Spojrzałem na Yǒnggǎn. Żałuję, że nie mogę polować razem z nią, jednak jak nie odezwałem się ani nie wyrzucałem sobie winy. Już raz przywaliła mi łapę w głowę, na powtórkę nie miałem ochoty, nie chodziło tu o sam ból, lecz o to iż bardziej przejmowałem się ranną łapą Yǒn, niż ona sama. Skinąłem głowę.
- Zaraz dostaniesz najdorodniejszego jelenia z całego lasu. - powiedziałem i zacząłem skradać się w kierunku stada. Wolno, łapa za łapą, przez ośnieżone krzewy z którymi moje futro mocno kontrastowało, przez co musiałem trzymać się cienia, by zwierzyna mnie nie dostrzegła. Poruszałem się pod wiatr, uniemożliwiając w ten sposób wyczucie mnie. Zdawało się że pomyślałem o wszystkim i tak było w istocie. Miałem już za sobą parę ładnych lat, nie jestem już nowicjuszem, który bardziej ufa swoim umiejętnościom niż strategi. I właśnie dlatego większość polowań, młodych wilków nie udaje się. Bo myślą, że sarna będzie czekać, aż wilk zatopi w niej kły. Niestety to tak nie działa. Każde polowanie to nie tylko zdobywanie jedzenia, to walka na śmierć i życie. Zabijaj albo będziesz zabity. Odwieczne prawo lasu, które zna każde stworzenie tuż przy narodzinach bądź wykluciu. Tu nie ma miejsca na czułości, ani podziwianie cudzego piękna. Rzeczywistość jest brutalna i krwawa, rządzona prawem pazurów i kłów. Podkradłem się już do końca krzewów. Zwierzyna pasła się, wygrzebując spod śniegu rośliny. Nagle jedna z saren podniosła głowę i zastrzygła uszami. Zmrużyłem dwukolorowe oczy, dobrze wiedząc, ze zaraz nabiorą krwistoczerwonej barwy. Jeszcze nie ... nie ... JUŻ! Wystrzeliłem spod krzaka, jako czarna smuga futra i lśniących w bladych promieniach słońca kłów. Stado momentalnie przerwało jedzenie i wystrzeliło jak najszybciej do przodu. Rozproszone i bezbronne, ogarnięte paniką. Mój pysk przyozdobił lekki uśmieszek. To ja jestem na szczycie łańcucha pokarmowego i niech drży każde inne zwierzę! Szybko przemierzyłem odległość dzielącą mnie od upatrzonej ofiary - dorodnego jelenia o grubej sierści w kasztanowym odcieniu. Wyścig śmierci, niedługo się skończy. Powoli doganiałem jelenia, choc ten próbował mnie zmylić, a nawet kopnąć. Wykorzystałem chwilę w której miał odepchnąć się od ziemi zadnimi nogami i skoczyłem mu na grzbiet. Wylądowałem na smukłym ciele w którym zatopiłem długie pazury, dla utrzymania równowagi. Nie tracąc czasu złapałem jelenia za kark i jednym chrupnięciem złamałem mu rdzeń kręgowy. Ofiara upadła na śnieg, który powoli przesiąknął czerwoną krwią. Złapałem jelenia za skórę i zaciągnąłem do czekającej Yǒnggǎn. Posiłek był dla niej, tak więc nie wypiłem ani jednej kropli krwi (nie licząc momentu polowania, ale to nie była krew którą tak dosłownie "piłem").
- Proszę. - powiedziałem, kładąc ofiarę tuż przed waderą. Yǒnggǎn uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - powiedziała, po czym wgryzła się w krwiste mięso jelenia. Moje oczy wróciły do normalnej barwy, gdyż nie byłem głodny i nauczyłem się jako tako kontrolować swoje odruchy.
<Yǒnggǎn? Tak. Mam brak weny. Było by krócej gdyby nie polowanko. xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz