- Skąd jestem? - spytałem - Może lepiej nie mówić.
Yǒnggǎn odwróciła zakłopotana łeb.
- Nie było tematu - mruknęła - Lubisz ogień?
- I to bardzo - przyznałem. No wreszcie jakiś normalny temat do rozmowy. Byłem prawie zupełnie rozluźniony.
Wadera zaczęła się we mnie wpatrywać. Jakby czegoś ode mnie oczekiwała.
- No co? - bąknąłem zmieszany.
- Wyglądasz... . Inaczej. Może to pełnia.
Spojrzałem w dół. Moje łapy przybrały ciemnoszarą barwę. O rany, pełnia! Zawszę w pełnię księżyca wyglądałem tak:
I naprawdę tak wyglądałem.
Przerażony jak najszybciej dałem nogę. Wiedziałam, że nie będę mógł się kontrolować. Mimo wołania Yǒnggǎn wolałem się przed nią ukryć. Wskoczyłem do niewielkiej nory, ale po chwili poczułem zapach wadery. Tłumiąc dyszenie skuliłem się w norze.
- Poczekaj - usłyszałem za sobą głos Yǒnggǎn - Wiem że gdzieś jesteś.
- Nigdzie mnie nie ma - warknąłem, a warknięcie brzmiało jak ryk - Idź sobie.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytała zdziwiona wilczyca zaglądając do nory w której siedziałem. Odskoczyła widząc mnie już do końca przemienionego.
<Yon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz