Po kilku minutach starcia na leżąco zielony basior odskoczył. Wstałam i
przyglądnęłam mu się uważnie, nie mogąc jednak dostrzec powodu jego
nagłej reakcji. Zawarczałam i rzuciłam się na niego. Basior przesunął
się na bok, a ja wylądowałam na czterech łapach i odwróciłam się.
Pochyliłam nieco głowę tak, że oczy miałam na wysokości grzbietu.
Zaczęliśmy krążyć wokół siebie.
- No co, boisz się? – powiedziałam z szyderczym uśmiechem na pysku.
Zielony wilk nie odpowiedział. Nudziła mi się już ta monotonna
bezczynność. Zaatakowałam niespodzianie i udało mi się drasnąć basiora w
łopatkę. Ten warknął ostrzegawczo, jednak nie zrobił nic poza tym.
Przekręciłam lekko głowę, zdziwiona jego zachowaniem. Dlaczego mi nie
odda? Dlaczego nie zaatakuje? W sumie, to jego sprawa, tym lepiej dla
mnie. Ponownie skoczyłam w stronę przeciwnika i zatopiłam zęby w jego
łapie. Basior próbował mnie zrzucić, a gdy to nie poskutkowało, ugryzł
mnie kilka razy. Odpuściłam na ułamek sekundy, lecz niemal natychmiast
ponowiłam atak, przewracając zielonego wilka na grzbiet. Stanęłam nad
nim, gotowa do zadania śmiercionośnego ugryzienia, gdy nagle opluł mnie
czymś żrącym, co wypaliło mi fragment futra. Kiedy usiłowałam
zminimalizować straty zadawane przez kwas, basior zdążył wstać i
przemieścić się na przeciwległy koniec klatki. Rozjuszona spojrzałam na
niego z nienawiścią i podeszłam kilka kroków bliżej. Otoczyła mnie
psychobariera, tym razem niewidoczna dla oka przeciwnika. Zaatakowałam
niemal w furii, przewracając basiora i gryząc go, chcąc zadać jak
najwięcej ran, w dodatku sama będąc odporna na zranienia. W końcu
zielony wilk, cały krwawiąc, odczołgał się kilka metrów. Zbliżyłam się,
zamierzając go dobić, jednak usłyszałam głos pani. Odwróciłam się i
wysłuchałam, co chciała przekazać.
- Nie zabijaj go. Podleczymy go i znowu będziecie mogli trenować. Świetnie się spisałaś.
Skłoniłam głowę i opuściłam klatkę. Zielonemu basiorowi podano jakąś
miksturę i zapadł w sen. Ja tymczasem wraz z drugą waderą poszłyśmy za
Wolf Lady. Pani usiadła na poduszce w kącie groty, a my stanęłyśmy przed
nią.
- Obie walczyłyście dzielnie i heroicznie. Dlatego też zostaniecie moimi
żołnierzami. Czas wybrać wasze imiona. Ty pierwsza – zwróciła się do
drugiej wadery. Ta po chwili namysłu wybrała imię Nike. W ten sposób
została imienniczką greckiej bogini zwycięstwa. Mi natomiast po głowie
wciąż krążyło słowo „heroicznie”. Coś mi przypominało. Nagle usłyszałam w
mojej głowie głos: „Opamiętaj się, Hero”. Gdzieś w pamięci zamajaczyło
mi jedno imię…
- Athena – wyszeptałam.
- Co? Chcesz się nazywać Athena?
- To w końcu grecka bogini wojny. Wojny w słusznej sprawie – podniosłam
wzrok, przypominając sobie wszystko. – I nie, nie chcę mieć tak na imię.
Nazywam się Heroica.
Z całej siły uderzyłam barkiem w nos Wolf Lady, jednocześnie wkradając
się do umysłów Violet, Bingo i Jaspera. „Pamiętajcie kim jesteście”. Gdy
wilki dochodziły do siebie, ludzie ogarniali sytuację, a biała wadera
tamowała krwotok z nosa, podbiegłam do panelu sterowania i opuściłam na
ziemię klatkę z półprzytomnym Poisonem. Na szczęście część ran już mu
się zagoiła. Całą świadomość odzyskał dopiero wtedy, gdy jego więzienie
wylądowało na twardym podłoży jaskini.
- Pomoc nadeszła – powiedziałam, uśmiechając się i otwierając drzwi klatki. – Nie mamy wiele czasu.
Siedzący przy ognisku mężczyźni zaczęli krzyczeć, biegać i w ogóle.
Wypuściłam z areny Jaspera i Elana oraz z klatki Bingo. Właśnie wszyscy
mieliśmy uciec jednym z tuneli, gdy drogę zagrodziła nam Wolf Lady.
Obnażyła kły i już miała się na nas rzucić, gdy przewróciła się na
ziemię, nieprzytomna. Jak się okazało dostała potężnym kamieniem w łeb. Z
sąsiedniego korytarza machali do nas Grace i Mirago. Nie zastanawiając
się dłużej pognaliśmy w ich stronę. Nareszcie wolni.
<Poison?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz