wtorek, 29 grudnia 2015

Od Heroiki Do Sashy

Był to taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy. Wybrałam się do jadłodajni "Żelazny Pagórek", mojego nowego znaleziska leżącego kilometr od granic watahy. Spotkałam tam wcześniej między innymi Tokyę, która wraz z Unią zatrzymała się nieopodal. Tamtego dnia miałam nadzieję, że ponownie ją spotkam. Jeśli nie licząc bitwy i ostatniej wizyty w "Żelaznym Pagórku", nie widziałyśmy się od blisko roku. Opuściłam dolinę na krótko przed olbrzymią śnieżycą, która uniemożliwiła mi kontakt z przyjaciółką. Miałyśmy wiele zaległych tematów do obgadania.
Do jadłodajni dotarłam w porze obiadowej, dokładnie w tej samej chwili, co Tokya. Zaśmiałyśmy się i razem weszłyśmy do środka. W sali panował półmrok, a jedynym oświetleniem było nieduże okno i pochodnie. Podeszłyśmy do kasjera. Ja zamówiłam placki ziemniaczane z gulaszem z dziczyzny, a przyjaciółka grillowaną łapę króliczą z ziołami, wszystko na wynos. Zapłaciłyśmy (oczywiście darami natury) i zajęłyśmy miejsca przy stoliku przykrytym czerwono-białym obrusem w kratę. W oczekiwaniu na przygotowanie zamówionych dań udało omówić się nam szczegóły bitwy z Basiorem Ciemności. Zapytałam się Tokyi, czy nie chce dołączyć, ale odparła, że musi wracać do doliny. Chwilę później odebrałyśmy jedzenie i opuściłyśmy "Żelazny Pagórek".
Przeszłyśmy coś koło półtorej kilometra, po czym wdrapałyśmy się na jakieś drzewo. Siedząc na potężnym konarze, przerywając czasami jedzenie krótkimi rozmowami i uwagami na temat przepysznego posiłku, spałaszowałyśmy zamówione dania. Dowiedziałam się, jak Tokya tu trafiła, ja zaś opowiedziałam o mojej wędrówce z doliny i o odnalezieniu WKS. Właśnie zaczęłyśmy rozmawiać o Athenie i Unii, gdy kawałek dalej zobaczyłam jakiegoś wilka. Zupełnie nie wiem, co tu robił, ani dlaczego wszystko skończyło się w sposób, w jaki się skończyło, a mianowicie. Cokolwiek chciałyśmy zrobić, nie udało nam się i z gracją płci pięknej klasycznie spadłyśmy na pokrytą śniegiem ziemię tuż przed nosem przybysza. Zareagował krzykiem, więc po głosie poznałam, że to wadera. Podniosłam się z ziemi, Tokya zrobiła to samo. Często zastanawiałam się, czemu to ja zostałam Obrońcą Bet, a ona Gamm. Znajoma ma śnieżnobiałe futro z szarawymi znakami, grzywkę i puszysty ogon. Jeśli przybierze poważną minę, całość prezentuje się majestatycznie. W dodatku jest bardziej ogarnięta niż ja. I to właśnie ona powitała zaskoczoną i nieco przerażoną wilczycę, która na szczęście czy nieszczęście jeszcze nie uciekła.
- Witaj - powiedziała z uśmiechem.
- Cześć - odparła nieznajoma.
- Co cię tu sprowadza? - włączyłam się do rozmowy. - Bo mu właśnie zjadłyśmy pyszny obiad zakupiony w "Żelaznym Pagórku"...
Tokya spojrzała na mnie, więc przerwałam, a ona zwróciła się do wadery.
- Nie przejmuj się nią, to wariatka.
- Ta, a obok mnie jeszcze większa.
Przeszył mnie zimny wzrok przyjaciółki, zaraz potem na jej pyszczku pojawił się uśmiech. A potem wybuchnęłyśmy śmiechem. Minęła dłuższa chwila, zanim się uspokoiłyśmy.
- Tak na marginesie jestem Heroica, a to Tokya - przedstawiłam nas waderze. - Ty chyba jesteś z WKS, prawda?
- Tak, nazywam się Sasha.
- To może się gdzieś razem przejdziemy? Chciałabym kogoś z watahy lepiej poznać.

<Sasha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz