/ Z perspektywy Lyle/
Basior przygniatał mnie pazurem. Ból był nie do zniesienia. Gdy miał już
nastąpić koniec, przypomniałem sobie o mojej mocy. Teleportowałem się
za łapę. Wszystko się we mnie zregenerowało. W pełni sił stanąłem obok
Disp'a. Uśmiechnąłem się.
- Zabrałeś nam naszą zabawkę. Teraz my zrobimy tobie to samo - krzyknąłem.
-Lyle, co ty... - zaczął zdziwiony Disparate.
Teleportowałem siebie i towarzysza do wadery. Na początku, zanim nas
dostrzegła, leżała wykończona, ale gdy zorientowała się że tam jesteśmy,
zaczęła cofać się, kładąc po sobie uszy. Złapałem ją za łapę.
Teleportowaliśmy się do innej jaskini. Disp od razu omotał ją liną, w
taki sposób, żeby nic nie mogło uwolnić wadery.
- Dobra, żeby nie było, ujawnijmy swoje moce, żeby móc współpracować. - Odezwał się Disp.
- Ok. To ja zacznę. Teleportacja i przy okazji regeneracja. Czaromowa.
Usuwanie i przywracanie wspomnień. Przejmowanie mocy.I jedna to
tajemnica... Na specjalne okazje.
- Zamiana w smoka, telekineza. Zmodyfikowany szkielet, siła, zwinność,
wytrzymałość i szybkość kilkakrotnie większe od zwykłych wilków, u
dowolnego wilka wywoływanie choroby morskiej, iluzję że wilk znajduje
się w wodzie i temu podobne, napełnianie płuc wilka wodą.
- Dobra. Co teraz z nią robimy? - Zmieniłem temat.
- To co wcześniej. I wyciągamy informacje o tym czerwonym.
Disp podszedł do 'zabawki' i trzasnął ją w pysk.
- Jak on się nazywa?
Wadera uparcie milczała. Basior rozdarł jej rany, prawdopodobnie częściowo zagojone dzięki naszemu niedoszłemu mordercy.
- Gadaj! Jak się nazywa i jakie ma moce?!
Pochylił się nad nią. Wszyscy wiedzieliśmy, co zaraz zrobi. Jednak
wadera nie chciała nic wyjawić. Basior bez litości zaczął gwałtownie
ruszać się w Teriyaki. Łzy zmoczyły jej sierść. Znowu.
* * *
Trwało to kilka godzin. A ona nie chciała nic powiedzieć. Disp coraz
bardziej wściekły, bił waderę i ruszał się w niej. W końcu się poddała.
- Kaharamis. Tak się nazywa - wyszeptała z trudem. Disp najwyraźniej
zadowolony zszedł z niej i pocałował ją. Osłabiona wadera przyjęła to
bez oporów. Basior rzucił nią w kąt groty. Stęknęła i straciła
przytomność.
- Pewnie teraz nie będzie chciała uprawiać z nim stosunków. Nie będą
razem. Nawet szczeniąt mieć nie będą. - Zaśmiałem się drwiąco. -
Ewentualnie ją zmusi. Ale bez dzieci, ich związek nie będzie mieć sensu.
Wstałem i skoczyłem na waderę. Obudziła się. Pisnęła i napięła się pod dotykiem. Jak zawsze. Zacząłem się zabawiać.
/ Z perspektywy Disparate/
Lyle torturował waderę, a ja poszedłem coś upolować. Złapałem chudego
zająca dla wadery i dwa tłuste dla nas. Spacerkiem wracałem do nowego
domu. Niezmącony spokój przerwał ten czerwony basior. Chyba szukał
tropu. Nie widział mnie, więc szybko i bezszelestnie, pobiegłem do
towarzysza.
- Idzie tu. Jest blisko - wydyszałem do przyjaciela, nadal uprawiającego
stosunek. Zerwał się jak oparzony, przez co uderzył waderę, aż
kaszlnęła krwią. Wywróciłem oczami - Teleportuj nas gdzieś dalej. Przy
granicy, za tereny. - Poradziłem. Rzuciłem mu i jej zające - Ale
najpierw zjemy. Tylko szybko.
Zjedliśmy w mig. Ona ledwo skubnęła zwierze.
- Jedź, bo wepcham ci go do gardła. - Zagroził Lyle. Posłusznie wykonała polecenie.
- Czaromowa? - Gwizdnąłem. Uśmiechnął się. Podszedł do niej i wyrwał z
jej skrzydeł garść piór. Rzucił je na posadzkę. Chwilę potem byliśmy w
trójkę zupełnie gdzie indziej.
- Nie powinien nas znaleźć. Chyba.
< Teriyaki, Kaharamis? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz