środa, 7 października 2015

Od Heroiki - Opo Wojenne

Przemierzyłam dzielącą nas odległość w kilkunastu szybkich susach. Czarny jak smoła ogar, pod wpływem uderzenia od boku, przewrócił się. Cóż, nie lubię zabijać, więc jednym mocnym ugryzieniem okaleczyłam psa - słyszałam trzask łamanej kości. No, przynajmniej on już nikomu nie zagrozi... Za to zrobiło to jedno sporej wielkości stworzenie, coś jakby jeleń i tygrys zarazem, czyli taki wielki, czarny, pręgowany kot z porożem i kopytami, oraz bardzo ostrymi kłami. Natarło na mnie z prędkością błsykawicy, a ja zapomniałam odskoczyć. Ups! Cudem uniknęłam stratowania przez ogromne kończyny tego cosia. Za tamtą chwilę grozy odpłaciłam tej istocie ugryzieniem w zad, z ran zaraz trysnęła ciemna, lepka substancja. Niestety, moje szczęście odwróciło się ode mnie i dostałam z kopyta. Po krótkim, aczkolwiek nieprzyjemnym locie ległam bez tchu na ziemi, zastanawiając się, czy nie mam czegoś połamanego w okolicach przednich łap. Udało mi się jednak wstać, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że oprócz paru siniaków nic mi nie dolega. Cóż... Zezłościłam się na to monstrum. Skoro tak się chce bawić, to proszę bardzo, zabawię się. Stanęłam naprzeciw tygrysolenia, patrząc mu w oczy i uśmiechając się. Z łatwością wkradłam się w jego myśli - "trzeba unicestwić wilka". ~Proszę bardzo, atakuj, jestem takim łatwym celem...~ przemawiałam do niego telepatycznie. Ja nie mogę, nabrał się! Ruszył prosto na mnie, już, już wydawało się, że marnie skończę, kiedy nieoczekiwanie odbił się ode mnie i wylądował na twardym podłożu. Stworzenie natrafiło na psychobarierę, jakby kolejną warstwę skóry, na tyle mocną, aby chronić nie tylko przed atakiem mentalnym, ale również fizycznym. Cóż, bycie Wilkiem Psychicznym ma swoje plusy. Na razie jednak musiałam skupić się na dobiciu oszołomionego przeciwnika, który najprawdopodobniej dostał wstrząsu mózgu. Niech się dłużej nie męczy - jedno ugryzienie i po sprawie. Tak jakoś brakło mi przeciwników, więc oddałam się jednej z moich ulubionych czynności, mianowice myśleniu. Hm... Moon zdążyła mi wspomnieć coś o Święcie Muzyki. Dokładna data wyleciała mi z głowy, ale miało to być jakoś w tym tygodniu. Nie zastanawiałam się długo...
- Jestem szalona...! - ryknęłam na całe gardło przeróbkę znanej piosenki. Czego jak czego, ale talentu wokalnego nie posiadam. Mam zwykle całkiem łagodny, ale mocny i stanowczy głos. Kilku walczących spojrzało na mnie jak na wariatkę, którą zresztą jestem, a następnie wróciło do przerwanej czynności. Tylko jedna z żywych istot poświęciła mi w tej chwili więcej uwagi. Czując na sobie złowieszcze spojrzenie pary oczu, powoli odwróciłam głowę w tamtym kierunku.
Przede mną stał - zgadnijcie kto - najprawdziwszy w świecie smok. Miał blisko czterech metrów wysokości, muskularne, silne ciało pokryte było lśniącymi, czarnymi łuskami, a łapy zakończone ostrymi pazurami w tym samym kolorze.
- Jupi! - wrzasnęłam i pognałam w stronę skrzydlatego jaszczura, wciąż pod osłoną psychobariery. Szczęki potwora rozwarły się, ukazując olbrzymie kły.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz