Gdyby nie Rara najpewniej bym zginął. Gdy nagle niedźwiedź uwolnił się
od naszego ataku, z impetem opadłem na łapy i natchmiast upadłem, gdy
poczułem ostry ból w lewej, przedniej łapie. Niedźwiedź nie zdążył
wykorzystać mojej słabości, bo do gry wkroczyła ona. Dlatego, gdy
chciała przekazać nam plan, pokuśtykałem do niej, ignorując ból, a
później ponownie rzuciłem się na bestię. Tym razem niedźwiedź padł,
wcześniej wydając z siebie ostatni ryk, na który odpowiedzieli inni
przedstawiciele jego gatunku.
- Dzielą nas kilometry – określiła Rara. – Ale sądząc po ich rozmiarach dość prędko nas odnajdą.
- Musimy ostrzec Moon – powiedział Anubis. – Trzeba chronić watahę.
Basior beta wyglądał na zdeterminowanego, tak samo jak młody alfa.
- Masz rację - przyznał Picollo. - Reszta powinna wiedzieć czego się spodziewać. Pospieszmy się.
Dyskretnie spojrzałem na swoją łapę, którą ledwo dotykałem ziemi.
Wyglądała na skręconą. Najgłupsza i bardzo upierdliwa kontuzja, z którą
na pewno nie dam rady biec.
- Idźcie beze mnie, chyba coś skręciłem. - Wskazałem na łapę. - Tylko was spowolnię, a tak może uda mi się kupić trochę czasu.
- Sam nie dasz rady - zaprotestowała Rara, a ja uśmiechnąłem się zadziornie.
- Potrafię o siebie zadbać. Poza tym mam ogień po swojej stronie. No,
idźcie już - powiedziałem zniecierpliwiony, z dużą pewnością siebie.
Picallo spojrzał na mnie z uwagą i kiwnął głową.
- Ruszamy - rozkazał krótko, spoglądając na towarzyszy z watahy i
pobiegł w kierunku ich głównych terenów. Anubis jeszcze przez krótką
chwilę stał w miejscu, po czym dołączył do Picalla. Rara pobiegła
ostatnia.
Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem za nimi kuśtykać w swoim tempie, zachowując maksymalną czujność.
- No, miski, gdzie jesteście? - mruknąłem w przestrzeń.
<Kto kontynuuje? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz