Pseudonim: As (Aseł, Asełek - do mnie [właścicielki Anubisa] bo w opkach, raczej tak nie wypada.)
Płeć: Basior
Wiek: 5 lat
Charakter: Anubis to w połowie samotnik, który czas woli spędzać w towarzystwie tylko dobrze znanych mu osób, lub w ogóle sam. Na początku może sprawiać wrażenie chamskiego wilka, któremu wszystko jest obojętne. Jednak nie jest to prawdą, Asa obchodzi dużo. Jest to lojalny wilk, który odda życie by chronić drogie mu osoby i watahę. Humor (szczególnie czarny) i sarkazm to u niego podstawa, nie zawsze jednak tak przejawia swoje poczucie humoru. Przecież Anubis potrafi się śmiać! Często biega po terenach dla przyjemności i robi za samozwańczego strażnika. Przyjaźni się z Moon i pozwala sobie na wiele w obecności alfy, zupełnie jakby był betą, a nie gammą. Swoje stanowisko traktuje bardzo poważnie. Wiele od siebie wymaga. Trzeba wspomnieć iż basior ten nie wierzy w miłość, choć teraz jest to bardziej kruche stwierdzenie niż kiedyś. Sądzi, że można mieć tylko prawdziwych przyjaciół, jednak nie lubi poruszać tych kwestii. Szczególnie przy wilkach które wierzą w miłość. As potrafi być nieśmiały, ale rzadko mu się to zdarza. Zazwyczaj cechuje go śmiałość i odwaga ... oraz lekkomyślność. Nie można powiedzieć by wilk ten zastanowił się przed rzuceniem się na przeciwnika, lub w podobnych sprawach. Czasami jednak włącza się w jego mózgu tryb filozoficzny. W tedy zazwyczaj myśli o różnych rzeczach, które nie mają związku z tym co robi. Anubis ma też wady. Na pewno jest wybuchowy, taki był od zawsze i raczej to nie zmieni się do końca jego życia. Kocha walczyć, jak można się przekonać czytając jego opka. Zdarza mu się wpaść w bitewny szał w którym ledwo nad sobą panuje. Warto mieć go po swojej stronie. W razie problemów pomoże. Inni członkowie stada powinni mieć się na baczności. As nie zamierza być sztucznie uprzejmy, tylko z powodu stanowiska dla wilka, który zalezie mu za skórę. Czasami może udzielić mądrej rady, gdyż nie jedno przeżył.
~*~
Warto wspomnieć o jego "dodatkach" : Ma kły większe niż większość wilków, wystają one z jego szczęki i są widoczne. Ma bardzo długie pazury. Jest szczupły, ale reszta to same mięśnie. Jest też silny, chociaż w zapasach by nie wygrał. Ma "kocią zwinność" i umie wejść w bardzo małe otwory. Umie wspinać się po drzewach, ma świetną równowagę. Jest jednym z najszybszych wilków. To tyle c:
Hierarchia: Basior Beta
Stanowisko: Przywódca wojowników/Zastępca Alf
Rasa: Wilk Cienia
Moce: Widzi w ciemnościach lepiej od innych wilków, w nocy ma sokoli wzrok. Przemieszcza się z cienia w cień (wchodzi na jeden cień, zapada się jak w wodę i wynurza z innego cienia w innym miejscu, może też nimi podróżować obserwując kogoś). Żywić się samą krwią. Może wysłać "falę" która zaskrzepia krew w żyłach tych którzy staną jej na drodze (działa na 20 m.) Wzywa duchy, telepatia (to NIE jest czytanie w myślach, raczej rozmowa w umyśle...kojarzycie Eragona? To on się porozumiewa jak Eragon z Saphirą)
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Zainteresowania: Pływanie, nurkowanie itd. Włuczenie się nocą, zwiedzanie ciemnych miejsc, wchodzenie na niebezpieczne tereny itp.
Historia: Urodziłem się w watasze wilków życia. A dokładniej były to wilki ziemi, natury, roślin i światła. Wszyscy mieli tam jasne kolory, najczęściej rudy, kremowy i biały. Ja jako jedyny byłem ... inny, czarno-szary. Wiele nauczycieli próbowało odkryć mój talent. Kazali mi opiekować się roślinkami, często pływać, rozpalać ogień ... cokolwiek co miało związek z naturą. Niestety, pod moimi łapami roślinki usychały, w wodzie pływałem ale nie władałem nią, ogień, mnie parzył. Pewnego razu strasznie zdenerwowałem się na jednego z uczniów. Był to rudo-biały basior, który zawsze mnie wyśmiewał i namawiał innych by byli przeciw mojej osobie. Byliśmy w tym samym wieku, rudy był trochę ode mnie wyższy i grubszy. Podszedł kiedy męczyłem się nad uzdrawianiem stokrotki.- I co niezdaro? Jakieś postępy? Nie? No widzisz, jesteś zupełnym beztalenciem! Nie umiesz nawet zająć się kwiatkiem! Nie mówiąc już o tym co ja potrafię! - mówił i zapalił na łapie płomień. Wierna jego paczka zaśmiała się ze mnie, na co ja się wściekłem. Nie chciałem jednak wdać się w bójkę, byłem mniejszy i chudszy - raczej bym nie wygrał. Poczułem jednak coś dziwnego ... chciało mi się pić, ale nie wody. Rudy dalej gadał i mnie obrażał. Poczułem jak coś we mnie pęka. Poczułem, że muszę się napić ... krwi. Wstałem powoli, patrząc się na rudego. Szybciej niż można się tego spodziewać skoczyłem i zatopiłem kły w szyi rudego. Trafiłem prosto w tętnicę. Piłem, a krew ściekała mi po pysku. Kły w tym czasie wydłużyły się do takich rozmiarów jak teraz. Zdarzenie obserwowało kilkoro nauczycieli i sporo innych szczeniąt. Wszyscy na początku myśleli że po prostu go ugryzłem, ale rudy padł na ziemię a ja dalej go trzymał. W końcu puściłem, w rudym nie było ani kropli krwi, za to moje oczy były czerwone. Byłem przerażony. Co to było?! myślałem gorączkowo. Zdarzenie uznano za potworny wypadek. Później odkryłem "falę" i tak odkryłem wszystko ... trzymałem to w tajemnicy, póki nie napatoczył się Desoto - jeden z najwierniejszych przyjaciół rudego. Teraz to on przejął pałeczkę i zaczął mnie dręczyć. Znów się wkurzyłem i...znów był "wypadek", ale tym razem nie ograniczyłem się tylko do niego. Wilki postanowiły mnie wygnać (nie dziwię się szczerze), i też tak zrobili. Byli jednak tak podstępni, że musieli mieć pewność, że nie będę im już więcej zagrażał. Wysłali za mną czterech zabójców, najlepszych z najlepszych. Zabiłem ich z łatwością i umknąłem cieniem. Miałem w tedy rok i pół. Błąkałem się po świecie doskonaląc swe umiejętności i próbując panować nad pragnieniem. Potwierdzone fabularnie (w opkach): Pewnego razu postanowiłem zapuścić się dalej, zagłębiłem się w cień i wyszedłem na terytorium Watahy Krwawego Szafiru. Tam spotkałem waderę, która zamiast przerazić się moimi zdolnościami, zaprowadziła mnie do alfy. Zostałem przyjęty, choć może dlatego, że nie powiedziałem nic alfie, która miała na imię Moon. Po wyjściu z jaskini alf znów natknąłem się na tamtą waderę, która mnie tu sprowadziła. Miała na imię Yǒnggǎn i zaprzyjaźniliśmy się. Była pierwszą osobą, przy której mogłem być sobą. Ufałem jej i ona mi. Przeżyliśmy razem całą masę przygód i przede wszystkim staliśmy się towarzyszami broni. Trochę później alfa stała się podejrzliwa co do mojej osoby. Ukrywałem w końcu moje zdolności, a to z pewnością przykuło uwagę wadery. Moon postanowiła, że zrobi wszystko by usłyszeć od mnie prawdę. Udało jej się. Mimo to postanowiła nie wyrzucać mnie na zbity pysk z watahy i nawet się zaprzyjaźniliśmy. W WKS na początku objąłem stanowisko zwiadowcy. Nie miałem jednak zbyt wiele do robienia. Więc zostałem dowódcą wojowników. Awansowałem też na gammę. Zaprzyjaźniłem się jeszcze z kilkoma innymi wilkami, jednak te nie miały zielonego pojęcia o moim sposobie żywienia. Czuję że znalazłem tu dom. Ekhem, ekhem, kolejny wpis w pamiętniczku: No więc sielanka nie mogła trwać wiecznie, a od mojego dołączenia minęło już wystarczająco dużo czasu. Wataha powiększyła się z czego jestem zadowolony. Może najpierw wspomnę trochę o swoim prywatnym życiu. A więc. Zaprzyjaźniłem się z większością wilków, no na przykład z Desną, naszą byłą szamanką. Narobiłem też sobie wrogów, najgorszym z nich był Elektro, beta i zastępca alfy i w dodatku partner Desny. Kilka mniej ważnych sytuacji nie jest wartych upamiętniania (to jak chciałem go zamordować na przykład). W każdym razie moje siły zostały wystawione na próbę w dniu kiedy pojawił się Basior Ciemności. Na początku wydawał się po prostu przeciwnikiem, wojownikiem z przeszłości mojej najlepszej przyjaciółki Yǒnggǎn. Myliłem się. Okazał się cholernie silny, a jego zdolności wykraczały poza wilcze pojęcie. Tak właśnie zaczęła się wojna. Jako dowódca miałem pełne łapy roboty. Trenowałem siebie i innych, gdyż musieliśmy być w pełni sił w razie jakiegoś starcia. Nie mogliśmy dopuścić do siebie myśli o przegranej. Nikt z nas nie chciał umierać, a nasz przeciwnik wyraził się dość jasno. Albo wygramy i go zabijemy, albo to on zabije nas. Zwiększyliśmy też patrole, a obowiązek dowodzenia nimi powieżono mnie. Od właśnie takiego patrolu wszystko się zaczęło. Pamiętam to doskonale. Ja, Elektro i Scarlet patrolowaliśmy jeden z odcinków lasu, gdy on zaatakował. Mieliśmy mało czasu, ale udało nam się wszystkich zebrać, ustawić w formacji bojowej i przeprowadzić atak na basiora i jego sługusów. Walka trwała cały dzień i prawie całą noc, kończąc się przed świtem. Walczyłem jak opętany, wpadłem w bojowy szał, połamałem sobie kły, które w magiczny sposób stały się całością gdy zawładnęła mną furia. Do tego dowodziłem naszym oddziałem. To było prawdziwe piekło, skute lodem i śniegiem. Kiedyś wojny kojarzyły mi się z bohaterami i wielkimi zwycięzcami. Teraz to dla mnie puste obrazy. Gdy zamykam oczy nie potrafię wyobrazić sobie żadnych bohaterów. Widzę wilki, zmęczona hordę, która cieszy się, że zginęli ich bliscy a nie oni. Teraz wiem co znaczy prawdziwa rzeź. Armagedon, który przeszła nasz wataha ... nie wiem czy cokolwiek jest mu w stanie dorównać. Straciliśmy ponad połowę watahy, Ba! Zostało tylko kilku członków. Wiele wielkich wilków poległo. Desna, Elektro, Scarlet ... Nawet młode szczeniaki, które miały przed sobą całe życie oddały je, byśmy my mogli przetrwać. Taka właśnie jest wojna. Nawet ja nie wyszedłem z niej bez szwanku. Nie mówię tu o ranach fizycznych, te goją się dość szybko. Mam na myśli piętno które odcisnęło się w moim umyśle. Horror. To dobre słowo. Niekończące się koszmary, wieczne poczucie zagrożenia, glosy w mojej głowie ... Demony. Trudno sobie z tym poradzić. Nawet mnie nie przyszło to łatwo. Do tego poczucie winy, jakie spada na dowódcę. Przecież to ja poprowadziłem ich na śmierć. Teraz mogę tylko przepraszać pustymi słowami, głuche nagrobki w bezksiężycową noc. Już nic nie mogę zrobić. Ale mogłem. To przytłacza. Na szczęście nie tak jak w tedy. Wracając. Wojna zakończyła się naszym zwycięstwem i śmiercią Basiora Ciemności. Wszyscy byliśmy ranni. Po wojnie wszystko powoli zaczęło wracać do normy. W końcu życie nadal się toczy, prawda? A wielcy wojownicy nie mogą sobie pozwolić na próżną bezczynność. Moon mianowała mnie betą i swoim zastępcom (nadal jestem dowódcą). A potem ... wyznałem miłość Yǒnggǎn, która została moją partnerką. Tak. Wiem, że nie wierzyłem w miłość, ale to było dawno. Teraz wiem, że coś takiego istnieje. Moje poglądy się zmieniły. Moje spojrzenie na świat. Mój charakter. Nie jestem już tym samym podlotkiem, który dołączył do watahy. Zima. Ładne słowo, nie? To w nią się wszystko zaczęło i czuje, że to w nią się wszystko skończy. Chciałbym umrzeć w zimie. Mój grób przykryty byłby białym puchem. Taki niewinny i czysty. Jak marzenie o mojej duszy.
Rodzina: Nie chce znać. Teraz jego rodziną jest WKS.
Partner: A jednak cuda się zdarzają ... Yǒnggǎn
Potomstwo: Się pomyśli (luka na rezerwacje)
Właściciel: borderka (doggi) sowa38 (howrse)
Pieniądze: 3300WZ
Ekwipunek: Magiczny Proszek (zużyty).
Inne zdjęcia: * Ten lisek to symboliczna Yon. SYMBOLICZNA! tzn. to nie
jest jej wygląd.
Towarzysz: Po cholerę mi takie coś plączące się pod łapami?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz