Dzień zaczął się jak co dzień - byłem głodny więc poszedłem coś upolować. Nie zauważyłem ile przez tę noc spadło śniegu. Nienawidzę zimy.
Zrezygnowany pogodą zacząłem brnąć przez półmetrową zaspę. Wiedziałem że przy tym śniegu i tak nic nie upoluję, ale może znajdę coś innego. Miałem już tego dosyć i rozmroziłem część śniegu przede mną.
Myślałem że moje problemy znikną ale z powodu niskiej temperatury roztopiony śnieg z powrotem zamarzł i zacząłem się ślizgać. Przewróciłem się przy pierwszym lekkim skręcie i potoczyłem się z górki. Serio. Do mojego futra przyczepiły się płachty śniegu i wyglądałem jak bałwan przez duże B.
Tak się spokojnie tocząc wpadłem prosto na jakąś waderę. Na pierwszy rzut oka mi się spodobała. Czarne futro, obroża z kolcami, zupełnie w moim typie.
- O witaj - zagadnąłem cicho. Nie lubię z nikim rozmawiać, ale podroczyć się nigdy nie zaszkodzi.
- Spadaj zboczeńcu! - warknęła wadera drapiąc mnie w oko i odpychając.
- Jestem Poison - mruknąłem wyciągając łapę.
- Luna - powiedziała obojętnie wadera mijając mnie. W ogóle się mną nie zainteresowała.
- Ej czekaj
- Zostaw mnie w spokoju!
Ja jednak zagrodziłem jej drogę. Luna wściekła pokazała kły. Aby ją specjalnie zdenerwować zrobiłem to samo.
<Luna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz