Po tym wszystkim miałem niezłe zamieszanie w głowie. To co zobaczyłem...
To było straszne. Musiała wiele przeżyć i to już jako małe szczenię... I
jeszcze ktoś jej bardzo bliski się zabił. Może i mam wymazaną pamięć i
nie mam pojęcia jak to jest kogoś stracić, ale jakoś wewnątrz miałem
przeczucie, że wiem doskonale co to za uczucie. Kiedy zdałem sobie z
tego sprawę, poczułem się jeszcze bardziej przygnębiony...
Teri była wyczerpana i widziałem, że mocno zbiera jej się na łzy. Nie
wiedziałem kompletnie co powiedzieć, więc ją przytuliłem, a ona
zbroczyła mnie łzami cicho szlochając, jakby mimo wszystko nie chciała
dać po sobie poznać, jak bardzo cierpi. Nie przeszkadzało mi to jednak,
przecież to nie jest powód do wstydu...
Kilka minut siedzieliśmy tak w milczeniu, ona płakała, a ja przyciskałem
łapą jej głowę do piersi. W końcu jednak otarła łzy i spojrzała mi w
oczy smętnym wzrokiem. Rzuciłem jej pocieszający uśmiech.
- Pomyśl sobie, że to co było minęło i już nigdy nie wróci, więc nie
będziesz musiała więcej tego przeżywać - powiedziałem do niej półszeptem
z nadzieją, że chociaż jakoś ją to wesprze na duchu.
- Mam o tym pojęcie, nie musisz mnie pouczać - odparła i odwróciła wzrok.
Mina mi trochę zrzedła.
- Nie pouczam cię, tylko pocieszam - przekrzywiłem lekko głowę i opuściłem ucho. - Nie chcę, żebyś była smutna...
Wilczyca westchnęła.
- Wiem i dziękuję... Doceniam to.
Uśmiechnąłem się. Jakoś mi się ciepło na sercu zrobiło ze świadomością,
że jest mi wdzięczna. Jednak nadal martwiła mnie jej przygnębiona mina.
Wobec tego wpadłem na pomysł.
- Chcesz się przejść? - spytałem.
- Ale gdzie?
- Gdziekolwiek. Po prostu chodź - postarałem się ją zachęcić.
Teri się zgodziła, więc opuściliśmy jaskinię. Poza grotą panowała dosyć
późna noc, a nisko na niebie jaśniało księżycowe półkole w towarzystwie
migocących gwiazd. Słychać było jedynie szum wiatru i drzew oraz
krakanie nocnych ptaków. Od czasu do czasu odzywał się jakiś puchacz.
Biegliśmy na wschód przez las, po czym natknęliśmy się na łąkę. Wadera
myślała, że gdzieś tutaj się zatrzymamy, lecz miałem lepszy plan.
Biegliśmy tak długo, aż nie natknęliśmy się na jezioro. Tutaj dopiero
się zatrzymałem i odwróciłem w stronę wilczycy.
- Chciałbym ci czymś poprawić humor - zawołałem do niej zdyszany, gdy ta
do mnie dobiegła. Akurat zbliżał się powoli świt, księżyc zniknął za
horyzontem. - Usiądź sobie i popatrz - zaproponowałem.
- No dobrze... - Teriyaki usiadła i postanowiła popatrzeć na to, co miałem zamiar zrobić.
Użyłem mocy i poczułem żar w łapach. Zacząłem biec, a pode mną utworzyła
się ścieżka z ognia. Pamiętałem, że utrzymywała się za mną zawsze przez
jakieś dwie minuty, a potem znikała, więc musiałem działać szybko. Nad
taflą jeziora podniosłem ścieżkę do góry i rozpędziłem się najszybciej
jak potrafiłem. Następnie poprzez zawijasy jakie robiłem ogniem w
powietrzu, tworzyłem powoli napis...
Od czasu do czasu patrzyłem na reakcję wilczycy. Widziałem tylko blask
jej wielkich oczu i szczękę w dole. To chyba był dobry znak...
Podbudowywało mnie to bardziej i już po dwóch minutach wielki napis był
gotowy, więc mogłem pobiec z powrotem na brzeg. Ku mojemu szczęściu,
akurat delikatnie tuż za napisem wyjrzało poranne słońce. Dobiegłem do
Teri i spojrzałem na swoje dzieło zadowolony. Serce mi waliło jak
szalone od biegu i emocji jakie we mnie wtedy buzowały... Ale czułem, że
to wywrze pozytywne wrażenie.
- Kaharamisie... - wyszeptała tylko. - Ty...
- Teri... - przerwałem jej. - Chciałem tylko spytać... Czy ty też tego chcesz?
Na niebie ogień przedstawiał napis: "Pragnę być twoją przyszłością".
Soł romantik *szamie popcorn i donośnie beka*
OdpowiedzUsuńA tak serio, to fajny pomysł. Caldo aprobuje i daje okejkę.
//C.
Kaharamis:
UsuńDzięki :,)
Słodkieee *^* xD
OdpowiedzUsuń