Co to do diabła było?! Normalnie szedłem a tu atakuje mnie smok alfy... nawet nie zdążyłem zareagować, została by ze mnie kupka popiołu. Moon czule przemawiała do tego potwora, tymczasem on patrzył się na mnie jak na jakiegoś wroga. Nie jestem zły, znaczy nie bardzo zły bo zły to jest każdy.
- Co to do diabła było?! - zapytałem, może i trochę bez szacunku, ale w końcu zaatakował mnie smok. Alfa spojrzała na mnie tak jakby chciała wwiercić się w moją duszę i sumienie, nie udało jej się. Moje oczy nadal miały ten sam wyraz.
- Przepraszam za niego, zupełnie nie wiem co go napadło. - powiedziała, widziałem jak smok warczy na mnie, a ona nie ma nad nim takiej kontroli by nagle mnie polubił. Coś jednak tu nie grało...a może smok wyczuwa we mnie zagrożenie? Bzdury! Z pewnością nie...choć...
- Może jest chory? - podpowiedziałem mając na myśli wściekliznę. Wadera rzuciła mi wrogie spojrzenie, ale odpowiedziała nadal miło.
- Nie, nie wydaje mi się. - kiedy skończyła mówić Szczerbatek znów zaatakował. No, może nie tak jak wcześniej. Podciął mi nogi ogonem, a ja upadłem na ziemię. Moon nie potrafiła się powstrzymać od śmiechu. Za wszelką cenę starałem się nie obnażyć kłów, nie wiadomo gdzie by to zaprowadziło.
- Przepraszam, po prostu wyglądałeś tak śmiesznie. - w końcu się opamiętała.
- Tak, hahaha rzeczywiście... - nie dała się nabrać na sztuczny śmiech.
- Naprawdę mi przykro, nie wiem co w niego wstąpiło. - znów próbowała mnie przeprosić.
- Kazałaś mu to zrobić? - zapytałem.
- Nie, przecież mówiłam! - warknęła, chyba zaczęły puszczać jej nerwy. Może mam nową moc - denerwowanie wilków. Chm...nawet było by to możliwe...
- W takim razie pilnuj go. - powiedziałem i odwróciłem się, zacząłem iść w przeciwnym kierunku od tego w którym stała ona i smok. Słyszałem jeszcze warczenie tego potwora i czułem na karku nieprzyjazne spojrzenie Moon. Nagle tknęło mnie przeczucie, zatrzymałem się w pół kroku. A jeśli ten smok czuje ode mnie krew? Wiadomo co mam na myśli....odbiegłem czym prędzej między drzewa. Nie obchodziło mnie to że ktoś może to zauważyć, biegłem i biegłem. W końcu wdrapałem się na jakieś drzewo które zachowało kilka liści, przywarłem do konaru opierając się plecami o pień.
- Ona się domyśla. - szepnąłem do siebie w myślach. Pod drzewem widniały moje ślady odciśnięte w śniegu. Miałem wrażenie że zdobi je krew i po raz pierwszy ten widok budził we mnie wstręt. Nagle usłyszałem trzepot skrzydeł, moja źrenica się zmniejszyła, cicho warknąłem. Na śniegu wylądował Szczerbatek z Moon na grzbiecie.
- Anubis złaź z drzewa! Musimy pogadać! - miałem wrażenie jakby cały mój świat roztrzaskał się o skałę. O o o ona wie! Albo się domyśla... ześlizgnąłem się z rośliny, pozostawiając ślady pazurów na korze.
- O co chodzi? - zapytałem, przybierając z powrotem miły ton.
- Anubis czy... bo widzisz... yyy... - zaczęła wadera. Nie zamierzałem jej tego ułatwiać.
- Tak? - zapytałem.
- Eee już nic. - odpowiedziała i zaczęła się wycofywać. Wystraszyła się? Może, ale to niczego nie zmienia.
*Następnego Dnia*
Obudziłem się na drzewie gdzieś w lesie. Pod drzewem leżały martwe ciała moich ofiar, były to sarny, ptaki, gryzonie, ryby i wąż. Cóż byłem głodny. Wstałem i przeciągnąłem się, na mojej piersi futro było zlepione krwią, tak jak mój pysk i kły. Oblizałem się. Zeskoczyłem z drzewa i poszłem nad rzekę, tam się umyłem - zamierzałem odwiedzić Yǒnggǎn, ale najpierw mały prezent. Szpitalne jedzenie jest paskudne, co tu kryć, więc postanowiłem przygotować coś super. Złapałem węża i pokroiłem mięso na plasterki, zawinąłem każdy w taki rulonik i włożyłem do środka pastę jajeczno - ziołową. Obsypałem to przyprawami. Zaniosłem waderze, która bardzo się ucieszyła. Moon ciągle mnie obserwowała. Kiedy wyszedłem podeszła do mnie.
< Moon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz