poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Od Heroiki

Pewnego słonecznego, kwietniowego dnia (no dobra, lało jak z cebra) postanowiłam pójść w góry i urządzić piknik, pooglądać ładne widoczki (szczególnie przy mgle) i w spokoju coś tam porobić. Zapakowałam do wielkiego kosza przeróżne smakołyki, jak zgniłe pomidorki i muchomory. Okej, żartuję, to było wędzone mięso, ciastka z kurczakiem i ziołami, miodek, suszone owoce i takie tam. Do tego Athena i byłam gotowa. Mając gdzieś kaprysy pogody ruszyłam na upatrzoną wcześniej górską polanę, gdzie zawsze mogłam schronić się w pobliskiej grocie. Spacerek w błotku był bardzo przyjemny, szczególnie, że po niedługim czasie natknęłam się na Rarę i Poisona. Zapytani, czy nie zechcieliby ze mną pójść, zgodzili się. Umilaliśmy sobie marsz rozmową. Słońce pod osłoną chmur ćwierkało, ptaszki świeciły, w dwóch słowach normalny dzień. Pokonawszy las i pierwsze wzgórze spotkaliśmy Teriyaki, która właśnie upolowała pokrytego miękkim futerkiem zająca. Dołączyła do naszej grupy, co, jak zauważyłam, nie przyjęło się z wielkim entuzjazmem u Rary.
Około czterdzieści minut później, cali przemoknięci, usiedliśmy w grocie. Rozłożyłam na ziemi koc i ustawiłam na nim całe przyniesione jedzenie oraz nieuważnie również Athenę, która zahukała z oburzeniem i odleciała na najbliższe drzewo.
- Ładne mamy dziś widoczki, prawda? – zauważyłam, pokazując łapą zasnuwającą łąkę mgłę.
<Teri albo Poison? Trochę krótkie, ale cóż…>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz