Kluczyłam między mokrymi krzakami i pozbawionymi liści drzewami. Godzinę temu skończyła się ulewa, a ja opuściłam norę i wybrałam się na polowanie. Do tej pory nie znalazłam zwierzyny, choć sprawdziłam trzy najczęściej odwiedzane przez roślinożerców polany w watasze i jedną z największych łąk. Nawet zwykle obecny wszędzie śpiew ptaków był dzisiaj jakiś cichy i pozbawiony życia. Słońce wyjrzało zza chmur i oświetliło okolicę swym bladym blaskiem. Czułam, że coś złego czai się w tych lasach, coś, co niedawno pojawiło się na tych ziemiach. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam dawno zapomniany zapach. Woń niedźwiedzia. Przełknęłam ślinę zastanawiając się, czy nie będzie bezpieczniej wdrapać się na jakieś drzewo. Ale wkrótce zaczęłoby brakować mi pożywienia, a kto wie, kiedy niebezpieczeństwo zniknie? W razie ataku zawsze mogę użyć którejś z mocy. Nagle stanęłam jak wryta, widząc przed sobą odcisk kilku łap, jakby niedźwiedzich, ale o wiele większych. Kiedy chciałam przyjrzeć im się uważnie, usłyszałam pełne bólu wycie wilka. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, pobiegłam za głosem. Dotarłam na polanę, gdzie na wilgotnej ziemi leżał ledwie żyjący wilk. Nad nim stał olbrzymi niedźwiedź, szczerząc ociekające krwią kły. Odwrócił wzrok w moją stronę, warcząc. Wypowiedziałam szeptem kilka słów, a obok zmaterializował się moja laska. Mówiąc na głos kilka kolejnych, rzuciłam przedmiotem w stronę zwierzęcia. Kij uderzył w głowę niedźwiedzia, dodatkowo rażąc go prądem, który mokra sierść doskonale przewodziła. Ssak uciekł w krzaki, gdzie wkrótce padł, a ja podbiegłam do rannego wilka. Nawet moja magia nic by nie pomogła w tym przypadku. Ofiara tego ataku miała okropnie rozszarpane gardło. Spojrzała na mnie, co było jej ostatnią wykonaną czynnością. Nim zdążyłam czyjeś szybkie kroki. Ledwie zdążyłam schować się w krzaki, gdy na polanę wbiegł czarny basior o szkarłatnych oczach. Podbiegł do martwego wilka i zaczął coś przy nim robić. Kiedy skończył rozszarpał jego ciało. Zaczęłam cofać się, przerażona, zastanawiając się, czy to nie on przegonił czy wykończył wszelką zwierzynę. I oczywiście stanęłam na gałąź. Czarny basior podniósł głowę i ruszył w moją stronę. Rzuciłam się do ucieczki, choć wiedziałam, że nie mam większych szans. W pewnej chwili wilk przewrócił mnie i przeturlaliśmy się kilka kroków. Basior stanął nade mną. Cóż, moja pozycja, czyli leżenie na grzbiecie, nie było zbyt wygodną pozycją do obrony. Nie chciała ukazywać swej prawdziwej natury, a co za tym idzie, mocy, lecz obawiałam się, że inaczej nie wyjdę cało z tej sytuacji. Gdy wilk chciał zadać śmiercionośny cios, wypowiedziałam dwa słowa znaczące w zwyczajnym języku tyle co „magia ochronna”. Moja sierść zaczęła jakby świecić, a napastnika odepchnęło do tyłu. Podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie zdziwiony. Odetchnęłam głęboko. Ni z tego, ni z owego pobiegłam w stronę, w którą wcześniej udał się niedźwiedź. Czarny basior pobiegł za mną, a kiedy dotarliśmy do wielkiego, jeszcze ciepłego cielska, porzucił zamiar schwytania mnie i zabrał się do spożywania mięsa czy czegoś tam. Po kilku minutach skończył, a czerwień znikła z jego oczu. Siedziałam na drzewie i przez chwilę się mu przyglądałam, aż w końcu zdobyłam się na odwagę.
- Kim jesteś? – zapytałam cicho, a basior podniósł na mnie wzrok.
<Anubis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz