niedziela, 27 marca 2016

Od Kaharamisa

Przybyłem tu, bo wyczułem znajomy zapach... Zapach wilczego futra i krwi. Jedna z niewielu rzeczy, jakie pamiętam.
Podążałem mroczną łąką, od której bił aż nieprzyjemny odór Śmierci. Nie wiedziałem dlaczego... Wiedziałem jedynie, że musiała tutaj odbyć się jakaś sroga bitwa. Szedłem powoli nasłuchując otoczenie... Słyszałem głównie szemranie pośród traw, jakby coś nagle zrywało się spłoszone do ucieczki przed moją osobą. Raz zauważyłem szarego lisa, który próbował zgryzać resztki mięsa z czyichś kości... Nieprzyjemny widok, choć właściwie normalny. Jako że miałem specyficzny humor, postanowiłem owego lisa nastraszyć dla żartów. Zaczaiłem się wśród traw i podkradłem się najbliżej jak mogłem, po czym wyskoczyłem nagle z donośnym szczeknięciem. Lis momentalnie zniknął mi z pola widzenia, jaki mały dureń! Zaśmiałem się na widok jego przerażenia, po czym spojrzałem pod łapy... Mina mi zrzedła gdy okazało się, że kości, które objadał, były wilcze. Przełknąłem ślinę, zamknąłem oczy i po minucie ciszy zawyłem do nieba. Po uszanowaniu ciała, odszedłem w przeciwnym kierunku.
Długo podróżowałem, zanim dotarłem w to miejsce, więc wreszcie postanowiłem odpocząć pod jakimś drzewem. Rozejrzałem się tylko, czy nikogo ani niczego nie ma w pobliżu, po czym uciąłem sobie drzemkę.
Spało mi się błogo do momentu, kiedy coś mi zaczęło przeszkadzać... Czułem jak coś mnie szczypie z każdej strony, i to mocno! Poderwałem się na równe łapy i spłoszyłem grupę sępów, które chyba mnie wzięły za padlinę.
- Won mi stąd, durne ptaszyska! - warczałem.
Jednego delikwenta użarłem w skrzydło, innego kopnąłem w dziób, aż wreszcie utworzyłem ognistą ścieżkę i nawet łuku nie zatoczyłem, a już wszystkie sępy odleciały. Stanąłem z powrotem na twardym gruncie i zacząłem oglądać rany po dziobnięciach na swoim ciele...
- Niezła moc - odezwał się ktoś.
Poderwałem gwałtownie łeb i zauważyłem kogoś niemal trzy metry ode mnie.
- Dzięki...? - odparłem niepewnie.

<Ktoś odpowie? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz