- Teriyaki. Broń boże, nie Bezi. - Przedstawiłam się. - No dobra, poczekaj.
Szybko wzbiłam się w powietrze i zaczęłam rozglądać się wokół. Po chwili
namierzyłam najbliższe jezioro. Wylądowałam dobre kilka metrów od
Torso. Pokazałam mu kierunek i ruszyłam przodem. Z niepokojem węszyłam
wokół do okoła siebie, bo wyczuwałam ludzi i psy. Końmi się nie
przejmowałam, bo je uwielbiam. Kiedyś, gdy byłam w świecie ludzi, miałam
własnego konia, karego ogiera o imieniu Euroboss. Skąd takie imię, to
nie wiem. Ale był cudowny. Wróciłam do teraźniejszości, omal nie
wpadając do wody. Ostatnimi czasy za często przenosze się w przeszłość.
- Jesteśmy - mruknęłam. Torso od razu wskoczył do wody, a ja poszłam
zapolować na jelenia po drugiej stronie jeziora. Już miałam wbić w niego
kły, gdy przywalił mi kopytem w skrzydło. Rozległ się trzask łamanych
kości i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Jeleń to wykorzystał i
wywalił mnie rogami prosto w jezioro. Wleciałam prosto na kąpiącego się
basiora, podtapiając go. Ok, od dzisiaj jestem wegetarianką. Albo nie,
nie wytrzymam.
- Przepr... Przepraszam - mruknęłam, odpływając z trudem od basiora.
Jedno ze skrzydeł zawisło bezwładnie. Machnęłam na to łapą. Nie znałam
żadnego wilka z watahy, który ma skrzydła, więc i tak nie mam z kim
latać, to po co mi one, i tak nigdy nie latam, bo musze biegać. Wiele
wilków chciało by mieć skrzydła, ale ja nie chce ich mieć.
- Nic się nie stało - odpowiedział basior, gdy wykrztucił całą wodę.
< Torso? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz