poniedziałek, 23 maja 2016

Od Rary CD Caldo

- Chyba nie spotkałeś na swojej drodze zbyt wielu życzliwych wilków – zaczęłam, kiedy Caldo przestał mówić. – Tak jak ja przez większość życia… - dodałam ciszej, wbijając wzrok w ziemię.
- Co masz na myśli?
- Od zawsze byłam poniżana przez siostry, ciotka też mnie niezbyt doceniała. – Widząc pytające spojrzenie basiora, zaczęłam tłumaczyć. – Moja matka zmarła kilka dni po moich narodzinach, ojciec nie był mile widziany. Mną i moim rodzeństwem zajęła się ciocia. W sumie, ja cię ledwie znam, dlaczego mam ci opowiadać całą historię mojego życia?
- O nic nie prosiłem – odparł Caldo.
- Też prawda. W każdym razie, byłam inna, co nie pasowało pozostałym. Jak już ktoś był dla mnie miły, to chyba jedynie z powodu, że ładnie śpiewałam. Gdy dorosłam, odszukałam ojca. Życie z nim było znacznie lepsze niż to, co dotychczas. Tam wszyscy byli mili, wszyscy równi…
Urwałam, przypominając sobie te piękne kilka miesięcy. To były cudowne chwile… Nie próbowano mnie zmuszać do bycia kimś innym, tam byłam po prostu sobą… W sumie, teraz też. Spojrzałam w górę, a mój wzrok przebił się przez plątaninę liści i gałęzi. Niebo było już dość ciemne; ścieżka przed nami coraz mniej widoczna. Westchnęłam. Trzeba będzie zejść z trasy i znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Dalsza wędrówka w tych warunkach byłaby zbyt niebezpieczna. Na szczęście znałam całkiem dobrze te okolice i wiedziałam, że niedaleko rośnie drzewo, na którym można się wygodnie ułożyć. Problem w tym, czy Caldo dałby radę wdrapać się na nie. Postanowiłam jednak zaryzykować.
- Tutaj skręcamy – oznajmiłam, wchodząc między drzewa. Towarzyszący mi basior wzruszył ramionami i poszedł za mną. Po kilkunastu minutach, już niemalże po ciemku, dotarliśmy do celu. Jakoś udało się nam wdrapać na gałęzie. Dopiero leżąc na twardym, szerokim konarze, uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem zmęczona. Czułam, jak ciążą mi powieki…
***
Obudziło mnie wołanie, dość dalekie, choć doskonale słyszalne. Usiadłam zaspana, omal nie spadając przy tym z drzewa. Przez chwilę nie docierały do mnie słowa, aż w końcu doszłam do wniosku, że słyszę imiona – moje i Caldo. Basior właśnie się obudził i przez chwilę siedzieliśmy na drzewie w ciszy.
- To Anubis – powiedziałam po chwili wahania i ześlizgnęłam się po pniu. Caldo zrobił mniej więcej to samo. Wydało mi się, że łapa już go mniej boli.
- Tutaj! – krzyknęłam, słysząc dalsze nawoływania. Po kilku minut wpadł na nas Anubis i to niemal dosłownie. Kiedy trochę uspokoił oddech, zaczął mówić.
- Szukałem was wszędzie. Obawiałem się, że wy również nie żyjecie.
- Również? Co masz na myśli? – zapytał Caldo.
- Moon, Sophie i Picallo. Zamordowano ich dzisiejszej nocy. Sprawca nieznany – odparł Anubis głosem niezdradzającym emocji. – Musimy wracać.
Odwrócił się i ruszył tam, skąd przyszedł. Posnułam się smętnie za nim. Po głowie krążyło mi wiele pytań. Jak się to mogło stać? Dlaczego ktoś to zrobił? Kim jest sprawca? Czy ma on związek z tymi chmarami przerośniętych miśków? Kto w takim razie zostanie Alfą? Anubis? Co z basiorem Gamma? Kiedy…? Rozmyślania przerwał mi głos jednego z towarzyszy.
<Caldo? Anubis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz