wtorek, 13 października 2015

Od Heroiki - Opo Wojenne

Dwa czarno - białe kolibry kłuły ostrymi jak sztylety dziobami łapę trzymetrowego lwa, który bezskutecznie usiłował się ich pozbyć. Oj, jak mi przykro. Nie minęła minuta, a zwierzę leżało na ziemi bez życia. Ślina takich kolibrów zawiera truciznę, jsk widać na załączonym obrazku - dość silną, by powalić olbrzymię zwierzę w bardzo krótkim czasie. A teraz czas na więcej wyjaśnień.

***

Całą historię można byłoby zacząć słowami w stylu: "W pewnej ziemnej norce mieszkał sobie pewien hobbit". Mianowicie - w pewnej ziemnej norze narodziły się dwa szczeniaki, wcale nie spokrewnione ze sobą. Od namłodszych lat byli serdecznymi przyjaciółmi. Kiedy tylko osiągnęły wiek 18 miesięcy, uznawany w tamtej watasze za osiągnięcie dorosłości, zostały obrońcami Bet i Gamm, jak wcześniej cała ich rodzina. Pewnego dnia jednej z nich rozkazano strzec jaskini, w której aktualnie przebywały wszystkie szczenięta, w tym miesięczne Młode Bety. Samica Beta tej watahy miała ciężki poród, poza tym dzieci urodziła aż sześć. Tamten dzień nie był dobry dla całej wilczej społeczności poza jedną jedyną waderą - łaskawie przygarniętą przez drugą parę w stadzie wilczycę, noszącą imię Delila. Była ona zazdrosna, gdyż wiedziała, że to jeden z jej młodszych braci, a nie ona, odziedziczy stanowisko po rodzicach. Obrończyni wylegiwała się przed jaskinią, cały czas pozostając jednak czujna i gotowa do walki. Niestety, okazja do niej nadeszła aż nazbyt szybko. Delila zebrała niedużą grupkę wilków, obiecując im w przyszłości lepsze stanowiska, byle by pomogli jej wcielić w życie genialny plan. Wilki zaatakowały stróżują waderę, lecz nie docenili jej możliwości. Z łatwością powaliła przeciwników, darując im życie. Ile sił w łapach pobiegła do jaskini, w której przebywały szczenięta, a kiedy stanęła w wejściu, ujrzała straszny widok. Delila przygniotła do ziemi jednego ze swoich nieporadnych braci łapą, siostrę zaś chwyciła do pyska, w rzucić nią po chwili o ścianę. Mała upadła na ziemię, a jej starsza siostra wbiła pazury w ciało brata.
- Zostaw je! Wynocha! Nie masz prawa tu przebywać! - wrzasnęła strażniczka szczeniaków.
- Niby dlaczego? W końcu to moje rodzeństwo.
Chwyciła za kark następnego szczeniaka, czego stojąca u wejścia wadera nie mogła dłużej tolerować. Z prędkością błsykawicy pokonała odległość dzielącą ją od Młodej Bety i wytrąciła z jej pyska wilczka. Delila odpowiedziała na atak, a z racji, iż była większa i silniejsza, z łatwością wyrzuciła wilczycę w powietrze. Ta z impetem uderzyła o ścianę, mając jednak jeszcze siły do przygarnięcia trzech szczeniaków. W jej umyśle jedna myśl górowała nad wszystkimi - "muszę ocalić szczeniaki". Brakło jej jednak energii na powstanie i kontynuowanie walki. Jej przeciwniczka zaśmiała się cicho i pochwyciła w silne łapy najbliższe wilcze dziecko. Chciała tym czynem dodatkowo dokuczyć Obrońcy Bet, pokazać, że mimo jej wysiłków wykończy młode. Nagle jednak tupot łap oraz stanowczy głos rozdarły niemal zupełną ciszę.
- Zostaw je, Delila, ale już!
W wejściu stanęła majestatyczna wadera, Obrońca Gamm. Rzuciła się na dręczycielkę. Przez chwilę gryzły się zawzięcie, potem przerwały na chwilę walkę, kiedy Młoda Beta łapała jakieś szczenię, zaraz jednak powracały do walki. I tak działo się przez jakiś czas. Zaciekawione wilki, przekupione przez Delilę, stanęły u wejścia do groty. Zobaczywszy sytuację, zaczęły szeptać, naradzać się, co robić. Jednak pominucie czy dwóch bohaterska wilczyca, Obrońca Gamm, uderzyła głową mocno w podłoże i straciła przytomność. Młoda Beta, cała od krwi, podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę wyjścia z jaskini, pozorując płacz. Zdołała tylko wydukać: "trzymajcie straż, żadna nie może uciec", a potem pobiegła po Alfę, Betę i Gammę owej watahy. Kiedy druga z bohaterskich wader ocknęła się, znalazła się między wilkami z watahy. Cztery przerażone matki wlepiały w nią wzrok. Obok jej przyjaciółce odebrano szczeniaki i oddano rodzicom. I znów można powiedzieć zdanie bardzo podobne do tego: "Z dwunastu towarzyszy Thorina zostało dziesięciu", jednak w tym przypadku było o wiele gorzej. Z dwunastu szczeniaków ocalały zaledwie trzy: jedna Młoda Beta, Młoda Gamma oraz mała waderka, córka zielarki i szamana.
- Co wy zrobiłyście? - zawołała Samica Beta przez łzy.
- Widzisz matko, miałam rację. Patrz, co one zrobiły. Chciały jeszcze zabić te trzy - powiedziała Delila. Pierwsza z wader chciała coś rzucić na swoją obronę, jednak wyprzedził ją właśnie przybyły Samiec Alfa.
- A więc to prawda... Wilki! Zabić je.
Obie wadery podniosły się. Cóż nie sprawiały dobrego wrażenia, całe były od krwi.
- Dlaczego nie możemy opowiedzieć swojej wersji wydarzeń?
Obecni tam Obrońcy Alf oraz Opiekunowie pokiwali głowami. Wilczyce miały słuszność.
- W takim razie, zdrajcy, co do jednego Obrońcy i Opiekuna, wynoście się z tych ziem. Nie obchodzi mnie wasz los - stanowczy i surowy głos Bety zakończył dyskusję. Wskazane wilki, pochodzące z jednego klanu, musiały opuścić tereny watahy. Przez jakiś czas wędrowały, aż znalazły zalesioną i pełną zwierzyny łownej dolinę wśród gór. Z czasem dawna Obrończyni Bet zdecydowała o odejściu. Przez około rok błądziła po świecie, odwiedzając wiele ciekawych miejsc, znajdując przyjaźń, nigdy jednak nie zapomniała o krzywdzie wyrządzonej jej przez Bety, a przede wszystkim przez Delilę. Zaraz odpowiem na pytanie, które pewnie wszystkim nasuwa się na myśl.
Ta wadera nosi imię Heroica.

***
Szczerze przyznam, że nakłamałam trochę w historii, chociaż nie do końca. Zawsze lubiłam przebywać sama lub wyłącznie w towarzystwie Tokyi. A potem, po tym zdarzeniu, zaczęłam bać się brania za kogoś odpowiedzialności, stałam się jeszcze bardziej niedostępna niż przedtem. No i... wciąż nie mogę ani sobie, ani Delili wybaczyć tamtego, czy może raczej tamtych czynów.
Natarłam na czarnego zająca o ostrych zębach i silnych łapach. Niespodziewający się ataku uszaty padł martwy na ziemię, ja zaś rozejrzałam się wokoło. Dostrzegłam Anubisa, niemal myląc go z podwładnym Basiora Ciemności, ale za to nigdzie nie widziałam Alfy Moon. W oczy rzuciła mi się również ta fioletowa wadera, którą wcześniej spotkałam, walczą z... no właśnie, z czym? Miało to cztery nogi i było duże, ale raczej gatunkowo nieokreślone. Cóż, tak bywa. Kiedy tak oceniałam sytuację i robiłam wiele innych rzeczy, podbiegła do mnie kremowa wadera z łukiem.
- Cześć, może pomóc? Jestem Scarlet - powiedziała lekko zdyszana. Jak miło, będę znać kolejnego wilka.
- Nie, nie trzeba. Nazywam się Heroica - odparłam, rozglądając się czujnie wokoło.
- Okej, to ja co, będę w pobliżu - rzuciła i odbiegła. Po chwili zniknęła mi z oczu. Swoją drogą, nie wypada tak stać i patrzeć, jak inni poświęcają się w obronie watahy. Nie, obrona to brzydkie słowo... Heroica, uspokój się i walcz! Oderwałam się od ponurych myśli, atakując czarnego jak smoła (a jakżeby innego) losa o pięciu ogonach. Dlaczego pięciu, tego nie wiem, ale tylko mu przeszkadzały. Po chwili leżał na ziemi, zakrwawiony, z połamanymi żebrami i naderwanym uchem. Coś zbyt łatwo idzie. Do kolejnych moich przeciwników zalicza się nieduża lwica oraz... Pełznął powoli w moim kierunku. Czarna muszla, czarne ciało, zielone wzory. Inteligentny, padł od kilku ciosów ostrym patykiem. Ble, nie lubię ślimaków. Na jakie pomysły wpadł jeszcze ten Basior Ciemności? To się dopiero okaże.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz