niedziela, 20 marca 2016

Od Anubisa CD Rary

- Kim jesteś? - usłyszałem głos, gdy czerwona mgła furii znikła z mojego umysłu, przywracając do życia racjonalne myślenie. Kładąc uszy po sobie spojrzałem na waderę nieobecnym wzrokiem. Moje myśli fruwały sobie gdzieś tam w oddali. Czy ja właśnie wpadłem w furię? Dlaczego tak nagle? Dlaczego?! Przecież powinienem dostać jeszcze trochę czasu. Przesunąłem językiem po zębach, przypominając sobie słodki smak wilczej krwi, który zawładną moim umysłem. Wilcza krew nie zaspokoiła mojego głodu, lecz go wzmogła. Obudziła we mnie bestię. Wbiłem czarne pazury w rozmokłą ziemię. Wadera pachniała watahą, moją watahą. Zaatakowałem z zamiarem zabicia jakiegoś członka. Boże, czy tak właśnie skończę? Jako żądna krwi bestia? Myślałem, że nad tym panuję, że dam radę, że jest coraz lepiej. Ale to była słodka iluzja, której dałem się zwieść. Nie panowałem nad sobą. Nie potrafiłem. Po grzbiecie przebiegł mi dreszcz strachu. I co teraz? Powinna iść do alfy i jej wszystko powiedzieć. Tak zachowałby się każdy normalny członek. W końcu kto chce znosić takie coś jak ja? Jestem niebezpieczny. Jestem chodzącą bombą zegarową, która w każdej chwili może wybuchnąć. Dlaczego? Dlaczego to właśnie ja musiałem się taki urodzić?! Dlaczego nie mogę zapanować nad samym sobą? Przecież każdy to potrafi. Nie kontroluje swoich odruchów na najmniejszym stopniu. Zawsze byłem wybuchowy i gwałtowny, ale to już nie jest kilka ostrych słów które wymknęły mi się z pyska. To jest coś, czego nikt nie powinien widzieć. Niewidzącymi oczami gapiłem się na siedząca na drzewie waderę. Czemu nie krzyczysz, nie wzywasz pomocy? Boisz się mnie czy nie? Uważasz mnie za demona? Zwiesiłem łeb nie mogąc się zdobyć na zadanie żadnego z tych pytań. Za bardzo bałem się odpowiedzi. Mój wzrok spadł na zakrwawione truchło gigantycznego niedźwiedzia z którego zostało tylko suche mięso. Musiał mieć wiele krwi ... aż tyle jej potrzeba było, by mnie powstrzymać. Cholera. Usiadłem na ziemi. Cała ta sytuacja mnie przerosła, bo głównym problemem byłem ja. Jak mogę walczyć sam ze sobą? Nie potrafię. Nie dam rady. To niemożliwe. Nie zatrzymam bestii, która żyje w środku mnie.

Carnivore, carnivore                       Drapieżniku, drapieżniku,
Won't you come digest me?            Czemu mnie nie strawisz?
Take away everything I am             Weź wszystko, czym jestem
Bring it to an end                             Doprowadź to do końca
Carnivore, carnivore,                       Drapieżniku, drapieżniku,
Could you come and change me?    Czy mógłbyś przyjść i mnie zmienić?
Take away everything I am              Zabrać wszystko, czym jestem
EVERYTHING I AM                      WSZYSTKO CZYM JESTEM

Cicho zanuciłem słowa piosenki, tak by nikt poza mną nie mógł ich usłyszeć. Kiedy skończyłem, zwróciłem swój wzrok na waderę siedząca na drzewie. Kojarzyłem jej wygląd, choć jej nie znałem. Nawet imię było mi obce. Jak widać jestem  nie tylko marnym wilkiem, ale też zastępcą i betą. Mam wrażenie, że powinienem uciec. Przecież jestem tylko ciężarem dla wszystkich wilków. Tak. Piąte koło u wozu, które udaje ważne. Potrząsnąłem głową. Cały czas mam podobne myśli. Czy to się nigdy nie skończy? 
- Jestem potworem, prawda? - rzuciłem w kierunku wadery, patrząc się na nią uważnie dwukolorowymi oczami. - Prawie cię zabiłem, gdybyś w tedy nie użyła mocy i nie uciekła, było by po tobie. - zwiesiłem łeb, patrząc się na swoje łapy. Takie gadanie nie przysporzy mi zwolenników. 
- Kim jesteś? - powtórzyła pytanie, śledząc mnie wzrokiem. Spojrzałem na nią zrezygnowanym spojrzeniem.
- Idź do alfy i powiedz jej, że Anubis stracił kontrolę i prawie cię zabił. - powiedziałem, wstając. Nie było tu dla mnie miejsca. Nie mogłem tu zostać. Zacząłem biec przed siebie, uciekając od wadery i watahy. Chciałem pobyć sam. Było to głupie, przecież musiałem być na zgromadzeniu pod jaskinią Moon. Powinienem wrócić do swojej roboty, jakoś się wytłumaczyć i spróbować wrócić do czasu sprzed "zdarzenia", ale jaki miało by to sens? Czo cokolwiek go już posiada? A może nasza wataha przechodzi próbę? Albo bożą karę? Nie wiem. Kto dał mi moc odpowiadania na takie pytania? Nikt. Jestem tylko zwykłym wilkiem z mocą, która go przerasta. Nie, to nie jest moc, to przekleństwo. Skaza która pokrywa moje serce i umysł. Coś z czym się urodziłem i z czym umrę. Zamknąłem oczy, biegnąc na oślep. Pod powiekami zobaczyłem sceny z mojego życia. Te chwile, kiedy odkryłem moją moc, ten moment gdy Yon zobaczyła siłę mojego przekleństwa, tą chwilę gdy przekonała się o tym alfa i jej szczeniaki, a później Sasha i to co mną owładnęło podczas wojny. Żądza krwi, która owładnęła moim umysłem. Jak mogę łudzić się, że wilki zaakceptują mnie takiego jakim jestem, skoro nie potrafiłem powstrzymać się przed zaatakowaniem ich? Zatrzymałem się gwałtownie, otwierając oczy. Stałem na skraju jakiegoś urwiska. Wzrok utkwiłem w dole. Nie, nie, nie nie ... Nie skoczę. Nie jestem tak głupi, jak można by sądzić. Zniosę wiele, ba, przetrwam wszystko co przygotuje dla mnie los. Nie poddam się. Nie odrzucę życia, które mam. Przypomniały mi się chwile spędzone z Yon, jej ciepły uśmiech i wesołe oczy. Nie mogę tego zrobić, choćby przez wzgląd na nią. Mogę uciec, ale nie opuszczę jej. Uniosłem łeb ku górze. Wrócę choćby mieli mnie prześladować do końca życia. Wbiłem pazury w ziemię. Ona mnie nie odrzuci. Wiem. Mnie ... mordercę. Wciągnąłem powietrze w płuca i zawyłem. Smutno i głęboko. Gdy skończyłem, usłyszałem szelest w krzakach. Cichy, jakby tylko sierść lekko pocierała nagie gałęzie. Odwróciłem łeb w tamtą stronę i zobaczyłem waderę. Tą samą, która chciałem zabić. Miała beżową sierść i patrzyła się na mnie z lekkim strachem.
- Dlaczego nie poszłaś do alfy? - zapytałem ze smutkiem w głosie. Przecież ma pełne prawo, skazać mnie na śmierć. Przypomniały mi się słowa Moon, że jeżeli jeszcze raz podniosę łapę na któregoś członka jej watahy, osobiście mnie rozszarpie. Złamałem obietnicę. A teraz nie muszę otrzymać nawet kary? Co to za świat? Bez sensu?
- Ja ... - zaczęła wadera, jednak przerwałem jej.
- Widziałaś co potrafię, więc dlaczego? Przecież widzę, że się mnie boisz. - powiedziałem, wwiercając się w nią spojrzeniem dwukolorowych oczu.
- Bo ... ja ... - zaczęła, jednak nie potrafiła dokończyć. Zmieszana odwróciła wzrok. Przekrzywiłem łeb. "Bo"? Nie che na mnie skarżyć, mimo, że nawet nie wie kim jestem? Rozumiem, jakby wiedziała i się bała, ale tak? Nie mogąc się powstrzymać wybuchłem śmiechem. Był to śmiech, w jaki wpadają osoby na skraju załamanie. To był taki nerwowy śmiech, jakim czasami ludzie odstresowują się po jakiś treumatycznych zdarzeniach. Po chwili "radości" znów spoważniałem i spojrzałem na waderę. Patrzyłem na nią chwilę, po czym odwróciłem łeb i spojrzałem w dal.
- Nie chcę zabijać. - powiedziałem w przestrzeń. - Chciałbym być normalny, ale nie potrafię. Kiedy jestem głodny, staję się potworem. Mój umysł spowija zew krwi i już nic nie ma dla mnie znaczenia. Nie chcę taki być, ale nie potrafię tego powstrzymać. - powiedziałem. Spojrzałem znów na wilczycę.
- Przepraszam. - mruknąłem. To słowo zabrzmiało tak pusto. Za co przepraszasz Anubisie? Za swoją naturę? Za co? Jakie znaczenie ma dla ciebie to słowo? Przecież nie można czegoś żałować bez chęci poprawy. Ale ja się nie poprawię. Jak mogę być tak naiwny? Z mojego pyska wyrwało się che westchnienie. Muszę dla Yonngan dla Moon dla mojej watahy i dla tych którzy za nią umarli. Nie mogę się poddać, bo nie mogę stanąć w miejscu. Albo do przodu albo w tył. Mogę wrócić do samotności, ale nie jest to życie, które chcę wieść. Musze iść wciąż naprzód, goniąc za marzeniami, bo to jedyna szansa na to coś co zwykło się nazywać szczęście. Spojrzałem odrobinę mnie smutnym wzrokiem w oczy obcej mi osoby, stojącej obok. Wiedziałem, ze muszę sobie z tym poradzić sam, ale nie mogłem odeprzeć uczucia, że chciałbym by Yon była obok mnie. Chciałbym poczuć jej wsparcie, chociaż to ja miałem nim być dla niej. Niestety jej tu nie ma i nie pojawi się w jakiś magiczny sposób na moje życzenie. Zapewne już czeka pod jaskinią Moon na słowa alfy. Może domyśli się co mnie zatrzymało. Ale Moon ją zatrzyma. Nie pozwoli jej mnie szukać. To zbyt niebezpieczne, prawda? Ty głupi naiwniaku, chciałeś z nią mieszkać. Jak to sobie wyobrażasz? W tym stanie? Zmrużyłem oczy, odwracając wzrok. Odpływam myślami od realnego świata, ale to nic. Nic nie ma sensu w moim pieprzonym świecie.

<Rara? Doprowadziłam moja postać na skraj załamania XD. Jestem zua.> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz