W udziale przypadł mi środkowy korytarz, najciemniejszy ze wszystkich.
Kiedy tylko weszłam w czerń zaczęła mnie nękać ochota, by zawrócić do
oświetlonej komory. Jak na zawołanie wzory na moim futrze zaczęły
świecić swym błękitnym blaskiem. Cóż, przynajmniej nie musiałam błądzić
po omacku. Korytarz nie miał żadnych rozgałęzień i odnóg, jednak wciąż
skręcał. W pewnym momencie dotarłam do ciemnej sali i tylko tyle
zdążyłam zobaczyć, bo wzory na mojej sierści przestały świecić. Chwilę
później zobaczyłam jednak w odchodzącym z komnaty korytarzu blask.
Dostrzegłam Poisona, więc ruszyłam w jego stronę.
- Spokojnie, to ja – powiedziałam.
- Znalazłaś coś? – zapytał basior. Pokręciłam przecząco głową.
- Niestety nie.
Poison westchnął i przesunął się kilka kroków, nadeptując przy tym na
jakąś, która pękła. A potem wszystko działo się już bardzo szybko. Coś
wybuchło, odrzucając mnie do tyłu. Ściany zaczęły drgać i gdyby nie to,
że leżałam, zapewne pobiegłabym do uprzednio znalezionej komnaty.
Zewsząd posypały się kamienie, blokując drogę. Dostałam jednym w głowę i
zaczęłam tracić przytomność. Czułam jedynie, jak osuwam się w ciemność…
***
Ocknęłam się w ciasnej, śmierdzącej klatce. Trzy metry niżej siedziało
wokół wielkiego ogniska kilku ludzi. Jeden z nich był kimś ważniejszym,
gdyż przysługiwało mu wygodne zdobione krzesło. Po jego prawej stronie
leżała olbrzymia biała wilczyca o skudlonym futrze i ogólnie
niesympatycznym wyglądzie, lecz mimo to pozostawała majestatyczna. W
kącie kłębiły się zmutowane wilki. Jeden z mężczyzn rzucił im ogryzioną
kość. Rozejrzałam się wokoło. Przy stropie jaskini wisiało jeszcze kilka
innych klatek, w których siedziała większość przyjaciół Mirago. Nie
było jedynie Grace. No cóż, przynajmniej ich odnalazłam. Teraz jednak
Poison&Company będzie musiał nas odnaleźć i uwolnić, chyba że coś
wymyślimy…
<Poison?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz