Dzisiaj wieczorem postanowiłam, że wybiorę się do jaskini wyroczni. W zasadzie, to sama nie wiem dlaczego wybrałam to stanowisko. Może to było przeznaczenie?
No dobra, mniejsza o to, przejdźmy do sedna...
***
Wchodząc do jaskini dostrzegłam tony papierów i książek porozwalanych na podłodze. Chciałam się czymś zająć, chociaż sama nie wiedziałam do końca czym. Podniosłam z podłogi losową kartkę.
"Dnia 31.04.2016 r. - Rozpoczęły się poszukiwania zaginionego wilka o imieniu Luke
Dnia 31.05.2016 r. - Mimo poszukiwań nie napotkano żadnego śladu życia wilka.
Dnia 31.07.2016 r. - Wilk został uznany za martwego "
- Ciekawe... - szepnęłam do siebie.
- Mnie też to interesuje, ale wątpię czy Luke jeszcze żyje - do jaskini wszedł Alfa tej watahy - Anubis.
- Może wilki, które zajęły się tą sprawą, myliły się? - jeszcze raz spojrzałam na kartkę.
- Nie wiem o tym. Luke według większości jest martwy, ale jeżeli chcesz możesz wznowić poszukiwania.
- Zajmę się tym - przytaknęłam głową.
- Powodzenia - prychnął i wyszedł z jaskini.
"Hm... Jak się on znajdzie, to innym gęba opadnie" - pomyślałam chowając kartkę do mojej podręcznej torby.
Wyszłam z jaskini spoglądając na lekko zachmurzone niebo. "Mam nadzieję, że nie będzie padać" - pomyślałam zmierzając do granicy watahy.
***
Idąc przez ciemny las, drogę oświetlał mi naszyjnik. Rozglądałam się co chwilę szukając drogi wyjścia. "Kurde, mam nadzieję, że się nie zgubię..." - pomyślałam truchtając dalej.
W pewnym momencie usłyszałam szelest i kroki czyiś łap. Ponownie przechyliłam głowę w obie strony.
- Witaj... - usłyszałam gruby głos.
- Kimkolwiek jesteś, możesz wiedzieć, że jak tu podejdziesz, to skopię Ci tyłek - mruknęłam przybierając gotową do walki pozycję.
- Nie dość, że zadziorna, to jeszcze waleczna - zza krzaków wyłoniła się grupka czarnych basiorów. Na czele stał mój rozmówca - Brać ją - mruknął wskazując na mnie. Sześć, nieco wyższych ode mnie basiorów rzuciło się w moją stronę. Próbowali wbić swoje kły w moje ciało, ale niezbyt im się to udawało. Odpychałam ich siłą woli, co również nie dawało efektów, gdyż po kilku sekundach wstawali. Długo nie wytrzymałam, za bardzo się zmachałam... Padłam na ziemię wykończona.
- Widzicie jak łatwo da się pokonać waderę? - powiedział ich "szef" podchodząc do mnie - A teraz bierzemy ją ze sobą - uśmiechnął się złowrogo.
- Nie... Pokonacie mnie! - krzyknęłam robiąc głęboką ranę w policzku basiora.
- Teraz przegięłaś - szepnął zakrywając wgłębienie. Podszedł bliżej mnie, żeby zaatakować. Gdy już podnosił swoją łapę, jak by to powiedzieć... Z nieba zeskoczył niebieski wilk. Każdego po kolei zabił, rzucając jakimiś dziwnymi pociskami. Po kilku sekundach wszyscy leżeli martwi, a nie znajomy pomógł mi wstać.
- Nic Ci nie jest? - zapytał trzymając mnie za łapę.
- Em... Nie, nic - szepnęłam zdziwiona. - Kim jesteś? - zapytałam próbując coś zobaczyć w panującym mroku. Mój amulet niestety się "wyczerpał".
- Zbędne pytania zadajemy później, a teraz pozwól, że wyjdziemy z tego lasu - dostrzegłam uśmiech.
- No dobrze - basior chwycił mnie za łapę i pociągnął w jakąś stronę.
- Jestem już duża i nie musisz mnie ciągnąć za łapę! - powiedziałam z oburzeniem starając się uchwycić jego wzrok.
- Ah, oczywiście! - prychnął puszczając mnie i idąc dalej.
Stałam w miejscu jak słup soli. Nie wiedziałam gdzie jest tajemniczy basior.
- No dobra wolałam tą pierwszą opcję! - krzyknęłam.
Usłyszałam cichy śmiech. Po chwili szłam już za basiorem, trzymając się go.
***
Gdy zobaczyłam światło, jak poparzona ruszyłam w jego stronę. Będąc już na ogromnej polanie odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam się w stronę wciąż nie znanej mi postaci. Z lasu wyłonił się niebiesko - biały basior. Z uśmiechem podszedł do mnie i siadł naprzeciwko.
- A, więc... Kim jesteś? - zapytałam podnosząc głowę do góry.
- Nazywam się Luke - popatrzył mi prosto w oczy.
- Luke?! Przecież ty nie... - za nim skończyłam, basior zatkał mi usta łapą.
- Po prostu uciekłem, okay? - popatrzył na mnie ufnie, na co ja przytaknęłam głową.
- Dzięki za uratowanie - dodałam prawie nie słyszalnie.
- Em, coś mówiłaś? - zapytał z uśmiechem.
- Dzięki za uratowanie - powiedziałam trochę głośniej.
- Nadal nie słyszę, czy możesz powtórzyć? - zaczął się ze mną droczyć.
- DZIĘKI ZA URATOWANIE, OKAY?! - krzyknęłam podirytowana.
- Nie ma za co - zrobił dumną pozę, po czym uśmiechnął się triumfalnie.
- Ja już będę iść - powiedziałam wstając.
- Po pierwsze: Nie znam twojego imienia, Po drugie: Jest noc i przenocujesz u mnie, a Po trzecie: Zgubisz się.
- Dam sobie radę - mruknęłam idąc przed siebie.
- Wiesz, że nie pozwolę Ci iść samej? - wyczułam, że się uśmiecha.
- Na szczęście, to nie ty decydujesz o moim losie.
- Nigdzie nie idziesz - zaczął biec w moją stronę.
- A uwierz, że pójdę - odepchnęłam go siłą woli.
- Nie boję się czarownic - prychnął.
- Nie jestem czarownicą, do nie zobaczenia - powiedziałam odlatując.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz