Od razu zgodziłam się na oprowadzenie nowej członkini po terenach watahy. Wpierw postanowiłam pokazać jej jedno z moich ulubionych miejsc - Wyspę Samotności, a której rozło mnóstwo leczniczych roślin. Wpierw musiałyśmy jednak dotrzeć na plażę. Zajęło nam to dwadzieścia minut spokojnego marszu. Piasek, jak zwykle, był bardzo ciepły, a przy brzegu poruszały nim delikatnie niewysokie fale.
- To Plaża Marzeń - zwróciłam się do Roshe. - Widzisz tamtą wyspę? - Pokazałam łapą. - To nasz cel, Wyspa Samotności. W wodach wokół niej roi się od rekinów, toteż żeby się na nią dostać, korzystamy zazwyczaj z drewnianego mostu. Rośnie na niej wiele roślin leczniczych.
Nowa znajoma kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Ruszyłyśmy po plaży wzdłuż morza, kierując się w stronę cypla, za którym rozpoczynał się most. Po pół godzinie weszłyśmy na drewniane deski. W połowie konstrukcji zatrzymałyśmy się i wychyliłyśmy za balustradę. Dno było, z tego co wiedziałam, jakieś cztery metry pod nami. W oddali dostrzegłam trójkątną płetwę, która po chwili zniknęła pod wodą.
- I jak ci się na razie podoba? - zapytałam, spoglądając na Roshe.
<Roshe>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz