poniedziałek, 5 października 2015

Od Heroiki - Opo Wojenne

Stałam w ostatnim szeregu przygotowanych do walki wilków. Dopiero co dołączyłam do WKS, a taka mała bitewka wydawała mi się całkiem dobrą zabawą na początek. Wiem, jestem dziwna i szalona, lecz taka już moja natura. Naprzeciwko nas stała pokaźna armia czarnych jak smoła zwierząt różnego gatunku, wojowników pod władzą Basiora Ciemności. Alfa Moon i dowódca Anubis zdążyli mi już o nim coś nie coś opowiedzieć. Zaczęłam liczyć najpierw nas, potem przeciwników, a następnie obliczać nasze szanse. Kolejnym punktem programu była chęć do zaśpiewania piosenki "Jesteś szalona" w wersji pierwszoosobowej i zastanawianie się, czy na pewno jestem chora psychicznie i czy potrzebuję lekarza. Ale zaraz do mnie doszło, że to zapewne normalne u wilków mej rasy. A tak wracając do bitwy...
Na znak Anubisa ruszyliśmy do ataku, co również uczynili nasi przeciwnicy. Jakoś tak się złożyło, że napatoczyłam się na sporego, czarnego i olbrzymiego miśka o zielonych, przenikliwych oczach. Nie spodziewał się ataku ze strony takiego małego stworzonka jak ja, co doprowadziło go do problemów z oddychaniem - przegryzłam mu kark. Następnie odważył się mnie zaatakować olbrzymi bóbr. Zęby miał ostre jak brzytwy, a ogon napakowany ćwiekami. Jakiś zmutowany trochę... Jeśli ktoś myśli, że się tym przejęłam, to jest w błędzie - wystarczył jeden szybki atak, by przeciwnik legł bez życia na ziemi. Omiotłam wzrokiem pole bitwy. Anubis walczył z jeleniem, o potężnym porożu i ciężkich kopytach, jednak nadzwyczaj szybkim i zwinnym. Tak się zamyśliłam, że dopiero sekundę przed atakiem zobaczyłam czarnego jak smoła rysia, skradającego się w moją stronę bardzo, bardzo cicho. Z trudem i cudem uniknęłam złego losu, jaki mógłby mnie spotkać. Kot nie należał łatwych przeciwników. Po pierwsze był zwinny i szybki, po drugie walczył nie tylko za pomocą kłów, jak ja, ale również używał ostrych pazurów, lekko wygiętych. Cała walka toczyła się w tempie błyskawicy, raz po raz wymienialiśmy ciosy. To ja ugryzłam rysia w łapę, to znowu on rozorał mi tymi swoimi szponami skórę na grzbiecie. Nasze futra miejscami przybrały krwisty kolor czerwieni. W końcu dziki kot przebrał miarkę mojej świętej cierpliwości. Zatopił zęby w moim ogonie, czego nie wytrzymałam. Najpierw dostał łapą w ten swój koci łeb, następnie skoczyłam na niego, przygniatając go do ziemi, aż miałknął jak zupełnie niegroźny kociak.
- I żeby mi się to więcej nie powtórzyło, Sierściuchu, bo następnym razem nie będę już taka łaskawa - warknęłam. Ryś położył uszy ku sobie i czmychnął czym prędzej w jakieś inne miejsce. Dobrze mu tak, niech następnym razem trzyma się do mnie z daleka.
Kilkanaście metrów ode mnie dostrzegłam jakiegoś wilka, walczącego z przerośniętym ogarem (tylko mnie zastanawia, że dużo podwładnych BC jest dużych?). Najwyraźniej miał kłopoty, gdyż desperacko, odsuwał się od psa, machając łapami. Nie zwlekałam ani chwili dłużej.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz