- Chyba nie spotkałeś na swojej drodze zbyt wielu życzliwych wilków –
zaczęłam, kiedy Caldo przestał mówić. – Tak jak ja przez większość
życia… - dodałam ciszej, wbijając wzrok w ziemię.
- Co masz na myśli?
- Od zawsze byłam poniżana przez siostry, ciotka też mnie niezbyt
doceniała. – Widząc pytające spojrzenie basiora, zaczęłam tłumaczyć. –
Moja matka zmarła kilka dni po moich narodzinach, ojciec nie był mile
widziany. Mną i moim rodzeństwem zajęła się ciocia. W sumie, ja cię
ledwie znam, dlaczego mam ci opowiadać całą historię mojego życia?
- O nic nie prosiłem – odparł Caldo.
- Też prawda. W każdym razie, byłam inna, co nie pasowało pozostałym.
Jak już ktoś był dla mnie miły, to chyba jedynie z powodu, że ładnie
śpiewałam. Gdy dorosłam, odszukałam ojca. Życie z nim było znacznie
lepsze niż to, co dotychczas. Tam wszyscy byli mili, wszyscy równi…
Urwałam, przypominając sobie te piękne kilka miesięcy. To były cudowne
chwile… Nie próbowano mnie zmuszać do bycia kimś innym, tam byłam po
prostu sobą… W sumie, teraz też. Spojrzałam w górę, a mój wzrok przebił
się przez plątaninę liści i gałęzi. Niebo było już dość ciemne; ścieżka
przed nami coraz mniej widoczna. Westchnęłam. Trzeba będzie zejść z
trasy i znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Dalsza wędrówka w tych
warunkach byłaby zbyt niebezpieczna. Na szczęście znałam całkiem dobrze
te okolice i wiedziałam, że niedaleko rośnie drzewo, na którym można się
wygodnie ułożyć. Problem w tym, czy Caldo dałby radę wdrapać się na
nie. Postanowiłam jednak zaryzykować.
- Tutaj skręcamy – oznajmiłam, wchodząc między drzewa. Towarzyszący mi
basior wzruszył ramionami i poszedł za mną. Po kilkunastu minutach, już
niemalże po ciemku, dotarliśmy do celu. Jakoś udało się nam wdrapać na
gałęzie. Dopiero leżąc na twardym, szerokim konarze, uświadomiłam sobie,
jak bardzo jestem zmęczona. Czułam, jak ciążą mi powieki…
***
Obudziło mnie wołanie, dość dalekie, choć doskonale słyszalne. Usiadłam
zaspana, omal nie spadając przy tym z drzewa. Przez chwilę nie docierały
do mnie słowa, aż w końcu doszłam do wniosku, że słyszę imiona – moje i
Caldo. Basior właśnie się obudził i przez chwilę siedzieliśmy na
drzewie w ciszy.
- To Anubis – powiedziałam po chwili wahania i ześlizgnęłam się po pniu.
Caldo zrobił mniej więcej to samo. Wydało mi się, że łapa już go mniej
boli.
- Tutaj! – krzyknęłam, słysząc dalsze nawoływania. Po kilku minut wpadł
na nas Anubis i to niemal dosłownie. Kiedy trochę uspokoił oddech,
zaczął mówić.
- Szukałem was wszędzie. Obawiałem się, że wy również nie żyjecie.
- Również? Co masz na myśli? – zapytał Caldo.
- Moon, Sophie i Picallo. Zamordowano ich dzisiejszej nocy. Sprawca
nieznany – odparł Anubis głosem niezdradzającym emocji. – Musimy wracać.
Odwrócił się i ruszył tam, skąd przyszedł. Posnułam się smętnie za nim.
Po głowie krążyło mi wiele pytań. Jak się to mogło stać? Dlaczego ktoś
to zrobił? Kim jest sprawca? Czy ma on związek z tymi chmarami
przerośniętych miśków? Kto w takim razie zostanie Alfą? Anubis? Co z
basiorem Gamma? Kiedy…? Rozmyślania przerwał mi głos jednego z
towarzyszy.
<Caldo? Anubis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz