- No. - Wymruczałem - Sport na przebudzenie.
Wskoczyłem na nią. Zacząłem od całowania. Naparłem na jej usta. Naprężyła mięśnie, ale nie ruszyła się. Wkurzyło mnie to.
- Masz wrzeszczeć, dzi.wko. Lubię jak wrzeszczycie. - Sięgnąłem po kość i
zszedłem z wadery. Zmusiłem ją by się podniosła. Wziąłem linę i
oplotłem boki wadery, przywiązując ją do skał z dwóch stron. Nie mogła
się ruszyć. Zdjąłem "kaganiec" i uniosłem kość. Przez jaskinię rozległy
się echem krzyki i jęki. Wyżywałem się na niej, uderzając w nią jelenią
kością po kręgosłupie, bokach, brzuchu i pewnych miejscach.
- Coo, bolą klapsy? Było trzeba być grzeczną. - syczałem. Krzyczała.
Napięła się jak struna. Przywaliłem jej w szyję. Zgięła się, przód
spuszczając na dół i wypinając w górę tylną część ciała. Objąłem ją i
trzymałem z całej siły. Krzyknęła. Zacząłem zataczać przyrodzeniem koła.
W jej wrzaskach było coraz więcej bólu. Zakończyłem czynność i
powaliłem ją na ziemię.
- Mam cię tylko dla siebie... Nikt mi cię nie odbierze. - Mruczałem
namiętnie, jeżdżąc pazurem po jej ciele. Wykorzystała moment i
spróbowała mnie ugryźć. Szybko założyłem jej kaganiec.
- Oj, nieładnie, nieładnie. Za karę poprawiamy sport. - Ożywiłem się.
Przywiązałem ją ponownie i przygwoździłem kończyny do ziemi. Na końcówki
łap i skrzydeł wadery nałożyłem kamienie. Śmiałem się z jej miny i bólu
w oczach. Ruszała głową, próbując się uwolnić. Usiadłem na niej,
czekając aż się uspokoi. Wadera wciąż szalała. Zdenerwowany przywaliłem
jej kością w głowę.
Teriyaki? albo C.D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz