Poczułam dotkliwy ból w lewej łapie. Jak się okazało, Basior Ciemności miał również na swe usługi pszczoły, a jednak z nich właśnie ukąsiła mnie w przednią kończynę. Zaczęłam szukać wzrokiem wody, choćby małej kałuży, jednak niczego takiego nie dostrzegłam. Kolejnym punktem było bieganie bez celu połączone z walką i coraz większym bólem w łapie. W końcu, kiedy kończyna zdążyła mi już spuchnąć, dostrzegłam niewielki potoczek między złocisto-zielonymi drzewami. Pobiegłam w tamtą stronę. W końcu zamoczyłam łapę w zimnej wodzie, od razu też zrobiło mi się lepiej i zaczęłam myśleć o innych rzeczach. Gdzieś w pobliżu będzie Scarlet… Nagle usłyszałam krzyk jakiegoś wilka. Wyciągnęłam łapę z wody i ruszyłam ile sił w nogach na zachód, skąd, jak mi się zdawało, dochodził głos. Prześlizgnęłam się między racicami koziorożca, przeskoczyłam nad martwym jeleniem i zagryzłam złego, czarnego bażanta. W chwili, kiedy wyrzucałam ptaka w powietrze, dostrzegłam Scarlet. Wyglądała trochę lepiej niż podczas naszego ostatniego spotkania, co mnie zaciekawiło. Drugą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był łuk i kołczan ze strzałami. Wadera właśnie założyła jedną z nich na cięciwę, która po chwili utkwiła (strzała, nie cięciwa) w pysku jakiegoś czarnego stworzenia. Podbiegłam do niej.
- Miło cię znowu widzieć – powitałam ją uśmiechem, który odwzajemniła. – Świetnie strzelasz.
- Dzięki. Słyszałaś ten krzyk?
- Tak. To chyba gdzieś z tamtej strony – wskazałam łapą kierunek. Naszą krótką wymianę zdań przerwał krzyk, tym razem wyraźny – „ratunku”. Spojrzałyśmy po sobie, a potem pobiegłyśmy przed siebie. Biegnąc, zaczęłam się zastanawiać, czy to swój, czy wróg. Wkrótce musiałyśmy się rozdzielić, gdyż zaatakował nas sporej wielkości muflon, również czarny. Nie zwlekając, rzuciłam mu się na szyję i powaliłam na ziemię, zaczęła się szamotanina. Przypominało to trochę polowanie, ale zgiełk panujący wkoło i słyszalne co jakiś czas bojowe okrzyki zdecydowanie temu przeczyły. W końcu udało mi się unieruchomić kopytnego i złamać mu nogę, aby nie mógł walczyć. Zostawiłam go tak, leżącego bezradnie, a sama pobiegłam poszukać Scarlet. Miejmy nadzieję, że znalazła właściciela krzyku…
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz