poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Anubisa CD Yǒnggǎn

Wadera weszła do wody by udowodnić mi że to "coś" nie jest wymysłem jej wyobraźni. Czekałem na brzegu aż wróci i przyzna że to tylko głupi żart. Jednak Yǒnggǎn nie wynurzała się ... policzyłem minuty. Normalny wilk nie mógł by tyle siedzieć pod wodą! A ona z tego co wiem nie umie oddychać pod wodą! Przestraszony wstałem i nagle do mojego nosa dostała się nikła woń krwi. Krwi Yǒnggǎn ... Gdybym nie był tak wystraszony, to pewnie wytykał bym sobie że moje tętno przyśpieszyło a oczy nabrały szkarłatnego połysku. Na krew mojej przyjaciółki, której bym w życiu nie ugryzł! Warknąłem sfrustrowany, nie wiedząc co robić. Jasne że umiem pływać ... tylko ten stwór musi być prawdziwy, a skoro tak to nie wiadomo co zrobił z Yǒn! Nagle usłyszałem wycie dochodzące z prawej strony. Poznałem głos Yǒnggǎn wołający ratunku. Zawyłem w odpowiedzi. Miałem nadzieję że mnie usłyszy i nie pomyśli sobie że ją porzuciłem. Droga do miejsca dźwięku wiodła przez wodę ... Już miałem wejść gdy sobie o czymś przypomniałem. Odbiegłem od wody i wskoczyłem w cień. Pojawiłem się w lecznicy, Moon odskoczyła zdziwiona. Ja porwałem w zęby rulon bandażu.
- Nagła sprawa! - wyjaśniłem i zniknąłem z powrotem pojawiając się nad brzegiem wody. Wskoczyłem do jeziora i zanurkowałem szukając Yǒnggǎn. Nie widziałem jej, lecz doskonale czułem ścieżkę krwi. Popłynąłem za nią. W płucach powoli zaczynało brakować mi powietrza. Gdzie ty jesteś?! - powtarzałem sobie cały czas w myślach, zaciskając szczęki na bandażu. Trop doprowadził mnie do czarnej groty, znajdującej się w skale. Licząc że znajdę tam waderę, wpłynąłem tam. Tunel był ciemny i wyłożony wodorostami, które ocierały się o mnie przyprawiając o gęsią skórkę. W końcu tunel zaczął biec ku górze i po chwili wypłynąłem na powierzchnię. Wypluwając bandaż, nabrałem potężny chałst powietrza. Zaraz jednak pożałowałem mojej nieostrożności. Powietrze w jaskini było przepełnione zapachem krwi. Moje oczy nabrały krwistej barwy, źrenice rozszerzyły się a tętno przyśpieszyło. Siłą woli zacisnąłem szczęki i wyszłem z wody. Niedaleko zobaczyłem leżącą Yǒnggǎn. Dookoła jej tylnej łapy płynęła krew. Na ten widok cały się spiąłem. Starając się nie myśleć o krwi, chwyciłem w zęby bandaż (moje kły były jeszcze bardzie długie niż zwykle). Podeszłem do wadery.
- Anubis! - Yǒnggǎn objęła mnie. Lecz kiedy zobaczyła moją postawę zmartwiła się.
- Co ... co się stało? - zapytała, kiedy stałem sztywno nie patrząc na nią. Zacisnąłem oczy i wypuściłem z pyska bandaż. Zaraz zaciskając z powrotem szczęki z lekkim kłapnięciem. ~ Możesz sobie sama opatrzyć łapę?~ zapytałem w umyśle.
- Anubis ... o co chodzi? -zapytała wystraszona. Jak ja mam to jej wytłumaczyć?! Mogę na niej polegać i wiem że się mnie nie boi ... ale to, to przeczy całej mojej "pokojowej" postawie. Prawdą było to że nie chciałem mówić jej prawdy. Nie mogłem jednak jej okłamać. ~ Tu jest pełno krwi ~ spróbowałem jej to wyjaśnić. Wyobrażałem już sobie jak mnie powoli znienawidzi. ~ Twojej krwi ~ dodałem czując się jak potwór. Do wadery po minucie doszedł sens moich słów. Czułem że się odsunęła i zawiązuje sobie łapę mokrym bandażem. Byłem pewien że mnie znienawidzi, że poczuje do mnie obrzydzenie. Ku memu zdziwieniu po zawiązaniu opatrunku przysunęła się do mnie.

<Yǒnggǎn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz