niedziela, 11 października 2015

Od Heroiki - Opo Wojenne

Smok i żyrafa obserwowali mnie czujnie swymi zielonymi i przenikliwymi oczami. Ja zaś nie śmiałam nawet drgnąć, z obawy, że się na mnie rzucą. Sekundy wlekły się niemiłosiernie, serce biło szybciej niż normalnie, a ja stałam sama pośród walczących, niemalże całkowicie zdana na łaski moich przeciwników. No, przynajmniej chroni mnie psychobariera… I właśnie w tej chwili poczułam, jak ochrona pęka wokół mnie jak bańka mydlana. Teraz to już w ogóle nie mam szans na przeżycie. W desperacji zrobiłam to, na co pod osłoną nie miałabym odwagi. A mianowicie:
- Aaaaaaa…! – zaczęłam uciekać, wrzeszcząc pierwszą literę alfabetu na całe gardło. Dlaczego to akurat mnie dopadają takie dziwne zachowania w najgorszych momentach. Bo jestem Wilkiem Psychicznym? To żaden powód. Jednak takie zachowania mają również swoją dobrą stronę – zaskoczyłam przeciwników tym śmiałym posunięciem. Ciekawe, ile wilków z Watahy Krwawego Szafiru uzna mnie po tej bitwie za psychicznie chorą wariatkę? Zaraz, zaraz, czy ja dobrze widzę? Przed oczami mignęło mi czarno – białe skrzydło. Chwilę później namierzyłam wzrokiem niedużego ptaka o czerwonych oczach, pozostawiających wokół smugi w tym samym kolorze. Rozpoznałam stworzenie. Była to Unia (czyt. Junia), Morderczy Koliberek mojej jedynej normalnej przyjaciółki, imieniem Tokya (czyt. Tołkija). Pomoc jest w drodze. Wtem poczułam mocne uderzenie twardego ogona i padłam na ziemię, po drodze gubiąc świadomość.

***

Obudziłam się w lesie, na posłaniu z miękkiego mchu. Czyżby bitwa się już skończyła? Nie, nadal słyszę odgłos walki. Co więc robię tutaj i co się działo ze mną wcześniej? Bolała mnie głowa, byłam cała otumaniona, nie mogłam jasno myśleć. Wstałam z miękkiego legowiska, lecz kiedy zrobiłam pierwszy krok, łapy ugięły się pode mną. Głupie kończyny! Ze złości zawołałam:
- Venit, Athena!
Czekałam pięć minut, potem dziesięć, ale sowa nie pojawiała się. Jak tylko dorwę tą pierzastą, brązową kulkę ze skrzydłami, to coś jej zrobię, na przykład przygładzę jej piórka. Eh… Uznałam, że nadal jestem zdolna do walki, nie było mi nic prócz małego zadrapania na łapie i takich tam drobiazgów. Namierzyłam słuchem, gdzie toczy się bitwa. Z odgłosów wywnioskowałam, że dochodzą gdzie z lewej strony, od zachodu. Tam skierowałam swe kroki, kiedy nagle drogę zagrodził mi jakiś fioletowy wilk. Spojrzał na mnie, rzucił krótkie: „idź odpoczywać” i pobiegł w stronę walczących. Ta, jasne, posłucham go (ją). Wystrzeliłam z miejsca jak z procy, prosto w stronę odwróconego do mnie tyłem czarnego jelenia o olbrzymim porożu. Atak poskutkował złamaniem kopytnemu tylnej kończyny i zadrapaniami na zadzie. Cóż, tym skutkuje nieuwaga podczas bitwy. A jak już mówimy o pokonywaniu przeciwników, to ciekawe, co stało się z tamtą żyrafą i smokiem. Nadal walczą czy też polegli za sprawą innych wilków z WKS? Ale nagle dostrzegłam kogoś, kogo nie powinno tu być.
Moja stara znajoma przybyła na pole bitwy.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz