Słowa Wolf Lady zawisły w powietrzu. Jeden z jeńców drgnął, a drugi
zerwał się na równe nogi i rzucił się do ucieczki, prosto w stronę
korytarza, którym przyszliśmy razem z Poisonem. Nie długa dane mu było
cieszyć się zyskaną wolnością, gdyż dwa rosłe basior rzuciły się za nim w
pościg. Jeden zablokował mu drogę ucieczki, jego kumpel zaś uderzył
łapą w uciekiniera. Wilk przeleciał kilka metrów, uderzył o ścianę
jaskini i padł nieprzytomny. Bellona spojrzała na niego, a przez ułamek
sekundy widziałam w nich współczucie. W następnej chwili były już tak
samo zimne i obojętne jak wcześniej.
- Jak sobie życzysz, pani – odparła cicho głosem nie zdradzającym
emocji. Wolf Lady spojrzała na jeńców i zarechotała raz jeszcze. Potem
jednak, kiedy już miała odejść, siostra Scarlet zatrzymała ją.
- Em… Ma to być jakaś krwawa walka? – zapytała. Biała wilczyca odwróciła się.
- Oczywiście – odparła. – Jestem pewna, że zorganizujesz niesamowite widowisko.
Wolf Lady i większa część rosłych strażników opuściła grotę. Bellona
podeszła do przytomnego z dwóch złapanych wilków i wycedziła
bezwzględnym głosem:
- Bierz go na grzbiet. Tylko szybko!
Przestraszony basior podniósł delikatnie towarzysza i odprowadzany
uważnym wzrokiem siostry Scarlet ruszył trzecim wyjściem pomiędzy
obydwoma strażnikami. Bellona rzuciła ostatnie spojrzenie na grotę i
zniknęła w ciemnościach. Kiedy kroki całej czwórki ucichły, ostrożnie
przekradliśmy się pomiędzy skrzyniami do tunelu i zachowując maksymalną
ostrożność ruszyliśmy ich śladem. Droga wiła się cały czas, ale dzięki
naszemu dobremu węchowi nie straciliśmy orientacji w sieci korytarzy. I
dobrze, bo kto wie, czy kiedykolwiek odnaleźlibyśmy wyjście. W pewnym
momencie pozwoliliśmy sobie na krótki przystanek. Zjedliśmy nieco mięsa i
wypiliśmy kilka łyków wody z manierek. Po tym krótkim postoju
ruszyliśmy w dalszą drogę. Jakiś czas później do naszych uszu dotarły
ciche jęki bólu. Przyśpieszyliśmy kroku i już po chwili nie całkiem
daleko od nas dostrzegliśmy światło. Ostrożność znowu powróciła,
powodując jak najmniej hałasu przekradliśmy się do źródła blasku.
Kolejna grota, a w niej dwa jęczące i zakrwawione wilki leżące na ziemi,
kilka rosłych basiorów oraz spoglądająca na to wszystko Bellona z
brakiem współczucia w spojrzeniu…
Nagle obok siebie dostrzegła unoszącą się w powietrzu, przezroczystą
postać. Jej błękitne oczy spoglądały prosto na mnie. Potem Scarlet
odwróciła głowę i spojrzała na atakowanych jeńców, ich przeciwników i
swoją siostrę.
<Poison?>
sobota, 30 kwietnia 2016
czwartek, 28 kwietnia 2016
Od Caldo CD Rary
W pewnym momencie zapach niedźwiedzi stał się tak dobrze wyczuwalny, że
zacząłem tracić pewność skąd konkretnie się unosi. Gdy usłyszałem, że
coś biegnie w moją stronę, momentalnie się spiąłem. Uspokoiłem się, gdy
ujrzałem, że to tylko Rara.
- Co tu robisz? - fuknąłem. - Nie powinnaś być z Anubisem i Picallo?
- Może powinnam, ale jak widać nie jestem. Przepraszam, ale ci nie dowierzam, bo…
Ta chwila rozmowy wystarczyła, by mnie zdekoncentorwać. Niemal w ostatniej chwili zauważyłem potężnego niedźwiedzia. Niestety nie zdążyłem ostrzec Rary, która była jego celem.
- Ty cholero - warknąłem nisko, równocześnie traktując go płomieniem. Bestia ryknęła i zaczęła się rozpaczliwie obracać, by pozbyć się ognia. Bezskutecznie.
Zacząłem się powoli wycofywać, co musiało wyglądać dość niezdarnie, bo starałem się w ogóle nie używać lewej łapy. Po chwili dołączyła do mnie Rara, co przyjąłem z ulgą - nic poważnego jej się nie stało. Na jej podziękowanie krótko kiwnąłem głową i się uśmiechnąłem. Nie ma za co.
W pewnym momencie poczułem opór, nie mogłem cofnąć się dalej. Powoli odwróciłem głowę i zobaczyłem nierówną, porośniętą splątaną sierścią, powierzchnię. Rzuciłem się do przodu, jednak zahaczyłem łapą o korzeń i przeturlałem się po ziemi. W tym samym czasie zarejestrowałem, że Rara szepcze jakieś nieznane mi słowa. Wstałem najszybciej jak mogłem i zobaczyłem, że zwierzę jest unieruchomione przez gałęzie pobliskiego drzewa. Był nimi szczelnie oplątany. Ryknął rozjuszony i spróbował się uwolnić od trzymających go pnączy. Postanowiłem nie czekać, aż się mu to uda i wyobraziłem sobie jak jego głowa staje w płomieniach. W ułamku sekundy ten obraz przeniósł się na rzeczywistość. Niezdarnie skoczyłem na szamoczącego się miśka i gryzłem, starając się trafiać w jak najczulsze punkty, jednocześnie używając więcej ognia.
Gdy niedźwiedź padł na ziemię Rara ostrożnie do niego podeszła i upewniła się, że już nie wstanie, po czym wyszeptała swoje kolejne zaklęcie - gałęzie się cofnęły, a płomienie zgasły. Oboje czujnie węsząc rozejrzeliśmy się po okolicy, jednak nic nie wskazywało na to, żeby niedaleko czaił się kolejny niedźwiedź.
- Byłaś niesamowita - powiedziałem z nieukrywanym podziwem. - I wcześniej, i teraz... - Potrząsnąłem głową. Spojrzałem na nią wyczekując odpowiedzi i znów ruszyłem w kierunku, gdzie zniknęli Picallo i Anubis. Tym razem narzuciłem sobie szybsze tempo. Niech wadera nie myśli, że ze mnie jakiś kaleka.
<Rara? Inny żywy osobnik?>
- Co tu robisz? - fuknąłem. - Nie powinnaś być z Anubisem i Picallo?
- Może powinnam, ale jak widać nie jestem. Przepraszam, ale ci nie dowierzam, bo…
Ta chwila rozmowy wystarczyła, by mnie zdekoncentorwać. Niemal w ostatniej chwili zauważyłem potężnego niedźwiedzia. Niestety nie zdążyłem ostrzec Rary, która była jego celem.
- Ty cholero - warknąłem nisko, równocześnie traktując go płomieniem. Bestia ryknęła i zaczęła się rozpaczliwie obracać, by pozbyć się ognia. Bezskutecznie.
Zacząłem się powoli wycofywać, co musiało wyglądać dość niezdarnie, bo starałem się w ogóle nie używać lewej łapy. Po chwili dołączyła do mnie Rara, co przyjąłem z ulgą - nic poważnego jej się nie stało. Na jej podziękowanie krótko kiwnąłem głową i się uśmiechnąłem. Nie ma za co.
W pewnym momencie poczułem opór, nie mogłem cofnąć się dalej. Powoli odwróciłem głowę i zobaczyłem nierówną, porośniętą splątaną sierścią, powierzchnię. Rzuciłem się do przodu, jednak zahaczyłem łapą o korzeń i przeturlałem się po ziemi. W tym samym czasie zarejestrowałem, że Rara szepcze jakieś nieznane mi słowa. Wstałem najszybciej jak mogłem i zobaczyłem, że zwierzę jest unieruchomione przez gałęzie pobliskiego drzewa. Był nimi szczelnie oplątany. Ryknął rozjuszony i spróbował się uwolnić od trzymających go pnączy. Postanowiłem nie czekać, aż się mu to uda i wyobraziłem sobie jak jego głowa staje w płomieniach. W ułamku sekundy ten obraz przeniósł się na rzeczywistość. Niezdarnie skoczyłem na szamoczącego się miśka i gryzłem, starając się trafiać w jak najczulsze punkty, jednocześnie używając więcej ognia.
Gdy niedźwiedź padł na ziemię Rara ostrożnie do niego podeszła i upewniła się, że już nie wstanie, po czym wyszeptała swoje kolejne zaklęcie - gałęzie się cofnęły, a płomienie zgasły. Oboje czujnie węsząc rozejrzeliśmy się po okolicy, jednak nic nie wskazywało na to, żeby niedaleko czaił się kolejny niedźwiedź.
- Byłaś niesamowita - powiedziałem z nieukrywanym podziwem. - I wcześniej, i teraz... - Potrząsnąłem głową. Spojrzałem na nią wyczekując odpowiedzi i znów ruszyłem w kierunku, gdzie zniknęli Picallo i Anubis. Tym razem narzuciłem sobie szybsze tempo. Niech wadera nie myśli, że ze mnie jakiś kaleka.
<Rara? Inny żywy osobnik?>
niedziela, 24 kwietnia 2016
Od Poisona CD Heroiki
Przegryzłem wargę, zaniepokojony czekałem na dalsze wydarzenia. Biała wadera razem z dowódcą oddziału specjalnego zniknęła w ciemnościach korytarza. Natomiast chwilę później Bellona pobiegła jakimiś krętymi schodami. Gdy dźwięki łap schodzących po schodach ucichły, wystawiłem łeb zza skrzyni. Jaskinia była pusta więc powoli wyszedłem na jej środek. Heroika również opuściła kryjówkę. Jako iż w jaskini stały prawie wyłącznie skrzynie, wspólnie z brązową waderą postanowiliśmy udać się schodami, które, jak się potem okazało - były bardzo śliskie i biegły w dół.
Nie zastanawiając się długo postanowiliśmy pójść schodami, kierując się niewyraźnym tropem siostry Scarlet. Później znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu. Postanowiłem nie tworzyć ognia gdyż nie chcieliśmy być jeszcze zauważeni. Jedynym oświetleniem były malutkie lampy zaczepione przy suficie. Brnęliśmy więc prawie na oślep, co chwila potykając się o kamienie. W pewnej chwili wyczułem zapach pieczonej wołowiny, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie miałem nic w ustach od co najmniej 48 godzin.
- Możemy się na moment zatrzymać? - zapytałem towarzyszki, która również była trochę wychudzona.
- Dobra, ale na chwilę - powiedziała Heroika i oparła się o ścianę.
Usiadłem i wyciągnąłem z małej torby kawałek surowego steka. Odgryzłem około połowę mięsa a resztę podałem Heroice. Po krótkim posiłku poczuliśmy się trochę lepiej. Na szczęście trop Bellony był jeszcze świeży. Nie zaszliśmy daleko, gdy usłyszeliśmy czyiś krzyk. Brązowa wadera wyprzedziła mnie i skręciła za zakrętem, ale potem gestem łapy pokazała, bym poszedł za nią. Na zakręcie zobaczyłem małe światełko w tunelu. Razem z waderą żwawo pobiegłem w jego kierunku. Na końcu tunelu widać było małe, lekko przymknięte drewniane drzwi. Za drzwiami widać było pomieszczenie wypełnione w znacznej części skrzyniami, ale po środku stało kilkoro wilków. Jak najciszej mogłem, przecisnąłem się przez drzwi i przykucnąłem ukryty za ścianami. Heroika poszła w me ślady, a wilki stające w pomieszczeniu nic nie zauważyły.
Gdy upewniłem się, że jesteśmy bezpieczni, przeczołgałem się za inną skrzynię, bo z tego miejsca miałem dużo lepszy widok. Skupiłem uwagę na postaciach wilków na środku pomieszczenia. Rozpoznałem Bellonę, kilka większych wilków i dwa basiory leżące na ziemi. Nie mogłem się jednak dobrze im przyjrzeć bo leżały plecami do mnie. Ciężko dyszały i były najwyraźniej bardzo zmęczone. Wyglądały na bardzo poranione, co mogło być spowodowane przez tych dużych basiorów stojących obok.
Po minucie do pomieszczenia weszła Wolf Lady.
- Znalazłam szpiegów - powiedziała Bellona, kiedy biała wilczyca znalazła się obok niej.
- Gratulacje - pochwaliła Wolf Lady.
- Co z nimi zrobić?
Biała wadera zaczęła się śmiać, a nawet prawię się zakrztusiła. Kiedy słyszałem ten jej śmiech, robiło mi się niedobrze. Kiedy skończyła się śmiać, powiedziała - Po prostu ich zabij.
<Heroika?>
Nie zastanawiając się długo postanowiliśmy pójść schodami, kierując się niewyraźnym tropem siostry Scarlet. Później znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu. Postanowiłem nie tworzyć ognia gdyż nie chcieliśmy być jeszcze zauważeni. Jedynym oświetleniem były malutkie lampy zaczepione przy suficie. Brnęliśmy więc prawie na oślep, co chwila potykając się o kamienie. W pewnej chwili wyczułem zapach pieczonej wołowiny, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie miałem nic w ustach od co najmniej 48 godzin.
- Możemy się na moment zatrzymać? - zapytałem towarzyszki, która również była trochę wychudzona.
- Dobra, ale na chwilę - powiedziała Heroika i oparła się o ścianę.
Usiadłem i wyciągnąłem z małej torby kawałek surowego steka. Odgryzłem około połowę mięsa a resztę podałem Heroice. Po krótkim posiłku poczuliśmy się trochę lepiej. Na szczęście trop Bellony był jeszcze świeży. Nie zaszliśmy daleko, gdy usłyszeliśmy czyiś krzyk. Brązowa wadera wyprzedziła mnie i skręciła za zakrętem, ale potem gestem łapy pokazała, bym poszedł za nią. Na zakręcie zobaczyłem małe światełko w tunelu. Razem z waderą żwawo pobiegłem w jego kierunku. Na końcu tunelu widać było małe, lekko przymknięte drewniane drzwi. Za drzwiami widać było pomieszczenie wypełnione w znacznej części skrzyniami, ale po środku stało kilkoro wilków. Jak najciszej mogłem, przecisnąłem się przez drzwi i przykucnąłem ukryty za ścianami. Heroika poszła w me ślady, a wilki stające w pomieszczeniu nic nie zauważyły.
Gdy upewniłem się, że jesteśmy bezpieczni, przeczołgałem się za inną skrzynię, bo z tego miejsca miałem dużo lepszy widok. Skupiłem uwagę na postaciach wilków na środku pomieszczenia. Rozpoznałem Bellonę, kilka większych wilków i dwa basiory leżące na ziemi. Nie mogłem się jednak dobrze im przyjrzeć bo leżały plecami do mnie. Ciężko dyszały i były najwyraźniej bardzo zmęczone. Wyglądały na bardzo poranione, co mogło być spowodowane przez tych dużych basiorów stojących obok.
Po minucie do pomieszczenia weszła Wolf Lady.
- Znalazłam szpiegów - powiedziała Bellona, kiedy biała wilczyca znalazła się obok niej.
- Gratulacje - pochwaliła Wolf Lady.
- Co z nimi zrobić?
Biała wadera zaczęła się śmiać, a nawet prawię się zakrztusiła. Kiedy słyszałem ten jej śmiech, robiło mi się niedobrze. Kiedy skończyła się śmiać, powiedziała - Po prostu ich zabij.
<Heroika?>
Od Poisona CD Teriyaki
- Ona zawsze taka jest? - zapytał Disparate.
- Tak, zawsze - westchnęła Rara patrząc na Teriyaki.
Po kilku minutach zaczęło mocniej padać i niebieska wadera razem z trzema zwierzętami wróciła do jaskini. Wchodząc nie spuszczała wzroku z nowo poznanego basiora. Wadery zaczęły rozmawiać, a później ktoś zaprosił nowo poznanego basiora do rozmowy. Ale niedługo po tym deszcz przestał padać i pojawiła się wyrazista tęcza.
- Wiecie ja może pójdę coś upolować - zaproponowałem, przenosząc wzrok na koc który pozbawiony był już przekąsek, którymi nie zdążyłem się za dobrze najeść.
Ciężko było znaleźć coś do jedzenia. Udałem się na dużą, zieloną łąkę i tam znalazłem sarny jedzące trawę. Skoczyłem w odpowiednim momencie i udało mi się złapać jedną małą sarnę. Reszta stada spłoszyła się i uciekła. Przegryzłem sarnie tętnicę żeby być pewien że nie żyje. Skończyłem polowanie bo słońce zaczęło już powoli zachodzić. Skierowałem się z powrotem w kierunku naszej jaskini i byłem ciekawy, czy ten typ Disparate nadal tam siedzi. Jak się okazało potem, siedział dalej w ,,naszej" jaskini ale było mi to już całkiem obojętne. Gdy tam dotarłem Rara i Heroika rozmawiały gdzieś z boku, a Teriyaki mówiła coś w kierunku czarnego basiora. Wszedłem do jaskini i upuściłem upolowaną zdobycz na ziemię.
- Ktoś jest głodny? - zapytałem zdobywając się na lekki uśmiech.
<Rara? Heroika? Teriyaki? Disparate? No u mnie również kiepsko z weną
- Tak, zawsze - westchnęła Rara patrząc na Teriyaki.
Po kilku minutach zaczęło mocniej padać i niebieska wadera razem z trzema zwierzętami wróciła do jaskini. Wchodząc nie spuszczała wzroku z nowo poznanego basiora. Wadery zaczęły rozmawiać, a później ktoś zaprosił nowo poznanego basiora do rozmowy. Ale niedługo po tym deszcz przestał padać i pojawiła się wyrazista tęcza.
- Wiecie ja może pójdę coś upolować - zaproponowałem, przenosząc wzrok na koc który pozbawiony był już przekąsek, którymi nie zdążyłem się za dobrze najeść.
Ciężko było znaleźć coś do jedzenia. Udałem się na dużą, zieloną łąkę i tam znalazłem sarny jedzące trawę. Skoczyłem w odpowiednim momencie i udało mi się złapać jedną małą sarnę. Reszta stada spłoszyła się i uciekła. Przegryzłem sarnie tętnicę żeby być pewien że nie żyje. Skończyłem polowanie bo słońce zaczęło już powoli zachodzić. Skierowałem się z powrotem w kierunku naszej jaskini i byłem ciekawy, czy ten typ Disparate nadal tam siedzi. Jak się okazało potem, siedział dalej w ,,naszej" jaskini ale było mi to już całkiem obojętne. Gdy tam dotarłem Rara i Heroika rozmawiały gdzieś z boku, a Teriyaki mówiła coś w kierunku czarnego basiora. Wszedłem do jaskini i upuściłem upolowaną zdobycz na ziemię.
- Ktoś jest głodny? - zapytałem zdobywając się na lekki uśmiech.
<Rara? Heroika? Teriyaki? Disparate? No u mnie również kiepsko z weną
Od Rary CD Caldo
„Potrafię o siebie zadbać. Poza tym mam ogień po swojej stronie.”
Bardzo mnie uspokoił. Baaardzo. Te słowa wciąż krążyły mi po głowie, kiedy biegłam za Picallo i Anubisem. Byłam z nimi jedynie dlatego, że młody Alfa tak zadecydował. Miałam jednak jakieś dziwne przeczucie, że nie robię dobrze. Coś ciągnęło mnie wstecz, nie do przodu. Okay, doświadczenie związane z życiem u Pustelników bywa czasem męczące – nigdy nie zostawiać kogoś w potrzebie i takie tam. Szczególnie, jak w koło kręcą się nienaturalnie wielkie miśki polujące na psowate. To się robi dziwne! I niebezpieczne w dodatku też. Po minucie doszłam do wniosku, że aktualnie nie jestem potrzebna Anubisowi i Picallo. Mogli przecież sami przekazać Moon informację o zagrożeniu. Sprawiając wrażenie, że nadal biegnę za nimi, zaczęłam się wycofywać, a za najbliższym zakrętem już przestałam zupełnie o to dbać. Trudno, zostawili Caldo, zostawią i mnie.
***
Po dwudziestu minutach wreszcie znalazłam idącego powoli basiora. Zdziwił się na mój widok.
- Co tu robisz? Nie powinnaś być z Anubisem i Picallo?
- Może powinnam, ale jak widać nie jestem. Przepraszam, ale ci nie dowierzam, bo…
Urwałam. Znów to samo. Cisza, brak śpiewu ptaków. Rozejrzałam się wokół, nie mając pojęcia, z której strony zaatakuje napastnik. A potem nagle trzask, ryk i potężne uderzenie łapy. Wyleciałam w powietrze, lądując na jakimś drzewie. Przestałam się na chwilę orientować w moim położeniu oraz sytuacji. Zakręciło mi się w głowie i o mały włos nie spadłabym z trzech i pół metra na ziemię. Po chwili do moich uszu dotarł ryk bólu. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku, którym okazał się być jeszcze jeden misiek. Czarne futro na jego ciele płonęło, a Caldo ostrożnie wycofywał się poza jego zasięg. Zwlekłam się z drzewa i stanęłam obok basiora.
- Dziękuję – wyszeptałam, gasząc za pomocą zaklęcia trawę, która zajęła się ogniem od niedźwiedzia. Gdyby jeszcze doprowadził do pożaru lasu, byłoby niewesoło. Cały czas cofaliśmy się ostrożnie, aż nagle uderzyliśmy w coś miękkiego. Podniosłam powoli głowę, a na nos spadło mi trochę niedźwiedziej śliny.
<Caldo? Anubis albo Picallo?>
Bardzo mnie uspokoił. Baaardzo. Te słowa wciąż krążyły mi po głowie, kiedy biegłam za Picallo i Anubisem. Byłam z nimi jedynie dlatego, że młody Alfa tak zadecydował. Miałam jednak jakieś dziwne przeczucie, że nie robię dobrze. Coś ciągnęło mnie wstecz, nie do przodu. Okay, doświadczenie związane z życiem u Pustelników bywa czasem męczące – nigdy nie zostawiać kogoś w potrzebie i takie tam. Szczególnie, jak w koło kręcą się nienaturalnie wielkie miśki polujące na psowate. To się robi dziwne! I niebezpieczne w dodatku też. Po minucie doszłam do wniosku, że aktualnie nie jestem potrzebna Anubisowi i Picallo. Mogli przecież sami przekazać Moon informację o zagrożeniu. Sprawiając wrażenie, że nadal biegnę za nimi, zaczęłam się wycofywać, a za najbliższym zakrętem już przestałam zupełnie o to dbać. Trudno, zostawili Caldo, zostawią i mnie.
***
Po dwudziestu minutach wreszcie znalazłam idącego powoli basiora. Zdziwił się na mój widok.
- Co tu robisz? Nie powinnaś być z Anubisem i Picallo?
- Może powinnam, ale jak widać nie jestem. Przepraszam, ale ci nie dowierzam, bo…
Urwałam. Znów to samo. Cisza, brak śpiewu ptaków. Rozejrzałam się wokół, nie mając pojęcia, z której strony zaatakuje napastnik. A potem nagle trzask, ryk i potężne uderzenie łapy. Wyleciałam w powietrze, lądując na jakimś drzewie. Przestałam się na chwilę orientować w moim położeniu oraz sytuacji. Zakręciło mi się w głowie i o mały włos nie spadłabym z trzech i pół metra na ziemię. Po chwili do moich uszu dotarł ryk bólu. Spojrzałam w stronę źródła dźwięku, którym okazał się być jeszcze jeden misiek. Czarne futro na jego ciele płonęło, a Caldo ostrożnie wycofywał się poza jego zasięg. Zwlekłam się z drzewa i stanęłam obok basiora.
- Dziękuję – wyszeptałam, gasząc za pomocą zaklęcia trawę, która zajęła się ogniem od niedźwiedzia. Gdyby jeszcze doprowadził do pożaru lasu, byłoby niewesoło. Cały czas cofaliśmy się ostrożnie, aż nagle uderzyliśmy w coś miękkiego. Podniosłam powoli głowę, a na nos spadło mi trochę niedźwiedziej śliny.
<Caldo? Anubis albo Picallo?>
Od Disparate CD Teriyaki
)Wbiegłem na nieznane tereny. Były one pierwsze lepsze, ale wyczułem tam
wilki. Byłem przemoknięty do suchej nitki, cholerna wiosna! Fakt, że w
połowie jestem wilkiem morza, czy tam wody, nie oznacza że ją lubię!
Szybko znalazłem jakąś grotę.. Zatrzymałem się przed nią. Była zajęta
przez cztery wilki; trzy wadery i zielonego basiora. Niebieska od razu
mnie spostrzegła, a zaraz potem reszta. Niepewnie zrobiłem krok do
przodu, na co ta wstała i warknęła, rozkładając skrzydła.
- Ej, spokojnie - powiedziałem, uśmiechając się sztucznie. Automatycznie wyobraziłem sobie ją jako człowieka http://orig04.deviantart.net/61a4/f/2015/148/c/6/jinx2_by_neoartcore-d8v5tpc.jpg ( tak wiem, xd).
- Chcę tylko gdzieś przeczekać.ten deszcz - podeszłem powoli. Reszta wilków śledziła mnie uważnie wzrokiem, ale ta niebieska była najwyraźniej jakaś przewrażliwiona.
- Kłamiesz. - Mruknęła. Wyczułem ją w moim mózgu.
- Wychodź ze mnie. - Warknąłem. Usiadła, najwyraźniej zaskoczona.
- Skąd wiesz że... - Zaczęła
- Nie ty pierwsza chcesz mi się wkraść w umysł. To co mogę tu zostać?
- Dobra - zgodziła się jedna z wader, a szara i zielony jej przytakneli
- Jestem Disparate. A wy to... - Zagadnąłem
- Heroica
- Rara
- Poison - zaczęli się przedstawiać, a niebieska wciąż mierząc mnie wzrokiem, niechętnie wymamrotała:
- Teriyaki. - Zamarłem, ze zdziwionia nimal otworzyłem pysk. Teriyaki... What?!
- Masz rodzeństwo? - Zapytałem od razu.
- Siostrę.
- Aha... - Mruknąłem zawiedziony. Trzeci raz pudło. Trzecia Teriyaki.
- Dobra.... Ym... Mogę się poczęstować? - Zapytałem, gdy moje spojrzenie padło na jedzenie. Jedna z wader przytknęła. Teriyaki gdzieś poszła. W czasie jedzenia namierzyłem ją na drzewie, w towarzystwie sowy i czarnego kota. Cicho gwizdnąłem. Po chwili przyleciała czarna papuga i usiadła mi na ramieniu.
- Przedstawiam wam Groma. - Uśmiechnąłem się. Grom zaskrzeczał, po czym odleciał na drzewo, do wadery, sowy i kota.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytałem reszty wilków, patrząc na Niebieską.
< Rara, Heroica, Poison, Teriyaki? Hehe chyba nikt nie ma weny>
- Ej, spokojnie - powiedziałem, uśmiechając się sztucznie. Automatycznie wyobraziłem sobie ją jako człowieka http://orig04.deviantart.net/61a4/f/2015/148/c/6/jinx2_by_neoartcore-d8v5tpc.jpg ( tak wiem, xd).
- Chcę tylko gdzieś przeczekać.ten deszcz - podeszłem powoli. Reszta wilków śledziła mnie uważnie wzrokiem, ale ta niebieska była najwyraźniej jakaś przewrażliwiona.
- Kłamiesz. - Mruknęła. Wyczułem ją w moim mózgu.
- Wychodź ze mnie. - Warknąłem. Usiadła, najwyraźniej zaskoczona.
- Skąd wiesz że... - Zaczęła
- Nie ty pierwsza chcesz mi się wkraść w umysł. To co mogę tu zostać?
- Dobra - zgodziła się jedna z wader, a szara i zielony jej przytakneli
- Jestem Disparate. A wy to... - Zagadnąłem
- Heroica
- Rara
- Poison - zaczęli się przedstawiać, a niebieska wciąż mierząc mnie wzrokiem, niechętnie wymamrotała:
- Teriyaki. - Zamarłem, ze zdziwionia nimal otworzyłem pysk. Teriyaki... What?!
- Masz rodzeństwo? - Zapytałem od razu.
- Siostrę.
- Aha... - Mruknąłem zawiedziony. Trzeci raz pudło. Trzecia Teriyaki.
- Dobra.... Ym... Mogę się poczęstować? - Zapytałem, gdy moje spojrzenie padło na jedzenie. Jedna z wader przytknęła. Teriyaki gdzieś poszła. W czasie jedzenia namierzyłem ją na drzewie, w towarzystwie sowy i czarnego kota. Cicho gwizdnąłem. Po chwili przyleciała czarna papuga i usiadła mi na ramieniu.
- Przedstawiam wam Groma. - Uśmiechnąłem się. Grom zaskrzeczał, po czym odleciał na drzewo, do wadery, sowy i kota.
- Ona zawsze taka jest? - Zapytałem reszty wilków, patrząc na Niebieską.
< Rara, Heroica, Poison, Teriyaki? Hehe chyba nikt nie ma weny>
sobota, 23 kwietnia 2016
Od Teriyaki CD Heroiki
- Taaak - mruknęłam pod nosem, kątem oka obserwując, to Rarę, to mojego
kota. Diabolo wyskoczył niewiadomo skąd i zaczął gonić sowę Heroiki.
Zaczęłam się śmiać, gdy wkurzona sowa zerwała się do lotu, w momencie,
kiedy kotolotek wyskoczył nagle z korony drzewa. Obydwoje latali wokół
pni drzew.
- Weś coś powiedź Rarze. - mruknęłam w myślach do Heroiki - W ogóle czemu ona się tak na mnie gapi?!
Wadera spojrzała na mnie, z wyraźnym zaskoczeniem.
- Takkk, wiem, ja też jestem wilkiem psychicznym, czy tam umysłu. Jak zwał, tak zwał. - Fuknęłam.
- Dobra, zobaczę co da się zrobić. - Padła odpowiedź Hero.
- Właściwie, to naprawdę fajne widoki. - Powiedziałam już na głos i uśmiechnęłam się. Moim zdaniem, łąka wyglądała ładnie, nawet we mgle. Ale to pewnie dlatego, że jestem Wilkiem Podziemia... Nagle Diabolo i sowa Heroiki przestały latać, tylko usiedli na gałęzi i patrzyli na coś, co zbliżało się do groty. Po chwili do jaskink wszedł czarny, skrzydlaty, przemoknięty, basior. Wszyscy jednocześnie na niego popatrzyliśmy.
< Heroica? Rara? Poison? Disparate? Dobra, mi też się nie udało z weną >
- Weś coś powiedź Rarze. - mruknęłam w myślach do Heroiki - W ogóle czemu ona się tak na mnie gapi?!
Wadera spojrzała na mnie, z wyraźnym zaskoczeniem.
- Takkk, wiem, ja też jestem wilkiem psychicznym, czy tam umysłu. Jak zwał, tak zwał. - Fuknęłam.
- Dobra, zobaczę co da się zrobić. - Padła odpowiedź Hero.
- Właściwie, to naprawdę fajne widoki. - Powiedziałam już na głos i uśmiechnęłam się. Moim zdaniem, łąka wyglądała ładnie, nawet we mgle. Ale to pewnie dlatego, że jestem Wilkiem Podziemia... Nagle Diabolo i sowa Heroiki przestały latać, tylko usiedli na gałęzi i patrzyli na coś, co zbliżało się do groty. Po chwili do jaskink wszedł czarny, skrzydlaty, przemoknięty, basior. Wszyscy jednocześnie na niego popatrzyliśmy.
< Heroica? Rara? Poison? Disparate? Dobra, mi też się nie udało z weną >
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Od Caldo CD Rary
Gdyby nie Rara najpewniej bym zginął. Gdy nagle niedźwiedź uwolnił się
od naszego ataku, z impetem opadłem na łapy i natchmiast upadłem, gdy
poczułem ostry ból w lewej, przedniej łapie. Niedźwiedź nie zdążył
wykorzystać mojej słabości, bo do gry wkroczyła ona. Dlatego, gdy
chciała przekazać nam plan, pokuśtykałem do niej, ignorując ból, a
później ponownie rzuciłem się na bestię. Tym razem niedźwiedź padł,
wcześniej wydając z siebie ostatni ryk, na który odpowiedzieli inni
przedstawiciele jego gatunku.
- Dzielą nas kilometry – określiła Rara. – Ale sądząc po ich rozmiarach dość prędko nas odnajdą.
- Musimy ostrzec Moon – powiedział Anubis. – Trzeba chronić watahę.
Basior beta wyglądał na zdeterminowanego, tak samo jak młody alfa.
- Masz rację - przyznał Picollo. - Reszta powinna wiedzieć czego się spodziewać. Pospieszmy się.
Dyskretnie spojrzałem na swoją łapę, którą ledwo dotykałem ziemi. Wyglądała na skręconą. Najgłupsza i bardzo upierdliwa kontuzja, z którą na pewno nie dam rady biec.
- Idźcie beze mnie, chyba coś skręciłem. - Wskazałem na łapę. - Tylko was spowolnię, a tak może uda mi się kupić trochę czasu.
- Sam nie dasz rady - zaprotestowała Rara, a ja uśmiechnąłem się zadziornie.
- Potrafię o siebie zadbać. Poza tym mam ogień po swojej stronie. No, idźcie już - powiedziałem zniecierpliwiony, z dużą pewnością siebie.
Picallo spojrzał na mnie z uwagą i kiwnął głową.
- Ruszamy - rozkazał krótko, spoglądając na towarzyszy z watahy i pobiegł w kierunku ich głównych terenów. Anubis jeszcze przez krótką chwilę stał w miejscu, po czym dołączył do Picalla. Rara pobiegła ostatnia.
Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem za nimi kuśtykać w swoim tempie, zachowując maksymalną czujność.
- No, miski, gdzie jesteście? - mruknąłem w przestrzeń.
<Kto kontynuuje? >
- Dzielą nas kilometry – określiła Rara. – Ale sądząc po ich rozmiarach dość prędko nas odnajdą.
- Musimy ostrzec Moon – powiedział Anubis. – Trzeba chronić watahę.
Basior beta wyglądał na zdeterminowanego, tak samo jak młody alfa.
- Masz rację - przyznał Picollo. - Reszta powinna wiedzieć czego się spodziewać. Pospieszmy się.
Dyskretnie spojrzałem na swoją łapę, którą ledwo dotykałem ziemi. Wyglądała na skręconą. Najgłupsza i bardzo upierdliwa kontuzja, z którą na pewno nie dam rady biec.
- Idźcie beze mnie, chyba coś skręciłem. - Wskazałem na łapę. - Tylko was spowolnię, a tak może uda mi się kupić trochę czasu.
- Sam nie dasz rady - zaprotestowała Rara, a ja uśmiechnąłem się zadziornie.
- Potrafię o siebie zadbać. Poza tym mam ogień po swojej stronie. No, idźcie już - powiedziałem zniecierpliwiony, z dużą pewnością siebie.
Picallo spojrzał na mnie z uwagą i kiwnął głową.
- Ruszamy - rozkazał krótko, spoglądając na towarzyszy z watahy i pobiegł w kierunku ich głównych terenów. Anubis jeszcze przez krótką chwilę stał w miejscu, po czym dołączył do Picalla. Rara pobiegła ostatnia.
Uśmiechnąłem się do siebie i zacząłem za nimi kuśtykać w swoim tempie, zachowując maksymalną czujność.
- No, miski, gdzie jesteście? - mruknąłem w przestrzeń.
<Kto kontynuuje? >
Od Heroiki CD Poisona
Kiedy tylko przeszłam przez próg, drzwi zamknęły się za mną z hukiem.
Przypadłam do nich natychmiast, słysząc stłumione odgłosy walki. Chwilę
później rozejrzałam się wokoło. Ciemny korytarz ciągnął się przez
jeszcze kilkanaście metrów, gdzieś na jego końcu widać było światło. Nie
wiedząc, czy iść dalej, czy zostać, usiadłam na ziemi, oparta o drzwi. W
pewnym momencie, czując nagłą falę gorąca, odskoczyłam na bok. I w samą
porę. Przez korytarz przeleciała kula ognia, pozostawiając w drzwiach
sporą dziurę. Zajrzałam przez nią i dostrzegłam Poisona, który właśnie
opluwał kota-strażnika. Zwierzę odskoczyło z wypalonym w kilku miejscach
futrem, lecz zaraz potem zaatakowało, powalając zielonego basiora na
ziemię. Oboje wstali i przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wtedy Poison
akurat musiał mnie dostrzec. Przez ułamek sekundy nie zwracał uwagi na
przeciwnika, co ten wykorzystał. Mój towarzysz legł na twardym dnie
korytarza, przygnieciony łapami kota. Pysk znalazł się pod jedną z
kończyn strażnika, uniemożliwiając basiorowi oplucie go kwasem. Kot
uniósł łapę, by zadać śmiertelny cios, lecz nagle upadł na ziemię,
odepchnięty przez moją psychobarierę. Wykorzystując zaskoczenie
zwierzęcia, podbiegłam do Poisona i pomogłam mu wstać. Strażnik dostał
kwasem w nos. Wrzasnął okropnie i uciekł gdzieś, zostawiając nas w
spokoju. Pytanie na jak długo. Przeskoczyłam przez dziurę i spojrzałam w
stronę światła. Nie widziałam nigdzie innej drogi, więc domyśliłam się,
że gdzieś tam musi być siostra Scarlet.
- Idziemy dalej? – zapytałam.
- No pewnie. Powinnaś to już zresztą zrobić dawno temu.
Przewróciłam oczami i ruszyłam przodem. Po kilku chwilach dotarliśmy do granicy między cieniem i światłem. Przez jakiś czas przyzwyczajałam się do zmiany oświetlenia, aż w końcu potrafiłam dostrzec szczegóły pomieszczenia. Tuż obok stały skrzynie z mięsem, jak mi się zdawało. Bellona siedziała odwrócona do nas tyłem i z kimś rozmawiała. Przekradliśmy się za drewniane pudła. Wyjrzeliśmy zza nich niezauważalnie.
- Jak ja mam zdobyć dla niej ten medalion? Jej szpiedzy próbowali już podczas wojny, wszyscy zginęli. Co ja ma robić? – szepnęła siostra Scarlet.
- Ucieknij. Okazja nadarzy się już niebawem.
Znałam ten głos. Był to głos… Scarlet? Przesunęłam się kilka metrów w bok. Przed Belloną unosił się duch kremowo-rudej wadery, bez wątpienia była to wilczyca, którą poznałam na polu bitwy. Chwilę później uniosła głowę i zniknęła. Jej siostra wstała. Po dwóch minutach do jaskini wpadł przywódca oddziału specjalnego wraz z Wolf Lady.
- Są tutaj szpiedzy, Bellono. Masz ich znaleźć – warknęła biała wadera. Siostra Scarlet kiwnęła głową. Spojrzeliśmy na siebie z Poisonem. Albo wykryli nas, albo Mirago i jego przyjaciół…
<Poison? Wybacz, że tak długo>
- Idziemy dalej? – zapytałam.
- No pewnie. Powinnaś to już zresztą zrobić dawno temu.
Przewróciłam oczami i ruszyłam przodem. Po kilku chwilach dotarliśmy do granicy między cieniem i światłem. Przez jakiś czas przyzwyczajałam się do zmiany oświetlenia, aż w końcu potrafiłam dostrzec szczegóły pomieszczenia. Tuż obok stały skrzynie z mięsem, jak mi się zdawało. Bellona siedziała odwrócona do nas tyłem i z kimś rozmawiała. Przekradliśmy się za drewniane pudła. Wyjrzeliśmy zza nich niezauważalnie.
- Jak ja mam zdobyć dla niej ten medalion? Jej szpiedzy próbowali już podczas wojny, wszyscy zginęli. Co ja ma robić? – szepnęła siostra Scarlet.
- Ucieknij. Okazja nadarzy się już niebawem.
Znałam ten głos. Był to głos… Scarlet? Przesunęłam się kilka metrów w bok. Przed Belloną unosił się duch kremowo-rudej wadery, bez wątpienia była to wilczyca, którą poznałam na polu bitwy. Chwilę później uniosła głowę i zniknęła. Jej siostra wstała. Po dwóch minutach do jaskini wpadł przywódca oddziału specjalnego wraz z Wolf Lady.
- Są tutaj szpiedzy, Bellono. Masz ich znaleźć – warknęła biała wadera. Siostra Scarlet kiwnęła głową. Spojrzeliśmy na siebie z Poisonem. Albo wykryli nas, albo Mirago i jego przyjaciół…
<Poison? Wybacz, że tak długo>
niedziela, 17 kwietnia 2016
Od Rary CD Caldo
Od początku wiedziałam, że brak śpiewu ptaków zwiastuje zagrożenie.
Nauczył mnie tego ojciec i to się sprawdzało, sprawdza i będzie
sprawdzało. Tak było i tym razem, gdy wraz z trzema basiorami
poszukiwaliśmy osób odpowiedzialnych za tajemnicze zniknięcie zwierzyny w
lasach WKS. Kilka chwil po ucichnięciu ptasich piosenek usłyszeliśmy
złowróżbny trzask gałęzi. Wszyscy niemal równocześnie odwróciliśmy się w
stronę, z której dobiegł hałas. Dźwięk przybrał na sile i z zarośli
wypadł olbrzymi czarny niedźwiedź, bardzo podobny do tego, który zginął z
moich łap. Stworzenie stanęło na tylnych łapach, rycząc i przy okazji
usiłując przewrócić nas swą wielką, owłosioną kończyną. Anubis, Picallo i
ja odsunęliśmy się na bezpieczną odległość, jednak Caldo dopiero w
ostatniej chwili odskoczył, by uniknąć dosłownie powalającego ciosu
łapy. W następnym momencie zobaczyłam, jak rzuca się na bestię. Przez
ułamek sekundy zastanawiałam się, co mu odbiło, ale jak już wspominałam,
nie trwało to zbyt długo. Powód? Anubis i młody Alfa wpadli na ten sam
cudowny pomysł. Pokręciłam głową, przyglądając się, jak gryzą
miotającego się miśka. Grube futro stawiało wprawdzie opór i to niemały,
ale już po chwila na ziemię zaczęła kapać rubinowa krew. Wydawało się,
że niedźwiedź za kilka minut padnie nieżywy na ziemię, ale nagle strącił
moich towarzyszy łapami, rycząc groźnie. Czyżby oszukiwał? Zwierzę
pochyliło się nad leżącym Caldo’em, który próbował się odczołgać.
- Zatkajcie uszy! – krzyknęłam. Bez wahania zaczęłam śpiewać. Nie bardzo lubiłam używać akurat tej mocy, ale tu chodziło przecież o czyjeś życie. Niedźwiedź uniósł się na przednie łapy i popatrzył wokół nieobecnym wzrokiem. Niestety, Picallo wykonał to samo. Widocznie nie zdążył zatkać uszu. Nie przerywając śpiewania, przywołałam Anubisa i Caldo łapą. Napisałam na suchej ziemi kilka słów: „Na trzy atakujcie”. Wymówiłam „jeden, dwa, trzy”, wplatając te słowa w melodię. Gdy przestałam śpiewać i misiek, i Picallo ocknęli się z transu. Czar przestał działać. Anubis i Caldo rzucili się na bestię. Po chwili wydała ostatni ryk i padła martwa na ziemię. Zaniepokoił mnie jednak chór niedźwiedzich głosów, które odpowiedziały na to wezwanie.
- Dzielą nas kilometry – stwierdziłam. – Ale sądząc po ich rozmiarach dość prędko nas odnajdą.
- Musimy ostrzec Moon – powiedział Anubis. – Trzeba chronić watahę.
<Caldo? Anubis? Picallo?>
- Zatkajcie uszy! – krzyknęłam. Bez wahania zaczęłam śpiewać. Nie bardzo lubiłam używać akurat tej mocy, ale tu chodziło przecież o czyjeś życie. Niedźwiedź uniósł się na przednie łapy i popatrzył wokół nieobecnym wzrokiem. Niestety, Picallo wykonał to samo. Widocznie nie zdążył zatkać uszu. Nie przerywając śpiewania, przywołałam Anubisa i Caldo łapą. Napisałam na suchej ziemi kilka słów: „Na trzy atakujcie”. Wymówiłam „jeden, dwa, trzy”, wplatając te słowa w melodię. Gdy przestałam śpiewać i misiek, i Picallo ocknęli się z transu. Czar przestał działać. Anubis i Caldo rzucili się na bestię. Po chwili wydała ostatni ryk i padła martwa na ziemię. Zaniepokoił mnie jednak chór niedźwiedzich głosów, które odpowiedziały na to wezwanie.
- Dzielą nas kilometry – stwierdziłam. – Ale sądząc po ich rozmiarach dość prędko nas odnajdą.
- Musimy ostrzec Moon – powiedział Anubis. – Trzeba chronić watahę.
<Caldo? Anubis? Picallo?>
sobota, 16 kwietnia 2016
Od Caldo CD Rary
Fakt, normalne niedźwiedzie nie zjadają wilków. Pozostaje pytanie, czy
ten to zrobił. Na ciele zwierzęcia można było wyczuć ten sam zapach, co u
Vento - wilk, Anubis. Sierść na moim grzbiecie zjeżyła się. Starałem
się niczego po sobie nie poznać, chociaż już teraz miałem ochotę rzucić
mu się do gardła, nawet nie pytając czy rzeczywiście maczał w tym
wszystkim łapy. Przełknąłem złość i poszedłem za wilkami, a ostrzeżenie
Rary puściłem mimo uszu. Ja nie dam rady? Potrzebuję walki i nie mam
zamiaru się wstrzymywać.
Brak wyraźnych tropów był niepokojący, jak taki wielki niedźwiedź może przejść nie zostawiając niemal żadnych śladów? Wciąż czuć było zapach któregoś z nich, jednak nie był on najświeższy. Na początku myślałem, że to po trop niedźwiedzia, którego załatwiła Rara, jednak im dalej, tym trop był lepiej wyczuwalny.
W pewnym momencie zrobiło się cicho, złowrogo cicho. Nawet ptaki przerwały swój beztroski śpiew. Co się zmieniło? Nagle usłyszałem trzask gałązek. Natychmiast odwróciłem się w stronę, z której dochodził dźwięk. To samo zrobili Rara, Picallo i Anubis. Hałas stawał się coraz wyraźniejszy i po chwili z gęstych zarośli wypadł ogromny niedźwiedź.
„Podszedł nas pod wiatr“ uświadomiłem sobie, zaskoczony. Inteligentna bestia.
Niedźwiedź stanął na tylnych łapach i rycząc zamachnął się na nas swoją wielką łapą. W ostatniej chwili uniknąłem ciosu i, niewiele myśląc, rzuciłem się na niego.
<Rara? Anubis? Caldo?>
Brak wyraźnych tropów był niepokojący, jak taki wielki niedźwiedź może przejść nie zostawiając niemal żadnych śladów? Wciąż czuć było zapach któregoś z nich, jednak nie był on najświeższy. Na początku myślałem, że to po trop niedźwiedzia, którego załatwiła Rara, jednak im dalej, tym trop był lepiej wyczuwalny.
W pewnym momencie zrobiło się cicho, złowrogo cicho. Nawet ptaki przerwały swój beztroski śpiew. Co się zmieniło? Nagle usłyszałem trzask gałązek. Natychmiast odwróciłem się w stronę, z której dochodził dźwięk. To samo zrobili Rara, Picallo i Anubis. Hałas stawał się coraz wyraźniejszy i po chwili z gęstych zarośli wypadł ogromny niedźwiedź.
„Podszedł nas pod wiatr“ uświadomiłem sobie, zaskoczony. Inteligentna bestia.
Niedźwiedź stanął na tylnych łapach i rycząc zamachnął się na nas swoją wielką łapą. W ostatniej chwili uniknąłem ciosu i, niewiele myśląc, rzuciłem się na niego.
<Rara? Anubis? Caldo?>
poniedziałek, 11 kwietnia 2016
Od Heroiki
Pewnego słonecznego, kwietniowego dnia (no dobra, lało jak z cebra)
postanowiłam pójść w góry i urządzić piknik, pooglądać ładne widoczki
(szczególnie przy mgle) i w spokoju coś tam porobić. Zapakowałam do
wielkiego kosza przeróżne smakołyki, jak zgniłe pomidorki i muchomory.
Okej, żartuję, to było wędzone mięso, ciastka z kurczakiem i ziołami,
miodek, suszone owoce i takie tam. Do tego Athena i byłam gotowa. Mając
gdzieś kaprysy pogody ruszyłam na upatrzoną wcześniej górską polanę,
gdzie zawsze mogłam schronić się w pobliskiej grocie. Spacerek w błotku
był bardzo przyjemny, szczególnie, że po niedługim czasie natknęłam się
na Rarę i Poisona. Zapytani, czy nie zechcieliby ze mną pójść, zgodzili
się. Umilaliśmy sobie marsz rozmową. Słońce pod osłoną chmur ćwierkało,
ptaszki świeciły, w dwóch słowach normalny dzień. Pokonawszy las i
pierwsze wzgórze spotkaliśmy Teriyaki, która właśnie upolowała pokrytego
miękkim futerkiem zająca. Dołączyła do naszej grupy, co, jak
zauważyłam, nie przyjęło się z wielkim entuzjazmem u Rary.
Około czterdzieści minut później, cali przemoknięci, usiedliśmy w grocie. Rozłożyłam na ziemi koc i ustawiłam na nim całe przyniesione jedzenie oraz nieuważnie również Athenę, która zahukała z oburzeniem i odleciała na najbliższe drzewo.
- Ładne mamy dziś widoczki, prawda? – zauważyłam, pokazując łapą zasnuwającą łąkę mgłę.
<Teri albo Poison? Trochę krótkie, ale cóż…>
Około czterdzieści minut później, cali przemoknięci, usiedliśmy w grocie. Rozłożyłam na ziemi koc i ustawiłam na nim całe przyniesione jedzenie oraz nieuważnie również Athenę, która zahukała z oburzeniem i odleciała na najbliższe drzewo.
- Ładne mamy dziś widoczki, prawda? – zauważyłam, pokazując łapą zasnuwającą łąkę mgłę.
<Teri albo Poison? Trochę krótkie, ale cóż…>
niedziela, 10 kwietnia 2016
Od Teriyaki CD Kaharamisa
- Szczerze? Nie. - Powiedziałam, lekko zamyślona. Kaharamis słodko wyglądał z przechyloną głową.
- Albo wiesz co, po prostu idźmy wolno przed siebie. - Powiedziałam. Pośpiesznie wstałam i rozprostowałam łapy, napinając się. Basior wstał i zaczął iść między drzewami. Szybko go dogoniłam i próbowałam rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Czasami coś szeleściło w krzakach, ale próbowałam uspokoić się myślą że to pewnie jakiś szarak. Byle nie skupiać się na demonach. Skupiłam się gdzie by tu dalej iść. Swoim zwyczajem i nieuwagą... Rąbnęłam z całej siły w drzewo.
- Auć - mruknęłam, przewracając się na plecy. Co ja mam z tym wpadaniem w jeziora albo drzewa? Kaharamis roześmiał się, po chwili poszłam w jego ślady. Śmialiśmy się tak, aż w końcu nie mogliśmy złapać powietrza.
- Hahaha. - Fuknęłam, choć nadal śmiałam się pod nosem. Czerwony pomógł mi się podnieść i ruszyliśmy dalej. W powietrzu było już czuć wiosnę. Ptaki śpiewały, w gniazdach było już widać jajka albo małe główki, zawzięcie wołające o jedzenie. Słońce fajnie grzało. Rozgadaliśmy się z basiorem, kompletnie nie zwracając na nic uwagi. A szkoda, bo na niebie zaczęły pojawiać się szare chmury. Runęły pierwsze krople deszczu.
- Lepiej chodźmy do jaskiń... Zapowiada się niezła ulewa - Stwierdził Kaharamis.
- Ja nie mam jaskini - Skrzywiłam się.
- Ale ja mam. Chodź. Albo może ścigajmy się?
- Jasne! - Przystałam.
- Raz.. Dwa... Trzy... Start! - Zaśmiał się basior i zaczął biec. Bez trudu go dogoniłam. Biegliśmy łeb w łeb. Miałam trochę utrudnione zadanie, bo nie znałam drogi, ale nadrabiałam szybkością. Dotarliśmy do jaskini i wskoczyliśmy do środka.
- Nawet przytulnie... Jak na jaskinię basiora - zażartowałam. Usiadłam w wejściu jaskini. Powoli nastawał wieczór. Deszcz wciąż padał.
- Chyba szybko nie przestanie padać. - Powiedział basior, siadając koło mnie. Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w uderzające o skały krople. Odwróciłam głowę i złapałam spojrzenie Kaharamisa. Zarumieniłam się ( jeśli to u wilka możliwe) i szybko odwróciłam wzrok. Nasze ogony splotły się. Wpatrywaliśmy się w milczeniu w krople, oraz wsłuchiwaliśmy się w ich dość głośne uderzanie o podłoże. Po jakiejś godzinie, walczyłam o to by nie zasnąć, ale powieki ciążyły mi jak ołów. Nie mogłam zasnąć, bo wróci ten koszmar. W końcu sen wygrał. Cofnęłam się pod ściankę jaskini i położyłam głowę między przednimi łapami. Zaczęłam cicho nucić, nieświadomie używając czaromowy. Coraz częściej zamykałam oczy, próbowałam zatrzymać zaśnięcie, a i tak w końcu zapadła ciemność, przerywana świadomością że piszczę przez sen.
< Kaharamis? Dobra, sen najlepszy u wilka na brak weny u autora xd >
- Albo wiesz co, po prostu idźmy wolno przed siebie. - Powiedziałam. Pośpiesznie wstałam i rozprostowałam łapy, napinając się. Basior wstał i zaczął iść między drzewami. Szybko go dogoniłam i próbowałam rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Czasami coś szeleściło w krzakach, ale próbowałam uspokoić się myślą że to pewnie jakiś szarak. Byle nie skupiać się na demonach. Skupiłam się gdzie by tu dalej iść. Swoim zwyczajem i nieuwagą... Rąbnęłam z całej siły w drzewo.
- Auć - mruknęłam, przewracając się na plecy. Co ja mam z tym wpadaniem w jeziora albo drzewa? Kaharamis roześmiał się, po chwili poszłam w jego ślady. Śmialiśmy się tak, aż w końcu nie mogliśmy złapać powietrza.
- Hahaha. - Fuknęłam, choć nadal śmiałam się pod nosem. Czerwony pomógł mi się podnieść i ruszyliśmy dalej. W powietrzu było już czuć wiosnę. Ptaki śpiewały, w gniazdach było już widać jajka albo małe główki, zawzięcie wołające o jedzenie. Słońce fajnie grzało. Rozgadaliśmy się z basiorem, kompletnie nie zwracając na nic uwagi. A szkoda, bo na niebie zaczęły pojawiać się szare chmury. Runęły pierwsze krople deszczu.
- Lepiej chodźmy do jaskiń... Zapowiada się niezła ulewa - Stwierdził Kaharamis.
- Ja nie mam jaskini - Skrzywiłam się.
- Ale ja mam. Chodź. Albo może ścigajmy się?
- Jasne! - Przystałam.
- Raz.. Dwa... Trzy... Start! - Zaśmiał się basior i zaczął biec. Bez trudu go dogoniłam. Biegliśmy łeb w łeb. Miałam trochę utrudnione zadanie, bo nie znałam drogi, ale nadrabiałam szybkością. Dotarliśmy do jaskini i wskoczyliśmy do środka.
- Nawet przytulnie... Jak na jaskinię basiora - zażartowałam. Usiadłam w wejściu jaskini. Powoli nastawał wieczór. Deszcz wciąż padał.
- Chyba szybko nie przestanie padać. - Powiedział basior, siadając koło mnie. Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w uderzające o skały krople. Odwróciłam głowę i złapałam spojrzenie Kaharamisa. Zarumieniłam się ( jeśli to u wilka możliwe) i szybko odwróciłam wzrok. Nasze ogony splotły się. Wpatrywaliśmy się w milczeniu w krople, oraz wsłuchiwaliśmy się w ich dość głośne uderzanie o podłoże. Po jakiejś godzinie, walczyłam o to by nie zasnąć, ale powieki ciążyły mi jak ołów. Nie mogłam zasnąć, bo wróci ten koszmar. W końcu sen wygrał. Cofnęłam się pod ściankę jaskini i położyłam głowę między przednimi łapami. Zaczęłam cicho nucić, nieświadomie używając czaromowy. Coraz częściej zamykałam oczy, próbowałam zatrzymać zaśnięcie, a i tak w końcu zapadła ciemność, przerywana świadomością że piszczę przez sen.
< Kaharamis? Dobra, sen najlepszy u wilka na brak weny u autora xd >
Od Kaharamisa CD Teriyaki
- Możemy się gdzieś przejść - uśmiechnąłem się. Nagle zaburczało mi w brzuchu. - Może jesteś głodna? Upolujemy coś.
- Czemu nie - Teriyaki wstała i zaczęła iść w kierunku lasu.
- W sumie Diabolo wyglądał smakowicie - wyszczerzyłem kły.
Teri spojrzała na mnie z politowaniem, po czym przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Chyba pojęła, że to tylko żart.
Ruszyliśmy przez las niewiele rozmawiając, szukaliśmy czegoś, co mogłoby się nadać do jedzenia. Po drodze mijaliśmy kilka wilków z naszej watahy, które Teri mi pokrótce przedstawiała. W pewnym momencie dostrzegliśmy kilka jeleni, które pasły się na małym połciu ściółki, mocno się rozglądały chyba wiedząc, że są na wilczym terenie. W tym samym momencie i ja, i uskrzydlona wilczyca zniżyliśmy się. Spojrzeliśmy na siebie.
- Jaki jest plan? - spytałem.
- Nie do końca wiem - odparła Teri. - Może ty masz jakiś pomysł?
Nagle wpadłem na coś.
- Sklonuj się i otocz stado. Ja oddzielę jednego z nich i wtedy zaatakujesz z każdej strony.
- Brzmi nieźle - przyznała mi i już zaraz utworzyła niezłą obławę.
W jednej sekundzie wbiegłem na ognistej ścieżce w sam środek stada płosząc wszystkie zwierzęta, po czym zacząłem gonić największego osobnika. Już zaraz klony Teriyaki go dopadły i powaliły na ziemię. Pomogłem go przygnieść zwiększając się odrobinę i przyciskając silne cielsko rogacza do gruntu. W końcu wilczyca wcieliła w siebie sobowtóry i przygryzła jeleniowi gardło, uśmiercając go. Spojrzeliśmy na siebie znowu, tym razem cali zdyszani i zadowoleni z siebie.
- Dobry plan - pogratulowała mi miło.
- Dzięki - zaśmiałem się. - Ty go uśmierciłaś, ty zacznij jeść.
Zszedłem ze zdobyczy i zmniejszyłem do oryginalnej wielkości, po czym usiadłem i poczekałem, aż Teri zacznie jeść. Oderwała nie śpiesząc się pierwszy kawałek skóry i dobrała się spokojnie do mięsa, a gdy już przeżuwała, sam ugryzłem nasz posiłek.
Jedliśmy w ciszy jakiś czas i chyba zacząłem się przyzwyczajać do milczenia. Czułem się taki spokojny przy niej w tamtej chwili... Między nami tworzyła się z każdą chwilą coraz luźniejsza atmosfera, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Skończyliśmy jeść i odpoczęliśmy chwilę przy stercie kości, nieruszonych wnętrzności i resztce mięsa. Stwierdziliśmy, że przynajmniej padlinożercy będą miały ucztę. W końcu oblizałem pysk od krwi.
- Masz pomysł co robimy dalej, Teri? - uśmiechnąłem się przyjaźnie, zachęcająco przechylając głowę.
<Teri?>
- W sumie Diabolo wyglądał smakowicie - wyszczerzyłem kły.
Teri spojrzała na mnie z politowaniem, po czym przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Chyba pojęła, że to tylko żart.
Ruszyliśmy przez las niewiele rozmawiając, szukaliśmy czegoś, co mogłoby się nadać do jedzenia. Po drodze mijaliśmy kilka wilków z naszej watahy, które Teri mi pokrótce przedstawiała. W pewnym momencie dostrzegliśmy kilka jeleni, które pasły się na małym połciu ściółki, mocno się rozglądały chyba wiedząc, że są na wilczym terenie. W tym samym momencie i ja, i uskrzydlona wilczyca zniżyliśmy się. Spojrzeliśmy na siebie.
- Jaki jest plan? - spytałem.
- Nie do końca wiem - odparła Teri. - Może ty masz jakiś pomysł?
Nagle wpadłem na coś.
- Sklonuj się i otocz stado. Ja oddzielę jednego z nich i wtedy zaatakujesz z każdej strony.
- Brzmi nieźle - przyznała mi i już zaraz utworzyła niezłą obławę.
W jednej sekundzie wbiegłem na ognistej ścieżce w sam środek stada płosząc wszystkie zwierzęta, po czym zacząłem gonić największego osobnika. Już zaraz klony Teriyaki go dopadły i powaliły na ziemię. Pomogłem go przygnieść zwiększając się odrobinę i przyciskając silne cielsko rogacza do gruntu. W końcu wilczyca wcieliła w siebie sobowtóry i przygryzła jeleniowi gardło, uśmiercając go. Spojrzeliśmy na siebie znowu, tym razem cali zdyszani i zadowoleni z siebie.
- Dobry plan - pogratulowała mi miło.
- Dzięki - zaśmiałem się. - Ty go uśmierciłaś, ty zacznij jeść.
Zszedłem ze zdobyczy i zmniejszyłem do oryginalnej wielkości, po czym usiadłem i poczekałem, aż Teri zacznie jeść. Oderwała nie śpiesząc się pierwszy kawałek skóry i dobrała się spokojnie do mięsa, a gdy już przeżuwała, sam ugryzłem nasz posiłek.
Jedliśmy w ciszy jakiś czas i chyba zacząłem się przyzwyczajać do milczenia. Czułem się taki spokojny przy niej w tamtej chwili... Między nami tworzyła się z każdą chwilą coraz luźniejsza atmosfera, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Skończyliśmy jeść i odpoczęliśmy chwilę przy stercie kości, nieruszonych wnętrzności i resztce mięsa. Stwierdziliśmy, że przynajmniej padlinożercy będą miały ucztę. W końcu oblizałem pysk od krwi.
- Masz pomysł co robimy dalej, Teri? - uśmiechnąłem się przyjaźnie, zachęcająco przechylając głowę.
<Teri?>
Od Poisona CD Heroiki
- Idź za mną - szepnęła Heroika wślizgując się pomiędzy jakieś worki. Powoli ruszyłem za nią. Worki śmierdziały zgniłym ziarnem. Śmierdziały na tyle mocno że nasz zapach był prawie niezauważalny.
Obszar który mieliśmy do pokonania był krótki, ale po drugiej stronie jaskini siedziała grupka wilków stłoczonych przy ognisku. Mimo iż wilki były zajęte rozmową, to ktoś co jakiś czas odwracał łeb i patrzał badawczo na worki za którymi byliśmy schowani. Czułem, że musieli coś usłyszeć.
Cała grupa liczyła około piętnastu osób: zobaczyłem tam między innymi kilka częściowo zmutowanych psowatych, suczki i psy, wilki i Wolf Lady, która dowodziła całym oddziałem zmęczonych treningiem psów i wilków.
- Teraz - szepnęła znienacka Heroika i wybiegła zza worków i wskazała gestem łapy bym poszedł za nią. Jako trasę obraliśmy słabo oświetlony kąt a po pokonaniu odległości ruszyliśmy szerokim a zarazem dość ciemnym korytarzem.
Gdy tak biegliśmy z naprzeciwka usłyszeliśmy śmiechy. Przypomniałem sobie że duchy jednak istnieją i ukryłem się w najbliższym zagłębieniu. Heroika chyba zrobiła to samo, jednak śmiechy które słyszeliśmy nie należały do duchów. Na szczęście głos ten wydały żywe wilki które wyłoniły się z ciemności. Obok ukrytego mnie przemaszerowała grupa szarych, bardzo umięśnionych basiorów. Chwila...co jest? Wszystkie wilki miały identyczny odcień futra. Wszystkie. Każdy z nich miał czerwony kryształ włożony w lewą łopatkę, który mienił się jasnoczerwonym światłem. Każdy wilk miał te same rysy, chociaż dało się dostrzec drobną różnicę wieku. Oczy były świecące...ale oczywiście czerwone. To pewnie był oddział specjalny o którym mówiła Wolf Lady. Wilki były prawie identyczne niczym roboty, ale pomimo to zachowywały się swobodnie. Duży basior idący z przodu wyróżniał się od reszty brakiem kryształu. Nosił też czarny amulet. Doszedłem do wniosku, że był on dowódcą oddziału. Reszta wilków śpiewała podobnym do siebie basem jakąś piosenkę. Gdy Oddział Specjalny oddalił się, ruszyłem za Heroiką dalej korytarzem.
- Na pewno dobrze idziemy? - spytałem doganiając brązową waderę.
- Na pewno
Nie byłem tego jednak taki pewien. Korytarz stawał się coraz ciemniejszy. Prawie nic nie widziałem. W końcu dotarliśmy do niewielkich drzwi. Ostrożnie nacisnąłem na klamkę. Z tyłu usłyszeliśmy nagły hałas. Ukazał nam się duży posąg kota, który zaczął się ruszać i po chwili zamienił się w żywe zwierze.
Była to najwyraźniej przeszkoda która miała powstrzymać kogokolwiek przed wejściem w drzwi. Kot był czarny i miał bardzo długie, trujące pazury. Nie wyglądał też na zadowolonego naszą obecnością
- Idź dalej - mruknąłem do Heroiki - Później Cię dogonię.
Wadera chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i przeszła przez drzwi, a ja zostałem sam z gigantycznym kocurem. Zacząłem się zastanawiać jak pokonać strażnika.
Kot zaczął syczeć i moment później zaatakował. Zrobiłem unik, a potem uderzyłem go ogniem, ale przeciwnik okazał się być odporniejszy niż myślałem.
Heroika? Nareszcie masz odpowiedź
Obszar który mieliśmy do pokonania był krótki, ale po drugiej stronie jaskini siedziała grupka wilków stłoczonych przy ognisku. Mimo iż wilki były zajęte rozmową, to ktoś co jakiś czas odwracał łeb i patrzał badawczo na worki za którymi byliśmy schowani. Czułem, że musieli coś usłyszeć.
Cała grupa liczyła około piętnastu osób: zobaczyłem tam między innymi kilka częściowo zmutowanych psowatych, suczki i psy, wilki i Wolf Lady, która dowodziła całym oddziałem zmęczonych treningiem psów i wilków.
- Teraz - szepnęła znienacka Heroika i wybiegła zza worków i wskazała gestem łapy bym poszedł za nią. Jako trasę obraliśmy słabo oświetlony kąt a po pokonaniu odległości ruszyliśmy szerokim a zarazem dość ciemnym korytarzem.
Gdy tak biegliśmy z naprzeciwka usłyszeliśmy śmiechy. Przypomniałem sobie że duchy jednak istnieją i ukryłem się w najbliższym zagłębieniu. Heroika chyba zrobiła to samo, jednak śmiechy które słyszeliśmy nie należały do duchów. Na szczęście głos ten wydały żywe wilki które wyłoniły się z ciemności. Obok ukrytego mnie przemaszerowała grupa szarych, bardzo umięśnionych basiorów. Chwila...co jest? Wszystkie wilki miały identyczny odcień futra. Wszystkie. Każdy z nich miał czerwony kryształ włożony w lewą łopatkę, który mienił się jasnoczerwonym światłem. Każdy wilk miał te same rysy, chociaż dało się dostrzec drobną różnicę wieku. Oczy były świecące...ale oczywiście czerwone. To pewnie był oddział specjalny o którym mówiła Wolf Lady. Wilki były prawie identyczne niczym roboty, ale pomimo to zachowywały się swobodnie. Duży basior idący z przodu wyróżniał się od reszty brakiem kryształu. Nosił też czarny amulet. Doszedłem do wniosku, że był on dowódcą oddziału. Reszta wilków śpiewała podobnym do siebie basem jakąś piosenkę. Gdy Oddział Specjalny oddalił się, ruszyłem za Heroiką dalej korytarzem.
- Na pewno dobrze idziemy? - spytałem doganiając brązową waderę.
- Na pewno
Nie byłem tego jednak taki pewien. Korytarz stawał się coraz ciemniejszy. Prawie nic nie widziałem. W końcu dotarliśmy do niewielkich drzwi. Ostrożnie nacisnąłem na klamkę. Z tyłu usłyszeliśmy nagły hałas. Ukazał nam się duży posąg kota, który zaczął się ruszać i po chwili zamienił się w żywe zwierze.
Była to najwyraźniej przeszkoda która miała powstrzymać kogokolwiek przed wejściem w drzwi. Kot był czarny i miał bardzo długie, trujące pazury. Nie wyglądał też na zadowolonego naszą obecnością
- Idź dalej - mruknąłem do Heroiki - Później Cię dogonię.
Wadera chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała i przeszła przez drzwi, a ja zostałem sam z gigantycznym kocurem. Zacząłem się zastanawiać jak pokonać strażnika.
Kot zaczął syczeć i moment później zaatakował. Zrobiłem unik, a potem uderzyłem go ogniem, ale przeciwnik okazał się być odporniejszy niż myślałem.
Heroika? Nareszcie masz odpowiedź
piątek, 8 kwietnia 2016
Disparate
Imię: Disparate
Pseudonim: Pirat, Złodziej, Igor, Croos jak tam chcecie
Płeć: basior
Wiek: 4 lata
Charakter: Disparate obiera cele, które ciężko osiągnąć, ale właśnie to go motywuje. Jest ambitny, uparty i bezwzględnie kroczy przed siebie. Cechuje go elastyczność w działaniu oraz pomysłowość. Praca jest dla niego pasją, pasja życiem, a życie walką. Nic nie może go powstrzymać. Nie toleruje słabości, kombinatorstwa ani cwaniactwa. Stawia na skuteczność, dlatego efektywnością przerasta możliwości innych. To jednak subiektywny egocentryk, który najlepiej czuje się sam ze sobą. Potrafi być pogodny, uczynny oraz życzliwy. Ceni sobie spokój, samotność i swój własny świat. Otacza się barierami i ucieka od zgiełku oraz bieganiny. Jedynie w miłości bywa delikatny i czuły. Igor nie jest towarzyski i woli posiadać wrogów niż przyjaciół, ponieważ wówczas ma z kim walczyć, a walka nadaje sens jego życiu. Otacza się często barierami nie do przebycia – nie okazuje uczuć, jest głuchy na potrzeby i wołania pozostałych. Nie toleruje słabości ani u siebie, ani u innych. To subiektywny egocentryk, który najlepiej czuje się sam ze sobą. Dlatego stroni od ludzi i zamyka się w swoim świecie. Potrafi być pogodny, uczynny oraz życzliwy, ale tylko doraźnie i powierzchownie. Pozostaje tajemnicą dla wielu, ponieważ ceni sobie spokój i samotność. Na pewno zwraca na siebie uwagę, ale z trudem pozwala się zbliżyć. Nie jest przystępnym mężczyzną i nie zwraca uwagi na przyziemne sprawy. Nie łatwo zdobyć jego serce, ponieważ Igor izoluje się od świata, towarzystwa i tłumu. Ceni sobie spokój, otoczenie zieleni oraz swobodną przestrzeń życiową. Nie jest oczywiście niemożliwe, aby w końcu się zakochał i założył rodzinę. Życie z nim wymaga wiele odwagi, wytrzymałości, a także rezygnacji.
Hierarchia: Basior Omega
Stanowisko: Patrol
Rasa: Pirate of the Sea of the Black Pearl - Lub potocznie zwany Mieszaniec
Moce:
- Zmodyfikowany szkielet, siła, zwinność, wytrzymałość i szybkość kilkakrotnie większe od zwykłych wilków
- Może u dowolnego wilka wywołać chorobę morską, iluzję że wilk znajduje się w wodzie i temu podobne
- Może napełnić płuca wilka wodą, przez to wilk może dostać zgonu
- Potrafi zmieniać się w smoka
- Telekineza
Jaskinia: klik
Medalion: klik
Zainteresowania: Sztuki walki, złodziejstwo, doskonale jeździ konno, steruje statkami i włada mieczem. Aaa i jeszcze papugi
Historia: Co by tu ukrywać... Urodził się w watasze, ale pewnego dnia zgubił się podczas wędrówki po dalekich terenach swojej watahy i wtedy, że był szczeniakiem, złapali go ludzie. Zamknięty w laboratorium, praktycznie ześwirował. Ale wyszło mu to na dobre - zyskał zmodyfikowany szkielet. Dzięki badaniom, eksperymentom i różnym eliksirom, serum, zyskał siłę, szybkość oraz inne udogodnienia. Pewnego dnia zdołał uciec. Wrócił na dawne tereny, ale nikogo tam nie zastał. Zaczął wędrować po świecie, próbując stać się prawdziwym wilkiem. Wtedy, od pewnego ptaka, dowiedział się że ma przyrodnią siostrę. Ruszył na wskazane tereny, by ją odnaleźć. Tak dotarł tutaj.
Rodzina: Przyrodnia siostra, Teriyaki.
Partner: Woli majonez
Potomstwo: Jak, z majonezem?
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: TSG - Howrse
Inne zdjęcia:
na co dzień
Pseudonim: Pirat, Złodziej, Igor, Croos jak tam chcecie
Płeć: basior
Wiek: 4 lata
Charakter: Disparate obiera cele, które ciężko osiągnąć, ale właśnie to go motywuje. Jest ambitny, uparty i bezwzględnie kroczy przed siebie. Cechuje go elastyczność w działaniu oraz pomysłowość. Praca jest dla niego pasją, pasja życiem, a życie walką. Nic nie może go powstrzymać. Nie toleruje słabości, kombinatorstwa ani cwaniactwa. Stawia na skuteczność, dlatego efektywnością przerasta możliwości innych. To jednak subiektywny egocentryk, który najlepiej czuje się sam ze sobą. Potrafi być pogodny, uczynny oraz życzliwy. Ceni sobie spokój, samotność i swój własny świat. Otacza się barierami i ucieka od zgiełku oraz bieganiny. Jedynie w miłości bywa delikatny i czuły. Igor nie jest towarzyski i woli posiadać wrogów niż przyjaciół, ponieważ wówczas ma z kim walczyć, a walka nadaje sens jego życiu. Otacza się często barierami nie do przebycia – nie okazuje uczuć, jest głuchy na potrzeby i wołania pozostałych. Nie toleruje słabości ani u siebie, ani u innych. To subiektywny egocentryk, który najlepiej czuje się sam ze sobą. Dlatego stroni od ludzi i zamyka się w swoim świecie. Potrafi być pogodny, uczynny oraz życzliwy, ale tylko doraźnie i powierzchownie. Pozostaje tajemnicą dla wielu, ponieważ ceni sobie spokój i samotność. Na pewno zwraca na siebie uwagę, ale z trudem pozwala się zbliżyć. Nie jest przystępnym mężczyzną i nie zwraca uwagi na przyziemne sprawy. Nie łatwo zdobyć jego serce, ponieważ Igor izoluje się od świata, towarzystwa i tłumu. Ceni sobie spokój, otoczenie zieleni oraz swobodną przestrzeń życiową. Nie jest oczywiście niemożliwe, aby w końcu się zakochał i założył rodzinę. Życie z nim wymaga wiele odwagi, wytrzymałości, a także rezygnacji.
Hierarchia: Basior Omega
Stanowisko: Patrol
Rasa: Pirate of the Sea of the Black Pearl - Lub potocznie zwany Mieszaniec
Moce:
- Zmodyfikowany szkielet, siła, zwinność, wytrzymałość i szybkość kilkakrotnie większe od zwykłych wilków
- Może u dowolnego wilka wywołać chorobę morską, iluzję że wilk znajduje się w wodzie i temu podobne
- Może napełnić płuca wilka wodą, przez to wilk może dostać zgonu
- Potrafi zmieniać się w smoka
- Telekineza
Jaskinia: klik
Medalion: klik
Zainteresowania: Sztuki walki, złodziejstwo, doskonale jeździ konno, steruje statkami i włada mieczem. Aaa i jeszcze papugi
Historia: Co by tu ukrywać... Urodził się w watasze, ale pewnego dnia zgubił się podczas wędrówki po dalekich terenach swojej watahy i wtedy, że był szczeniakiem, złapali go ludzie. Zamknięty w laboratorium, praktycznie ześwirował. Ale wyszło mu to na dobre - zyskał zmodyfikowany szkielet. Dzięki badaniom, eksperymentom i różnym eliksirom, serum, zyskał siłę, szybkość oraz inne udogodnienia. Pewnego dnia zdołał uciec. Wrócił na dawne tereny, ale nikogo tam nie zastał. Zaczął wędrować po świecie, próbując stać się prawdziwym wilkiem. Wtedy, od pewnego ptaka, dowiedział się że ma przyrodnią siostrę. Ruszył na wskazane tereny, by ją odnaleźć. Tak dotarł tutaj.
Rodzina: Przyrodnia siostra, Teriyaki.
Partner: Woli majonez
Potomstwo: Jak, z majonezem?
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: TSG - Howrse
Inne zdjęcia:
na co dzień
Towarzysz: Grom
czwartek, 7 kwietnia 2016
Luce
Imię: Luce
Pseudonim: Luc
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Charakter: Luce to bardzo żywiołowa wadera, a także przyjazna dla
otoczenia, lecz skrywa też swoje wielkie sekrety, których nigdy nie chce
ujawnić. Nie lubi ciekawskich wilków tego w prost nienawidzi to chyba
najgorsza cecha jaka mogła spotkać wilka, kiedy wtykają swój noc w
czyjeś prywatne sprawy. Nie lubi także za bardzo samotności woli
rozmawiać z innymi,a nie tylko do siebie. Luc wydaje się taka fajna, ale
nie znasz jej i nie wiesz co może wywinąć, pod tą miłą i przyjazną
waderą skrywa się też mały potwór, który w każdej chwili może wyjść i
zadziać niepokój dookoła niej. Umie rozpoznać kiedy samiec próbuje ją
poderwać, jednak po sobie tego nie pokazuje i dalej robi, aby się
starał, lecz kiedy basior na siłę do niej podchodzi, a ona mu daje
wyraźne oznaki, żeby sobie poszedł i kiedy on tego nie rozumie po prostu
go odpycha. Wydaje się taka bardzo miła, ale kiedy ktoś jej zrobi, a
ona tego nie chce to może się zacząć już się jej bać i uciekać gdzie
pieprz rośnie i najlepiej nie wracać, jednak za zwyczaj jest miła,
ponieważ nie chce stracić przez złość swoich przyjaciół, a może nawet
swojej rodziny. Często wilki zadają jej pytanie czy mogą jej się
zwierzyć z ich problemów, których nie chcą mówić swoich najbliższym, a
jej odpowiedź to tak, ona bardzo chętnie słucha innych, doradza im, a
nawet czasem może pomóc. Umie wyczuć kiedy ktoś ma problemy, a może
nawet bardzo wielki i nawet sama na własną rękę je załatwić bez zgody
tego kogoś kto ma te problemy. Jest ona trochę też skomplikowana, raz
jest zadowolona, a raz też i smutna. Myślę, że raczej nikt jej nie
rozpracuję. W trudnych chwilach siedzi w samotności w swojej pięknej
jaskini, a wtedy nie lubi gdy ją ktoś zaczepiać, bo się jeszcze bardziej
denerwuje i tylko "dodaje oliwy do ognia". Tyle chyba powinieneś o niej
wiedzieć prawda ?
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Łowczyni
Rasa: Wilk Życia
Moce:
* rozmawianie ze zwierzętami
* władanie wodą
* czasem też posługuje się ogniem
* telepatia
* czasem czarna magia
* ożywienie dowolnego przedmiotu
Jaskinia: klik
Medalion: klik
Zainteresowania: Jej jedyne zainteresowanie to natura, czyli przyroda lubi poznawać nowe rośliny, a także zwierzęta.
Historia: Luca urodziła się w pięknej watasze, lecz nie pamięta jej
nazwy, ale tylko widoki. Została porzucona jak była jeszcze małym
szczeniakiem. Nie wie jak wyglądali jej rodzice, nie wie też czy ma
jakiekolwiek rodzeństwo, młodsze czy tez starsze i chyba się tego nigdy
nie dowie. Pamięta tylko jakąś dużą białą waderę, który była nad nią i
śpiewała jej kołysankę, a potem szybo zasypiała, ale jeden dzień jak
pamięta nie była taki wspaniały jak się jej wydaje, ponieważ widziała
bardzo dużo ognia, jak i wilki inne głośno krzyczały. Prawdopodobnie jej
matka owinęła ją w kocyk, ucałowała i położyła obok drzewa, a sama
zmyliła wrogów , aby nie znaleźli Lucy. Potem zaczęła jeść owoce.
Zaczęła sobie radzić sama i tak wyrosła na piękną wilczycą, a zarazem
trafiła tutaj.
Rodzina: Nie pamięta
Partner: Nie ma, ale nie wiadomo czy jej się ktoś nie podoba
Potomstwo: Pewnie później.....
Pieniądze: 200 WZ
Ekwipunek: Brak
Właściciel: ♥Ognista♥
Inne zdjęcia: Brak
Towarzysz: Nie ma, ale chce mieć
poniedziałek, 4 kwietnia 2016
Od Heroiki CD Poisona
W sumie nie wiem, co strzeliło mi do głowy, aby iść za Poisonem, ale już
raz się rozdzieliliśmy i na dobre nam to nie wyszło. Teraz, po dotarciu
rechotu Wolf Lady do naszych uszu, poczułam na sobie jego wzrok.
Odwróciłam głowę w jego stronę. Powitało mnie wyczekujące odpowiedzi
spojrzenie.
- Co tak patrzysz? – szepnęłam.
- No cóż, to w końcu ty byłaś jej żołnierzem – wyjaśnił Poison.
- Musiałeś o tym przypominać? – zapytałam chłodno, ogarniając wzrokiem sytuację. Zahipnotyzowanych wilków po stronie olbrzymiej wadery było najwidoczniej więcej. Do niej samej podeszła wilczyca o brązowo-szarym futrze, pręgowanych łapach i ogonie, a także grzywce i błękitnych, znajomych ślepiach. Skądś ją kojarzyłam albo kiedyś spotkałam bardzo podobną osobę… Na właściwy trop naprowadziła mnie rozmowa Wolf Lady i tej wadery.
- Pani… Jesteś pewna, że dobrze robimy? – zaczęła brązowo-szara.
- Masz jakieś wątpliwości co do tego? – warknęła biała wilczyca.
- Nie, skądże, pani… Tylko… Wataha, do której należała moja siostra jest silna. Obserwowałam ich przecież podczas bitwy. A teraz dołączyli do nich inni.
- Wiem, co robię. Zgromadź Oddział Specjalny. To rozkaz, Bellono.
- Tak jest – odparła wilczyca i odeszła w stronę jednego z korytarzy, z którego dochodziło światło. Jej krok był również jakoś dziwnie znajomy, byłam pewna, że kiedyś już go widziałam. Przeanalizowawszy całą sytuację w końcu doszłam do wniosku, że tak zwana Bellona to siostra Scarlet. Czułam, że mogłaby nam pomóc. Przeczołgałam się z naszej kryjówki kilka metrów dalej. Poison dogonił mnie.
- Hej, gdzie idziesz? – zapytał szeptem.
- Chcę się dowiedzieć, gdzie poszła ta Bellona. Ona wygląda mi na siostrę Scarlet.
- Co? Jesteś pewna?
- Nie. Dlatego też chcę pobawić się we szpiega i ją śledzić. Może w końcu odnajdziemy ciało, tak, jak zamierzaliśmy.
Podczas rozmowy z Poisonem uważnie rozglądałam się po całej grocie, szukając odpowiednich kryjówek. Jednym z trudniejszych odcinków było legowisko wilczych mutantów. Po chwili namysłu uznałam, że mogłabym nimi sterować. Oprócz tego fragmentu był ciężki do pokonania jeszcze jeden, gdzie brakowało kryjówek. Uznałam jednak, że damy radę.
- Idź za mną – powiedziałam i prześlizgnęłam się za jakieś worki z nieco przeterminowanym ziarnem.
<Poison?>
- Co tak patrzysz? – szepnęłam.
- No cóż, to w końcu ty byłaś jej żołnierzem – wyjaśnił Poison.
- Musiałeś o tym przypominać? – zapytałam chłodno, ogarniając wzrokiem sytuację. Zahipnotyzowanych wilków po stronie olbrzymiej wadery było najwidoczniej więcej. Do niej samej podeszła wilczyca o brązowo-szarym futrze, pręgowanych łapach i ogonie, a także grzywce i błękitnych, znajomych ślepiach. Skądś ją kojarzyłam albo kiedyś spotkałam bardzo podobną osobę… Na właściwy trop naprowadziła mnie rozmowa Wolf Lady i tej wadery.
- Pani… Jesteś pewna, że dobrze robimy? – zaczęła brązowo-szara.
- Masz jakieś wątpliwości co do tego? – warknęła biała wilczyca.
- Nie, skądże, pani… Tylko… Wataha, do której należała moja siostra jest silna. Obserwowałam ich przecież podczas bitwy. A teraz dołączyli do nich inni.
- Wiem, co robię. Zgromadź Oddział Specjalny. To rozkaz, Bellono.
- Tak jest – odparła wilczyca i odeszła w stronę jednego z korytarzy, z którego dochodziło światło. Jej krok był również jakoś dziwnie znajomy, byłam pewna, że kiedyś już go widziałam. Przeanalizowawszy całą sytuację w końcu doszłam do wniosku, że tak zwana Bellona to siostra Scarlet. Czułam, że mogłaby nam pomóc. Przeczołgałam się z naszej kryjówki kilka metrów dalej. Poison dogonił mnie.
- Hej, gdzie idziesz? – zapytał szeptem.
- Chcę się dowiedzieć, gdzie poszła ta Bellona. Ona wygląda mi na siostrę Scarlet.
- Co? Jesteś pewna?
- Nie. Dlatego też chcę pobawić się we szpiega i ją śledzić. Może w końcu odnajdziemy ciało, tak, jak zamierzaliśmy.
Podczas rozmowy z Poisonem uważnie rozglądałam się po całej grocie, szukając odpowiednich kryjówek. Jednym z trudniejszych odcinków było legowisko wilczych mutantów. Po chwili namysłu uznałam, że mogłabym nimi sterować. Oprócz tego fragmentu był ciężki do pokonania jeszcze jeden, gdzie brakowało kryjówek. Uznałam jednak, że damy radę.
- Idź za mną – powiedziałam i prześlizgnęłam się za jakieś worki z nieco przeterminowanym ziarnem.
<Poison?>
Od Teriyaki CD Torso
- Teriyaki. Broń boże, nie Bezi. - Przedstawiłam się. - No dobra, poczekaj.
Szybko wzbiłam się w powietrze i zaczęłam rozglądać się wokół. Po chwili namierzyłam najbliższe jezioro. Wylądowałam dobre kilka metrów od Torso. Pokazałam mu kierunek i ruszyłam przodem. Z niepokojem węszyłam wokół do okoła siebie, bo wyczuwałam ludzi i psy. Końmi się nie przejmowałam, bo je uwielbiam. Kiedyś, gdy byłam w świecie ludzi, miałam własnego konia, karego ogiera o imieniu Euroboss. Skąd takie imię, to nie wiem. Ale był cudowny. Wróciłam do teraźniejszości, omal nie wpadając do wody. Ostatnimi czasy za często przenosze się w przeszłość.
- Jesteśmy - mruknęłam. Torso od razu wskoczył do wody, a ja poszłam zapolować na jelenia po drugiej stronie jeziora. Już miałam wbić w niego kły, gdy przywalił mi kopytem w skrzydło. Rozległ się trzask łamanych kości i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Jeleń to wykorzystał i wywalił mnie rogami prosto w jezioro. Wleciałam prosto na kąpiącego się basiora, podtapiając go. Ok, od dzisiaj jestem wegetarianką. Albo nie, nie wytrzymam.
- Przepr... Przepraszam - mruknęłam, odpływając z trudem od basiora. Jedno ze skrzydeł zawisło bezwładnie. Machnęłam na to łapą. Nie znałam żadnego wilka z watahy, który ma skrzydła, więc i tak nie mam z kim latać, to po co mi one, i tak nigdy nie latam, bo musze biegać. Wiele wilków chciało by mieć skrzydła, ale ja nie chce ich mieć.
- Nic się nie stało - odpowiedział basior, gdy wykrztucił całą wodę.
< Torso? >
Szybko wzbiłam się w powietrze i zaczęłam rozglądać się wokół. Po chwili namierzyłam najbliższe jezioro. Wylądowałam dobre kilka metrów od Torso. Pokazałam mu kierunek i ruszyłam przodem. Z niepokojem węszyłam wokół do okoła siebie, bo wyczuwałam ludzi i psy. Końmi się nie przejmowałam, bo je uwielbiam. Kiedyś, gdy byłam w świecie ludzi, miałam własnego konia, karego ogiera o imieniu Euroboss. Skąd takie imię, to nie wiem. Ale był cudowny. Wróciłam do teraźniejszości, omal nie wpadając do wody. Ostatnimi czasy za często przenosze się w przeszłość.
- Jesteśmy - mruknęłam. Torso od razu wskoczył do wody, a ja poszłam zapolować na jelenia po drugiej stronie jeziora. Już miałam wbić w niego kły, gdy przywalił mi kopytem w skrzydło. Rozległ się trzask łamanych kości i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Jeleń to wykorzystał i wywalił mnie rogami prosto w jezioro. Wleciałam prosto na kąpiącego się basiora, podtapiając go. Ok, od dzisiaj jestem wegetarianką. Albo nie, nie wytrzymam.
- Przepr... Przepraszam - mruknęłam, odpływając z trudem od basiora. Jedno ze skrzydeł zawisło bezwładnie. Machnęłam na to łapą. Nie znałam żadnego wilka z watahy, który ma skrzydła, więc i tak nie mam z kim latać, to po co mi one, i tak nigdy nie latam, bo musze biegać. Wiele wilków chciało by mieć skrzydła, ale ja nie chce ich mieć.
- Nic się nie stało - odpowiedział basior, gdy wykrztucił całą wodę.
< Torso? >
niedziela, 3 kwietnia 2016
Od Rary CD Caldo
Na to pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć, jednak słyszałam już bardziej
wyszukane nazwy, jak choćby Wilk Pradawnej Pieśni. Kto normalny tak
nazywa wilczą rasę? Ale oczywiście, nie możemy być zwykłymi Wilkami
Muzyki. Anubis wzruszył ramionami.
- Jakby się nie nazywały nasze góry, czas ruszać w drogę – stwierdził.
- Czekajcie – zaczęłam. – To nie są jakieś normalne niedźwiedzie. Są o wiele większe niż przeciętnie. Zresztą, mogę wam nawet pokazać.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę, w którą uprzednio udał się trafiony przeze mnie misiek. Wczoraj padał deszcz, toteż w miękkiej ziemi doskonale odbiły się ślady zwierzęcia. Zatrzymałam się przy jednym z nich na chwilę, by pozostali ich nie przeoczyli, a potem bez słowa skierowałam się na znajomą polanę. To tutaj leżało pozbawione krwi cielsko potężnego niedźwiedzia. Stanęłam, czekając na Anubisa, Picallo i Caldo. Dwaj ostatni widzieli tę górę czarnego, gęstego futra po raz pierwszy, toteż okrążyli ją, przyglądając się jej uważnie.
- Trzeba przyznać, znacznie większy niż zwykle – stwierdził młody Alfa. – Ale nic na to nie poradzimy.
- Ja chcę was tylko ostrzec. Kto wie, co to za stworzenia, czy nie potrafią czasem posługiwać się magią. Poza tym normalne niedźwiedzie nie jadają wilków – odparłam. Nikt nic nie dodał, nie skomentował. Po chwili milczenia Anubis powiedział, że najpierw sprawdzimy gawry w Zdradliwych Górach. Ruszyliśmy w drogę, nie odzywając się. Może Caldo faktycznie miał rację, może rzeczywiście te miśki po prostu obudziły się z zimowego snu, ale jakoś nie do końca chciałam w to wierzyć. Skoro nigdy nie zapuszczały się tak daleko, to dlaczego akurat teraz miałyby zmienić obyczaje? Coś się za tym kryło. Może ktoś chce nas wykończyć albo zmusić do opuszczenia tych terenów? Eh, chyba za dużo myślę. Przerwałam więc nawał myśli i zajęłam się szukaniem śladów świadczących o obecności innych niedźwiedzi. Nie znalazłam jednak nic prócz małej kępki czarnego futra zahaczonego o korę mijanego drzewa. Po dłuższym czasie marszu las zaczął wydawać mi się jeszcze bardziej wymarły niż wcześniej. Ptaki prawie przestały śpiewać, trawa była nieco pożółkła, pąki na drzewach mniej rozwinięte niż w centrum watahy. Zaczynałam się czuć nieswojo.
<Anubis? Caldo? Picallo?>
- Jakby się nie nazywały nasze góry, czas ruszać w drogę – stwierdził.
- Czekajcie – zaczęłam. – To nie są jakieś normalne niedźwiedzie. Są o wiele większe niż przeciętnie. Zresztą, mogę wam nawet pokazać.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę, w którą uprzednio udał się trafiony przeze mnie misiek. Wczoraj padał deszcz, toteż w miękkiej ziemi doskonale odbiły się ślady zwierzęcia. Zatrzymałam się przy jednym z nich na chwilę, by pozostali ich nie przeoczyli, a potem bez słowa skierowałam się na znajomą polanę. To tutaj leżało pozbawione krwi cielsko potężnego niedźwiedzia. Stanęłam, czekając na Anubisa, Picallo i Caldo. Dwaj ostatni widzieli tę górę czarnego, gęstego futra po raz pierwszy, toteż okrążyli ją, przyglądając się jej uważnie.
- Trzeba przyznać, znacznie większy niż zwykle – stwierdził młody Alfa. – Ale nic na to nie poradzimy.
- Ja chcę was tylko ostrzec. Kto wie, co to za stworzenia, czy nie potrafią czasem posługiwać się magią. Poza tym normalne niedźwiedzie nie jadają wilków – odparłam. Nikt nic nie dodał, nie skomentował. Po chwili milczenia Anubis powiedział, że najpierw sprawdzimy gawry w Zdradliwych Górach. Ruszyliśmy w drogę, nie odzywając się. Może Caldo faktycznie miał rację, może rzeczywiście te miśki po prostu obudziły się z zimowego snu, ale jakoś nie do końca chciałam w to wierzyć. Skoro nigdy nie zapuszczały się tak daleko, to dlaczego akurat teraz miałyby zmienić obyczaje? Coś się za tym kryło. Może ktoś chce nas wykończyć albo zmusić do opuszczenia tych terenów? Eh, chyba za dużo myślę. Przerwałam więc nawał myśli i zajęłam się szukaniem śladów świadczących o obecności innych niedźwiedzi. Nie znalazłam jednak nic prócz małej kępki czarnego futra zahaczonego o korę mijanego drzewa. Po dłuższym czasie marszu las zaczął wydawać mi się jeszcze bardziej wymarły niż wcześniej. Ptaki prawie przestały śpiewać, trawa była nieco pożółkła, pąki na drzewach mniej rozwinięte niż w centrum watahy. Zaczynałam się czuć nieswojo.
<Anubis? Caldo? Picallo?>
sobota, 2 kwietnia 2016
Od Heroiki CD Oriona
Siedziałam na zielonej, soczystej trawie i myślałam, jak to Wilki
Psychiczne lubią robić. Tej czynności w tamtej chwili akurat usłyszałam
ciężki tętent kopyt i zza jednego z drzew wyskoczył jakiś basior.
Wstałam, zaskoczona. Wilk chwycił mnie i pociągnął za sobą. „Chodź za
mną, jeśli ci życie miłe” – ot, tyle dostałam wyjaśnień na całe to
zdarzenie. Chwilę później, odwracając się, pojęłam jednak grozę
sytuacji. Ścigał nas olbrzymi byk, który najwyraźniej koniecznie chciał
nas dorwać. Nagle basior skręcił w bok i wskoczył do jakiejś opuszczonej
lisiej nory. Uznając to za dobre rozwiązanie, poszłam w jego ślady.
Rozjuszone zwierzę chwilę kręciło się w pobliżu, jednak w żaden sposób
nie mógł nam zrobić czegoś złego.
- Czym go tak wnerwiłeś? – zapytałam.
- Nie wiem bzika dostał – odparł basior.
- Wiesz… Jestem raczej szalona – powiedziałam i wyszłam z kryjówki, wpierw jednak otaczając się niewidzialną psychobarierią. Byk ruszył na mnie i wyrzucił w powietrze, fundując mi lot na kilka metrów wzwyż. Uderzyłam głową w konar drzewa i upadłam na ziemię. Nie ruszyłam się i na miarę możliwości wstrzymywałam oddech, jednak kątem oka obserwowałam poczynania czerwonego basiora. Ten wyszedł z nory i stanął przed rosłym zwierzęciem, które nagle zaczęło dziwnie ryczeć i miotać się. Po chwili już całe płonęło. Basior podbiegł do mnie i zaczął monolog.
- Dlaczego jej nie zatrzymałem? Co powiem Alfie? – I tak dalej, i tak dalej… Widząc jego minę nie mogłam się powstrzymać. Nagle usiadłam, wybuchając śmiechem. Zaskoczony wilk zrobił zdziwioną miną mrucząc coś pod nosem.
- No… Prima aprilis! – wykrzyknęłam. Pierwszy kwietnia to w końcu pierwszy kwietnia.
- Ładne mi żarty – prychnął w końcu basior. Uśmiechnęłam się w stylu „no cóż, życie”. Wstałam, a psychobariera zniknęła.
- Heroica jestem – przedstawiłam się.
- Orion – odparł czerwony wilk.
- Dzięki za uratowanie życia. To co? Może wspólne polowanie? – zaproponowałam.
<Orion?>
- Czym go tak wnerwiłeś? – zapytałam.
- Nie wiem bzika dostał – odparł basior.
- Wiesz… Jestem raczej szalona – powiedziałam i wyszłam z kryjówki, wpierw jednak otaczając się niewidzialną psychobarierią. Byk ruszył na mnie i wyrzucił w powietrze, fundując mi lot na kilka metrów wzwyż. Uderzyłam głową w konar drzewa i upadłam na ziemię. Nie ruszyłam się i na miarę możliwości wstrzymywałam oddech, jednak kątem oka obserwowałam poczynania czerwonego basiora. Ten wyszedł z nory i stanął przed rosłym zwierzęciem, które nagle zaczęło dziwnie ryczeć i miotać się. Po chwili już całe płonęło. Basior podbiegł do mnie i zaczął monolog.
- Dlaczego jej nie zatrzymałem? Co powiem Alfie? – I tak dalej, i tak dalej… Widząc jego minę nie mogłam się powstrzymać. Nagle usiadłam, wybuchając śmiechem. Zaskoczony wilk zrobił zdziwioną miną mrucząc coś pod nosem.
- No… Prima aprilis! – wykrzyknęłam. Pierwszy kwietnia to w końcu pierwszy kwietnia.
- Ładne mi żarty – prychnął w końcu basior. Uśmiechnęłam się w stylu „no cóż, życie”. Wstałam, a psychobariera zniknęła.
- Heroica jestem – przedstawiłam się.
- Orion – odparł czerwony wilk.
- Dzięki za uratowanie życia. To co? Może wspólne polowanie? – zaproponowałam.
<Orion?>
piątek, 1 kwietnia 2016
Od Teriyaki CD Kaharamisa
- Bo nie lubię rozmawiać o przeszłości. Było, minęło i się nie odstanie.
- Powiedziałam wymijająco, powstrzymując z trudem zerwanie się z
miejsca. Basior chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo nagle coś
czarnego wleciało na mnie. Czarny kot stanął mi na brzuchu i zaczął
obwąchiwać z odległości Kaharamisa.
- Uff.. Dzięki Diabolo- mruknęłam cicho, by basior nie usłyszał. Diabolo uratował mnie właśnie od przeklętego tematu.
- Co, znalazłaś w końcu znajomego? - Zapytał.
- Ta... Co tu robisz? Chyba nie ma tu.. Wiesz kogo - popatrzyłam z niepokojem na wilka.
- Nie, narazie nic. Wpadłem od tak, nudzę się. - Odparł kot.
- A tak wogóle, może przedstawisz mi swoje przyjaciela? - Kaharamis zakłócił naszą roznowę.
- A... Tak... To jest Diabolo. Diabolo, to Kaharamis.
- Tak, tak fajnie. Ja już muszę lecieć - powiedział Diabolo. Po chwili zostało po nim tylko piórko ze skrzydła. Uśmiechnęłam się do Kaharamisa.
- Idziemy gdzieś czy zostajemy? - Zapytałam
< Kaharamis? >
- Uff.. Dzięki Diabolo- mruknęłam cicho, by basior nie usłyszał. Diabolo uratował mnie właśnie od przeklętego tematu.
- Co, znalazłaś w końcu znajomego? - Zapytał.
- Ta... Co tu robisz? Chyba nie ma tu.. Wiesz kogo - popatrzyłam z niepokojem na wilka.
- Nie, narazie nic. Wpadłem od tak, nudzę się. - Odparł kot.
- A tak wogóle, może przedstawisz mi swoje przyjaciela? - Kaharamis zakłócił naszą roznowę.
- A... Tak... To jest Diabolo. Diabolo, to Kaharamis.
- Tak, tak fajnie. Ja już muszę lecieć - powiedział Diabolo. Po chwili zostało po nim tylko piórko ze skrzydła. Uśmiechnęłam się do Kaharamisa.
- Idziemy gdzieś czy zostajemy? - Zapytałam
< Kaharamis? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)