Nie wiem, ile czekałam na Oriona. Jednak gdy wrócił z dzikiem, byłam nieco zdziwiona. Zazwyczaj przecież polujemy na typowych roślinożerców, jak sarny, a nie na te dość groźne zwierzęta. Czerwono-biały basior musiał być wytrawnym łowcą. Gdy zapytał, czy zjem razem z nim, nie widziałam powodów do odmowy.
- Czemu nie? Chętnie - odparłam z uśmiechem. Zaczęliśmy posiłek. Odgryzłam sobie jedną z nóg i przystąpiłam do zajadania świeżego mięsa. Było ono naprawdę dobre i delikatne, a przy tym sycące. Szybko spożyłam oddzieloną część. Gdy Orion kończył jeść, oblizałam pyszczek z krwi. Gospodarz schował resztki, a gdy stanął przede mną, zaczęłam:
- Bardzo dziękuję za schronienie i posiłek. Nie chcę nadużywać twojej gościnności więc... chyba już pójdę.
Basiorowi nieco zrzedła mina, ale szybko zamaskował to pod delikatnym uśmiechem.
- W porządku, skoro chcesz. Przyjdź kiedyś.
- Wcale nie mówiłam o tym, że muszę iść sama. Jeśli chcesz, mogę pokazać ci moje mieszkanie.
- Chętnie się przejdę.
Wyszłam z jaskini Oriona i ruszyłam w kierunku zamieszkiwanego przeze mnie drzewa. Teraz, przy dziennym świetle i wiedząc, gdzie jestem, nie bałam się zgubić czy zmylić drogę. Prowadziłam czerwono-białego basiora przez kręte i wąskie leśne ścieżki. Droga zajęła nam pół godziny. Przyspieszyłam, gdy zaczęłam dostrzegać te najlepiej znane kamienie i rośliny. Minęliśmy gęste krzewy i stanęliśmy przed moim mieszkaniem. Na gałęzi, dwa i pół metra nad ziemią, znajdowała się drewniana platforma, zadaszona najbliżej pnia. Mieściła się tam kuchnia, sypialnia i pokój do nauczania, wypełniony książkami i pomocami naukowymi.
- To mój dom w tej watasze - powiedziałam.
<Orion?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz