[...] Uspokoiła się natychmiast.
- Przyzwyczaj się. To będzie teraz twoja codzienność - zaśmiałem się.
* * *
Zsunąłem się niżej. Lekko wgryzłem się w jej sutek. Z przodu rozległ
się przytłumiony pisk. Zachęcony, gryzłem dalej. Schodząc coraz niżej,
dotarłem do miejsca. Wstałem, mając waderę między łapami, zacząłem
ruszać jej kulkę. I tak przez półgodziny. Bez ostrzeżenia wszedłem w
waderę. Napięła się, biodra jej poszły w górę. Objąłem je łapami.
Zacząłem się w niej ruszać, aż do jej limitu i jeszcze trochę. W końcu
jednak sam się zmęczyłem. Przeniosłem się w górę. Moje przyrodzodzenie
znalazło się przy jej pysku.
- Liż! - Wyciągnąłem siłą jej język i przystawiłem do czubka.
Wiedziałem, że nie chce tego robić, więc podskoczyłem na jej brzuchu.
Zrezygnowana ruszyła językiem. Moje nasienie wylądowało na jej pysku.
Zlizałem je i przetrzymałem w policzkach. Złączyłem nasze usta w
pocałunku. Jednocześnie wcisnąłem nasienie w nią. Zmusiłem by je
przełknęła. Chwilę się jeszcze bawiłem, ale widziałem, że Teri już nie
da rady, więc zostawiłem ją w spokoju. Wyszłem z jaskini i skierowałem
się ku wodopojowi. Było już późne popołudnie. Doszłem tam i spotkałem
czarnego basiora.
- Hej. Kim jesteś? - Zapytał.
- Disparate. A ty?
- Lyle. Są tu jakieś fajne wadery, chętne do stosunku? - Wypalił od razu. Uśmiechnąłem się.
- Jest. Można robić z nią co się chce. Chętny?
- Pewnie!
Napiłem się szybko i zaprowadziłem go do krwawiącej wadery. Zagwizdał.
- Fajną zabawkę sobie sprowadziłeś.
- Wiem. Ale nikt nie może się o niej dowiedzieć. Chcesz wypróbować?
Basior uśmiechnął się. Podszedł, do jeszcze bardziej przerażonej,
wadery. Usiadłem pod ścianą. Lyle zabawiał się jeszcze ostrzej ode mnie.
Niebieska, szerokootwartymi oczami, wypełnionymi łzami, obserwowała
jego wyczyny. Widać było, że tylko dać jej chwilę, a będzie zwijać się z
bólu.
- Przystopuj, koleś. Rozerwiesz moją zabawkę.
- Ech. Sory.
- Ja nie nic mówie, że nie możesz się nad nią znęcać. Tylko jej nie rozerwij.
- A mogę ją odwiązać? - Padło pytanie. Przejrzałem się Teriyaki.
- Tak. Nie powinna uciec.
Lyle mruknął krótkie "Yey" i wrócił do bzykania. Po chwili odwiązał
waderę i targnął ją na duży kamień. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
Kiwnąłem. Ściągnął jej kaganiec. Teri plunęła krwią. Basior złapał kość
z jelenia. Okładał nią samicę, a twardy głaz, nasilał działanie. Znów
zaczęła płakać. Wbił pazury w jej pysk, zostawiając głębokie rany.
Właściwie, to ona nie była już niebieska, bo zakrwawiona sierść,
zakrywała prawdziwy kolor. Wadera zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy.
- Nikt cie nie usłyszy, maleńka. Możesz sobie jedynie wyobrażać że
jestem twoim ukochanym, jeśli wogóle go masz. - Warknął Lyle,
zagłębiając się w waderze.
* kilka tygodni później*
Wadera strasznie wychudła. Ale co się dziwić, do tej pory, w pysku miała
tylko skąpą rybę.. Ale nadal ją wykorzystywaliśmy. A najlepsze, że nikt
o tym nie wiedział. Otarcia przez linę, kości i inne rzeczy, oraz
rany, zadane przez nasze pazury, były bardzo widoczne. A kamień stał się
klasycznym miejscem stosunku. Wadera była tak wycieńczona, że
wiązaliśmy ją tylko do bicia i na noc. Akurat gwał.ciłem Teri, gdy coś
spostrzegłem. W wejściu do jaskini ktoś stał. I nie był to Lyle. Powoli
wstałem. To musiał być ktoś ważny dla Teri. Zrozpaczona wpatrywała się w
osobnika. W jej oczach zabłysły nikłe iskierki... Miłości i nadziei.
Przywaliłem jej w brzuch, żeby się nie ruszyła, skoro była odwiązana.
Skuliła się i spadła z kamienia, kaszląc krwią. Podeszłem powoli do
czerwonego basiora. Odsłoniłem kły, warcząc na niego. Szybko podjął o co
chodzi. Krążyliśmy w koło. Kątem oka zdążyłem zauważyć że moja zabawka
kuli się i cofa. Po chwili jednak łapy się pod nią załamały. W tym samym
momencie rzuciłem się na wilka. Nie miało znaczenia kto to był. Grunt,
że odkrył mój sekret. Warknąłem, szarpiąc się z czerwonym basiorem.
Gdzieś mignęły mi czarne skrzydła. Lyle wylądował obok i też rzucił się
na czerwonego. Wygrana była nasza. Rzuciliśmy przegranym o ścianę, pod
którą chwilę później wylądowała skrzydlata, odbijając się od skał.
Związałem czerwonego, zaczepiając linę do metalowego kółka. Szarpał się
niemiłosiernie. Lyle zajął się waderą. Chyba chciał ją na początku
związać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Pochylił się nad nią. Rozchylił
jej tylne łapy i wszedł w nią. Bez komentarza, przesuwałem głaz, by
zamknąć jaskinię. Kiedy już to zrobiłem, wróciłem do niewolników.
- Co z nim zrobimy? - Zapytałem Lyle'go.
- Zobaczymy. Może się do czegoś przyda. A teraz chodź, nieopodal widziałem stadko jeleni. Kości idelanie się nadadzą.
Westchnąłem, bo dopiero co zamknąłem jaskinię, ale po kilku minutach po
związaniu Teriyaki i sprawdzeniu więzłów basiora, zakneblowaniu go, bo
ona nawet nie miała siły się szarpać, a co dopiero, przykładowo
przegryźć linę na basiorze lub sobie, ponownym zamknięcu jaskini, szybko
pobiegliśmy na polowanie, zostawiając przytomne wilki same.
< Teriyaki, Kaharamis? Tylko nie skończcie zbyt szybko tej fabuły, nie chcę jeszcze umierać xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz