- Możemy się gdzieś przejść - uśmiechnąłem się. Nagle zaburczało mi w brzuchu. - Może jesteś głodna? Upolujemy coś.
- Czemu nie - Teriyaki wstała i zaczęła iść w kierunku lasu.
- W sumie Diabolo wyglądał smakowicie - wyszczerzyłem kły.
Teri spojrzała na mnie z politowaniem, po czym przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Chyba pojęła, że to tylko żart.
Ruszyliśmy przez las niewiele rozmawiając, szukaliśmy czegoś, co mogłoby się nadać do jedzenia. Po drodze mijaliśmy kilka wilków z naszej watahy, które Teri mi pokrótce przedstawiała. W pewnym momencie dostrzegliśmy kilka jeleni, które pasły się na małym połciu ściółki, mocno się rozglądały chyba wiedząc, że są na wilczym terenie. W tym samym momencie i ja, i uskrzydlona wilczyca zniżyliśmy się. Spojrzeliśmy na siebie.
- Jaki jest plan? - spytałem.
- Nie do końca wiem - odparła Teri. - Może ty masz jakiś pomysł?
Nagle wpadłem na coś.
- Sklonuj się i otocz stado. Ja oddzielę jednego z nich i wtedy zaatakujesz z każdej strony.
- Brzmi nieźle - przyznała mi i już zaraz utworzyła niezłą obławę.
W jednej sekundzie wbiegłem na ognistej ścieżce w sam środek stada płosząc wszystkie zwierzęta, po czym zacząłem gonić największego osobnika. Już zaraz klony Teriyaki go dopadły i powaliły na ziemię. Pomogłem go przygnieść zwiększając się odrobinę i przyciskając silne cielsko rogacza do gruntu. W końcu wilczyca wcieliła w siebie sobowtóry i przygryzła jeleniowi gardło, uśmiercając go. Spojrzeliśmy na siebie znowu, tym razem cali zdyszani i zadowoleni z siebie.
- Dobry plan - pogratulowała mi miło.
- Dzięki - zaśmiałem się. - Ty go uśmierciłaś, ty zacznij jeść.
Zszedłem ze zdobyczy i zmniejszyłem do oryginalnej wielkości, po czym usiadłem i poczekałem, aż Teri zacznie jeść. Oderwała nie śpiesząc się pierwszy kawałek skóry i dobrała się spokojnie do mięsa, a gdy już przeżuwała, sam ugryzłem nasz posiłek.
Jedliśmy w ciszy jakiś czas i chyba zacząłem się przyzwyczajać do milczenia. Czułem się taki spokojny przy niej w tamtej chwili... Między nami tworzyła się z każdą chwilą coraz luźniejsza atmosfera, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Skończyliśmy jeść i odpoczęliśmy chwilę przy stercie kości, nieruszonych wnętrzności i resztce mięsa. Stwierdziliśmy, że przynajmniej padlinożercy będą miały ucztę. W końcu oblizałem pysk od krwi.
- Masz pomysł co robimy dalej, Teri? - uśmiechnąłem się przyjaźnie, zachęcająco przechylając głowę.
<Teri?>
- W sumie Diabolo wyglądał smakowicie - wyszczerzyłem kły.
Teri spojrzała na mnie z politowaniem, po czym przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Chyba pojęła, że to tylko żart.
Ruszyliśmy przez las niewiele rozmawiając, szukaliśmy czegoś, co mogłoby się nadać do jedzenia. Po drodze mijaliśmy kilka wilków z naszej watahy, które Teri mi pokrótce przedstawiała. W pewnym momencie dostrzegliśmy kilka jeleni, które pasły się na małym połciu ściółki, mocno się rozglądały chyba wiedząc, że są na wilczym terenie. W tym samym momencie i ja, i uskrzydlona wilczyca zniżyliśmy się. Spojrzeliśmy na siebie.
- Jaki jest plan? - spytałem.
- Nie do końca wiem - odparła Teri. - Może ty masz jakiś pomysł?
Nagle wpadłem na coś.
- Sklonuj się i otocz stado. Ja oddzielę jednego z nich i wtedy zaatakujesz z każdej strony.
- Brzmi nieźle - przyznała mi i już zaraz utworzyła niezłą obławę.
W jednej sekundzie wbiegłem na ognistej ścieżce w sam środek stada płosząc wszystkie zwierzęta, po czym zacząłem gonić największego osobnika. Już zaraz klony Teriyaki go dopadły i powaliły na ziemię. Pomogłem go przygnieść zwiększając się odrobinę i przyciskając silne cielsko rogacza do gruntu. W końcu wilczyca wcieliła w siebie sobowtóry i przygryzła jeleniowi gardło, uśmiercając go. Spojrzeliśmy na siebie znowu, tym razem cali zdyszani i zadowoleni z siebie.
- Dobry plan - pogratulowała mi miło.
- Dzięki - zaśmiałem się. - Ty go uśmierciłaś, ty zacznij jeść.
Zszedłem ze zdobyczy i zmniejszyłem do oryginalnej wielkości, po czym usiadłem i poczekałem, aż Teri zacznie jeść. Oderwała nie śpiesząc się pierwszy kawałek skóry i dobrała się spokojnie do mięsa, a gdy już przeżuwała, sam ugryzłem nasz posiłek.
Jedliśmy w ciszy jakiś czas i chyba zacząłem się przyzwyczajać do milczenia. Czułem się taki spokojny przy niej w tamtej chwili... Między nami tworzyła się z każdą chwilą coraz luźniejsza atmosfera, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Skończyliśmy jeść i odpoczęliśmy chwilę przy stercie kości, nieruszonych wnętrzności i resztce mięsa. Stwierdziliśmy, że przynajmniej padlinożercy będą miały ucztę. W końcu oblizałem pysk od krwi.
- Masz pomysł co robimy dalej, Teri? - uśmiechnąłem się przyjaźnie, zachęcająco przechylając głowę.
<Teri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz