piątek, 6 marca 2015

Od Garda do Moon

Leżałem na plaży. Jest już wiosna i śnieg stopniał, więc czemu by się nie powygrzewać na ciepłym piasku? Słońce było w zenicie, a na niebie nie mogłem znaleźć ani jednej najmniejszej chmurki. "Opalałem się" tak chyba ze dwie godziny.
Aż nagle usłyszałem krzyk. Krzyk bólu i cierpienia. Komuś się coś stało. Nie potrafiłem rozpoznać głosu, więc należał zapewne do nieznanego mi wilka. Na obce wilki jestem obojętny, ale nie na czyjąś krzywdę. Szybko poszedłem w stronę, z której dobiegał odgłos, jednak był on dalej niż się spodziewałem. Musiałem przejść około 14 kilometrów, żeby dostać się do poszkodowanego (prawdopodobnie) wilka.
Na miejscu zastałem wykrwawiającego się osobnika. Nie umiałem ocenić w tej chwili czy był to basior czy wadera. Nie, jeśli jest w takim stanie. Wilk miał złamane obie tylne łapy i nie mógł się poruszać. Co gorsza, jedna z łap była złamana otwarcie. Kość wystawała z jego ciała, była cała we krwi... Bolesny widok. Nagle zauważyłem, że wilk porusza pyskiem. Czyżby coś mówił? Zbliżyłem się do niego i nasłuchiwałem.
- Kim jesteś? - powiedział cicho.
- Nazywam się Gard - odparłem. - Nie mów nic na razie, jesteś zbyt słaby.
Po tych słowach zawyłem charakterystycznie. Tak przywołuję Edena, gdy jest daleko. Kilka minut później mój wierny towarzysz stał już obok. Razem próbowaliśmy zanieść wilka do Moon. Ona powinna coś zaradzić.

<Moon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz