Gdy w końcu wypłynęliśmy na powierzchnię, zaczerpnęłam łapczywie powietrza. Wiedziałam, że gdyby nie Orion, już bym nie żyła. Dlatego też, gdy zaczął się tłumaczyć, tylko uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wiem i nie mam o to do ciebie żalu. Uratowałeś mi życie. A teraz odwdzięczę ci się, trzymając rekiny z dala, póki nie dotrzemy do wyspy.
Czerwono-biały basior uśmiechnął się i oboje zaczęliśmy płynąć w stronę lądu. Mieliśmy do przepłynięcia jakieś sto metrów. Rekiny otoczyły nas, ale w swój sposób przekazałam im, że jestem przyjaciółką i poprosiłam, by nas nie atakowały. Większość zgodziła się niezbyt chętnie, ale pięć zaproponowało podholowanie nas na wyspę. Podzieliłam się nowinami z Orionem. Pomysł płynięcia z rekinami niezbyt przypadł mu do gustu, ale koniec końców zgodził się. Po kilku minutach wywlekliśmy się z wody na plażę, zmęczeni nawet mimo podwozu. Oddychałam ciężko, leżąc na plecach na nagrzanym piasku.
- Co teraz robimy? - zapytał Orion po chwili, spoglądając na mnie.
- No... Nie wiem. W sumie zgłodniałam.
- Idziemy na polowanie?
- Nie... Zapraszam cię do mnie na obiad. Nie obraź się tylko, jeśli nie będę dysponować mięsem.
Basior zrobił zdziwioną minę, ale nic nie powiedział. Po jeszcze kilku minutach odpoczynku otrzepaliśmy się z piasku i ruszyliśmy przez most ku stałemu lądowi.
***
Jakiś czas później Orion siedział na pufie przed stolikiem i przyglądał się, jak mieszam "coś" w kociołku. Po dwóch minutach przełożyłam owo "coś" do dwóch misek i zaniosłam na stół.
- Co to jest? - zapytał mój gość, przyglądając się potrawie.
- Potrawka z króliczego mięsa, pokrzywy i kilku innych rodzajów zieleniny.
<Orion? Co Ty na to?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz