- Nie pomagaj mi - prychnąłem próbując się pozbyć wadery. Teraz kiedy zmieniłem się w demona powinienem przeczekać ten czas w samotności.
- Dlaczego nie? - zapytała Yǒnggǎn lekko drżącym głosem.
Zamknąłem oczy, próbując opanować gniew i potrzebę rozerwania czegokolwiek. Zobaczyłem coś w mojej głowie. Jakiś wilk. Po chwili wizja stała się wyraźniejsza. Była to wadera o jasnej sierści z rudymi włosami. Całe ciało wadery było zmasakrowane, zlepione krwią. Widziałem jak postać się zbliża - albo oddala.
Widok zakrwawionej wadery przyprawił mnie o dreszcze. Postanowiłem przerwać tę wizję, ale nie mogłem. Ruda wadera zaczęła krzyczeć tak jakby czegoś ode mnie chciała, ale były to tylko jęki, których nie mogłem zrozumieć. Poczułem tylko czyjąś łapę na ramieniu, a wizja rozpłynęła się w mgnieniu oka. Usłyszałem czyiś głos. Yǒnggǎn.
- Wszystko ok? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - spytała wadera.
- Nie podchodź - warknąłem przecierając oczy. Wadera cofnęła się o krok.
- Zawsze taki jesteś?
- Nieważne. Zostaw mnie w spokoju - mówiąc to podkuliłem zdenerwowany ogon - Jestem potworem.
- Teraz wyglądasz normalnie - westchnęła Yǒnggǎn - W co jeszcze umiesz się zmieniać?
Nie odpowiedziałem. Przed oczami przeleciał mi znowu obraz krwawej wadery. Co ona w ogóle robi w mojej głowie?!?
- Wynocha z mojej głowy! - parsknąłem. Zauważyłem jak Yǒnggǎn patrzy na mnie jak na idiotę.
- Może trzeba ci pomóc? - zapytała - Może to padaczka?
- Duchy mnie terroryzują - wydusiłem ciężko z siebie co brzmiało dziwnie - Mamy w watasze szamana?
<Yǒnggǎn?> Poison jest nawiedzany przez ducha wadery Scarlet jak coś, pewnie ją kojarzysz :]
"Mamy w watasze szamana?" "Mieliśmy szamankę, jej duch prześladuje Aseła." XD
czwartek, 31 grudnia 2015
Od Anubisa CD Yǒnggǎn
Spojrzałem na Yǒnggǎn. Żałuję, że nie mogę polować razem z nią, jednak jak nie odezwałem się ani nie wyrzucałem sobie winy. Już raz przywaliła mi łapę w głowę, na powtórkę nie miałem ochoty, nie chodziło tu o sam ból, lecz o to iż bardziej przejmowałem się ranną łapą Yǒn, niż ona sama. Skinąłem głowę.
- Zaraz dostaniesz najdorodniejszego jelenia z całego lasu. - powiedziałem i zacząłem skradać się w kierunku stada. Wolno, łapa za łapą, przez ośnieżone krzewy z którymi moje futro mocno kontrastowało, przez co musiałem trzymać się cienia, by zwierzyna mnie nie dostrzegła. Poruszałem się pod wiatr, uniemożliwiając w ten sposób wyczucie mnie. Zdawało się że pomyślałem o wszystkim i tak było w istocie. Miałem już za sobą parę ładnych lat, nie jestem już nowicjuszem, który bardziej ufa swoim umiejętnościom niż strategi. I właśnie dlatego większość polowań, młodych wilków nie udaje się. Bo myślą, że sarna będzie czekać, aż wilk zatopi w niej kły. Niestety to tak nie działa. Każde polowanie to nie tylko zdobywanie jedzenia, to walka na śmierć i życie. Zabijaj albo będziesz zabity. Odwieczne prawo lasu, które zna każde stworzenie tuż przy narodzinach bądź wykluciu. Tu nie ma miejsca na czułości, ani podziwianie cudzego piękna. Rzeczywistość jest brutalna i krwawa, rządzona prawem pazurów i kłów. Podkradłem się już do końca krzewów. Zwierzyna pasła się, wygrzebując spod śniegu rośliny. Nagle jedna z saren podniosła głowę i zastrzygła uszami. Zmrużyłem dwukolorowe oczy, dobrze wiedząc, ze zaraz nabiorą krwistoczerwonej barwy. Jeszcze nie ... nie ... JUŻ! Wystrzeliłem spod krzaka, jako czarna smuga futra i lśniących w bladych promieniach słońca kłów. Stado momentalnie przerwało jedzenie i wystrzeliło jak najszybciej do przodu. Rozproszone i bezbronne, ogarnięte paniką. Mój pysk przyozdobił lekki uśmieszek. To ja jestem na szczycie łańcucha pokarmowego i niech drży każde inne zwierzę! Szybko przemierzyłem odległość dzielącą mnie od upatrzonej ofiary - dorodnego jelenia o grubej sierści w kasztanowym odcieniu. Wyścig śmierci, niedługo się skończy. Powoli doganiałem jelenia, choc ten próbował mnie zmylić, a nawet kopnąć. Wykorzystałem chwilę w której miał odepchnąć się od ziemi zadnimi nogami i skoczyłem mu na grzbiet. Wylądowałem na smukłym ciele w którym zatopiłem długie pazury, dla utrzymania równowagi. Nie tracąc czasu złapałem jelenia za kark i jednym chrupnięciem złamałem mu rdzeń kręgowy. Ofiara upadła na śnieg, który powoli przesiąknął czerwoną krwią. Złapałem jelenia za skórę i zaciągnąłem do czekającej Yǒnggǎn. Posiłek był dla niej, tak więc nie wypiłem ani jednej kropli krwi (nie licząc momentu polowania, ale to nie była krew którą tak dosłownie "piłem").
- Proszę. - powiedziałem, kładąc ofiarę tuż przed waderą. Yǒnggǎn uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - powiedziała, po czym wgryzła się w krwiste mięso jelenia. Moje oczy wróciły do normalnej barwy, gdyż nie byłem głodny i nauczyłem się jako tako kontrolować swoje odruchy.
<Yǒnggǎn? Tak. Mam brak weny. Było by krócej gdyby nie polowanko. xd>
- Zaraz dostaniesz najdorodniejszego jelenia z całego lasu. - powiedziałem i zacząłem skradać się w kierunku stada. Wolno, łapa za łapą, przez ośnieżone krzewy z którymi moje futro mocno kontrastowało, przez co musiałem trzymać się cienia, by zwierzyna mnie nie dostrzegła. Poruszałem się pod wiatr, uniemożliwiając w ten sposób wyczucie mnie. Zdawało się że pomyślałem o wszystkim i tak było w istocie. Miałem już za sobą parę ładnych lat, nie jestem już nowicjuszem, który bardziej ufa swoim umiejętnościom niż strategi. I właśnie dlatego większość polowań, młodych wilków nie udaje się. Bo myślą, że sarna będzie czekać, aż wilk zatopi w niej kły. Niestety to tak nie działa. Każde polowanie to nie tylko zdobywanie jedzenia, to walka na śmierć i życie. Zabijaj albo będziesz zabity. Odwieczne prawo lasu, które zna każde stworzenie tuż przy narodzinach bądź wykluciu. Tu nie ma miejsca na czułości, ani podziwianie cudzego piękna. Rzeczywistość jest brutalna i krwawa, rządzona prawem pazurów i kłów. Podkradłem się już do końca krzewów. Zwierzyna pasła się, wygrzebując spod śniegu rośliny. Nagle jedna z saren podniosła głowę i zastrzygła uszami. Zmrużyłem dwukolorowe oczy, dobrze wiedząc, ze zaraz nabiorą krwistoczerwonej barwy. Jeszcze nie ... nie ... JUŻ! Wystrzeliłem spod krzaka, jako czarna smuga futra i lśniących w bladych promieniach słońca kłów. Stado momentalnie przerwało jedzenie i wystrzeliło jak najszybciej do przodu. Rozproszone i bezbronne, ogarnięte paniką. Mój pysk przyozdobił lekki uśmieszek. To ja jestem na szczycie łańcucha pokarmowego i niech drży każde inne zwierzę! Szybko przemierzyłem odległość dzielącą mnie od upatrzonej ofiary - dorodnego jelenia o grubej sierści w kasztanowym odcieniu. Wyścig śmierci, niedługo się skończy. Powoli doganiałem jelenia, choc ten próbował mnie zmylić, a nawet kopnąć. Wykorzystałem chwilę w której miał odepchnąć się od ziemi zadnimi nogami i skoczyłem mu na grzbiet. Wylądowałem na smukłym ciele w którym zatopiłem długie pazury, dla utrzymania równowagi. Nie tracąc czasu złapałem jelenia za kark i jednym chrupnięciem złamałem mu rdzeń kręgowy. Ofiara upadła na śnieg, który powoli przesiąknął czerwoną krwią. Złapałem jelenia za skórę i zaciągnąłem do czekającej Yǒnggǎn. Posiłek był dla niej, tak więc nie wypiłem ani jednej kropli krwi (nie licząc momentu polowania, ale to nie była krew którą tak dosłownie "piłem").
- Proszę. - powiedziałem, kładąc ofiarę tuż przed waderą. Yǒnggǎn uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - powiedziała, po czym wgryzła się w krwiste mięso jelenia. Moje oczy wróciły do normalnej barwy, gdyż nie byłem głodny i nauczyłem się jako tako kontrolować swoje odruchy.
<Yǒnggǎn? Tak. Mam brak weny. Było by krócej gdyby nie polowanko. xd>
Od Sashy CD Heroiki
Zaczepiła mnie jakaś wadera i jej towarzysz. Zaproponowała mi spacer.
- Okey, może iść na plażę. - powiedziałam i zaczęłam maszerować w stronę morza. Wilczyca zaczęła iść koło mnie.
- Długo jesteś już na tej watasze? - spytała mnie.
- No trochę już tu jestem. Brałam udział w ostatniej wojnie, na której poległo naprawdę dużo wilków. - powiedziałam ze smutkiem, myśląc szczególnie o Desnie, która mnie uratowała wtedy przed jakimś ogromnym basiorem.
- Nie smuć się! - powiedziała z uśmiechem Heroika. Kiedy byłyśmy na plaży zaczęłyśmy się taplać w ciepłej wodzie!
<<Heroika?>>
- Okey, może iść na plażę. - powiedziałam i zaczęłam maszerować w stronę morza. Wilczyca zaczęła iść koło mnie.
- Długo jesteś już na tej watasze? - spytała mnie.
- No trochę już tu jestem. Brałam udział w ostatniej wojnie, na której poległo naprawdę dużo wilków. - powiedziałam ze smutkiem, myśląc szczególnie o Desnie, która mnie uratowała wtedy przed jakimś ogromnym basiorem.
- Nie smuć się! - powiedziała z uśmiechem Heroika. Kiedy byłyśmy na plaży zaczęłyśmy się taplać w ciepłej wodzie!
<<Heroika?>>
środa, 30 grudnia 2015
Od Yǒnggǎn CD Poisona
Odruchowo przyjęłam pozycję gotowości do walki, ale od razu się uspokoiłam i wyprostowałam. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Czy to u niego normalne? Czy mnie zaatakuje? Nie wiedziałam do końca co robić. Stałam tak przez chwilę z podkulonym ogonem, bo dalej byłam trochę przestraszona. Potem znów zaglądnęłam do nory.
- Czy wszystko w porządku? Mogę ci pomóc? - zapytałam.
< Poison? >
- Czy wszystko w porządku? Mogę ci pomóc? - zapytałam.
< Poison? >
Od Yǒnggǎn CD Anubisa
- Jeśli masz ochotę. - uśmiechnęłam się. Poszliśmy tam, gdzie zwykle jelenie przychodziły zimą by jeść. Ja szłam niestety dosyć wolno, bo moja łapa nie pozwalała mi na chociaż truchtanie. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. To mogło potrwać jeszcze sporo czasu. Ale codziennie było coraz lepiej. Nie byłam już tak słaba, nie bolało tak bardzo.
Zatrzymaliśmy się za drzewami, żeby roślinożercy nas nie zobaczyli.
- Powodzenia. - powiedziałam tylko i usiadłam. Chciałam mu pomóc, ale nie dałabym rady i tylko spłoszyłabym jelenie. Musiałam jeszcze poczekać.
< Anubis? >
Zatrzymaliśmy się za drzewami, żeby roślinożercy nas nie zobaczyli.
- Powodzenia. - powiedziałam tylko i usiadłam. Chciałam mu pomóc, ale nie dałabym rady i tylko spłoszyłabym jelenie. Musiałam jeszcze poczekać.
< Anubis? >
wtorek, 29 grudnia 2015
Od Heroiki Do Sashy
Był to taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy. Wybrałam się do jadłodajni "Żelazny Pagórek", mojego nowego znaleziska leżącego kilometr od granic watahy. Spotkałam tam wcześniej między innymi Tokyę, która wraz z Unią zatrzymała się nieopodal. Tamtego dnia miałam nadzieję, że ponownie ją spotkam. Jeśli nie licząc bitwy i ostatniej wizyty w "Żelaznym Pagórku", nie widziałyśmy się od blisko roku. Opuściłam dolinę na krótko przed olbrzymią śnieżycą, która uniemożliwiła mi kontakt z przyjaciółką. Miałyśmy wiele zaległych tematów do obgadania.
Do jadłodajni dotarłam w porze obiadowej, dokładnie w tej samej chwili, co Tokya. Zaśmiałyśmy się i razem weszłyśmy do środka. W sali panował półmrok, a jedynym oświetleniem było nieduże okno i pochodnie. Podeszłyśmy do kasjera. Ja zamówiłam placki ziemniaczane z gulaszem z dziczyzny, a przyjaciółka grillowaną łapę króliczą z ziołami, wszystko na wynos. Zapłaciłyśmy (oczywiście darami natury) i zajęłyśmy miejsca przy stoliku przykrytym czerwono-białym obrusem w kratę. W oczekiwaniu na przygotowanie zamówionych dań udało omówić się nam szczegóły bitwy z Basiorem Ciemności. Zapytałam się Tokyi, czy nie chce dołączyć, ale odparła, że musi wracać do doliny. Chwilę później odebrałyśmy jedzenie i opuściłyśmy "Żelazny Pagórek".
Przeszłyśmy coś koło półtorej kilometra, po czym wdrapałyśmy się na jakieś drzewo. Siedząc na potężnym konarze, przerywając czasami jedzenie krótkimi rozmowami i uwagami na temat przepysznego posiłku, spałaszowałyśmy zamówione dania. Dowiedziałam się, jak Tokya tu trafiła, ja zaś opowiedziałam o mojej wędrówce z doliny i o odnalezieniu WKS. Właśnie zaczęłyśmy rozmawiać o Athenie i Unii, gdy kawałek dalej zobaczyłam jakiegoś wilka. Zupełnie nie wiem, co tu robił, ani dlaczego wszystko skończyło się w sposób, w jaki się skończyło, a mianowicie. Cokolwiek chciałyśmy zrobić, nie udało nam się i z gracją płci pięknej klasycznie spadłyśmy na pokrytą śniegiem ziemię tuż przed nosem przybysza. Zareagował krzykiem, więc po głosie poznałam, że to wadera. Podniosłam się z ziemi, Tokya zrobiła to samo. Często zastanawiałam się, czemu to ja zostałam Obrońcą Bet, a ona Gamm. Znajoma ma śnieżnobiałe futro z szarawymi znakami, grzywkę i puszysty ogon. Jeśli przybierze poważną minę, całość prezentuje się majestatycznie. W dodatku jest bardziej ogarnięta niż ja. I to właśnie ona powitała zaskoczoną i nieco przerażoną wilczycę, która na szczęście czy nieszczęście jeszcze nie uciekła.
- Witaj - powiedziała z uśmiechem.
- Cześć - odparła nieznajoma.
- Co cię tu sprowadza? - włączyłam się do rozmowy. - Bo mu właśnie zjadłyśmy pyszny obiad zakupiony w "Żelaznym Pagórku"...
Tokya spojrzała na mnie, więc przerwałam, a ona zwróciła się do wadery.
- Nie przejmuj się nią, to wariatka.
- Ta, a obok mnie jeszcze większa.
Przeszył mnie zimny wzrok przyjaciółki, zaraz potem na jej pyszczku pojawił się uśmiech. A potem wybuchnęłyśmy śmiechem. Minęła dłuższa chwila, zanim się uspokoiłyśmy.
- Tak na marginesie jestem Heroica, a to Tokya - przedstawiłam nas waderze. - Ty chyba jesteś z WKS, prawda?
- Tak, nazywam się Sasha.
- To może się gdzieś razem przejdziemy? Chciałabym kogoś z watahy lepiej poznać.
<Sasha?>
Do jadłodajni dotarłam w porze obiadowej, dokładnie w tej samej chwili, co Tokya. Zaśmiałyśmy się i razem weszłyśmy do środka. W sali panował półmrok, a jedynym oświetleniem było nieduże okno i pochodnie. Podeszłyśmy do kasjera. Ja zamówiłam placki ziemniaczane z gulaszem z dziczyzny, a przyjaciółka grillowaną łapę króliczą z ziołami, wszystko na wynos. Zapłaciłyśmy (oczywiście darami natury) i zajęłyśmy miejsca przy stoliku przykrytym czerwono-białym obrusem w kratę. W oczekiwaniu na przygotowanie zamówionych dań udało omówić się nam szczegóły bitwy z Basiorem Ciemności. Zapytałam się Tokyi, czy nie chce dołączyć, ale odparła, że musi wracać do doliny. Chwilę później odebrałyśmy jedzenie i opuściłyśmy "Żelazny Pagórek".
Przeszłyśmy coś koło półtorej kilometra, po czym wdrapałyśmy się na jakieś drzewo. Siedząc na potężnym konarze, przerywając czasami jedzenie krótkimi rozmowami i uwagami na temat przepysznego posiłku, spałaszowałyśmy zamówione dania. Dowiedziałam się, jak Tokya tu trafiła, ja zaś opowiedziałam o mojej wędrówce z doliny i o odnalezieniu WKS. Właśnie zaczęłyśmy rozmawiać o Athenie i Unii, gdy kawałek dalej zobaczyłam jakiegoś wilka. Zupełnie nie wiem, co tu robił, ani dlaczego wszystko skończyło się w sposób, w jaki się skończyło, a mianowicie. Cokolwiek chciałyśmy zrobić, nie udało nam się i z gracją płci pięknej klasycznie spadłyśmy na pokrytą śniegiem ziemię tuż przed nosem przybysza. Zareagował krzykiem, więc po głosie poznałam, że to wadera. Podniosłam się z ziemi, Tokya zrobiła to samo. Często zastanawiałam się, czemu to ja zostałam Obrońcą Bet, a ona Gamm. Znajoma ma śnieżnobiałe futro z szarawymi znakami, grzywkę i puszysty ogon. Jeśli przybierze poważną minę, całość prezentuje się majestatycznie. W dodatku jest bardziej ogarnięta niż ja. I to właśnie ona powitała zaskoczoną i nieco przerażoną wilczycę, która na szczęście czy nieszczęście jeszcze nie uciekła.
- Witaj - powiedziała z uśmiechem.
- Cześć - odparła nieznajoma.
- Co cię tu sprowadza? - włączyłam się do rozmowy. - Bo mu właśnie zjadłyśmy pyszny obiad zakupiony w "Żelaznym Pagórku"...
Tokya spojrzała na mnie, więc przerwałam, a ona zwróciła się do wadery.
- Nie przejmuj się nią, to wariatka.
- Ta, a obok mnie jeszcze większa.
Przeszył mnie zimny wzrok przyjaciółki, zaraz potem na jej pyszczku pojawił się uśmiech. A potem wybuchnęłyśmy śmiechem. Minęła dłuższa chwila, zanim się uspokoiłyśmy.
- Tak na marginesie jestem Heroica, a to Tokya - przedstawiłam nas waderze. - Ty chyba jesteś z WKS, prawda?
- Tak, nazywam się Sasha.
- To może się gdzieś razem przejdziemy? Chciałabym kogoś z watahy lepiej poznać.
<Sasha?>
sobota, 26 grudnia 2015
Event
Spóźniony ... obiecałam, a nie zrobiłam, jestem złym leniem ;_;
Konkurs Pierwszy: Legenda o Mikołaju i Reniferach
"Legenda o Mikołaju i Reniferach" - event polega na napisaniu legendy o wilczym Mikołaju. Jak powstał itd. Wymagania to:
- Ilość słów. Gdzieś tak minimalnie 300.
- Czytelność (bez błędów), logika i stylistyka.
- Wilczy Mikołaj musi w jakiś sposób zaprzyjaźnić się z reniferami. Są dwie opcje: renifery to kopytne ssaki, albo są to wilki z porożem i mocą lewitacji albo mają skrzydła i latają.
- Trzecioosobowa narracja.
- To jest legenda, nie opowiadanie, proszę o napisanie jak POWSTAŁ Mikołaj, a nie co robi i kiedy (choć to można ująć na końcu).
Oczywiście sens musiał by być ten sam, ale reszta była by zupełnie dowolna c:
Konkurs Drugi: Dla Artystów
Napisanie wilczej kolędy albo wierszyku/życzeń (wilczych!).
(Kolęda i wiersz mają być rymowane i nie mogą pochodzić z google).
Konkurs Trzy: Ubieranie Choinki.
Za każde opo poczynając od teraz na choince będzie przybywać jedna bombka, jej wielkość będzie zależeć od jakości opka :)
Bombki przybywają również za:
- Bannery i Avatary
- Zwerbowanie nowego członka (tym większa bombka im aktywniejszy jest "nowy")
Nie wygrywa ten z większą ilością bombek, lecz ten którego powierzchnia bombek (łącznie) będzie większa.
Niech każdy napisze w komie kolor w jakim chce by były jego wszystkie bombki ;)
Choinka:
Nagrody przewidziane w WZ lub z Jarmarku Świątecznego!
Konkurs trwa do Nowego Roku!
Powodzenia i niech moc będzie z Wami!
Od Heroiki CD Logana
- Pewnie. Pokażę ci moją sowę. Mieszka niedaleko stąd.
Ruszyłam w stronę lasu, snując opowieść o alergii i dębie. Kiedy raz obejrzałam się przez ramię, Logan miał nieco dziwną minę, ale się tym nie przejęłam. Wędrowaliśmy na południowy zachód. Po kilkunastu minut dostrzegłam przypuszczalny cel - olbrzymi dąb o wysokości około czterdziestu metrów. O ile się nie mylę, tam właśnie mieszka Athena. Przystanęłam metr od potężnego pnia, zadarłam głowę i zawołałam sowę po imieniu. Brak odpowiedzi. Czekałam pół minuty po czym zaczęłam się wspinać.
- Co robisz? - zapytał Logan.
- Ona bywa kapryśna po uaktywnieniu alergii. Chodź! - ponagliłam. Basior spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale wspiął się na najniższy konar. Wdrapywaliśmy się coraz wyżej i wyżej, a ja z każdym metrem byłacoraz bardziej przekonana, że pomyliłam drzewa. Ale skoro tak, to gdzieś tu powinna być kilkumetrowa guma, przecież widziałam ją dwa czy trzy dni temu... Wsadziłam łapę do małej dziupli, zbyt małej nawet dla Atheny, która przecież wielkością nie grzeszy. Poczułam zwój przypominającej linę gumy i wyciągnęłam ją. Wspięłam się na znajdujący się trochę wyżej gruby konar, po chwili obok mnie pojawił się Logan.
- Skakałeś kiedyś na bungee? - zapytałam, przywiązując elastyczną linę do konara.
- Nie. I nie jestem pewien, czy to na pewno się tak robi - odparł basior, przyglądając się z niepokojem moim poczynaniom. Machnęłam łapą, przewiązałam się linką i skoczyłam. To raczej nie należało do najlepszych pomysłów. Po połamaniu wszelkich mniejszych gałązek zawisłam trzy metry nad ziemią.
- Heroica? Nic ci nie jest? - usłyszałam dobiegający z góry krzyk.
- Nie! - odkrzyknęłam i poczęłam mocować się z linką. W końcu puściła, a ja spadłam na ziemię. Po chwili moim oczom ukazał się Logan. Zeskoczył z najniższej gałęzi. Usiadłam na śniegu usianym połamanymi przeze mnie gałęziami.
- Heh -wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Pomyliłam drzewa. Dąb, na którym mieszka Athena, znajduje się dwieście metrów na południowy wschód od tego miejsca.
Pobiegłam w tamtą stronę. Trochę dziwiło mnie, że Logan jeszcze nie uciekł, ale tym lepiej dla mnie. Po chwili dotarłam do celu. Krzyknęłam coś w rodzaju: "Pierzasta, złaź!" W wylocie dziupli ukazała się moja towarzyszka. Huknęła radośnie na powitanie i zleciała z drzewa prosto na moją głowę. Nie jest zbyt ciężka, nie ma więcej jak piętnaście centymetrów wysokości, poza tym to prawie wyłącznie brązowe pierze i olbrzymie oczy o złotych tęczówkach, nadające jej ten przesłodki wygląd.
<Logan? Wesołych Świąt!>
Moja wina, że nie wstawiłam wcześniej ;_;
Ruszyłam w stronę lasu, snując opowieść o alergii i dębie. Kiedy raz obejrzałam się przez ramię, Logan miał nieco dziwną minę, ale się tym nie przejęłam. Wędrowaliśmy na południowy zachód. Po kilkunastu minut dostrzegłam przypuszczalny cel - olbrzymi dąb o wysokości około czterdziestu metrów. O ile się nie mylę, tam właśnie mieszka Athena. Przystanęłam metr od potężnego pnia, zadarłam głowę i zawołałam sowę po imieniu. Brak odpowiedzi. Czekałam pół minuty po czym zaczęłam się wspinać.
- Co robisz? - zapytał Logan.
- Ona bywa kapryśna po uaktywnieniu alergii. Chodź! - ponagliłam. Basior spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale wspiął się na najniższy konar. Wdrapywaliśmy się coraz wyżej i wyżej, a ja z każdym metrem byłacoraz bardziej przekonana, że pomyliłam drzewa. Ale skoro tak, to gdzieś tu powinna być kilkumetrowa guma, przecież widziałam ją dwa czy trzy dni temu... Wsadziłam łapę do małej dziupli, zbyt małej nawet dla Atheny, która przecież wielkością nie grzeszy. Poczułam zwój przypominającej linę gumy i wyciągnęłam ją. Wspięłam się na znajdujący się trochę wyżej gruby konar, po chwili obok mnie pojawił się Logan.
- Skakałeś kiedyś na bungee? - zapytałam, przywiązując elastyczną linę do konara.
- Nie. I nie jestem pewien, czy to na pewno się tak robi - odparł basior, przyglądając się z niepokojem moim poczynaniom. Machnęłam łapą, przewiązałam się linką i skoczyłam. To raczej nie należało do najlepszych pomysłów. Po połamaniu wszelkich mniejszych gałązek zawisłam trzy metry nad ziemią.
- Heroica? Nic ci nie jest? - usłyszałam dobiegający z góry krzyk.
- Nie! - odkrzyknęłam i poczęłam mocować się z linką. W końcu puściła, a ja spadłam na ziemię. Po chwili moim oczom ukazał się Logan. Zeskoczył z najniższej gałęzi. Usiadłam na śniegu usianym połamanymi przeze mnie gałęziami.
- Heh -wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Pomyliłam drzewa. Dąb, na którym mieszka Athena, znajduje się dwieście metrów na południowy wschód od tego miejsca.
Pobiegłam w tamtą stronę. Trochę dziwiło mnie, że Logan jeszcze nie uciekł, ale tym lepiej dla mnie. Po chwili dotarłam do celu. Krzyknęłam coś w rodzaju: "Pierzasta, złaź!" W wylocie dziupli ukazała się moja towarzyszka. Huknęła radośnie na powitanie i zleciała z drzewa prosto na moją głowę. Nie jest zbyt ciężka, nie ma więcej jak piętnaście centymetrów wysokości, poza tym to prawie wyłącznie brązowe pierze i olbrzymie oczy o złotych tęczówkach, nadające jej ten przesłodki wygląd.
<Logan? Wesołych Świąt!>
Moja wina, że nie wstawiłam wcześniej ;_;
czwartek, 24 grudnia 2015
Od Poisona Do Luny
Dzień zaczął się jak co dzień - byłem głodny więc poszedłem coś upolować. Nie zauważyłem ile przez tę noc spadło śniegu. Nienawidzę zimy.
Zrezygnowany pogodą zacząłem brnąć przez półmetrową zaspę. Wiedziałem że przy tym śniegu i tak nic nie upoluję, ale może znajdę coś innego. Miałem już tego dosyć i rozmroziłem część śniegu przede mną.
Myślałem że moje problemy znikną ale z powodu niskiej temperatury roztopiony śnieg z powrotem zamarzł i zacząłem się ślizgać. Przewróciłem się przy pierwszym lekkim skręcie i potoczyłem się z górki. Serio. Do mojego futra przyczepiły się płachty śniegu i wyglądałem jak bałwan przez duże B.
Tak się spokojnie tocząc wpadłem prosto na jakąś waderę. Na pierwszy rzut oka mi się spodobała. Czarne futro, obroża z kolcami, zupełnie w moim typie.
- O witaj - zagadnąłem cicho. Nie lubię z nikim rozmawiać, ale podroczyć się nigdy nie zaszkodzi.
- Spadaj zboczeńcu! - warknęła wadera drapiąc mnie w oko i odpychając.
- Jestem Poison - mruknąłem wyciągając łapę.
- Luna - powiedziała obojętnie wadera mijając mnie. W ogóle się mną nie zainteresowała.
- Ej czekaj
- Zostaw mnie w spokoju!
Ja jednak zagrodziłem jej drogę. Luna wściekła pokazała kły. Aby ją specjalnie zdenerwować zrobiłem to samo.
<Luna?>
Zrezygnowany pogodą zacząłem brnąć przez półmetrową zaspę. Wiedziałem że przy tym śniegu i tak nic nie upoluję, ale może znajdę coś innego. Miałem już tego dosyć i rozmroziłem część śniegu przede mną.
Myślałem że moje problemy znikną ale z powodu niskiej temperatury roztopiony śnieg z powrotem zamarzł i zacząłem się ślizgać. Przewróciłem się przy pierwszym lekkim skręcie i potoczyłem się z górki. Serio. Do mojego futra przyczepiły się płachty śniegu i wyglądałem jak bałwan przez duże B.
Tak się spokojnie tocząc wpadłem prosto na jakąś waderę. Na pierwszy rzut oka mi się spodobała. Czarne futro, obroża z kolcami, zupełnie w moim typie.
- O witaj - zagadnąłem cicho. Nie lubię z nikim rozmawiać, ale podroczyć się nigdy nie zaszkodzi.
- Spadaj zboczeńcu! - warknęła wadera drapiąc mnie w oko i odpychając.
- Jestem Poison - mruknąłem wyciągając łapę.
- Luna - powiedziała obojętnie wadera mijając mnie. W ogóle się mną nie zainteresowała.
- Ej czekaj
- Zostaw mnie w spokoju!
Ja jednak zagrodziłem jej drogę. Luna wściekła pokazała kły. Aby ją specjalnie zdenerwować zrobiłem to samo.
<Luna?>
środa, 23 grudnia 2015
Od Logana CD Heroiki
- Mnie również jest miło - odparłem z nie mniejszym uśmiechem niż wadera. Zlustrowałem ją swym na pozór lodowatym spojrzeniem jednocześnie przekrzywiając głowę delikatnie w prawą stronę.
- Co? Mam coś na pysku? - usłyszałem głos wadery. Momentalnie wyrwałem się z osłupienia i popatrzyłem z lekkim rozbawieniem na waderę, która aktualnie czyściła pyszczek z krwi. Podrapałem się za uchem i usiadłem na śniegu. Czując przyjemny biały puszek pod łapami mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Nie, tylko się tobie przyglądałem - odparłem nastawiając uszy. Za krzakami, które znajdowały się za Heroiką siedziało jakieś stworzonko. Bez słowa podszedłem do krzaczorów na tyle blisko aby jednym susem dopaść stworzonka które tam grasowało a jednocześnie na tyle daleko aby zwierzątko nie wyczuło mnie na czas. Przykucnąłem poruszyłem barkami i skoczyłem w krzaki tym samym znikając waderze z oczu. Niestety ci tam na górze chyba nie za bardzo mnie lubią bo tamto stworzonko okazało się być jeżem. Niestety nie miałem jak się zatrzymać i tym samym wpadłem na jeża kując sobie pysk i przednie łapy. Pisnąłem z bólu i czym prędzej czmychnąłem w bezpieczne miejsce.
- Nic ci nie jest? - usłyszałem głos wadery która - o zgrozo - na pewno słyszała żałosne piski
- Nic - mruknąłem i otrzepałem się zupełnie jakbym chciał coś z siebie zrzucić - No więc... eeeee... masz ochotę coś porobić? - zagadnąłem chcąc odwrócić uwagę Heroiki od tej całej akcji z jeżem.
< Heroika? >
- Co? Mam coś na pysku? - usłyszałem głos wadery. Momentalnie wyrwałem się z osłupienia i popatrzyłem z lekkim rozbawieniem na waderę, która aktualnie czyściła pyszczek z krwi. Podrapałem się za uchem i usiadłem na śniegu. Czując przyjemny biały puszek pod łapami mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Nie, tylko się tobie przyglądałem - odparłem nastawiając uszy. Za krzakami, które znajdowały się za Heroiką siedziało jakieś stworzonko. Bez słowa podszedłem do krzaczorów na tyle blisko aby jednym susem dopaść stworzonka które tam grasowało a jednocześnie na tyle daleko aby zwierzątko nie wyczuło mnie na czas. Przykucnąłem poruszyłem barkami i skoczyłem w krzaki tym samym znikając waderze z oczu. Niestety ci tam na górze chyba nie za bardzo mnie lubią bo tamto stworzonko okazało się być jeżem. Niestety nie miałem jak się zatrzymać i tym samym wpadłem na jeża kując sobie pysk i przednie łapy. Pisnąłem z bólu i czym prędzej czmychnąłem w bezpieczne miejsce.
- Nic ci nie jest? - usłyszałem głos wadery która - o zgrozo - na pewno słyszała żałosne piski
- Nic - mruknąłem i otrzepałem się zupełnie jakbym chciał coś z siebie zrzucić - No więc... eeeee... masz ochotę coś porobić? - zagadnąłem chcąc odwrócić uwagę Heroiki od tej całej akcji z jeżem.
< Heroika? >
wtorek, 22 grudnia 2015
Od Poisona CD Yǒnggǎn
- Skąd jestem? - spytałem - Może lepiej nie mówić.
Yǒnggǎn odwróciła zakłopotana łeb.
- Nie było tematu - mruknęła - Lubisz ogień?
- I to bardzo - przyznałem. No wreszcie jakiś normalny temat do rozmowy. Byłem prawie zupełnie rozluźniony.
Wadera zaczęła się we mnie wpatrywać. Jakby czegoś ode mnie oczekiwała.
- No co? - bąknąłem zmieszany.
- Wyglądasz... . Inaczej. Może to pełnia.
Spojrzałem w dół. Moje łapy przybrały ciemnoszarą barwę. O rany, pełnia! Zawszę w pełnię księżyca wyglądałem tak:
I naprawdę tak wyglądałem.
Przerażony jak najszybciej dałem nogę. Wiedziałam, że nie będę mógł się kontrolować. Mimo wołania Yǒnggǎn wolałem się przed nią ukryć. Wskoczyłem do niewielkiej nory, ale po chwili poczułem zapach wadery. Tłumiąc dyszenie skuliłem się w norze.
- Poczekaj - usłyszałem za sobą głos Yǒnggǎn - Wiem że gdzieś jesteś.
- Nigdzie mnie nie ma - warknąłem, a warknięcie brzmiało jak ryk - Idź sobie.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytała zdziwiona wilczyca zaglądając do nory w której siedziałem. Odskoczyła widząc mnie już do końca przemienionego.
<Yon?>
Yǒnggǎn odwróciła zakłopotana łeb.
- Nie było tematu - mruknęła - Lubisz ogień?
- I to bardzo - przyznałem. No wreszcie jakiś normalny temat do rozmowy. Byłem prawie zupełnie rozluźniony.
Wadera zaczęła się we mnie wpatrywać. Jakby czegoś ode mnie oczekiwała.
- No co? - bąknąłem zmieszany.
- Wyglądasz... . Inaczej. Może to pełnia.
Spojrzałem w dół. Moje łapy przybrały ciemnoszarą barwę. O rany, pełnia! Zawszę w pełnię księżyca wyglądałem tak:
I naprawdę tak wyglądałem.
Przerażony jak najszybciej dałem nogę. Wiedziałam, że nie będę mógł się kontrolować. Mimo wołania Yǒnggǎn wolałem się przed nią ukryć. Wskoczyłem do niewielkiej nory, ale po chwili poczułem zapach wadery. Tłumiąc dyszenie skuliłem się w norze.
- Poczekaj - usłyszałem za sobą głos Yǒnggǎn - Wiem że gdzieś jesteś.
- Nigdzie mnie nie ma - warknąłem, a warknięcie brzmiało jak ryk - Idź sobie.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytała zdziwiona wilczyca zaglądając do nory w której siedziałem. Odskoczyła widząc mnie już do końca przemienionego.
<Yon?>
Od Anubisa CD Yǒnggǎn
Yǒnggǎn wtuliła się w moje czarne futro. Czułem ciepło promieniujące z jej ciała i przenikające przez warstwę sierści. Przez głowę nawet nie przeszła mi myśl, że mógł bym się odsunąć, co kiedyś, przed laty z pewnością bym zrobił. Zamiast tego oparłem głowę na ramieniu wadery. Własnie stało się to czego tak bardzo się obawiałem: Yǒnggǎn rozgryzła mnie i chciała poprawić mi humor. Czy było w tym coś złego? Nie. Ale czuł bym się jak zdrajca gdybym tak łatwo zapomniał o tych którzy polegli. A może wadera ma rację? Może powinienem znów być taki jak dawniej? Może rzeczywiście oni wiedzieli, że tak to się skończy, jednak poszli za mną bo wierzyli, że nawet jeśli polegną to inni dzięki temu wygrają? Zamknąłem oczy.
- Yǒn, myślisz, że oni chcieli oddać życie żebyśmy dzięki temu wygrali? - zapytałem, choć wadera właśnie to przed chwilą powiedziała. Chciałem jednak potwierdzenia, że dobrze zinterpretowałem jej słowa.
- Tak, przecież właśnie dlatego walczyli. Każdy kto szedł na wojnę, wiedział, że może zginąć, a mimo to poszliśmy na front by walczyć za naszą watahę. - czułem się głupio, że to właśnie Yǒnggǎn musi mówić do mnie jak do małego szczeniaka, który widział coś strasznego. Jednak nie potrafiłem nie zadawać bezsensownych pytań. Za bardzo potrzebowałem potwierdzenia własnych myśli jak i słów wadery. Widmo Desny nie zniknęło, ale jakby trochę zbladło.
- Wiesz ... ja ją widzę. Nawiedza mnie w snach. Desna. Mówi, że jestem tchórzem i że to wszystko prze ze mnie. - wyznałem. Jak już mówię wszystko to wszystko. Nie lubiłem ukrywać czegokolwiek przed Yǒnggǎn, za bardzo ją lubiłem by balansować na cienkiej nici jaką jest zaufanie. Nie chciałem by mój ciężar przeszedł na nią, jednak gdzieś podświadomie chciałem się go pozbyć, albo doprowadzić do tego by przestał być taki przytłaczający. Nadal nie otwierałem oczu i przytulałem się do wadery (a może to ona do mnie?). Nie mogłem więc widzieć jak zareagowała.
- Anubisie, to tylko sen, zły sen. Desna nie obwiniała by cię za to co się stało. Przecież ją znałeś. Czy chciała by byś cierpiał? - powiedziała miękko.
- Nie. - przyznałem. Nie wyobrażałem sobie by była do tego zdolna, ta łagodna wadera z którą ratowałem małego liska Rica. Nie. Nie mogłem jej sobie wyobrazić jako żywej i zdolnej do prześladowania mnie. Jednak po śmierci, po tym jak widziałem jej puste spojrzenie nie byłem już tego taki pewien.
- Przecież ona odeszła. Jej duch jest na wielkiej zielonej łące i biega z innymi wilkami, może nawet ze swoją rodziną? Jest tam szczęśliwa i na pewno nie czuje do ciebie żalu. Tak jak żaden inny wilk z tych żyjących i z tych martwych. Anubisie, jesteś naszym przyjacielem. - powiedziała.
- Masz rację. - przyznałem. - Ale sny nie odejdą. - dodałem. Yǒnggǎn odsunęła się ode mnie by spojrzeć mi w oczy, co z resztą uczyniła z zaskakującą łagodnością i stanowczością jednocześnie.
- Sny nie odejdą jeśli nie zaczniesz wierzyć, że mogą odejść. - powiedziała przeszywając mnie spojrzeniem niebieskich oczu.
- Jak mają odejść? - prychnąłem. - Nic nie można na to poradzić. - dodałem.
- Można! - krzyknęła Yǒnggǎn i uderzyła mnie łapą w głowę.
- Au! - syknąłem i pomasowałem bolące miejsce.
- Nie możesz w siebie wątpić w takiej chwili! Musisz wziąść się w garść! Jesteś naszym dowódcą! - krzyknęła mi prosto w twarz. Jej słowa podziałały na mnie otrzeźwiająco, zupełnie jak kąpiel w stawie zimą. Koniec z mazaniem się! Koniec. Nie mogę wiecznie myśleć nad tym samym i rozklejać się przed Yǒn!
- Masz rację. - powiedziałem wstając i otrzepując się. Na pysku wadery pojawił się uśmiech.
- I to jest Anubis którego znam! - krzyknęła i zapewne podskoczyła by, gdyby nie chora łapa.
- Upolować ci coś? - zapytałem. Nie byłem pewien czy coś dzisiaj jadła, a z niesprawną łapą raczej nie zdoła nic złapać.
<Yǒnggǎn?>
- Yǒn, myślisz, że oni chcieli oddać życie żebyśmy dzięki temu wygrali? - zapytałem, choć wadera właśnie to przed chwilą powiedziała. Chciałem jednak potwierdzenia, że dobrze zinterpretowałem jej słowa.
- Tak, przecież właśnie dlatego walczyli. Każdy kto szedł na wojnę, wiedział, że może zginąć, a mimo to poszliśmy na front by walczyć za naszą watahę. - czułem się głupio, że to właśnie Yǒnggǎn musi mówić do mnie jak do małego szczeniaka, który widział coś strasznego. Jednak nie potrafiłem nie zadawać bezsensownych pytań. Za bardzo potrzebowałem potwierdzenia własnych myśli jak i słów wadery. Widmo Desny nie zniknęło, ale jakby trochę zbladło.
- Wiesz ... ja ją widzę. Nawiedza mnie w snach. Desna. Mówi, że jestem tchórzem i że to wszystko prze ze mnie. - wyznałem. Jak już mówię wszystko to wszystko. Nie lubiłem ukrywać czegokolwiek przed Yǒnggǎn, za bardzo ją lubiłem by balansować na cienkiej nici jaką jest zaufanie. Nie chciałem by mój ciężar przeszedł na nią, jednak gdzieś podświadomie chciałem się go pozbyć, albo doprowadzić do tego by przestał być taki przytłaczający. Nadal nie otwierałem oczu i przytulałem się do wadery (a może to ona do mnie?). Nie mogłem więc widzieć jak zareagowała.
- Anubisie, to tylko sen, zły sen. Desna nie obwiniała by cię za to co się stało. Przecież ją znałeś. Czy chciała by byś cierpiał? - powiedziała miękko.
- Nie. - przyznałem. Nie wyobrażałem sobie by była do tego zdolna, ta łagodna wadera z którą ratowałem małego liska Rica. Nie. Nie mogłem jej sobie wyobrazić jako żywej i zdolnej do prześladowania mnie. Jednak po śmierci, po tym jak widziałem jej puste spojrzenie nie byłem już tego taki pewien.
- Przecież ona odeszła. Jej duch jest na wielkiej zielonej łące i biega z innymi wilkami, może nawet ze swoją rodziną? Jest tam szczęśliwa i na pewno nie czuje do ciebie żalu. Tak jak żaden inny wilk z tych żyjących i z tych martwych. Anubisie, jesteś naszym przyjacielem. - powiedziała.
- Masz rację. - przyznałem. - Ale sny nie odejdą. - dodałem. Yǒnggǎn odsunęła się ode mnie by spojrzeć mi w oczy, co z resztą uczyniła z zaskakującą łagodnością i stanowczością jednocześnie.
- Sny nie odejdą jeśli nie zaczniesz wierzyć, że mogą odejść. - powiedziała przeszywając mnie spojrzeniem niebieskich oczu.
- Jak mają odejść? - prychnąłem. - Nic nie można na to poradzić. - dodałem.
- Można! - krzyknęła Yǒnggǎn i uderzyła mnie łapą w głowę.
- Au! - syknąłem i pomasowałem bolące miejsce.
- Nie możesz w siebie wątpić w takiej chwili! Musisz wziąść się w garść! Jesteś naszym dowódcą! - krzyknęła mi prosto w twarz. Jej słowa podziałały na mnie otrzeźwiająco, zupełnie jak kąpiel w stawie zimą. Koniec z mazaniem się! Koniec. Nie mogę wiecznie myśleć nad tym samym i rozklejać się przed Yǒn!
- Masz rację. - powiedziałem wstając i otrzepując się. Na pysku wadery pojawił się uśmiech.
- I to jest Anubis którego znam! - krzyknęła i zapewne podskoczyła by, gdyby nie chora łapa.
- Upolować ci coś? - zapytałem. Nie byłem pewien czy coś dzisiaj jadła, a z niesprawną łapą raczej nie zdoła nic złapać.
<Yǒnggǎn?>
Od Yǒnggǎn CD Anubisa
Usłyszałam to, nawet, jeśli szeptał. Znowu westchnęłam i podeszłam jeszcze trochę bliżej.
- Anubis, wiesz dobrze, że nie mogłeś nic zrobić. Nawet, jeśli plan byłby inny, jakieś wilki by zginęły. To była prawdziwa wojna, nie mogło być tak, że wszyscy przeżyją. A te wilki, które zginęły... To bohaterzy. Bali się, ale dali radę walczyć z nami. Ja też się bałam. Ty pewnie tak samo. Ale nawet gdybyś ty zginął, z nimi byłoby tak samo. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Jesteś świetnym przywódcą i wojownikiem. Gdybyś naprawdę był taki zły jak mówisz, czy cała wataha stanęłaby z tobą do walki? - wtuliłam się w jego futro, próbując go jakoś pocieszyć. Rozumiałam go dobrze. Mi też nie było łatwo, gdy dowiedziałam się o śmierci tych wilków. Nie znałam ich, ale to i tak było ciężkie.
< Anubis? >
- Anubis, wiesz dobrze, że nie mogłeś nic zrobić. Nawet, jeśli plan byłby inny, jakieś wilki by zginęły. To była prawdziwa wojna, nie mogło być tak, że wszyscy przeżyją. A te wilki, które zginęły... To bohaterzy. Bali się, ale dali radę walczyć z nami. Ja też się bałam. Ty pewnie tak samo. Ale nawet gdybyś ty zginął, z nimi byłoby tak samo. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Jesteś świetnym przywódcą i wojownikiem. Gdybyś naprawdę był taki zły jak mówisz, czy cała wataha stanęłaby z tobą do walki? - wtuliłam się w jego futro, próbując go jakoś pocieszyć. Rozumiałam go dobrze. Mi też nie było łatwo, gdy dowiedziałam się o śmierci tych wilków. Nie znałam ich, ale to i tak było ciężkie.
< Anubis? >
Wesołych Świąt!
Cóż tu więcej mówić?
Wesołych Świąt kochani!
"Święta nadchodzą wielkimi krokami,
i choć chcielibyśmy spędzić je w tym
roku z Wami, Wysyłamy z daleka
skromne życzenia:
Bądźcie z nami choć myślami,
wspomnieniami i gestami.
Mimo że stołu nie dzielimy z Wami,
wiedzcie, że nie jesteście w ten
Wigilijny wieczór sami."
Wiem, że wigilia dopiero 24, ale w końcu to wigilia więc nie wiem ilu z was będzie w tedy siedzieć przy komputerze i czekać na życzenia.
A, że dzisiaj większość (w tym ja) obchodzą wigilię razem z klasą, tak więc uznałam, że życzenia równie dobrze mogę złożyć wam teraz.
"W dzień Bożego Narodzenia,
wszyscy wokół ślą życzenia.
Lista życzeń bardzo długa
czy spamiętać mi się uda?
Zdrowia, szczęścia pomyślności,
niech się trafi karp bez ości,
by w ten wigilijny czas
nic nie kuło w gardło Was.
Spod choinki niech wysypie się
prezentów worek cały,
a świat wokół niech przez chwilę
chociaż będzie śnieżno biały."
~ Wesołych Świąt życzy administracja WKS!
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Od Anubisa Do Moon
Mimo zżerającego mnie poczucia winy, nie mogłem zaszyć się w jaskini i mieć wszystkiego w dupie. Nadal byłem gamma i dowódcą. Postanowiłem zobaczyć co się dzieje z alfą - Moon. Teraz kiedy straciła jedną z bet, a wojna przyniosła tak wiele ofiar nie wyobrażałem sobie jak ona się czuje. Może nawet gorzej ode mnie? A może uwierzyła we własną gatkę, że nie można być wszędzie naraz? Wątpiłem jednak w to ostatnie. Moon nie jest bezduszną wilczycą, te śmierci musiały ją dotknąć. Przespacerowałem się więc prosto do jej jaskini. Droga minęła mi we względnej ciszy, nic nie zakłucało spokoju watahy, a wilki przebywały gdzieś indziej, pewnie same pogrążone w żałobie po zmarłych towarzyszach. Po kilkunastu minutach wolnego spaceru dotarłem do mieszkania alfy. Już miałem wejść gdy powstrzymała mnie czyjaś łapa, zagradzając mi drogę. Obróciłem się w kierunku przybysza, którym okazał się Picallo, syn Moon.
- Ma ... Alfa nie życzy sobie towarzystwa, potrzebuje chwili dla siebie. - powiedział młody basior, prężąc się dumnie. Mimo przeżytej wojny wciąż był młody i nadal chełpił się tym, że dorównuje już wzrostem dorosłemu basiorowi. Choć do mnie brakowało mu jeszcze z centymetra ... ewentualnie siedmiu.
- Nikogo nie chce widzieć? - zapytałem. - Od ilu dni? - dodałem. Picallo zabrał łapę i spojrzał na mnie niebieskimi oczami.
- Od wojny, a co?- zapytał. Pokręciłem głową. I jak miałbym wyjaśnić coś takiego młodemu, basiorkowi, który ma jeszcze mleko pod nosem? Z resztą, to nie wiek się liczy, tylko sposób postrzegania świata. Wiek to tylko liczba, a Pic to nadal szczeniak ... przynajmniej dla mnie.
- Muszę porozmawiać z alfą, to bardzo ważne. - powiedziałem i spojrzałem twardo na młodą alfę. Ten próbował wytrzymać spojrzenie, jednak w końcu spuścił wzrok. Kiwnąłem głową, po czym wszedłem do jaskini.
- Tak? - dobiegł mnie głos alfy, dochodzący z ciemności.
- Chcę porozmawiać. - wyjaśniłem i usiadłem niedaleko. Choć sam jestem przygnieciony własnym ciężarem, nie mogę pozwolić by Moon się męczyła z tym brzemieniem, jaki dotyka dowódców. Ona jest alfą, a ja tylko marną gammą. Z pewnością jest jakaś różnica.
<Moon?>
- Ma ... Alfa nie życzy sobie towarzystwa, potrzebuje chwili dla siebie. - powiedział młody basior, prężąc się dumnie. Mimo przeżytej wojny wciąż był młody i nadal chełpił się tym, że dorównuje już wzrostem dorosłemu basiorowi. Choć do mnie brakowało mu jeszcze z centymetra ... ewentualnie siedmiu.
- Nikogo nie chce widzieć? - zapytałem. - Od ilu dni? - dodałem. Picallo zabrał łapę i spojrzał na mnie niebieskimi oczami.
- Od wojny, a co?- zapytał. Pokręciłem głową. I jak miałbym wyjaśnić coś takiego młodemu, basiorkowi, który ma jeszcze mleko pod nosem? Z resztą, to nie wiek się liczy, tylko sposób postrzegania świata. Wiek to tylko liczba, a Pic to nadal szczeniak ... przynajmniej dla mnie.
- Muszę porozmawiać z alfą, to bardzo ważne. - powiedziałem i spojrzałem twardo na młodą alfę. Ten próbował wytrzymać spojrzenie, jednak w końcu spuścił wzrok. Kiwnąłem głową, po czym wszedłem do jaskini.
- Tak? - dobiegł mnie głos alfy, dochodzący z ciemności.
- Chcę porozmawiać. - wyjaśniłem i usiadłem niedaleko. Choć sam jestem przygnieciony własnym ciężarem, nie mogę pozwolić by Moon się męczyła z tym brzemieniem, jaki dotyka dowódców. Ona jest alfą, a ja tylko marną gammą. Z pewnością jest jakaś różnica.
<Moon?>
Od Heroiki Do Logana
Kiedy tylko Moon oficjalnie ogłosiła koniec bitwy, znalazłam pierwszą lepszą niezamieszkaną jaskinię, wywiesiłam kartkę „ZAJĘTE” i uciekłam w jej głąb. Przez kolejne dwie doby ryczałam, by pod koniec dojść do wniosku, że to nikomu nie przywróci życia. Dopiero wtedy poczułam, jaka jestem głodna. Opuściłam jaskinię i zajęłam się poszukiwaniem jakiegoś obiadu, śniadania, czy jak też ten posiłek chcecie nazywać. Po kilkunastu minutach błądzenia po lesie poczułam zapach saren. Wiatr wiał na moją korzyść, więc postanowiłam je odnaleźć i zaatakować. Pobiegłam truchtem na zachód, skąd wiatr przyniósł apetyczną woń. Nie minęło siedem minut, a znalazłam się w pobliżu sporej łąki, porośniętej pożółkłą trawą. Rosło tam kilka oddalonych od siebie drzew, a przy każdym z nich stały sarny i żuły gorzką korę. Fe, nie wiem, jak one mogą to jeść. W każdym bądź razie posilały się, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, do chwili, gdy nie zacisnęłam kompletu ostrych kłów na szyi jednej z nich. Żebyście słyszeli ten pisk, tupot i zgiełk, jaki wywołały! Ale żadna z saren nie chciała pomóc koleżance, której to chwilę później przegryzłam tętnicę. Kiedy przestała oddychać zabrałam się do jedzenia. Skończywszy się posilać, zaczęłam myśleć i układać plan, co będę robić w najbliższych dniach, kiedy niespodziewanie obok mnie rozległo się krótkie „cześć”. Odwróciłam się, zaskoczona.
- Cz-cześć? – odparłam, widząc białego jak zalegający wokoło śnieg basiora. – Jestem Heroica.
- Logan – przedstawił się.
- Miło cię poznać – uśmiechnęłam się lekko.
<Logan?>
- Cz-cześć? – odparłam, widząc białego jak zalegający wokoło śnieg basiora. – Jestem Heroica.
- Logan – przedstawił się.
- Miło cię poznać – uśmiechnęłam się lekko.
<Logan?>
Od Anubisa CD Yǒnggǎn
Miękki biały puch mroził mi spód łap, gdy stałem w cieniu wielkiego krzewu, który miał zielone igły zamiast liści. Dwukolorowymi oczami obserwowałem okolicę. Choć nie jestem strażnikiem, czasem podejmuję się tej funkcji, choćby dlatego, że nie mamy w watasze ŻADNEGO wilka z tym stanowiskiem. Od czasu wojny miałem jednak jeszcze jeden powód, który uwierał mnie jak wbity kleszcz i to właśnie on sprawiał, że ostatnio nie uśmiechałem się tak często jak zwykle. Wojna ... kiedyś to słowo sprawiało, że widziałem dumne wilki pokonujące samą szarżą, kulącą się armię przeciwnika. Teraz jednak ten wyraz wzbudza we mnie gorycz, a moja wyobraźnia wcale nie pokazuje mi pełnych chwały wilków, lecz rozszarpane ciała moich bliskich, łapy ślizgające się w świeżej posoce i przerażenie w oczach niedoświadczonych nowicjuszy, którzy zostali zmuszeni do walki z większym i silniejszym przeciwnikiem. Dlaczego tak szybko zmienił się punk mojego postrzegania świata? Chyba przez to, że rzeczywiście przeżyłem wojnę. Nie potyczkę, czy polowanie, nie obławę. To była wojna gdzie wilk staje do walki z wilkiem, gdzie giną niewinne szczenięta, zamordowane w swoich jaskiniach ... A ty musisz patrzeć jak twój oddział idzie w rozsypkę, jak wilki, którymi dowodzisz giną ... giną z twojego rozkazu, bo tak nimi pokierowałeś, nie obmyślając lepszej strategii. W pysku zrobiło mi się sucho, a w brzuchu coś boleśnie się skręciło. Tyle wilków. Przed oczami stanęła mi martwa Desna ze swoim pustym spojrzeniem. Potrząsnąłem głową, starając się odpędzić od widma, które stworzył mój umysł i nie chciał mnie od niego uwolnić. Nawet nie ukrywam iż ostatnio prawie nie sypiam. Ciągle mam koszmary, nie z wrogami, lecz z martwymi ciałami moich dawnych przyjaciół, którzy oddali życie w walce. Najczęściej właśnie z byłą szamanką ... Wyzywa mnie od tchórzy i oskarża o śmierć wszystkich. Nie wiem czy to rzeczywiście ona, czy to tylko sen, jednak ma rację. Jestem tchórzem. Inaczej nie uciekł bym w tedy, kiedy przewróciłem się o jej ciało, nie przeraził bym się pustego spojrzenia, tylko należycie oddał jej hołd i powiedział by jej duch znalazł ukojenie. Jednak ja tylko się cofnąłem, a potem uciekłem. Żadne tłumaczenie nie usprawiedliwi mojego zachowania. Nic nie powstrzyma poczucia winy oraz tych koszmarów, po których staram się nie budzić z krzykiem. Na to nie ma lekarstwa i nawet tak dobra uzdrowicielka jak Moon nie będzie w stanie mi pomóc. Nie. Z tym muszę poradzić sobie sam, nawet jeśli nie wiem jak. Nie chcę by ktoś się o mnie martwił, zwłaszcza jeśli jest to taka błahostka jak złe sny. Przecież wilki od tego nie umierają, prawda? Wbiłem ciemne pazury w śnieg. Nie wycofam się ze swojego postanowienia, choćbym miał nie spać do końca mojego życia. Nagle moją uwagę przykuł nieznaczny ruch jakieś pięć metrów prze de mną. Instynktownie postawiłem uszy i przykucnąłem, gotowy do skoku lub biegu. Zaraz jednak rozluźniłem się gdy rozpoznałem postać. Była to brązowo - kremowa wadera, idąca o trzech łapach, niosąca ze sobą dobrze znany mi zapach. Yǒnggǎn! Szybko poderwałem się z miejsca i wyszedłem zza krzaka, prosto między drzewa. W tym momencie wadera dostrzegła mnie. Przez chwilę wyglądała jakby chciała pobiec do mnie, lecz uniemożliwiła jej to niewyleczona jeszcze łapa.
- Anubis! - krzyknęła z radością w głosie i powoli zaczęła ku mnie kuśtykać. Odwzajemniłem uśmiech i machnąłem ogonem. W przeciwieństwie do większości wilków, rzadko używałem ogona do wyrażania swojej radości. Mój uśmiech potrafi wyrazić wszystko równie dobrze jak mowa ciała. Jednak tym razem nie sięgnął on oczu. Moje spojrzenie powędrowało do niesprawnej łapy Yǒnggǎn. To moja wina ... gdybym tylko lepiej dowodził atakiem i obroną ... gdybym w tedy przy niej był. Powinienem jej w tedy pomóc, powinienem walczyć razem z nią ... W tedy to by się nie stało. Yǒnggǎn była by w tej chwili zdrowa i mogła by biegać i pływać ... Zdobyłem się na wymuszony uśmiech, kiedy spadł na mnie ciężar winy i niespełnionego obowiązku. Czułem, że powinienem jej pomóc i choć inni zapewne próbowali by przekonać mnie, że nie mogłem być wszędzie, czuję, że tam mnie najbardziej brakowało. A teraz biedna Yǒn musi się męczyć z tylko trzema łapami. W moim pysku zrobiło się sucho i z trudem zdołałem przełknąć ślinę, której tam prawie nie było. Yǒnggǎn czasami potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej książki. Spojrzała na mnie badawczo, niebieskimi oczami, a uśmiech odrobinę przygasł na jej pyszczku.
- Co się stało? - zapytała, podchodząc do mnie. Znów uderzyła mnie myśl, że to ja powinienem był podejść, a nie pozwalać by się męczyła ... prze ze mnie. Odwróciłem wzrok.
- Nic. - odpowiedziałem, a delta od razu wykryła kłamstwo, którego nawet dobrze nie zatuszowałem.
- Powiedz mi, przecież możesz mi zaufać. - nalegała. Miała rację, ufała mi i ja jej, jednak czy to co chciałem jej powiedzieć miało związek z zaufaniem? Pewnie tak, jednak nie mogłem przyznać się do poczucia winy. Yǒn z pewnością chciała by przekonać mnie do zrzucenia z siebie tego brzemienia, a ja nie mogłem jej na to pozwolić.
- Ufam ci Yǒn. - uśmiechnąłem się gorzko. - Jednak nie mogę ci powiedzieć o co chodzi. - dodałem. Nie chciałem dłużej dyskutować o tej sprawie. Szczerze? Bałem się, że wadera wyciągnie ode mnie prawdę.
- Jak się czujesz? Lepiej ci? - zapytałem, zmieniając temat. Jednakże te pytania zadał bym i tak, bez względu na temat rozmowy. Yǒnggǎn westchnęła, ale nie ciągnęła tematu.
- Tak czuję się lepiej, choć łapa nadal mi doskwiera. - spojrzała odruchowo na kończynę. - Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Brakuje mi pływania i biegania. - dodała. Mój pysk był bez wyrazu. Nie potrafiłem zmusić się by spojrzeć jej w oczy. Poczucie winy zżerało mnie od środka, zaciskając wszystkie narządy w supeł. Wadera lekko zaskoczyła się moją reakcją, aż nagle jej oczy powiększyły się, rozszerzając się ze zdziwienia.
- Ty ... - zaczęła i nie dokończyła. Odwróciłem głowę.
- To moja wina ... gdybym był lepszym dowódcą i wojownikiem. - wyszeptałem, choć poza nami nie było tu nikogo. Spojrzałem w śnieżnobiały śnieg, który skrzył się w promieniach słońca, zupełnie przecząc mojemu nastrojowi. Ze złością przeorałem go pazurami, zostawiając w nim głębokie bruzdy. Nie poczułem się ani trochę lepiej.
<Yǒnggǎn?>
- Anubis! - krzyknęła z radością w głosie i powoli zaczęła ku mnie kuśtykać. Odwzajemniłem uśmiech i machnąłem ogonem. W przeciwieństwie do większości wilków, rzadko używałem ogona do wyrażania swojej radości. Mój uśmiech potrafi wyrazić wszystko równie dobrze jak mowa ciała. Jednak tym razem nie sięgnął on oczu. Moje spojrzenie powędrowało do niesprawnej łapy Yǒnggǎn. To moja wina ... gdybym tylko lepiej dowodził atakiem i obroną ... gdybym w tedy przy niej był. Powinienem jej w tedy pomóc, powinienem walczyć razem z nią ... W tedy to by się nie stało. Yǒnggǎn była by w tej chwili zdrowa i mogła by biegać i pływać ... Zdobyłem się na wymuszony uśmiech, kiedy spadł na mnie ciężar winy i niespełnionego obowiązku. Czułem, że powinienem jej pomóc i choć inni zapewne próbowali by przekonać mnie, że nie mogłem być wszędzie, czuję, że tam mnie najbardziej brakowało. A teraz biedna Yǒn musi się męczyć z tylko trzema łapami. W moim pysku zrobiło się sucho i z trudem zdołałem przełknąć ślinę, której tam prawie nie było. Yǒnggǎn czasami potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej książki. Spojrzała na mnie badawczo, niebieskimi oczami, a uśmiech odrobinę przygasł na jej pyszczku.
- Co się stało? - zapytała, podchodząc do mnie. Znów uderzyła mnie myśl, że to ja powinienem był podejść, a nie pozwalać by się męczyła ... prze ze mnie. Odwróciłem wzrok.
- Nic. - odpowiedziałem, a delta od razu wykryła kłamstwo, którego nawet dobrze nie zatuszowałem.
- Powiedz mi, przecież możesz mi zaufać. - nalegała. Miała rację, ufała mi i ja jej, jednak czy to co chciałem jej powiedzieć miało związek z zaufaniem? Pewnie tak, jednak nie mogłem przyznać się do poczucia winy. Yǒn z pewnością chciała by przekonać mnie do zrzucenia z siebie tego brzemienia, a ja nie mogłem jej na to pozwolić.
- Ufam ci Yǒn. - uśmiechnąłem się gorzko. - Jednak nie mogę ci powiedzieć o co chodzi. - dodałem. Nie chciałem dłużej dyskutować o tej sprawie. Szczerze? Bałem się, że wadera wyciągnie ode mnie prawdę.
- Jak się czujesz? Lepiej ci? - zapytałem, zmieniając temat. Jednakże te pytania zadał bym i tak, bez względu na temat rozmowy. Yǒnggǎn westchnęła, ale nie ciągnęła tematu.
- Tak czuję się lepiej, choć łapa nadal mi doskwiera. - spojrzała odruchowo na kończynę. - Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Brakuje mi pływania i biegania. - dodała. Mój pysk był bez wyrazu. Nie potrafiłem zmusić się by spojrzeć jej w oczy. Poczucie winy zżerało mnie od środka, zaciskając wszystkie narządy w supeł. Wadera lekko zaskoczyła się moją reakcją, aż nagle jej oczy powiększyły się, rozszerzając się ze zdziwienia.
- Ty ... - zaczęła i nie dokończyła. Odwróciłem głowę.
- To moja wina ... gdybym był lepszym dowódcą i wojownikiem. - wyszeptałem, choć poza nami nie było tu nikogo. Spojrzałem w śnieżnobiały śnieg, który skrzył się w promieniach słońca, zupełnie przecząc mojemu nastrojowi. Ze złością przeorałem go pazurami, zostawiając w nim głębokie bruzdy. Nie poczułem się ani trochę lepiej.
<Yǒnggǎn?>
Od Yǒnggǎn Do Anubisa
Użycie wszystkich mocy naraz było tak niebezpieczne, że groziła mi śmierć. Ale dałam radę. Moje moce teraz nie były tak silne jak wcześniej, ale wkrótce znów takie będą. Mogłam już chodzić, ale trochę inaczej, bo moja złamana łapa nie uleczył się jeszcze do końca. Gdy chodzę jest uniesiona. Teraz, po tym wszystkim, tereny watahy były takie spokojne. Teraz już nie było wrogów, nie było wojny. Uśmiechnęłam się. Niestety nie mogłam biegać ani pływać... To pewnie trochę potrwa, zanim będę znowu mogła robić takie rzeczy. Nagle zobaczyłam znajomą sylwetkę wśród drzew. Już prawie zaczęłam tam pędzić, ale przypomniałam sobie, że nie mogę. Więc krzyknęłam:
- Anubis!
Uśmiechnęłam się, zamerdałam ogonem i zaczęłam iść w jego stronę. Poruszałam się wolno, bo musiałam uważać na łapę. Ciekawe, jak on czuje się po wojnie? Nie widziałam go po walce. Albo ciągle spałam albo zbyt bolała mnie łapa, żeby z kimkolwiek rozmawiać i wstać. Teraz wszystko wraca do normy.
< Anubis? >
- Anubis!
Uśmiechnęłam się, zamerdałam ogonem i zaczęłam iść w jego stronę. Poruszałam się wolno, bo musiałam uważać na łapę. Ciekawe, jak on czuje się po wojnie? Nie widziałam go po walce. Albo ciągle spałam albo zbyt bolała mnie łapa, żeby z kimkolwiek rozmawiać i wstać. Teraz wszystko wraca do normy.
< Anubis? >
Od Yǒnggǎn CD Poisona
- Miło mi cię poznać. - powiedziałam z uśmiechem. - Przyszłam tu... tak po prostu. Lubię spacerować. Nic się tutaj nie zmieniło od czasu wojny...
- Jakiej wojny? - zdziwił się.
No tak, on nie wie.
- Jakiś czas temu była tu wojna którą wygraliśmy. - wytłumaczyłam. - Mało brakowało i... bym zginęła.
Od tamtego czasu jeszcze nie byłam w pełni silna jak przed tym wszystkim, ale ran nie było już widać. Pewnie są jakieś blizny pod futrem, ale ktoś musiałby się bardzo dobrze przypatrzeć, żeby je zobaczyć.
- A ty skąd jesteś? - zapytałam po chwili. - Nie musisz mówić jeśli nie chcesz...
<Poison? Trochę brak weny... c:>
- Jakiej wojny? - zdziwił się.
No tak, on nie wie.
- Jakiś czas temu była tu wojna którą wygraliśmy. - wytłumaczyłam. - Mało brakowało i... bym zginęła.
Od tamtego czasu jeszcze nie byłam w pełni silna jak przed tym wszystkim, ale ran nie było już widać. Pewnie są jakieś blizny pod futrem, ale ktoś musiałby się bardzo dobrze przypatrzeć, żeby je zobaczyć.
- A ty skąd jesteś? - zapytałam po chwili. - Nie musisz mówić jeśli nie chcesz...
<Poison? Trochę brak weny... c:>
Od Poisona Do Yǒnggǎn
Zaraz po dołączeniu do watahy poszedłem na małą polankę. Był już wieczór, słońce powoli ukrywało się za horyzont. Nagle poczułem potrzebę by coś zapalić. A właściwie podpalić.
Rozejrzałem się wokół by sprawdzić czy nikt nie patrzy. Nikogo już nie było. Moon już poszła zostawiając mnie samego. Cicho podszedłem do małego krzaczka i podnosząc dwa kamienie cisnąłem iskrę wprost na roślinę. Pochuchałem w nią przez chwilę aż wreszcie krzak zaczął płonąć. Wiał wiatr i płomień robił ciekawy efekt.
Usłyszałem szelest. Na chwilę oderwałem wzrok od palącego się krzaka. Obok mnie siedziała jakaś wadera o brązowo-białym futrze i wpatrywała się z zainteresowaniem w ogień. Aż podskoczyłem.
- Co tu robisz? - zawarczałem.
- Siedzę, nie widać? - spytała wadera - Ale się wystraszyłeś... . Taki groźny a się mnie przestraszył... .
- Wcale że nie - powiedziałem ostro - Groźny to ja zaraz będę!
Ta wadera zaczęła mi działać na nerwy. Wyobraź sobie że chcesz pobyć sam a tu ktoś cię nawiedza. Byłem strasznie spięty obecnością wilczycy. Zacisnąłem zęby.
- Grozisz mi? - zaśmiała się wadera.
Przewróciłem tylko oczami, mając nadzieję, że sobie pójdzie. Ta jednak wciąż stała.
- Yǒnggǎn - mruknęła wadera wyciągając do mnie łapę. Ja ani drgnąłem. Nie lubię takich optymistów.
Syknąłem tylko coś pod nosem.
- Ja nie gryzę - uśmiechnęła się Yǒnggǎn.
- Poison - wychrypiałem niechętnie podając jej łapę - Po co tu przyszłaś?
<Yǒnggǎn?>
Rozejrzałem się wokół by sprawdzić czy nikt nie patrzy. Nikogo już nie było. Moon już poszła zostawiając mnie samego. Cicho podszedłem do małego krzaczka i podnosząc dwa kamienie cisnąłem iskrę wprost na roślinę. Pochuchałem w nią przez chwilę aż wreszcie krzak zaczął płonąć. Wiał wiatr i płomień robił ciekawy efekt.
Usłyszałem szelest. Na chwilę oderwałem wzrok od palącego się krzaka. Obok mnie siedziała jakaś wadera o brązowo-białym futrze i wpatrywała się z zainteresowaniem w ogień. Aż podskoczyłem.
- Co tu robisz? - zawarczałem.
- Siedzę, nie widać? - spytała wadera - Ale się wystraszyłeś... . Taki groźny a się mnie przestraszył... .
- Wcale że nie - powiedziałem ostro - Groźny to ja zaraz będę!
Ta wadera zaczęła mi działać na nerwy. Wyobraź sobie że chcesz pobyć sam a tu ktoś cię nawiedza. Byłem strasznie spięty obecnością wilczycy. Zacisnąłem zęby.
- Grozisz mi? - zaśmiała się wadera.
Przewróciłem tylko oczami, mając nadzieję, że sobie pójdzie. Ta jednak wciąż stała.
- Yǒnggǎn - mruknęła wadera wyciągając do mnie łapę. Ja ani drgnąłem. Nie lubię takich optymistów.
Syknąłem tylko coś pod nosem.
- Ja nie gryzę - uśmiechnęła się Yǒnggǎn.
- Poison - wychrypiałem niechętnie podając jej łapę - Po co tu przyszłaś?
<Yǒnggǎn?>
Poison
Imię: Poison (z ang.trujący)
Pseudonim: Jaki sobie tylko wymyślisz.
Płeć: Basior
Wiek: około 3 lata
Charakter: Poison to rodzaj samotnika. Nie lubi towarzystwa innych, spędza czas z osobami którym ufa. Bywa tajemniczy, nie lubi gdy ktoś się mu narzuca. Jeśli widzisz że chodzi z opuszczoną nisko głową to znak że jest czymś przygnębiony i lepiej go nie denerwować. Nie lubi osób które są bardzo delikatne i tylko narzekają. Jest zwyczajnie ponury, nienawidzi szczeniaków. Na każdą pełnie księżyca stara się zamknąć w jakimś miejscu. To chyba na razie tyle, Poison nie chce się więcej na swój temat wypowiadać.
Hierarchia: Basior Omega
Stanowisko: Szpieg
Rasa: Rzadka odmiana Wilka Trującego i 45% Wilka Ognia
Moce:
- Zamykanie w toksycznej bańce
- Pływanie w lawie
- Oddychanie pod lawą (ale rzadko tego używa)
- Plucie kwasem
- W każdą pełnie księżyca zmienia się w demona, w każdy nów w zwykłego wilka
- Zatruwanie powietrza
Jaskinia: KLIK
Medalion: KLIK
Poison nie wie jeszcze jak go używać, ale to pewnie coś powiązane z ogniem
Zainteresowania: Oj nie myśl sobie że ten basior lubi pływanie. Poison nawet nie chce takich rzeczy słyszeć. On lubi bardzo bawić się ogniem. Zazwyczaj wieczorem zasypia przy samodzielnie zrobionym ognisku. Resztę jego zainteresowań poznasz w swoim czasie.
Historia: Poison urodził się w małej watasze wilków ognia. Jego ojciec był wilkiem ognia, a jego matka wilkiem trucizny. Basior ma matce za złe ponieważ skaziła go tym żywiołem. Nie miał przez to łatwego dzieciństwa, ponieważ wszystkie inne szczeniaki wyzywały go od Szlamy. Kiedy urósł postanowił uciec w góry.
Mieszkał długo w ciemnej jaskini, codziennie polował, ograniczał się z każdym dniem do używania swoich mocy. W końcu znikły, ale podczas pełni jego ciało przybrało czarny kolor. Gdy zobaczył swoje odbicie w tafli jeziora, moce wróciły. Poison był wtedy młody i nie zdołał nad nimi w pełni zapanować. Skaził wszystko wokół siebie, a trujące opary pognały z wiatrem w kierunku jego byłej watahy. Basior doszedł do wniosku że cała wataha została otruta. Przygnębiony postanowił ruszyć w świat. Z każdej watahy zostawał wypędzany ze względu na rasę.
Żył długo samotnie, z czasem więc do tego przywykł. Zaczął też często używać mocy, a zabijanie sprawiało mu radość. Niewiele pozostało teraz z dawnego Poison'a. Basior stał się ponury i oschły.
W jednej z licznych wędrówek natknął się na jakąś waderę która zaproponowała mu dołączenie do watahy (?). Tą watahą była Wataha Krwawego Szafiru
Rodzina: Ojciec Rico, matka Kordelia, siostra Lu (wszyscy zabici częściowo przez truciznę)
Partner: Kto by chciał kogoś takiego. :[
Potomstwo: -
Pieniądze: 300 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Ratinka - howrse
Inne zdjęcia:
Towarzysz: -
Ave Reaktywacja!
A więc czas zacząć od nowa.
"Kiedy myślisz że wszystko przepadło
Posłuchaj mnie teraz
(nic nie przepadło)
Już nigdy nie musisz czuć się załamany
Czasami ciemność
Może pokazać ci światło."
~ Disturbed - The Light (tłumaczone z j. ang.)
Cóż tu więcej mówić? To tak jakby otwarcie, tyle, że nasza przeszłość nadal istnieje, choć tylko dla ocalałych. Wszyscy nowi niech nie przejmują się tym co było, ale tym co będzie.
Relacje między wilkami zostaną zachowane. Nie chciała bym by moja postać musiała od nowa przechodzić przez to wszystko. Nope.
Jednak niech każdy nowy się tym nie przejmuje - jest nas ... ile? 13?
Moon, Anubis, Yonngan, Elektro, Heroica ... To naprawdę niewiele.
"Więc na co czekasz?
Powiedz mi, na co czekasz
Nie stój bezczynnie i nie zapieraj się
Więc na co czekasz?
Powiedz mi na co czekasz
Znajdź nową drogę i przeciwstaw się
Nie pozwól światu na zewnątrz
Przyprzeć cię do muru w samotności
Więc na co czekasz?
Powiedz mi na co czekasz
Niech wszyscy będą świadomi."
~ Disturbed - What Are You Waiting For (tłumaczone z j. ang.)
Tak więc zapraszam (nie tylko ja) a więc: zapraszamy do dołączenia!
Formularz nie jest skomplikowany. Mamy tutaj miłą atmosferę (każdy członek to potwierdzi), administrację, która odpowie na każde pytanie i pomoże w miarę swoich możliwość.
Jesteśmy tolerancyjni. Nie musisz być mistrzem pisania opek. Jest to zdolność, która z czasem się wyrabia. Ważne by mieć chęć i przyjmować delikatne uwagi (których celem jest pomoc).
Oraz poczucie humoru. :)
"Trzymamy się razem
Wytrzymujemy ze sobą
Trzymamy się nawzajem
Nikt nas nie zatrzyma
Utrzymujemy wam wierność
Trzymamy ją mocno
I trzymamy się naszych zasad
Jeśli tylko kierować się nimi możemy."
"Utrzymujemy tempo
Dotrzymujemy słowa
Gdy jeden nie nadąża
Wtedy zatrzymujemy się natychmiast
Mamy oczy otwarte
Trzymamy się za ręce
Sześć płonących serc
Ogień podtrzymuje wasze ciepło."
~ Rammstein - Haifisch (tłumaczone z j. niem.)
Dołączasz do nas? Jesteś jednym z nas!
Staramy się pomagać sobie nawzajem, informować i wspieramy watahę w trudnych jak i tych lepszych chwilach!
Jedyne czego od was wymagam to pisania, kultury oraz używania języka polskiego bez wymówek typu: "Polska język, trudna język".
"Słyszysz te słowa? Wszystko, co mogę powiedzieć
Możemy obserwować świat, nawet gdy odejdą
Zapomnij o jutrze! "Jutro" jest dziś."
~ Hollywood Undead - Lion (tłum. z j. ang)
~ As i reszta ;D
niedziela, 20 grudnia 2015
Poległa
Imię: Scarlet
Pseudonim: Scar As powiedział i zostało :p
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata i 7 wschodów słońca
Charakter: Scarlet to miła, przyjacielska i pomocna wadera. Nigdy nie zostawia przyjaciół na pastwę losu, nigdy nie mówi ,,takie jest życie". Szuka przyjaciół za wszelką cene. Czasem spędza czas w swojej jaskini, czasem śpi pod gołym niebem. Kocha naturę, ale wyłącznie królestwo roślin, bo bardzo lubi mięso, z resztą jej imię kojaży się niektórym z czymś czerwonym, niektórym też z krwią. Uważe że basiory polujące są przesłodkie. Sama by też chciała mieć partnera. Czeka na tego jedynego.
Hierarchia: Wadera Omega
Stanowisko: Łowca
Rasa: Wilk Natury i Życia (mieszaniec)
Moce:
- potrafi strzelać z łuku
- zawsze zrywając koniczyne zrywa czterolistną
- jej ślina skutecznie oczyszcza rany i osłabia ból
- nie daje sie przeciągnąć na Ciemną Stronę Mocy
- jej podmuch przyspiesza rozwój kwiatków
Jaskinia: http://www.panstwaswiata.pl/wp-content/gallery/aktualnosci/jaskinia-melissani.jpg
Medalion: http://images.forwallpaper.com/files/thumbs/list/6/63390__emerald-pendant_t.jpg
Medalion Szmaragdowego Ducha. Scarlet może nim leczyć rany pełne trucizn i skażenia.
Zainteresowania: Polowanie, polowanie, i jeszcze raz polowanie. Jak na wilka natury, Scarlet aż za bardzo lubi polować.
Historia: Teraz najlepiej chyba zacytować: ,,Urodziłam się w małej jaskini. Pochodziłam z Watahy Wilków Wody. Zawsze sądziłam, że nigdy do nich nie pasowałam. Każdy był szary, niebieski, biały... . Ja jedna miałam elementy czerwieni. Wolałam spacerować całymi dniami po srebrzysto - zielonej łące niż pływać, a i tak nigdy dobrze się tego nie nauczyłam. Wszyscy mi ciągle mówili, że jestem beznadziejna i nigdy nie będe umiała tak dobrze nurkować jak oni. Kiedy miałam około roku, miałam już dosyć tego ciągłego znęcania się nade mną. Pewnej nocy odeszłam bez pożegnania. Błąkałam się trochę po świecie, aż w końcu znalazłam pewnego miłego wilka, który nauczył mnie strzelać z łuku. Zrozumiałam wtedy że jestem w tym najlepsza, i ruszyłam w świat w poszukiwaniu watahy która stała by się moją rodziną.
Pewnej nocy znalazłam ludzką pizzerie, ale przez dziwne wrzaski i głośny dźwięk szurania metalem bałam się tam wejść. Ruszyłam więc dalej. Wreszcie znalazłam pewną watahę, do której postanowiłam dołączyć".
Rodzina: Pochodzi od Matki Natury. Każdy wilk jest jej rodzeństwem, ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi Matki Natury.
Partner: Szuka kogoś kto skradnie jej serce
Potomstwo: Jak będzie partner, to może... .
Pieniądze: 700 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Ratinka - howrse
Szmaragdowa123 - Chat
Inne zdjęcia: Nie ma! Jedno wam musi wystarczyć
Towarzysz: Już niebawem
Głos: Wow! A co, ja pies, żeby dać głos?
Ocalała
Imię: Sasha
Pseudonim: Sash
Płeć: Wadera
Wiek: 4lata i 8 miesięcy
Charakter: Sasha to bardzo waleczna wilczyca. Jest przyzwyczajona do wojny i walki od małego. Jest bardzo waleczna i lubi się bić. Lubi swoje imię, uważa, że wyraża jej osobowość.-waleczną i wojowniczą wilczycę. Fakt czasem gada od rzeczy, ale cóż taka już jest więc....
Hierarchia: No cóż zostaje mi omega
Stanowisko: Wojowniczka
Rasa: Wilk wody
Moce: Potrafi oddychać pod wodą, zatrzymać czas w miejscu chodź nie bardzo jej to wychodzi. Jest nadzwyczaj szybka.
Jaskinia: Link
To wygląd przy wyjściu
Medalion: Link
Historia: Eh...nudna. Wychowała się w innej watasze. Była młodą alfą, która miała przejąć rządze. Miała jednak starszą siostrę i to ona została przywódczynią. Wilczyca zbuntowała się i szwendała po lesie gdy dotarła tutaj.
Rodzina: Matka-Ifus, Ojciec-Zan, Siostra-Cleo
Partner: Brak
Potomstwo: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: tajlandia12-doggi, secjalnie zakładam konto na horwse- Sasha-misia
Inne zdjęcia: -
Ocalała
Imię: Luna
Pseudonim: Midnight (pl. północ)
Płeć: Wadera
Wiek: 5lat i 2 miesiące
Charakter: Jest przeciwieństwem Moon, zazwyczaj myśli tylko o sobie. Mroczna, dominująca, przepada za samotnością
Hierarchia: Wadera omega
Stanowisko: Morderca
Rasa: Wilk księżycowy
Moce:
~ Kontrolowanie demonów .... wszystko w swoim czasie
Zainteresowania: pociąga ją krew i krzywda innych
Historia: Tajemnica.
Rodzina: Niestety mam siostrę: Moon
Partner: Nie ma
Potomstwo: Nie ma i nie zamierza mieć
Właściciel: -
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: -
Inne zdjęcia: Jako demon
Towarzysz: Śmierć
Ocalała
Imię: Kiba
Pseudonim: -
Płeć: Wadera
Wiek: 2lata i 8 miesięcy
Charakter: Szybko się przywiązuje. Jest trochę oschła i zimna .
Hierarchia: Młoda alfa
Stanowisko: Wojowniczka
Rasa: Wilk zimy.
Moce: Zapraża oddechem, chodzi po wodzie i potrafi wyczarować wszystko z lodu i śniegu , nawet żywe istoty . Właściwie ona błyskawicznie potrafi sprowadzić zimę .
Jaskinia: Z rodziną (zastępczą)
Medalion: Brak
Jaskinia: Z rodziną (zastępczą)
Medalion: Brak
Zainteresowania: Jeszcze nie ma
Historia: Jej rodzice zostali zabici przez człowieka a potem znalazła ją Moon.
Rodzina:
~ Mama Nie żyje
~ Ojciec Nie żyje
~ Brat Hige
~ Brat Toboe
~ Brat Tsune
Zastępcza:
~ Mama Nie żyje
~ Ojciec Nie żyje
~ Brat Hige
~ Brat Toboe
~ Brat Tsune
Zastępcza:
~ Mama Moon Nie żyje
~ Siostra Sophie Nie żyje
~Brat Picallo Nie żyje
~ Siostra Stream
Partner: Za młoda
Potomstwo: Za młoda
Pieniądze: Nieskończoność WZ
Ekwipunek: Brak
Inne zdjęcia: -
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Towarzysz: -
Ocalała
Imię: Stream
Pseudonim: -
Płeć: Wadera
Wiek: 3lata i 2 miesiące
Charakter: Towarzyska , lubi być w centrum uwagi , lubi rozrabiać , nie lubi samotności jest trchę szalona .
Hierarchia: Młoda alfa
Stanowisko: Wojowniczka
Rasa: Nie znana.
Moce: Wyssanie mocy z przeciwnika , pokutne spojrzenie , uleczanie wodą , reszty jeszcze nie odkryła.
Jaskinia: Z rodziną
Medalion: Link
Jaskinia: Z rodziną
Medalion: Link
Zainteresowania: Ganianie motyli
Historia: Adoptowana.
Rodzina:
~ Mama Moon
~ Tata Gard (Nie żyje)
~ Siostra Sophie
~Brat Picallo
Partner: Za młoda
Potomstwo: Za młoda
Pieniądze: Nieskończoność WZ
Ocalała
Imię: Sophie (czyt. Sofi )
Pseudonim: niektórzy mówią na nią Zan ale czemu ?
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata i 8 miesięcy
Charakter: Delikatna , miła , przyjazna , lubi zawierać nowe przyjaźnie .
Hierarchia: Młoda alfa
Stanowisko: Przyszła uzdrowicielka
Rasa: Wilk księżyca (po mamie)
Moce:
~ Zmiana w demona
~ Sokoli wzrok
~ Czasami przewiduje przyszłość
~ Jest odporna na wszystkie ataki wilków cienia , śmierci ; jad i trucizny
~ Zmiana w człowieka
Jaskinia: Szuka
Medalion: Link
~ Czasami przewiduje przyszłość
~ Jest odporna na wszystkie ataki wilków cienia , śmierci ; jad i trucizny
~ Zmiana w człowieka
Jaskinia: Szuka
Medalion: Link
Zainteresowania: Uczenie się robienia leczniczych mikstur z mamą.
Historia: Urodzona w watasze.
Rodzina:
~ Mama Moon
~ Tata Gard (Nie żyje)
~ Brat Picallo
~ Siostra Stream
~ Siostra Stream
Partner: Szuka
Potomstwo: Nie ma
Pieniądze: Nieskończoność WZ
Ekwipunek: Brak
Inne zdjęcia: Jako człowiek
Towarzysz: Eevee , Sylveon
Ocalał
Imię: Logan
Pseudonim: Loges, Logie
Płeć: basior
Wiek: 4 lata
Charakter: Logan jak każdy ma wady i zalety. Jednak na dobre bogu w jego charakterze przewyższają te drugie. Może zacznę od wad. Zdaje się, że urodził się pod ciemną gwiazdą. Ze świecą szukać dnia kiedy nie wpakował się w żadne tarapaty. Szczęściem w nieszczęściu jest szczęście tego wilka, bo jak szybko potrafi się w coś wpakować, tak szybko umie też wyleźć z kłopotów obronną łapą, zwykle nie czyniąc przy tym szkód materialnych i zdrowotnych. Wada druga – trochę uparty. No dobra niesamowicie uparty. Jest ciekawski i dociekliwy, ale wie kiedy ściągnąć wodze i odpuścić. Pomimo wszystko nie lubi na nikogo zbyt naciskać. Jak ktoś chce mu coś powiedzieć to powie, jak nie trudno niech sam się męczy ze swoim problemem. Basior lubi pomagać i jak widzi kogoś smutnego lub przygnębionego zawsze stara się pomóc. Jest cierpliwy, wysłucha, pocieszy, udzieli rady. Jednak najlepiej wychodzi mu pocieszanie. Jest zabawny, szalony i dowcipny. Lubi spędzać czas z innymi wilkami prawie tak bardzo jak lubi się wygłupiać. Pomimo swojej powierzchownej gwałtowności potrafi siedzieć cicho i spokojnie. Zawsze troszczy się o wszystkich wokół i stawia dobro innych ponad własne. Robi dobrą minę do złej gry. Potrafi być przekonywujący. Nie ocenia wilków po wyglądzie tkz. Nie ocenia książki po okładce. Nie obchodzi go co sądzą o nim inni, a wszystkie obelgi na swój temat puszcza mimo uszu, jednak jak ktoś obrazi jego bliskich już nie jest tak kolorowo. Nie jest romantykiem, ale jak się postara to umie coś romantycznego wymyślić. Jest czuły i kocha szczeniaki, a młode zwykle uważają go za dużego kolegę. Przyjaźnie nastawiony do każdego to tylko od innych zależy czy dalej będą zasługiwać na jego szacunek i przyjaźń czy nie. Jest wyrozumiały i nie wpada w panikę nawet jak sytuacja jest beznadziejna. Z przygodami jest za pan brat i nie często przepuszcza okazje, w których istnieje możliwość przeżycia kolejnej przygody.
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Opiekun Szczeniąt
Rasa: Wilk Zimy
Moce:
- Włada nad śniegiem
- Może zamrażać wszystko co zechce
- Wznieca jak i uspokaja śnieżyc
- Wywoływanie lawiny
- Lodowy oddech - działa jako rozpusczalnik gdy coś zamrozi
- Tworzenie różnych ozdób z lodu
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Zainteresowania: Zabawa ze szczeniakami, wojna na śnieżki, jazda po lodzie, robienie kawałów, przeżywanie przygód, podróże.
Historia: Kiedy się urodził w watasze lotosu wszyscy byli podekscytowani jego narodzinami, był bowiem potomkiem alf. Dorastał pod okiem wielu wyszkolonych do różnych zadań wilków, by (kiedy dorośnie) jak najlepiej poradzić sobie w życiu. Żadnej z lekcji nie zapamiętał... Z wyjątkiem jednej, która czasami ukazuje mu się jako koszmar. Czarny basior o intensywnie czerwonych oczach, dobrze zbudowany, bardzo umięśniony staje przed młodym alfą. Wskazuje mu jego cel - orła. Zainteresowany Logan podchodzi ostrożnie do ptaka, kiedy ten wznosi się ku nieboskłonowi, rozpościera skrzydła i nagle spada do przerażonego basiora. Jego wielkie szpony, zaraz wbiły by się w jego delikatne ciało, jednak basior zrobił unik, chwytając orła za koniec skrzydła, wyrywając przy tym kilka piór, ptakowi jednak udaje się uciec, by ponownie rozpocząć atak. Spłoszony Loges miał wtedy około roku, uciekał do czarnego basiora, który uczył go walki. Ten jednak odepchnął go z wielkim impetem. Młody alfa poturlał się po ziemi, a orzeł korzystając z okazji zaczął szarpać jego ciało. Młodzik patrzył ze smutkiem na swojego nauczyciela, ten jednak nie okazywał żadnych uczuć. Basior przypomniał sobie o nowo odkrytej mocy, jednak nie wiedział, czy starczy mu jeszcze sił, gdyż był cały w ranach i leżał w kałuży swojej krwi. Skupił się i zamroził orła swoimi łapami, ptak upadł bezwładnie na ziemię. Młody basior podniósł się resztkami sił i skręcił kark orłowi. Następnego dnia uciekł z watahy, nie chciał być tak więcej traktowany. Po drodze spotkał kilka miłych watah, jednak nie chciał do nich dołączyć. Minęły dwa lata, basior miał dość samotności, spotkał pewną waderę, która zachęciła go do dołączenia do pobliskiej watahy, ten zgodził się i tak znalazł się tutaj.
Rodzina: Nie chce znać!
Partner: Szuka tej jedynej
Potomstwo: Nie ma chociaż uwielbia dzieci
Pieniądze: 500 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Sonny - howrse
Inne zdjęcia: Nope
Towarzysz: -?-
Głos:
Ocalał
Imię: Nero
Pseudonim: Urwis , lisek
Płeć: basior
Wiek: 1rok
Charakter: Jest bardzo upartym szczeniakiem ale zawsze posłucha się opiekuna , jest bardzo mądry, uprzejmy i towarzyski .
Hierarchia: Młody basior Beta
Stanowisko: za młody
Rasa: wilk elektryczności i natury .
Moce: Jeszcze nie odkryte.
Zainteresowania: zabawa z innymi wilkami i poznawanie nowych istot nie ważne dobrych czy złych. I uwielbia spać na drzewach.
Historia: Nie zna swojej historii ale chętnie dowie się jaka ona jest.
Rodzina:
~ Mama Desna
~ Tata Elektro
~ Siostra bliźniaczka Blanco
~ Brat Sabrino
~ Siostry Kaysie i Tashe
Partner: za młody
Potomstwo: za młody
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: Elektro - Howrse
Subskrybuj:
Posty (Atom)