Tak. - odpowiedziałam, przytulając go jeszcze mocniej i się uśmiechnęłam.
Teraz wszystko będzie inne. Moje życie zmieni się całkowicie. Ale na szczęście na lepsze. Siedzieliśmy tak może dziesięć minut w całkowitej ciszy, przytuleni. W końcu trochę się odsunęłam, żeby popatrzeć mu w oczy.
- To... idziemy na spacer? - uśmiechnęłam się.

< Anubis? >

Od Heroiki CD Sashy

Kiedy tylko Sasha zniknęła mi z oczu, pobiegłam ile sił w łapach do mojej jaskini. Przed spotkaniem z Tokyą musiałam jeszcze coś znaleźć. Słysząc jednak głosy przed wejściem, zaprzestałam poszukiwań lekarstwa na alergię Atheny. Wyszłam przed grotę, a widząc Sashę, Anubisa, Yǒnggǎn i Moon, warknęłam cicho. Miałam szczerą ochotę rzucić się na złotowłosą waderę, jednak coś mnie od tego powstrzymało. Zamiast tego zapytałam niezbyt miłym tonem:
- Co tu robicie?
- Chcemy cię odprowadzić – odpowiedziała Sasha, uśmiechając się. Przewróciłam oczami i wróciłam do jaskini. Mój wzrok spoczął na stojącym na skalnej półce flakoniku. No tak, moja sowa go uprzednio tam położyła. Skoro tak, teraz na pewno go znajdzie. Wróciłam przed jaskinię, gdzie nadal stały znane mi wilki. Posłałam niezadowolone spojrzenie Sashy.
- Jak już musicie iść, to chodźcie – mruknęłam. Ruszyłam przed siebie, brnąc przez śnieg. Słońce posyłało ziemi ostatnie promienie tego dnia, niebo przybierało granatowy, niemal czarny kolor. Idąc rozmyślałam o wszystkim, co dotychczas mnie spotkało. Nim się obejrzałam, przekroczyliśmy granicę watahy. Stąd jeszcze tylko kilka minut marszu i będziemy na miejscu.
- To już niedaleko, więc jeśli chcecie, możecie iść – powiedziałam.
- Nie, chętnie poznamy Tokyę – odparła Sasha. Tak szczerze, to zaczynała mi już działać na nerwy. Mruknęłam coś w stylu „skoro tak” i poprowadziłam całą gromadę pod umówione drzewo. Po dwóch minutach pojawiła się moja przyjaciółka, nieco zaskoczona widokiem pozostałych. Przedstawiłam ją wszystkim, potem wszystkich jej, a następnie Tokya dodała, że zna już Sashę. Przez chwilę porozmawialiśmy, gdyż członkowie WKS sprawiali wrażeni jakby niechętnych do pozostawiania nas samych.
- Cóż, skoro jest nas szóstka, to może zagrajmy w podchody lub coś – zaproponowała moja przyjaciółka. Ogólnie pomysł spotkał się z miłym przyjęciem.

<Sasha, Anubis, Yǒnggǎn, Moon?>

Od Poisona CD Heroiki

Biegliśmy ścieżką, opuszczając Mroczne Bagna. Odetchnąłem z ulgą, gdy wbiegliśmy na pokrytą śniegiem polanę. Poczułem przyjemne zimno pod stopami. Kiedy się zatrzymaliśmy, Heroika wbiła we zdenerwowany mnie wzrok.
- Może byś tak coś powiedział? - fuknęła.
- Sory za tę kule ognia - wyrecytowałem powoli, chociaż nawet cieszyło mnie co zrobiłem. Wadera przewróciła tylko oczami - Co teraz?
- Teraz najlepiej udać się w normalne miejsce i dać Heroice spokój - powiedziała Heroika siadając na śniegu.
- Gniewasz się o to co zrobiłem? - mruknąłem podchodząc do brązowej wadery.
- W sumie... było nawet fajnie.
Coś mi się zdawało że ona lubi ryzyko. Rzeczywiście Heroika nie jest taka za jaką ją miałem.
- Lepiej niż na tej wojnie? - zapytałem.
Heroika podniosła wzrok zupełnie zbita z tropu w głębokim zamyśleniu.
- Nie można tak tego porównywać - powiedziała - Walcząc z Basiorem Ciemności pożegnaliśmy wiele wilków. Zginęły nawet szczeniaki.
- Opowiesz mi o tym? - zainteresowałem się.
Wadera położyła się na śniegu i zaczęła opowiadać.

<Heroika?> Opowiedz o wojnie cokolwiek

Od Moon CD Anubisa

Anubis prawie tam wpadł, nie wiedziałam co siedzi na dole,
 nie mogę ryzykować utraty kolejnego wilka, muszę zachować zimną krew.
Rozejrzałam się lekko nerwowo. Złapałam jakiś długi i w miarę gruby kij.
- Anubis spróbuję cię wyciągnąć.
Mocno zacisnęłam zęby na jednym końcu kija a Anubis złapał za drugi.
Jednak basior jest dla mnie trochę za ciężki żeby samemu go wyciągnąć...
- Trzymaj się. - mruknęłam przez zaciśnięte zęby.

<Aseł? sry że krótkie ale nwm o ty tam planujesz z tym potworem, jak dasz się zjeść... to cię chyba zabije .-. >

niedziela, 17 stycznia 2016

Od Sashy CD Heroiki

Heroika wyszła z jaskini Moon przybita. Twierdziła, że nic jej nie jest, ale nie wierzyłam jej w to. Była smutniejsza i tułała się po dworze. Postanowiłam wyjść za nią.
-Heroika poczekaj!-krzyknęłam i podbiegłam do niej. Wadera zatrzymała się.
-Już ci mówiłam, ze nic mi nie jest.-odburknęła.
-Przecież widzę więc nie udawaj, tylko mi powiedz-powiedziałam uśmiechając się do Heroiki.
-Od czego by tu zacząć....-wadera zamyśliła się- no więc widziałaś te dwa wilki i te małe szczenięta prawda?
-Tak. Co prawda nie żyły, ale nie możesz zamykać się w sobie-odpowiedziałam.
-Chodzi o to, że jak już mówiłam kiedyś byłam obrończynią bet i gamm wraz z moją przyjaciółką. Pewna wadera zbuntowała się i zabijała wszystkie szczenięta.-mówiła.
-I wtedy wygnano was z watahy...-teraz wszystko zrozumiałam i zaczęłam jej współczuć.
-Jestem umówiona dzisiaj wieczorem z Tokyoą więc muszę lecieć-oznajmiła.
-Czekaj! Pójdę po resztę i cię odprowadzimy-powiedziałam i pobiegłam do Moon.
-Ale nie trzeba!-krzyknęła z dala jednak jej nie usłyszałam. Kiedy już wróciłam na to samo miejsce gdzie stałam z Heroiką jej już nie było.
-Czy nie pomyliłaś miejsc?-spytała Yonggan.
-Nie ona tu przed chwilą była.-powiedziałam.
-Musiała sobie pójść. Trudno.-odpowiedziała Yon. Zaproponowałam żebyśmy poszły do jaskini Heroiki to może ją znajdziemy. Jak powiedziałam tak się stało. Staliśmy teraz przed jaskinią Hero.

<<Heroika? Anubis? Yonggan? Moon?>>

Od Shogaina CD Rebeci

Przyglądałem się waderze, chcąc w jakiś sposób przerwać tą niezręczną ciszę. Przysiadłem na zadzie i oblizałem kufę w zakłopotaniu. Imponująca moc... Raczej przekleństwo. Źle się czułem z faktem, że zajrzałem w historię Rebeci, dlatego postanowiłem więcej tego nie roztrząsać i zwyczajnie zmienić temat. Zresztą ona chyba nawet nie wie, co dokładnie zobaczyłem.
- Może po prostu nie roztrząsajmy tego bardziej? - spytałem rzeczowo, ale uprzejmie.
- Tak, myślę, że to dobry pomysł... - mruknęła cicho.
- Niemniej jednak przepraszam po raz kolejny. Rzadko przestaję panować nad tą mocą, jest mi niezmiernie przykro.
- W porządku.
- Przejdziemy się? - spytałem miło, a widząc, że wadera przytaknęła na mój pomysł odetchnąłem z ulgą. Dotąd większość wilków traktowała mnie z rezerwą i przestrachem, zwłaszcza widząc moje umaszczenie, ale Rebeca chyba czuła się dość swobodnie. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, było całkiem miło. Każde z nas opowiedziało, kiedy dołączyło do watahy i czym się zajmuje. Rzuciliśmy paroma żartami i oboje głośno się śmialiśmy, było naprawdę fajnie. Usiedliśmy na polanie, robiąc przerwę w spacerze, kiedy nad naszymi głowami zatrzepotały skrzydła. Spojrzałem do góry, a widząc kto przyleciał, zapewniłem waderę, że jet w porządku. Wyciągnąłem jedno skrzydło, a czarny feniks wygodnie na nim wylądował.
- Rebeca, to Emhyr. Emhyr, to Rebeca. Bądź miły. - powiedziałem lekko i poczekałem aż ptak skłoni głowę w geście powitania. - Jest niegroźny dla moich przyjaciół, więc nic ci nie zrobi. - dodałem wesoło.

<Rebeca?>

Od Feathera

Biegnąc ile sił w nogach wybiegłem na jakąś łąkę. Poczułem całą masę różnych zapachów, w tym zapach jakiegoś wilka. Pochyliłem się i pobiegłem za zapachem. Wciąż bolała mnie łap, ale to w tej chwili nieważnie.
Zapach doprowadził mnie nad zamarznięte jeziorko. Przestałem się w jednej chwili interesować zapachem wilka i wbiegłem na lód, ale na jego tafli zobaczyłem jakąś waderę. Ostrożnie podbiegłem do niej niezauważony.
- Ehm, cześć - zacząłem. Wadera aż podskoczyła. Zaczęła się cofać. Ciekawe, dlaczego.
Nagle usłyszałem pod sobą głośne pęknięcie lodu. Krzyknąłem próbując uciec, niestety wpadłem do wody. Na ogół pływałem i nurkowałem bardzo dobrze, jednak wiedziałem że nie wytrzymam długo w lodowatej wodzie. Lód pękał coraz bardziej. Chciałem wyjść z wody ale odłamki lodu były zbyt śliskie.

<Ktoś, coś?>

Od Heroiki CD Poisona

Okay, miałam zwykłą ochotę udusić Poisona. Ale na jego szczęście nie było na to czasu. Duchy pomknęły za nami, sunąc z łatwością nad ziemią, podczas gdy my musieliśmy uważać na wszelkie grzęzawiska i tego typu atrakcje. Jak cały czas mi się zdawało, pomost był jedynym bezpiecznym przejściem przez bagna. Toteż pilnie szukałam błękitnych ogników. Minęło minuta, dwie, trzy, a ani duchy nie przestały nas gonić, ani też nie dostrzegłam nigdzie niebieskiego blasku. Było coraz ciemniej, coraz gorzej widzieliśmy podłoże. Duchy powoli, aczkolwiek systematycznie zmniejszały dzielącą nas odległość. Straciłam już niemalże nadzieję, kiedy kątem oka dostrzegłam migający między drzewami błękitny płomyk.
- Tam – krzyknęłam do Poisona i zmieniłam kierunek biegu. Basior szybko zareagował i już po dwóch minutach wpadliśmy na trzeszczący, pokryty jakimiś roślinkami pomost. Goniące nas duchy zatrzymały się kilka metrów dalej, warcząc ze złością. Unosiły się chwilę w tamtym miejscu, a potem rozwiały się, tak po prostu.
- Mówiłam, że to bezpieczne miejsce – powiedziałam. – Tą ścieżką, za ognikami, chyba powinniśmy dotrzeć w mnie odludne miejsce. Jeśli te duchy odpuściły, miejmy nadzieję, że i inne nie będą chciały nas tu zaatakować.
Mimo wszystko narzuciliśmy sobie dość szybkie tempo. Oboje chcieliśmy jak najszybciej opuścić to miejsce i udać się w spokojniejsze rejony watahy. Drogę wskazywały nam niebieskie ogniki, których tym razem zamierzaliśmy pilnować jak oka w głowie. Po jakimś czasie zaczęło się nieco rozjaśnia, a smród bagien jakby nieco zelżał…

<Poison?>

Od Heroiki CD Sashy

Podeszłam bliżej do jeziorka i zaczęłam wyciągać martwego z wody. Kto wie, jaka moc czai się w głębinach? Uznałam, że lepiej się nie narażać. Podczas gdy Sasha i Yǒn nakłaniały Anubisa, żeby przemył i opatrzył zranioną łapę, ja ułożyłam czarnego wilka na brzegu. Nagle dostrzegłam nieruchome, morskie tęczówki i już wiedziałam, z kim mam do czynienia. Basior, którego poznałam podczas walki, ponownie został omamiony i przeszedł na „ciemną stronę Mocy”. I pomyśleć, że teraz mnie zaatakował… Mój wzrok zatrzymał się na dziwnej niezapominajce. Podbiegłam do niej i zerwałam jeden z kwiatków, a potem położyłam ostrożnie na czarnym futrze basiora.
- Heroica? – pozostali dopiero teraz zauważyli moje poczynania. – Co robisz?
- Spotkałam go w trakcie bitwy. Przeszedł na naszą stronę. Ale potem coś musiało się stać i ponownie został sojusznikiem Basiora Ciemności. To Wilk Morski. A dla nich bardzo ważną rzeczą jest, by ujrzeć przed śmiercią morze. Skoro tego mu nie mogliśmy dać, niech chociaż jego ciało nie zostanie porzucone jak resztki kolejnej upolowanej zwierzyny – powiedziałam. I co najważniejsze, pozostali się ze mną zgodzili. Nie winiłam czarnego basiora za atak na mnie, on nie był jedynym, który dał omamić się potędze Basior Ciemności. W trakcie wymawiania przez nas krótkiego „spoczywaj w pokoju”, ciało przemieniło się w słoną morską wodę, która wsiąknęła w ziemię. Nikt z nas nie miał już ochoty na zabawę, więc postanowiliśmy się przejść. Rozmawialiśmy, całkiem wesoło, o różnych rzeczach, kiedy nagle Anubis zatrzymał się, węsząc.
- Krew – wyjaśnił. – Czuję świeżą krew.
Po chwili i do mojego nosa dotarł ten zapach. Nie zastanawiając się zbytnio, ruszyliśmy za wonią. Prowadziła trochę na prawo, przez gęste, splątane krzewy. Kiedy w końcu przedarliśmy się przez tą roślinną zasłonę, naszym oczom ukazał się przykry, żeby nie rzec straszny widok. Pod wysokim drzewem leżała para wilków o białym futrze, gdzieniegdzie brudnym od krwi. Oboje nie żyło, widać to było na pierwszy rzut oka. Ale nie to mnie najbardziej przeraziło. Kiedy zaglądnęłam do przytulnej jamy pod drzewem, dostrzegłam trzy szczeniaki, na oko półtoramiesięczne. Tak jak ich rodzice, nieżywe. Po wystroju mieszkania stwierdziłam, że są to Wilki Zimy z klanu Pustelników. Grupki rodzinne, czasem mieszkające na terenach innych watah. Usiadłam na śniegu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Nie potrafiłam przyjąć do myśli, że zabiła ich ta sama osoba, która przez pewien czas była nam przyjacielem. Co gorsza, przed oczami stanął mi widok Delili rozprawiającej się ze szczeniakami. Biedne, niewinne istnienia, cena za władzę. Mój oddech był ciężki, nieco nierówny, więc po chwili Sasha zapytała, czy dobrze się czuję. Kiedy nie odpowiedziałam, uznała, że potrzebna mi pomoc medyczna. Anubis i Yǒn, nie bardzo wiedząc, co robić, pomogli mi wstać i poprowadzili, sama nie wiedziałam gdzie. Nie opierałam się.
***
Posadzono mnie na jeleniej skórze w jaskini Moon. Sasha pokrótce wyjaśniła jej, co się stało. Alfa, lub też Uzdrowicielka, jak kto woli ją w tej chwili nazywać, przyjrzała mi się uważnie.
- Nic mi nie jest – burknęłam, wstając i uważnie przyglądając się obecnym w jaskini wilkom. – Po prostu w mojej rodzinnej watasze była Młoda Beta, która pozabijała większość szczeniaków. Ja i moja przyjaciółka próbowałyśmy ją zatrzymać, jako obrończynie Bet i Gamm, jednak nic nie zdołałyśmy zrobić. Z dwunastu ocaliłyśmy trzy wilczki. Niesłusznie oskarżono nas i wygnano. Zresztą, nie tylko my dwie musiałyśmy opuścić tamte ziemie – patrzyłam obecnym po kolei w oczy. – Widok tych szczeniaków po prostu mi ją przypomniał… No i doznałam załamania nerwowego – wymusiłam lekki uśmiech. Wtem jednak coś mnie tknęło. Tokya, no właśnie. Miałyśmy się spotkać wieczorem, a już było popołudnie. Zresztą, zanim dotrę w umówione miejsce… Nie zamierzałam zwlekać ani chwili dłużej.
- Muszę lecieć – oznajmiłam i wyszłam z jaskini. Jednak chyba nie przekonałam wszystkich, że wszystko ze mną w porządku, ponieważ część ruszyła za mną.

< Sasha, Anubis, Yǒn, Moon?>

Feather


Imię: Feather (ang. pióro)
Pseudonim: Feat, Piórko
Płeć: Basior
Wiek: Około 3 lata
Charakter: Feather to bardzo miły i towarzyski basior. Łatwo można się z nim dogadać. Zabił tylko jednego wilka - może kiedyś ci o tym opowie. Bardzo lubi podróżować, zwiedzać nowe miejsca. Kiedy coś komuś obiecał to stara się dotrzymać obietnicy. Ponadto bardzo lubi szczeniaki, ale nigdy nie wyobrażałby sobie żeby mieć własnego. Lubi wychodzić na świeże powietrze
Hierarchia: Na razie omega
Stanowisko: Łowca
Rasa: Mieszaniec Wilka Natury i Wilka Życia
Moce: 
- Potrafi czyścić innym pamięć, ale rzadko tego używa
- Pyłek Życia który skutecznie zabija demony i zjawy
- Wskrzeszanie wilka, który nie umarł śmiercią naturalną
- Wyostrzony węch 2 razy bardziej niż inny wilk
Jaskinia:https://lh5.googleusercontent.com/liKD0u0FznE8F1hQnTxfPTMOMlTbsu-WXWW5mqAjxN7OWpG45BG5xD5byhgBOs7f6vN34OQ2ZLEtcgzytJNgRPxB-QP_jv27BO5-fnKwH59n_AcchjgKi63GuX5UxiErS_sRcHo
Medalion: Amulet z Pyłkiem Życia klik 
Pióra na szczęście klik
Zainteresowania: 
- wspinanie się po drzewach
- polowanie
- wspinaczka górska
- pływanie
- nurkowanie
Historia: Basiorowi od zawsze towarzyszyły pióra. Nie miał skrzydeł. Jego ojciec miał skrzydła. Jego matka miała skrzydła. Jego wataha miała skrzydła. Ale on nie miał. Po prostu. Do dziś jak widać mu nie urosły. Gdy był mały tłumaczył sobie, że to może i dobrze, ale jego koledzy mu to wytykali. W końcu uznał że nie pasuje do watahy. Był miły, użyteczny, pożyteczny, ale nie miał skrzydeł. Dlatego postanowił rzucić się ze stoku. Skoczył, spadł, cierpiał... ale przeżył. Zrezygnowany odszedł od watahy - dotarł tu. Jest tu już od jakiegoś czasu.
Rodzina: Nie pamięta
Partner: Może kiedyś. Nie ma czasu na miłość.
Potomstwo: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Howrse - Ratinka
Inne zdjęcia: A po co komuś zdjęcia z dzieciństwa xd
Towarzysz: -