- Wejdź mi na plecy. - powiedziałem, w mojej głowie narodził się pewien plan.
- Dobrze. - nie była pewna czy ma robić co jej każę, ale widocznie mi zaufała.
- Teraz wejdź na tą półkę skalną. - powiedziałem wskazując głową, niewielką półkę skalną nad nami. Miałem nadzieję że ten potwór jej tam nie dosięgnie. Wadera wdrapała się w ostatniej chwili. Ja żeby nie zostać zabity przez monstrum, przeniosłem się cieniem za niego. Ra'zac (bo tak się nazywał potwór) uderzył głową tuż pod półką skalną. Yǒnggǎn zawisła na krawędzi, na szczęście potwór jeszcze nie spojrzał w jej stronę. Musiałem odciągnąć jego uwagę! Wadera w tej pozycji była zupełnie bezbronna!
- Ej! Ty parówko na łapach! Spróbuj mnie złapać gąsienico! - wrzasnąłem, może nie było to mądre z mojej strony, ale potwór zwrócił na mnie całą swą uwagę, a przecież o to mi właśnie chodziło. Ra'zac zaryczał wściekle plując śliną na wszystkie strony. Skrzywiłem się z niesmakiem, widok był co najmniej obrzydliwy. Potwór zamachnął się na mnie łapą, ale zwinnie uskoczyłem. Niestety nie zauważyłem ogona, który podciął mi łapy. Upadłem na ziemię, w żebro boleśnie wbił mi się jakiś kamyk. Warknąłem wściekły, pokazując długie kły. Potwór ryknął triumfalnie i uderzył mnie łapą w bok. Nie miałem czasu zareagować więc tylko nieznacznie się odsunąłem. W następne chwili poczułem palący ból, na prawym boku, gdzie pazury bestii wyryły głębokie rysy w moim ciele. Krew zalała ziemię, a stwór oblizał się. Wstałem chwiejnie na nogi i skoczyłem w bok, ledwo unikając paszczy z zębiskami. Ból był nieznośny, musiałem zakończyć szybko tę walkę bo nie wytrzymam. Już teraz miałem ochotę wić się na ziemi z bólu, po za tym cały czas ubywało mi krwi. Przeszłem do ataku, skoczyłem na bestię, uchylając się przed wijącym się ogonem. Skoczyłem jej na grzbiet wgryzłem u podstawy szyi. Potwór jednak miał tak obrzydliwy smak, że lewo co a bym zwymiotował. Czym prędzej puściłem Ra'zaca, zamiast gryźć zacząłem drapać. W dyszy podziękowałem bogom za długie i mocne pazury. Zdarłem potworowi skórę na grzbiecie. Jednak ten zrzucił mnie z grzbietu, ciosem ogona. W następnej chwili ugryzł mnie w lewą łopatkę, rozrywając skórę aż do kości. W odwecie wydrapałem mu lewe oko i ugryzłem w pysk. Potwór ryknął, zdezorientowany. Nie przywykł do tak silnego oporu. W panice cofnął się aż pod skalną półkę, w tej właśnie chwili Yǒnggǎn spadła mu na grzbiet. Nagły ciężar spowodował ze stwór zachwiał się na nagach. Wadera zaczęła wściekle atakować, ja w tym czasie wgryzłem się w ogon, odgryzając 10 cm ogona.Mimo wszystko Yǒnggǎn zsunęła się z grzbietu stwora. Ten uderzył ją, aż wadera poleciała na ścinę. Wściekłem się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Warknąłem głucho i zjeżyłem mokrą od krwi sierść. Stwór ryknął i zaatakował. Skoczyłem i opadłem mu na grzbiet. Z wściekłością, zacząłem szarpać każdy skrawek ciała który był nienaruszony. Rozgryzałem każdą żyłę. Podłoga w tunelu, była w całości zalana krwią stwora. W końcu oderwałem mu ucho i rozdrapałem miejsce ostrymi pazurami.To przeważyło szalę, obolały, pół-ślepy i na jedno ucho głuchy, stwór ryknął z rezygnacją i odbiegł w głąb tunelu. Stałem na ziemi, z kilku ran mocno krwawiłem. Najbardziej jednak martwiło mnie to ugryzienie i rana po pazurach - były największe i z pewnością zostaną mi blizny. Podeszłem do wadery, która jak mnie zobaczyła, przytuliła się i zaczęła płakać. Też ją przytuliłem.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - próbowałem ją pocieszyć. W końcu wadera się uspokoiła i nie płakała, potarła łapę łzy.
- Jak my się stąd wydostaniemy? Trzeba opatrzyć ci rany! No i czy ten potwór nie wróci? - spytała się, jeszcze trochę roztrzęsiona, ale powoli wracała jej zimna krew i opanowanie.
- Może spróbujemy się przekopać?- zaproponowałem, moglibyśmy wykopać mniej stromy tunel na powierzchnię
-W takim stanie? - Yǒnggǎn sprowadziła mnie na ziemię.
- To może ... -zacząłem, lecz nie wiedziałem jak skończyć.
< Yǒnggǎn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz