Pochyliłem się nad pokonaną przed chwilą wilczycą. Oddychała resztkami sił. Serce biło jej bardzo szybko.
- Wystarczy! - warknęła biała wilczyca.
Westchnąłem siadając pod ścianą. Kilka minut odpoczynku, po czym z klatki został wypuszczony następny przeciwnik. Wstałem i zawyłem przeciągle. Kolejnym przeciwnikiem była również wilczyca. Ta była jednak ładniejsza i lepiej zbudowana od poprzedniej. Miała brązowe futro z białymi wzorami. Coś mi przypominały te wzory, ale nie mogłem sobie przypomnieć co. W sumie nie zdawałem sobie wtedy sprawy również z tego, że siedzę w małym pomieszczeniu 100 metrów pod ziemią.
Wyskoczyłem w kierunku wadery atakując ją ogniem. Ona jednak stworzyła taką jakby błękitną tarczę.
Gdy moje pociski uderzyły w tarczę, powstał wybuch, który odrzucił mnie do tyłu.
Powstał bardzo oczojebny dym. Nic nie widziałem. Nagle z dymu wyskoczyła brązowa wadera. Udało mi się w ostatniej chwili odskoczyć i wycofać się na korzystniejszą dla mnie pozycję. Ciągle trzymałem bezpieczny dystans, dopóki dym nie opadł. To pozwoliło mi na szybki kontratak. Skoczyłem na waderę i obaj upadliśmy na ziemię. Walczyliśmy na podłodze przez dłuższy czas. Nagle odskoczyłem. Ja...znałem tę waderę. Przypominała mi kogoś ważnego. Nie mogłem sobie tylko przypomnieć imienia...
Wadera warknęła i ponownie zaatakowała.
<Heroika? Zostawiam dalszą część walki w Twoich łapach ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz