Kiedy tylko Moon oficjalnie ogłosiła koniec bitwy, znalazłam pierwszą lepszą niezamieszkaną jaskinię, wywiesiłam kartkę „ZAJĘTE” i uciekłam w jej głąb. Przez kolejne dwie doby ryczałam, by pod koniec dojść do wniosku, że to nikomu nie przywróci życia. Dopiero wtedy poczułam, jaka jestem głodna. Opuściłam jaskinię i zajęłam się poszukiwaniem jakiegoś obiadu, śniadania, czy jak też ten posiłek chcecie nazywać. Po kilkunastu minutach błądzenia po lesie poczułam zapach saren. Wiatr wiał na moją korzyść, więc postanowiłam je odnaleźć i zaatakować. Pobiegłam truchtem na zachód, skąd wiatr przyniósł apetyczną woń. Nie minęło siedem minut, a znalazłam się w pobliżu sporej łąki, porośniętej pożółkłą trawą. Rosło tam kilka oddalonych od siebie drzew, a przy każdym z nich stały sarny i żuły gorzką korę. Fe, nie wiem, jak one mogą to jeść. W każdym bądź razie posilały się, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, do chwili, gdy nie zacisnęłam kompletu ostrych kłów na szyi jednej z nich. Żebyście słyszeli ten pisk, tupot i zgiełk, jaki wywołały! Ale żadna z saren nie chciała pomóc koleżance, której to chwilę później przegryzłam tętnicę. Kiedy przestała oddychać zabrałam się do jedzenia. Skończywszy się posilać, zaczęłam myśleć i układać plan, co będę robić w najbliższych dniach, kiedy niespodziewanie obok mnie rozległo się krótkie „cześć”. Odwróciłam się, zaskoczona.
- Cz-cześć? – odparłam, widząc białego jak zalegający wokoło śnieg basiora. – Jestem Heroica.
- Logan – przedstawił się.
- Miło cię poznać – uśmiechnęłam się lekko.
<Logan?>
czy tylko ja przeczytałam ,,posikały się?" zamiast ,,posilały się" ? ~Poison
OdpowiedzUsuń