sobota, 7 lutego 2015
Od Anubisa CD Yǒnggǎn
Byliśmy trochę zmęczeni zabawą, nagle Yǒnggǎn zaczęła się kłaść na ziemi. Czy ona nie wie że śnieg jest zimny? Ech...mniejsza z tym. Patrzyłem się na nią świdrując ją wzrokiem. Zachowywała się co najmniej dziwnie, co chwila powtarzała "chwileczkę" jakbym się jaj pytał "ile jeszcze?". Nie ukrywając miałem ochotę zadać jej to pytanie. Czy ona naprawdę tak długo odpoczywa? Raczej coś kombinuje...tylko nie wiedziałem co. Nagle usłyszałem gdzieś jakiś szelest i stłumione warczenie, odwróciłem głowę w tamtym kierunku i zastrzygłem uszami. Nie wiem czemu ale nie podobał mi się ten dźwięk. Wytężyłem wzrok w nadziei że coś dostrzegę. Nagle coś wielkiego, zimnego i białego walnęło mnie w głowę. Wlazło do oczu, nosa i pyska. Na skórze poczułem lodowate płatki śniegu zamieniające się w śnieg. Do moich uszu doszedł najgłośniejszy wybuch śmiechu jaki w życiu słyszałem. Otrzepałem się z cichym warknięciem. Yǒnggǎn spojrzałem na mnie zdziwiona.
- Co cię ugryzło? Przecież to tylko śnieżka! Nie musisz od razu warczeć! To... - położyłem jej łapę na ustach, tłumiąc dalszy wywód.
- Słuchaj! - szepnąłem i powoli zdjąłem łapę z jej pyska. Naszych uszu dobiegł krzyk bólu i agonii, stłumiony tak jakby ktoś starał się go zatuszować. Spojrzeliśmy na siebie i pobiegliśmy w tamtym kierunku. Skryci w krzakach przyglądaliśmy się jak jakiś wilk nie z naszej watahy zabija innego. Ten drugi nie wydawał się znajomy.
- Znasz te wilki? - szepnąłem w umyśle Yǒnggǎn żeby wilk nie słyszał mojego pytania. Wadera na początku wzdrygnęła się, jak poczuła w głowie moje pytanie ale zaraz doszła do siebie. Pokręciła przecząco głową. Nagle z krzaków wyszedł kolejny nieznajomy wilk. Naszych uszu dobiegł skrawek ich rozmowy.
- Ale jest pan pewny? - zapytał nowo przybyły.
- Tak, zaatakujemy watahę Zorzy Polarnej. Nie ma w niej dużo wilków więc będzie łatwo! Mówię ci to żyła złota! Alpha się ucieszy! Musimy tylko znać położenie ich jaskiń a można będzie wysłać mordercę! - powiedział rozradowany. Można się było domyślić że to szpiedzy lub zwiadowcy. Taak...nie przy mnie taki przekręt. Wstałem z zamiarem wyjścia z krzaków. Zatrzymała mnie łapa.
- Co chcesz zrobić? Ich jest tu więcej! Są w krzakach! - wyszeptała Yǒnggǎn.
- A co twoim zdaniem powinnyśmy zrobić? - zapytałem w jej umyśle, wadera skrzywiła się.
- Nie wiem. I nie wchodź mi do głowy! Przez ciebie swędzi mnie w środku czaszki! - warknęła obrażona.
- Dobra. - mruknąłem, oczywiście w jej umyśle. Wadera zrobiła najbardziej wściekłą mine jaką potrafiła, ale nie zwróciłem na to uwagi. Wyskoczyłem z krzaków. Jeden z wilków krzyknął ostrzegawczo, ale za późno. W chwili kiedy zamilkł (bo był to krótki okrzyk) drugi nie żył i nie miał ani grama krwi w ciele. Spojrzałem z wściekłością na tego drugiego i rzuciłem mu się do gardła. Obrona watahy i obiad w jednym! Nagle z krzaków wyszło ich więcej a przy moim boku pojawiła się Yǒnggǎn.
- Chciałeś się zabawić be ze mnie? -zapytała z drapieżnym uśmiechem.
- Ależ skąd! - odparłem w jej umyśle (co ją nadal drażniło). Zaczęliśmy walczyć.
< Yǒnggǎn? Sorry za dłuższe nieodpisywanie ;_;>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz