Zdenerwowany czkałem na szczeniaki, minuty mijały a Yǒnggǎn trafiła coraz więcej krwi. Nagle usłyszałem zbliżające się wilki, jednak maluchy pobiegły po pomoc! Kamień spadł mi z serca, choć przecież mogły alfie o mnie nagadać...ale nie było innego wyjścia. Czekałem więc przy waderze aż nadbiegła Moon, Sophie i Picallo. Ten ostatni spojrzał na mnie nieufnie i trzymał się jak najdalej.
- O mój boże - Powiedziała Moon gdy zobaczyła w jakim stanie jest Yǒnggǎn .
- CO JEJ SIĘ STAŁO ?! - krzyknęła oskarżycielsko w moim kierunku. Mam nadzieję że nie pomyślała że to ja... Moon przestałą zwracać na mnie uwagę, skupiła się na ranach Yǒnggǎn. Najpierw oczyściła je wodą, potem nałożyła jakiejś zielonej maści i dopiero zabandażowała sterylnymi bandażami. Nastawiła z powrotem kości w zmiażdżonej łapie i unieruchomiła ją płaskimi patyczkami, posmarowała bezbarwnym płynem (środkiem znieczulającym), a następnie również zabandażowała.
- Wyjdę z tego? - zapytała Yǒnggǎn. Moon zacisnęła zęby.
- Tak, ale będziesz musiała trochę czasu spędzić w szpitalu pod obserwacją. - wadera jęknęła. Perspektywa siedzenia w jednym miejscu nie przedstawiała się kusząco. Chora nie mogła iść więc przenieśliśmy ją do szpitala. Właściwie była to bardzo duża jaskinia z białego kamienia, funkcję legowisk pełniły maty z suchej trawy. Na jednej z nich położyliśmy Yǒnggǎn. Moon kazała zostać Sophie i Picallowi przy chorej i pilnować czy jej stan się nie pogarsza.
- Musimy porozmawiać. - szepnęła mi do ucha i wyszła z lecznicy. Z ociąganiem poszłem za nią. Czekała w cieniu przy ścianie lecznicy. Patrzyła się na mnie twardo. Zwiesiłem głowę, a jeśli ona...wie?
- Możesz mi powiedzieć co się stało że Yǒnggǎn tak wygląda? - powiedziała. Przyjrzała mi się uważnie. - Wyglądasz jakby dręczyło cię poczucie winy...powiedz co się stało! - powiedziała z naciskiem.
- No... spacerowaliśmy sobie po lesie i usłyszeliśmy podejrzany chała więc pobiegliśmy na miejsce i zobaczyliśmy obce wrogie wilki. Słyszeliśmy ich rozmowę z której wynikało że chcą zaatakować naszą watahę więc zaczęliśmy z nimi walczyć. W walce straciłem Yǒnggǎn z oczu. Dopiero później usłyszałem jej krzyk, tam był wielki żółty wilk o oczach jak nicość i ciągnął ją za łapę. Więc użyłem fali by go zabić. - alfa nie ma pojęcia czym jest fala, ale nie dopytywała się o szczegóły.
- I co dalej? - zapytała by ponaglić moją historię.
- Zabrałem Yǒnggǎn i zaniosłem w najbliższe miejsce, czyli do jaskini szczeniaków i powiedziałem im żeby pobiegli po ciebie. No i później przyszłaś ty. - powiedziałem, jak najkrócej umiałem. Wadera w zamyśleniu przyjrzała mi się nieufnie.
- Czyli twierdzisz że SAMI pokonaliście całą ZGRAJĘ obcych wilków. Yǒnggǎn jest w paskudnym stanie, a ty? Nie masz prawie żadnej rany oprócz rozcięcia na łopatce! I naprawdę twoim zdaniem to było tak? A może zataiłeś jakieś szczegóły? - zapytała podejrzliwie. Zagotowało się we mnie, szczegóły! Jakie szczegóły?!
- Jakie szczegóły? Jak ich zabiłem? O co ci chodzi? - warknąłem. Zachowywałem się jak winny, który nie chce wdawać się w szczegóły swojej zbrodni.
< Moon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz